Читать книгу 13 Gabinet - Marcin Wolski - Страница 6
ОглавлениеTa książka powinna była się ukazać rok temu. Miała być ostra i wesoła, ukazywać paradoksy i śmiesznostki polskiej polityki w okresie zbliżających się jesiennych wyborów prezydenta RP. Miały w niej obrywać wszystkie strony, z tym że z natury rzeczy – rządzący bardziej. Opowieści postanowiłem nadać charakter historii kryminalnej z elementami fantastyki. Stylistycznie nawiązywałem do radiowego „Klanu Szwendałów”, satyrycznej kroniki wydarzeń codziennych z początku lat dziewięćdziesiątych. Z doświadczeń „Polskiego Zoo” wyniosłem zasadę, że bicz satyry powinien być ostry, ale nie chamski. I tego się trzymałem.
29 marca 2010 roku napisałem upragnione słowo „Koniec” i mailem przesłałem tekst do wydawnictwa.
Tydzień później, po miłym odzewie redakcji, dokonałem jeszcze paru kosmetycznych poprawek i ustaliłem ostateczny tytuł. Kolejna informacja brzmiała, iż wydawnictwo przyspiesza z drukiem i „Trzynasty gabinet” ukaże się w ciągu miesiąca.
A potem wszystko runęło.
Jak nasz samolot.
Tamtego strasznego poranka jednym z pierwszych telefonów, które wykonałem, był ten do wydawnictwa: „Zapomnijcie o książce! Kiedy się pozbieram, napiszę wam coś innego”.
I napisałem: „Cud nad Wisłą”, z tymi samymi bohaterami dwadzieścia lat wcześniej. Historię optymistyczną. Prawie.
Minął rok. Ciężki rok. Zapomniałem o „Trzynastym gabinecie”, mimo że ten realny trwał, usiłował rządzić, coraz mniej śmiesznie, ale ciągle ze sporym poparciem.
A potem dałem się przekonać, że mimo wszystko należy opublikować tę powieść. Jako dokument, jako zapis naszej świadomości sprzed roku, zanim ogarnęła nas narodowa trauma. A jednocześnie świadectwo, że wiele może się zmienić po to, by nic się nie zmieniło.
Jestem świadom ryzyka związanego z tą książką... Nawet mnie, autorowi, ciarki przechodzą po plecach przy niezamierzonych skojarzeniach czy przebłyskach jasnowidzenia, a śmiech zatrzymuje się w gardle.
Ale w jaki sposób błazen ma czcić pamięć ludzi mu bliskich, jak nie żartem?
I dlatego ową historyjkę o nas samych, bez zmian i retuszy, w wersji, w jakiej 10 kwietnia 2010 roku była gotowa do druku, dedykuję moim bohaterom. Z tej i poprzedniej książki.
Prezydentom Lechowi Indykiewiczowi i Ryszardowi Gęsiarowskiemu, a także suwnicowej Annie Makuszyńskiej oraz wszystkim pozostałym, dla których nie zdążyłem wymyślić pseudonimów.