Читать книгу Saga rodu z Lipowej 28: Złota róża - Marian Piotr Rawinis - Страница 5
Gość w Lipowej
ОглавлениеDorota siedziała w świetlicy w Lipowej, czekając na męża, z którym po raz kolejny chciała się rozmówić. Układała sobie w myśli, co i jak powie.
- Trzeba coś postanowić - mruczała pod nosem. - Muszę coś wreszcie postanowić, dalej tak nie może być.
Wiedziała, że sprawa nie jest prosta. Marcin Lipowski nie był kimś, kogo można po prostu zostawić. Był człowiekiem przekonanym o swojej wartości, swojej ważności i wiele robił tylko po to, aby przyjaciele i sąsiedzi wychwalali jego przymioty. Marcin Lipowski dbał o opinię sąsiadów bardziej niż ktokolwiek inny. Najlepszy tego przykład stanowiła ściana w ojcowym dworze w Lipowej. Ściana pełna zdobyczy i łupów, mających zaświadczać o dzielności młodego rycerza. W centralnym jej miejscu znajdował się wspaniały hełm Arnolda von Strasburg, zdobycz najważniejsza, której zazdrościli Marcinowi starzy i młodzi jak kraj długi i szeroki.
Spojrzenie Doroty zatrzymało się na błyszczącym hełmie. Mąż dbał o niego nadzwyczajnie. Kazał regularnie czyścić i polerować, a gdy sługa wykonywał te czynności, pan siedział obok i patrzył mu na ręce, żeby czego nie zepsuł.
Hełm, wykonany ze srebrnej blachy, miał na szczycie klejnot w postaci pięknie ukształtowanej jeleniej głowy. Był dość ciężki, bo choć ze stosunkowo cienkiej blachy, nosił jednak na sobie owego jelenia, jego brodatą głowę z pięknym porożem.
Spojrzenie Doroty zawisło na hełmie i tkwiło na nim, a usta powtarzały nadal:
- Muszę coś postanowić. Muszę...
Tknięta nagłą myślą zerwała się i podeszła. Wspięła się na palce, z trudem udało się jej zdjąć hełm z haka, na jakim wisiał, i obracała go teraz w rękach za wyrazem zastanowienia na twarzy.
- Co robisz?! - zasyczał za jej plecami głos Marcina. - Zniszczysz!
Podbiegł i wyrwał swój skarb z jej z rąk, choć ostrożnie, żeby go nie uszkodzić.
- Oglądałam tylko – tłumaczyła zawstydzona.
- Po co kobietom oglądać takie rzeczy! - prychnął niezadowolony. - Niewiasty są do czego innego przeznaczone. Nie do takich spraw!
- Podziwiałam, jest taki piękny - tłumaczyła się Dorota.
Stała za jego plecami, gdy ostrożnie odwieszał hełm na przeznaczony mu hak.
- Pewnie, że piękny – zamruczał zadowolony.
Fala gorąca biła na nią i bała się, że to zauważy. Ale mąż stał nadal odwrócony twarzą do ściany i podziwiał swój łup.
- Jelenie rogi - powiedziała. - Szkoda, że nie są całe, a jednego kawałka brakuje...
- Co z tego, że brakuje? - odwrócił się nastroszony. - Baby to zawsze przesadzają. Brakuje jej kawałka. Tobie się wydaje, że w bitwie miałem akurat czas sprawdzać, czy hełm jest cały...
Cofnęła się o krok.
- No, nie - podniosła dłonie pojednawczym gestem. - Nie tak chciałam powiedzieć. Chodziło mi o to, że gdyby był cały, byłby jeszcze piękniejszy. Może powinieneś dać go do naprawy.
- Jeszcze czego! - obruszył się. - Żeby mi zepsuli! Nie ma u nas takich majstrów, którzy umieliby zrobić coś równie wspaniałego. Chyba tylko w Italii...
Powiesił już hełm na swoje miejsce, teraz przypomniał sobie, po co tu przyszedł.
- Czego chciałaś, że wołałaś mnie tak pilnie? - zapytał.
Dorota dygnęła lekko przed mężem.
- Wybacz, że cię fatygowałam – powiedziała przepraszająco. – To nic ważnego. Już sama to załatwiłam.
Zmarszczył brwi niezadowolony. Ale machnął ręką lekceważąco.
- Niewiasty są, jakie są - mruknął i opuścił świetlicę.
Wieczorem nadjechał do Lipowej pan Jeno, wiodąc ze sobą starszego rycerza.
- Gościa ci wiozę, synowo - powiedział na powitanie.
Gość był brodaty i patrzył ponurym wzrokiem, ale kłaniał się nisko.
- Wielcem mu rada - zapewniła Hedwiga, z ciekawością zerkając na człowieka siedzącego na koniu. - Mikołaj lada chwila powinien być w domu.
- To wiesz, że będzie wkrótce?
- Przysłał posłańca, że lada dzień stanie w domu. Czy gość, którego wy przywiedliście, jest do Mikołaja?