Читать книгу Jak Lolek został papieżem - Mariusz Wollny - Страница 3
ОглавлениеCZĘŚĆ I
KAROL Z WADOWIC
JAK LOLEK CHCIAŁ
ZOSTAĆ LOTNIKIEM
Mały, dwupłatowy samolocik dzielnie wzbija się w przestworza. Zdumione ptaki uciekają w popłochu. Nie dziwi ich, że człowiek wymyślił latającą machinę, bo po ludziach można się wszystkiego spodziewać, ale dlaczego nikogo w środku nie widać? Nagle najbystrzejsza z dzikich gęsi dostrzega w kabinie pilota i głośnym gęganiem oznajmia to pozostałym.
– Gę-gę, to chłopiec!
– Chłopiec?! – dziwią się jej koleżanki. – Może to Nils Paluszek?
– To nie Nils! – odpowiada stary gąsior, który kiedyś woził na grzbiecie Nilsa Holgerssona, bohatera książki pani Selmy Lagerlöf Cudowna podróż.
Dziewięcioletni lotnik uśmiecha się do ptaków i macha ręką. Potem poprawia skórzaną czapkę-pilotkę i gogle, wbija się głębiej w fotel i ściąga drążek sterowniczy. Śmigło zwiększa obroty, a przód samolotu celuje prosto w chmury. Wnet samolot przebija się przez nie i chłopiec widzi rozgwieżdżone niebo. Wyżej, wyżej! Tam, gdzie czeka mama. Silnik gra na najwyższych obrotach. Chłopiec zerka w dół i widzi ziemię, małą jak piłka futbolowa. A przed nim rosnący w oczach księżyc. A to kto? To pan Twardowski! Zdjął czapkę i wymachuje nią do lotnika jak szalony. Za chwilę i księżyc zostaje w tyle, potem jedna gwiazda, druga, trzecia. A niebo wciąż tak samo daleko, jak na początku podróży. Mały pilot waha się jeszcze, w końcu zawraca. Już wie – nie tędy droga. Samolotem nigdy nie doleci do swojego celu…
Lolek budzi się w środku nocy. Do małego pokoiku, jednego z dwóch w skromnym mieszkanku przy Rynku nr 2 (dziś ulica Kościelna 7), zagląda przez okno pyzaty księżyc. W ciągu dnia z tego okna widać na murze pobliskiego kościoła zegar słoneczny z napisem. Lolek, z natury ciekawy, już od maleńkości wie, że znaczy on: Czas ucieka, wieczność czeka.
Lolkowi znów śniła się niedawno zmarła mama, taka jak na fotografii, na której z miłością tuli do siebie malutkiego Karolka. Chłopiec wie, że mama żyje w nim, a dobry Jezus na pewno zabrał ją do siebie z jakiegoś sobie tylko wiadomego powodu. Dlatego pytany o mamę, Lolek zawsze odpowiada:
– „Została wezwana przez Boga”.
Wcale więc teraz nie płacze. Przecież chłopaki nie płaczą, a on ma już dziewięć lat! To tylko oczy mu się pocą…
Łóżko obok jest puste. Ale tata nigdzie nie wyszedł. Klęczy obok, zatopiony w modlitwie, tak jak nieraz widuje go Lolek, w domu albo w kościele. Lolek podziwia tatę żołnierza, który podczas niedawnej wojny światowej służył w wojsku austiackim, a potem w polskim.
Lolek urodził się 18 maja 1920 roku, „w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę” i „Polska była bardzo zagrożona”, bowiem bolszewicy, czyli rosyjscy komuniści, byli naszymi nieprzyjaciółmi. Na szczęście wyzwoliciel Polski i dowódca Legionów Polskich marszałek Józef Piłsudski pokonał ich pod Warszawą w słynnej bitwie zwanej cudem nad Wisłą, o której Lolek uczy się w szkole. Jest dumny, że po obu – tacie i „dziadku” Piłsudskim – nosi swoje imiona: Karol Józef.
Lolek uważa tatę za niezwykłego człowieka i codziennie uczy się od niego, „że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków”. A niełatwo małemu chłopcu zastąpić matkę i ukochanego starszego brata Mundka, który w Krakowie kształci się na lekarza.
Takie było życzenie mamy, aby Edmund został lekarzem, a Karol – księdzem. Ufała w ogromne możliwości młodszego synka i mawiała z przekonaniem:
– „Mój Lolek zostanie wielkim człowiekiem”.
Jednak Lolek, choć od śmierci mamy jeszcze więcej się modli i czyta, to przecież ani myśli, żeby zostać księdzem. Co to, to nie! Kiedy miał siedem lat, pilot amerykański Charles Lindbergh dokonał niezwykłego wyczynu – przeleciał nad Oceanem Atlantyckim. Spytano wówczas Lolka:
– „Kim chciałbyś zostać?”.
– „Będę lotnikiem!”.
– „A dlaczego nie księdzem?”.
– „Bo Polak może być drugim Lindberghiem, ale nie może zostać papieżem”.
To było dawno, dwa lata temu. Teraz Lolek chce zostać słynnym piłkarzem albo aktorem. Jedno się tylko nie zmieniło – na pewno nie będzie księdzem. Lotnikiem też nie, bo jego myśli bardzo często biegną wysoko, wyżej niż obłoki, aż do nieba. A tam nawet najlepszy pilot nie doleci…
Tata już skończył modlitwę i śpi. Lolek też usypia, pomodliwszy się wcześniej za duszę mamy, a w jego dziewięcioletnim sercu rodzą się słowa, które po latach przybiorą postać wiersza:
Nad Twoją białą mogiłą,
o Matko – zgasłe Kochanie –
za całą synowską miłość
modlitwa:
Daj wieczne odpoczywanie…