Читать книгу Humoreski - Mark Twain - Страница 6

Opowiadanie komiwojażera.

Оглавление

Biedny, strapiony przybyszu!... Było w twej skromnej minie, w twojem zmęczonem spojrzeniu, w wytwornym lecz podszarzanym ubiorze twoim coś, co posiew litości pobudziło w mem sercu do kiełkowania, jakkolwiek spostrzegłem od razu u ciebie pod pachą portfel, na którego widok z duszy mojej wydobył się szept gorącej modlitwy: — „Wszechmocny losie!... tylko mnie też nie wtrącaj na miłość Boską, w objęcia komiwojażera!...„

Że jednak ludzie ci potrafią, żeby tam nie wiedzieć co, rozdmuchać naszą ciekawość, nim tedy zdążyłem zdać sobie sprawę, jak się to stało i kiedy, już gość mój znajdował się w pełnym toku opowiadania swoich życiowych przygód a ja mu się przysłuchiwałem z największą uwagą i współczuciem.

Opowieść jego brzmiała mniej więcej:

— Rodzice mnie odumarli... ach!... kiedym był jeszcze małą, niewinną dzieciną. Stryj Ithurel zajął się wówczas moją sierocą egzystencyą i przygarnąwszy mnie do swego serca, traktował od tej chwili jak rodzonego syna. Był to jedyny mój krewny na całym świecie; na szczęście był to człek dobry, bogaty i hojny. Otoczył on mnie takim zbytkiem, że niczego, co tylko za pieniądze nabyć można, nigdy mi nie brakowało.

Skończywszy z biegiem czasu uniwersytet, udałem się na wojaż w towarzystwie dwóch służących. Cztery lata bujałem z miejsca na miejsce na lekkich skrzydłach uciech. Wybacz pan ten poetycki sposób wyrażania się człowiekowi, który się zawsze palił do poezyi. Pozwoliłem sobie na to tem śmielej, albowiem czytam z pańskich oczu, że i pan także poświęcasz się czarownej sztuce władania mową bogów. W odległych od mej ojczystej ziemi krajach karmiłem moją młodość tą ambrozyjską potrawą, co syci umysł, duszę i serce. Z pomiędzy wszystkich rzeczy jednakże, z jakiemi poznać się było mi danem w owych dniach szczęścia, najwięcej przypadł do smaku wrodzonemu mojemu zmysłowi estetycznemu............................

Humoreski

Подняться наверх