Читать книгу Assassin's Creed - Matthew J Kirby - Страница 6

Rozdział 1

Оглавление

Sean oswoił się z przemocą, ale nie czerpał z niej przyjemności. Jednak jego wikińskiego przodka, Styrbjörna, radowały obrazy, odgłosy i zapachy walki. Uwielbiał to mrowienie w dłoni, kiedy jego topór Randgríð roztrzaskiwał tarczę przeciwnika, łatwość, z jaką miecz z kuźni Ingelrii odcinał kończyny, krakanie kruków gromadzących się na zwłokach.

Styrbjörn w głębi ducha dziękował losowi, że król Duńczyków Harald Sinozęby odrzucił jego warunki. Dzięki temu bitwa nareszcie mogła się rozpocząć. Seanowi nie śpieszyło się, by doświadczyć kolejnego brutalnego wspomnienia, ale musiał przyznać, że lubił doznania, które zapewniało mu potężne ciało przodka.

Styrbjörn zatrzymał swoją flotyllę długich łodzi u wybrzeży Jutlandii, niedaleko portu Aros, i tam czekał na Haralda. Król Duńczyków wypłynął mu naprzeciw świadom, że jego gród nie miałby szans wytrzymać szturmu Jomswikingów Styrbjörna i najwyraźniej przekonany, że dzięki większej flocie łatwo wygra bitwę na morzu. Być może podejrzewał też, że jego żona Gyrid – siostra Styrbjörna – zdradzi go, jeśli pozwoli jej zanadto zbliżyć się do pola bitwy. Niezależnie od motywów Haralda, widok nadpływających łodzi sprawił, że Styrbjörn się uśmiechnął.

Sean poczuł na języku smak soli. Kormorany i pelikany pikowały wokół niego do wody rozświetlonej przez promienie słoneczne. Dotarcie w to miejsce, znalezienie się w centrum wydarzeń, które miały sprawić, że jego przodek nareszcie zdobędzie sztylet Haralda Sinozębego – trzeci fragment rozproszonego Trójzębu Edenu – wymagało od niego spędzenia całych tygodni w Animusie i wędrówki przez wiele lat życia Styrbjörna. Pozostało mu dowiedzieć się, co Styrbjörn zrobił z artefaktem, zanim umarł, i w ten sposób określić, gdzie sztylet może się znajdować w dzisiejszych czasach.

Symulacja jest bardzo stabilna – Isaiah odezwał się w uchu Seana. – Wygląda na to, że za chwilę rozpocznie się kolejna bitwa. Jesteś gotowy?

– Tak – odparł Sean.

Isaiah przeniósł Seana z bazy Aerie dziesięć dni temu, po ataku. Sean wciąż nie miał wieści od Grace, Davida ani Natalii. Nie wiedział nawet, co się z nimi stało. Isaiah poinformował go tylko, że przeszli na złą stronę, a Victoria im pomagała, może nawet sprzymierzyła się z Bractwem Asasynów. Sean musiał znaleźć Fragment Edenu, zanim wpadnie we wrogie ręce.

Coraz bardziej imponuje mi twoje męstwo – oznajmił Isaiah.

– Dziękuję.

Świat ma wobec ciebie dług wdzięczności.

Sean, niesiony przez prąd wspomnień Styrbjörna, uśmiechnął się.

– Cieszę się, że mogę pomóc.

Dobrze. Do dzieła.

Sean z powrotem skupił uwagę na symulacji. Deski pokładu chybotały pod jego stopami, a po wodzie niosły się coraz wyraźniejsze okrzyki załóg łodzi Haralda. Styrbjörn odwrócił się do swoich ludzi, budzących postrach Jomswikingów. Wcześniej nakazał związać linami łodzie i utworzyć pływającą fortecę, która teraz stanowiła trzon jego flotylli i miała umożliwić zasypanie wroga gradem strzał i włóczni. Pozostałe załogi szykowały się do walki w zwarciu – taranowania, zarzucania haków i abordażu. Styrbjörn zamierzał dostać się na łódź Haralda, rzucić mu wyzwanie i zakończyć bitwę, zanim Jomswikingowie wybiją duńskich wojowników. Jeśli mieli zasilić jego armię, byli mu potrzebni żywi.

– Widzę co najmniej dwieście łodzi – odezwał się Palnatoke, posiwiały, zahartowany w boju wódz Jomswikingów, który stał u jego boku. Na przestrzeni lat, które minęły od dnia, w którym Styrbjörn pokonał go w pojedynku i przejął władzę nad jego drużyną, wykształciło się między nimi coś na podobieństwo szacunku. – Nie, ponad dwieście. Jesteś pewien, że to dobry pomysł?

– Tak. Ale może doda ci otuchy fakt, że wczorajszej nocy kilku naszych ludzi złożyło ofiarę Thorowi. Jeden z nich twierdzi, że miał widzenie. Zobaczył, jak dopływałem do wybrzeża kraju, z którego pochodzę, a Harald był uwiązany do masztu mojej łodzi niczym pies. – Styrbjörn zrzucił z ramion futrzany płaszcz i wyciągnął zza pasa swój topór Randgríð.

– Flota Haralda będzie moja.

Palnatoke stęknął.

– Zastanawia mnie, czy Sinozęby złożył ofiarę swojemu Białemu Chrystusowi.

Styrbjörn wykonał gest dłonią w stronę nadpływających łodzi.

– A jeśli tak? Martwi cię to?

– Nie – odparł Palnatoke. – Chrystus nie jest bogiem wojny.

– To jaki z niego pożytek? – Styrbjörn prychnął.

– A ty do którego boga kierujesz swoje prośby?

Styrbjörn spuścił wzrok na swój topór.

– Nie potrzebuję bogów.

Dudnienie bębnów, w rytm których rzędy wioseł pchały w poprzek fal łodzie Haralda Sinozębego, przybierało na sile. Sean pozwolił się porwać bojowemu szałowi Styrbjörna, jego przerażającemu pragnieniu wzięcia udziału w przelewie krwi. Uniósł topór i wydał głosem przodka okrzyk bojowy. Jomswikingowie odpowiedzieli echem. Słysząc to, dał rozkaz do ataku i jego flota ruszyła naprzód. Dzioby zdobione rzeźbami smoków cięły fale, rozbryzgując słoną wodę, której krople lądowały na twarzy Styrbjörna.

Dystans pomiędzy flotami szybko malał, wreszcie wróg znalazł się w polu rażenia. Styrbjörn poczekał na idealny moment i wydał następny rozkaz. Łodzie na czele szyku odbiły na boki. Utworzyły korytarz dla płynącej środkiem fortecy zbudowanej z połączonych łodzi. To stamtąd posypał się grad strzał i oszczepów. Atak zebrał krwawe żniwo wśród zaskoczonych załóg Haralda, siejąc spustoszenie i wybijając wioślarzy z rytmu. Łodzie, które gwałtownie zmieniły kurs, wpadały na siebie i wielu znajdujących się na nich wojowników impet zmiótł do wody.

Styrbjörn pohamował przypływ satysfakcji i zanim załogi okrętów Haralda otrząsnęły się po nawałnicy strzał, wydał komendę. Łodzie, które wcześniej rozpierzchły się na boki, teraz zachowując pełną prędkość, runęły przez wyrwę w formacji Duńczyków, taranując zdezorganizowanego przeciwnika. Uderzenia w kadłuby strzaskały tarcze zawieszone na burtach duńskich łodzi. Kilka z nich wywróciło się do góry dnem. Chwilę później morska woda zagotowała się od walki, krzyków tonących mężczyzn i trzasków pękającego drewna.

Styrbjörn usiłował dostrzec pośród tego chaosu sztandar Haralda. Kiedy wreszcie go wypatrzył, nakazał czterem łodziom ze swojej straży przedniej uformować klin i dokonać wyłomu, przez który jego wioślarze wbili się głęboko w szyki wroga. Styrbjörn musiał jak najszybciej przedostać się na pokład królewskiego okrętu. Chciał wykorzystać ostatnie chwile chaosu, zanim Duńczycy odzyskają panowanie nad sytuacją i zdadzą sobie sprawę, że w sercu ich formacji znalazła się łódź wroga.

Jomswikingowie, którzy pozostali za plecami Styrbjörna, nie potrzebowali bębna. W absolutnym milczeniu młócili fale w rytmie, który narzucał im bitewny szał. Styrbjörn jedną dłonią ścisnął stylisko topora, a drugą oparł się o figurę smoka zdobiącą dziób. Był coraz bliżej łodzi Haralda, ale zanim do niej dotarł, Duńczycy podnieśli alarm. Strzały i włócznie posypały się na okręt Styrbjörna, zatapiając żelazne zęby w deskach i ciałach. Choć kilku wioślarzy zostało trafionych, żaden nie wydał okrzyku bólu, a pozostali nieprzerwanie wiosłowali. Styrbjörn zrobił krok w tył i przygotował się do ataku.

Widział Haralda.

A po chwili Harald dostrzegł jego.

Nagle jednak w przestrzeń pomiędzy nimi wskoczyła duńska łódź, która zablokowała drogę i osłoniła króla.

Łódź Styrbjörna nie miała czasu się zatrzymać i uderzyła w przeciwnika. Gejzerowi odłamków drewna i wodnej piany towarzyszył wstrząs, którego siła wyrzuciła Styrbjörna do morza. Sean poczuł w ustach smak słonej wody, która paliła jego płuca. Dławił się i kasłał, otoczony przez czarną, lodowatą toń.

Symulacja zaczęła się rozmywać.

Spokojnie – pouczył go Isaiah. – Nic ci nie będzie. Wiemy, że twój przodek nie utonął.

Racja. Sean zanurkował z powrotem we wspomnienie, pozwolił falom zamknąć się nad swoją głową i wraz ze Styrbjörnem odpychał się rękami w stronę powierzchni wody. Zbroja i broń ciążyły mu, ciągnęły w dół, ale w końcu wystawił głowę nad fale i wykorzystał hak na obuchu topora, żeby uczepić się burty przepływającej łodzi. Z pomocą Randgríð wciągnął się na pokład, przetoczył się i zerwał na nogi.

Drakkar Haralda wciąż znajdował się nieopodal, ale Styrbjörna odgradzały od niego pokłady dwóch duńskich jednostek. Po wpadnięciu do wody stracił tarczę, ale wciąż miał swój topór i zdążył wyciągnąć sztylet z pochwy, zanim natarło na niego dwóch pierwszych Duńczyków.

Zrobił unik i odparował, czym wytrącił obu napastników z równowagi, a przemykając obok nich, zdążył jeszcze pchnąć jednego w plecy. W innej bitwie, innego dnia, poświęciłby czas, żeby ich zabić, ale teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Popędził po pokładzie, rozpychając Duńczyków na boki ramionami, blokując i unikając ciosów, pozwalając Randgríð posmakować krwi wroga, kiedy nadarzała się okazja.

Na rufie ugodził nożem sternika, a następnie potężnym skokiem pokonał kilka metrów wody dzielących go od pokładu następnej łodzi. Jej załoga była lepiej przygotowana i jak jeden mąż zagrodziła mu drogę. Styrbjörn dostrzegł nad głowami Duńczyków zawracającą łódź Haralda. Schował więc broń. Następnie wyrwał dębowe wiosło z osady i trzymając je w poprzek piersi, zaszarżował na wroga, rąbiąc ciężką belką niczym byk rogami.

Zarył w pierwszy rząd Duńczyków i zapierając się piętami o deski pokładu, zaczął spychać wroga do tyłu. Kilku wojowników wypadło za burtę, inni upadli, tratowani przez swych kompanów i Styrbjörna. Ci, którym udało się utrzymać na nogach, usiłowali dosięgnąć go bronią, ale pod ciągłym naporem żadnemu z nich nie udało się wyprowadzić celnego ciosu. Styrbjörn napinał plecy, ramiona i nogi do granic możliwości, a z jego przemoczonego ubrania unosiła się para. W końcu zepchnął wrogów na dziób.

Zatopionemu we wspomnieniu Seanowi trudno było uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Odnosił wrażenie, że gdyby przeczytał o podobnym wyczynie, uznałby go za chełpliwą legendę. Tymczasem siła, którą czuł w ciele przodka, była jak najbardziej realna.

Styrbjörn zatrzymał się na dziobie i wtedy zdał sobie sprawę, że łódź Haralda odpłynęła poza zasięg skoku. Nie mógł jednak pozwolić królowi uciec. Bitwa musiała zakończyć się klęską Haralda zadaną ręką Styrbjörna. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę.

Styrbjörn odrzucił wiosło i zanim którykolwiek ze stratowanych Duńczyków zdążył się otrząsnąć, wskoczył do morza. Nie przejmując się zimnem, które ścisnęło mu pierś, falami miotającymi nim na lewo i prawo, ani wrażeniem, że wsysają go głębiny, popędził w stronę łodzi Haralda. Po chwili woda zagotowała się od pocisków.

Zanim Styrbjörn dopłynął do celu, jedna z duńskich strzał wbiła się głęboko w jego udo. Sean zaryczał wraz z przodkiem, który mimo bólu parł przed siebie. Po chwili Styrbjörn wyciągnął Randgríð zza pasa i ponownie posłużył się nią, by wciągnąć się na pokład.

Z trudem stanął na nogi. Był okrwawiony, wyczerpany i przemoczony, ale wciąż górował nad Duńczykami, którzy wpatrywali się w niego z rozdziawionymi ustami. Na ich oczach wyrwał strzałę z uda i wyrzucił ją do wody. W tej samej chwili dwaj wojownicy opanowali zaskoczenie i rzucili się na niego. Styrbjörn rozprawił się z nimi i zaszarżował na Haralda.

– Ani z ciebie mężczyzna, ani król! – ryknął.

Słowa te miały oczywisty zamiar. Harald, niższy od Styrbjörna o dwie głowy, wzdrygnął się i odruchowo zrobił krok w tył, zanim w ogóle się starli. Ten ruch uzmysłowił Styrbjörnowi, że już wygrał. Musiał to jednak udowodnić Haraldowi. Musiał to pokazać Duńczykom.

Nie czekał więc, aż przeciwnik odzyska panowanie nad sobą, tylko z miejsca zaatakował. Pierwszym uderzeniem Randgríð sprawił, że tarcza Haralda pękła, drugim roztrzaskał ją na pół. Harald uniósł miecz w mizernym geście obrony, ale ręka mu drżała, a jego oczy przepełniał strach.

Łódź wypełnił śmiech Styrbjörna.

– Poddajesz się?

– Poddaję się! – odparł Harald. Upuszczony miecz zabrzęczał na deskach pokładu. – Poddaję się, Bjornie, synu Olofa.

Styrbjörn skinął głową.

– W takim razie daj sygnał, żeby twoi ludzie nie ginęli niepotrzebnie.

Harald przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego z dołu, po czym skinął na jednego ze swoich wojowników, a ten zadął w duży róg. Po falach poniósł się dźwięk wzywający do złożenia broni, który podchwytywały kolejne załogi, aż dotarł do całej flotylli. Kilka minut później zgiełk walki ustał. Łodzie Duńczyków i Jomswikingów w ciszy unosiły się na falach.

– To się nie musiało tak skończyć – oznajmił Harald.

Styrbjörn ciężko westchnął.

– Wolałbyś, żebym dalej najeżdżał twoje włości?

– Mogliśmy dojść do porozumienia.

– Próbowałem. Moja siostra, a twoja żona, próbowała cię przekonać, żeby…

– Żądałeś zbyt wiele, Styrbjörnie.

– Ale teraz mam wszystko – skwitował zwycięzca.

– Chcesz mojej korony? O to chodzi?

– Moja siostra już ma twoją koronę. Ja tu przybyłem po twoją flotę.

– Żeby zaatakować wuja? Zamierzasz zabrać moich ludzi do Svealandu?

– Tak – odparł Styrbjörn. – I ciebie też.

Sean odczuwał euforię zwycięstwa, która mimo bólu promieniującego z uda przepełniała jego przodka. Dostrzegł też sztylet zwisający u pasa Haralda Sinozębego. Sztylet miał dziwnie zakrzywione ostrze i na pierwszy rzut oka widać było zarówno to, że nie jest zwyczajną bronią, jak i to, że Harald nie ma pojęcia o jego mocy. Z pewnością nie wiedziałby, jak go użyć. Sztylet ten – jeden z Fragmentów Edenu – był powodem, dla którego Sean brał udział w symulacji. Prędzej czy później miał się dostać w ręce Styrbjörna. W głębi ducha Sean pragnął wyciągnąć dłoń i chwycić go już teraz, ale spowodowałoby to desynchronizację i bezceremonialne wyrzucenie z Animusa. Musiał więc czekać, najcierpliwiej jak potrafił, i pozwolić wspomnieniu rozwijać się zgodnie z jego własnym biegiem. Sean nie mógł w żaden sposób wpłynąć na przeszłość.

Przeszłość mogła jednak zmienić teraźniejszość. I przyszłość.

Assassin's Creed

Подняться наверх