Читать книгу Doktor Hania Humorek - Megan McDonald - Страница 7

Humorkowy dzień

Оглавление

KAP! Hania Humorek obudziła się. Kapkap-kap – krople deszczu dudniły w dach. Bęc-bęc-bęc – bębniły o szyby. O nie, znowu?! Padało siódmy dzień z rzędu. Co za nuda!

Ona, Hania Humorek, po dziurki w nosie miała już tego deszczu.

Schowała głowę pod poduszkę. Szkoda, że nie jest chora. Przeziębienie to świetna rzecz. Można siedzieć w domu, pić kakao na śniadanie, zajadać się tostami z odciętą skórką i oglądać telewizję w swoim pokoju. Można przez cały dzień czytać tajemnicze historie o Wisi Ames, studentce pielęgniarce. I można jeść pyszne wiśniowe dropsy na kaszel. Hej! Kto wie, czy imię Wisi nie pochodzi właśnie od tych dropsów?

Hania wzięła starą książkę mamy o Wisi Ames i wrzuciła do ust wiśniowego dropsa na kaszel.

– Wstawaj, leniuchu! – zawołał Smrodek, pukając do drzwi jej pokoju.

– Nie mogę – odparła Hania. – Za bardzo pada.

– Co takiego?

– Nieważne. Idź do szkoły beze mnie.

– Mamo, Hania nie chce iść do szkoły! – wrzasnął Smrodek.

Mama weszła do pokoju Hani.

– Haniu, kochanie, co się dzieje?

– Jestem chora. Przez ten deszcz – szepnęła Hania do Myszki.

– Chora? Co ci jest? Co cię boli? – spytała mama.

– Przede wszystkim głowa. Od bębnienia tego deszczu.

– Boli cię głowa?

– Tak. I gardło. I mam gorączkę. I kark mi zesztywniał.

– To dlatego, że śpisz ze słownikiem pod poduszką – wtrącił się Smrodek. – Żeby dostać szóstkę z dyktanda.

– Nieprawda.

– A właśnie że prawda!

– Zobacz, jaki mam czerwony język. – Hania pokazała Smrodkowi język zabarwiony na czerwono od wiśniowych dropsów.

Mama położyła dłoń na jej czole.

– Chyba nie masz gorączki.

– Udaje! – wykrzyknął Smrodek.

– Wróć za pięć minut – powiedziała Hania. – Wtedy na pewno będę miała gorączkę.

– Udaje, ona udaje, udaje! – powtarzał Smrodek.

Hania żałowała, że nie ma odry. Albo ospy wietrznej. Albo... ŚWINKI! Przy śwince bardzo boli głowa. Sztywnieje kark i boli gardło. Przy śwince policzki puchną jak u chomika. Hania wepchnęła dropsa pod policzek, który wydął się jak u chomika.

– Świnka! – wykrzyknęła doktor Hania. – Chyba mam świnkę! Naprawdę!

– Świnka! – powtórzył Smrodek. – Niemożliwe. Przecież byłaś zaszczepiona przeciwko śwince. Oboje byliśmy. Prawda, mamo? – dodał.


– Tak – potwierdziła mama. – Smrodek ma rację.

– Ale może jedna świnka przeżyła.

– Coś mi się widzi, że ktoś tu nie chce dzisiaj iść do szkoły – powiedziała mama.

– Czy mogłabym zostać w domu, mamo? Obiecuję, że będę chora. Cały dzień.

– Zmierzymy ci temperaturę. – Mama wyjęła termometr z futerału. – Kocia sierść? – zdziwiła się. – A skąd kocia sierść na termometrze?

– Hania ciągle każe Myszce wystawiać język i mierzy jej temperaturę – powiedział Smrodek.

Mama pokręciła głową i poszła umyć termometr. Kiedy wróciła, zmierzyła Hani temperaturę.

– 36,6 – powiedziała. – Prawidłowa!

– Udaje, udaje, wcale nie jest chora, tylko symuluje – zaśpiewał Smrodek.

– Przynajmniej temperaturę mam normalną – powiedziała Hania. – Bo brata na pewno nie.

– Lepiej juz się ubieraj – powiedziała mama. – Chyba nie chcesz się spóźnić do szkoły?

– Smrodek, ale z ciebie papla! Smrodek Papla Humorek. Od tej pory tak będę cię nazywać.

– Ale będziesz musiała mnie tak nazywać w szkole, bo nie zostaniesz w domu.

Hania pokazała mu wiśniowoczerwony język, który wcale nie miał świnki.

Wszystkiego jej się odechciało. Miała złośliwą odmianę złego humorku. Nie złapała świnki, ale dopadł ją poniedziałkowy smutek. Ona, Hania Humorek, czuła się jak świnkochomik. Chociaż bez wysokiej temperatury.


Doktor Hania Humorek

Подняться наверх