Читать книгу Idealny narzeczony - Мелани Милберн - Страница 2

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Gdy tylko zamknął za nią drzwi, zaklął siarczyście. Jak ta cholerna dziewucha namówiła go, by się zgodził na tę hucpę? Nie chodził na bale. Nie chodził na imprezy. Nie chodził nawet na uroczyste kolacje, chyba że firma go do nich zmuszała.

A przede wszystkim nie chodził na randki.

Od śmierci Kimberley nie miał motywacji, by randkować. Raz na jakiś czas nawet czuł taką potrzebę, ale szybko ją w sobie tłamsił. Zresztą, nigdy nie był dobry w te klocki. Próbował z Kimberley. Starał się bardzo, choćby po to, by udowodnić sobie, że jest ulepiony z lepszej gliny niż ojciec: podstarzały playboy romansujący z partnerkami z musicali. Jednak mimo wszelkich starań, by być dobrym partnerem, jego związek z Kimberley kulał, a on sam postawił na nim krzyżyk. Nie czuł się gotów przenieść ich relacji na nowy poziom. Kimberley nocowała u niego kilka razy w tygodniu, zostawiła nawet trochę ubrań i kosmetyków w jego domu, ale nie był skłonny ją poprosić, by z nim zamieszkała na stałe. Wydawało się to dla niego zbyt dużym krokiem. W tamtym czasie nie był przeciwny idei małżeństwa. Zakładał, że pewnego dnia poślubi właściwą osobę, lecz z biegiem czasu coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że Kimberley nią nie była.

Gdy już zebrał się w sobie, by z nią zerwać, Kimberley zginęła.

Na myśl o związaniu się z kimś innym robiło mu się słabo. Zupełnie jakby ktoś owijał go stalową liną coraz ciaśniej, aż zaczął się dusić.

Co do pomocy Abby z jej małym kłopotem… Cóż, miło z jej strony, że te sześć miesięcy temu sprawdziła, czy wszystko jest u niego w porządku. Był też jej wdzięczny, że o całym zajściu nie powiedziała jego matce i siostrze, oszczędzając im zmartwień. Abby wpadła wtedy odebrać coś, co zostawiła Ella dzień wcześniej. Żałował, że nie pamiętał więcej z tamtego wieczoru, ale rocznice urodzin Kimberley były dla niego trudne i zawsze kończyły się migreną. Wracał do domu od rodziców Kimberley. Co rok przygotowywali wszystko, nawet tort ze świeczkami i prezenty, których nigdy nie otworzy. Zawsze go zapraszali i zawsze przychodził. Z szacunku. Z poczucia obowiązku.

Z poczucia winy.

Żałował, że tamtego wieczoru otworzył Abby drzwi. Wrócił do domu pół godziny wcześniej, wypił kieliszek wina – kretyński pomysł – aby ukoić ból, ale wywołało to odwrotny efekt i migrena powaliła go jak cios obuchem.

Niewiele pamiętał, ale był w stanie przypomnieć sobie Abby na progu, z promiennym uśmiechem i błyszczącymi, jasnobrązowymi oczami. Patrzyła nimi na niego jak słodki szczeniaczek.

I jej usta. Ich nie byłby w stanie zapomnieć nawet po wybudzeniu ze stuletniej śpiączki. Dobry Boże, nie mógł oderwać wzroku od ich kształtnej pełni. Ciągle łapał się na fantazjowaniu, jak by one smakowały. Cholera, zaczął myśleć o seksie. I to z nią.

Co, oczywiście, było odstręczające. Była przyjaciółką jego siostrzyczki.

Tej linii nie zamierzał przekraczać. Zresztą, i tak nie był zainteresowany wchodzeniem z kimkolwiek w związek.

Chyba już nigdy nie będzie.

Nie chciał się mierzyć z odpowiedzialnością za cudzy dobrostan. Jak mógłby odnaleźć ukojenie w związku po śmierci Kimberley? To, że jej nie kochał, nie znaczyło przecież, że nie cierpiał z powodu jej odejścia. Każdego dnia rozmyślał o wszystkim, co ją i jej rodzinę ominęło w życiu. Nic, co byłby w stanie powiedzieć lub uczynić, nie wynagrodzi im tej straty.

Nie chciał tego przechodzić jeszcze raz, z kolejną osobą, z kolejną rodziną. Lepiej, że odpuścił sobie randkowanie. Dzięki temu nikt nie zostanie już zraniony.

Dobrze, a co Abby?

Jednym z nielicznych klarownych wspomnień, jakie Luke miał z tamtego wieczoru, były jej kasztanowe włosy łaskoczące go w twarz. Pachniały wiosennym kwieciem. Jej dotyk…

Nie mógł sobie przypomnieć, czy to on pierwszy dotknął jej, czy ona jego.

Nieważne. Liczyło się, że pamiętał, jakie to było uczucie. Skórę miała miękką niczym płatek magnolii. Nosek miała okraszony malutkimi piegami, jak cappuccino posypane czekoladowym proszkiem.

Może i jej nie pocałował tamtego wieczoru, ale wyraźnie miał na to ochotę. Był tego pewien. Z migreną czy bez, jakże mógłby zapomnieć widok takich ust? Myślał o nich przez ostatnie sześć miesięcy. Fantazjował o trzymaniu Abby w objęciach, dotykaniu, całowaniu jej.

I, niech go Bóg pokarze, kochaniu się z nią.

Nie był pewien, dlaczego zgodził się odgrywać jej narzeczonego. Może widok jej łez na niego podziałał. Przestraszył się, że zrobi coś… coś głupiego i nieodpowiedzialnego, czym mogłaby zniszczyć…

Odsunął od siebie tą myśl. Abby nie była jak Kimberley. Była pragmatyczną i wytrzymałą osobą, którą Kimberley nigdy być nie mogła. Łzy Abby były zrozumiałe, biorąc pod uwagę, jak ważny był dla niej ten bal. To były tylko dwie godziny jego czasu – z pewnością tyle był jej winien za pomoc udzieloną pół roku temu.

Dwie godziny udawania Pana Idealnego: co w tym trudnego?

Abby próbowała właśnie zapiąć zamek z tyłu sukni balowej, gdy Luke przybył do jej mieszkania. Pochwyciła poły zamka ręką i wybiegła z sypialni, żeby otworzyć drzwi wejściowe. Nie widziała wcześniej Luke’a w garniturze. Już w zwykłych ciuchach wyglądał tak, że ludzie się za nim oglądali. W stroju wyjściowym mógłby samą obecnością zatrzymać ruch uliczny.

– He-Hej. Mam problem z zapięciem. Mógłbyś pomóc?

– Jasne. – Wszedł do środka i zamknął drzwi. – Odwróć się.

Abby wstrzymała oddech, gdy zapinał zamek. Delikatne muśnięcie jego palców po nagiej skórze spowodowało, że ciarki przebiegły jej w dół kręgosłupa, po czym rozpaliły rejony jej ciała położone niżej. Jego bliskość wywołała w niej burzę hormonów. Było w tym coś pierwotnego. Zmysły wibrowały jej jak struny głosowe śpiewaczki operowej podczas wykonywania arii. Gdyby cofnęła się o pół kroku, otarłaby się o jego tors, jego biodra, jego…

Zamek nie chciał się dopiąć.

– Fragment materiału wplątał się w zamek – wyjaśnił Luke. Nachylił się, by mieć lepszy widok. Poczuła jego dotyk i ciepły oddech.

Zapanowała nad drżeniem ciała i wzięła głęboki wdech, by ułatwić mu dostęp. Poczuła zapach jego płynu po goleniu: cytryna i limona, z bladym odcieniem bergamotki i nutką garbowanej skóry. Nie mogła się opędzić od natrętnych fantazji: jego dłonie schodziły niżej i niżej, pieściły krągłość jej pośladków, zsuwały się między jej nogi…

Zamek się odblokował. Luke zapiął suknię i cofnął się.

– Zrobione.

Oj, tak. Doskonale. Nigdy w życiu nie czuła się tak podniecona. Odwróciła się. Miała nadzieję, że jej kosmate myśli nie są wymalowane na jej twarzy.

– Cóż… Mam coś jeszcze dla ciebie… Poczekaj, skoczę po to do sypialni.

Abby wróciła z wisiorkiem ze sztucznym diamentem. Podróbka była wysokiej klasy – trudno byłoby go odróżnić od prawdziwego.

– Zameczek jest tak mały, że nigdy nie mogę go zapiąć – powiedziała, po czym podała mu go.

Luke przyjrzał się „diamentowi” badawczym wzrokiem.

– Kto ci to kupił?

– Ty.

Uniósł brwi w zdumieniu.

– Przecież nigdy ci nie…

– Nie ty jako ty – przerwała Abby. – Ty jako Pan Idealny. Mój narzeczony. Pamiętasz?

Po jego wyrazie twarzy poznała, że poważnie się zastanawia nad wezwaniem ambulansu pełnego miłych pielęgniarzy z kaftanem bezpieczeństwa.

– Chyba nie mówisz poważnie? Naprawdę kupujesz rzeczy i udajesz, że to prezenty od kogoś, kto istnieje tylko w twojej wyobraźni?

– No i co z tego? Wszystko po to, by pomagać ludziom – odgryzła się. – Pomagam im lepiej ułożyć sobie życie uczuciowe.

– A sama takiego nie posiadasz – stwierdził sucho.

– Mniej gadania, więcej działania.

Abby odwróciła się, by uniknąć jego przenikliwego spojrzenia. Włosy miała spięte na czubku głowy, żeby ułatwić mu dostęp do szyi. Pod wpływem dotyku jego palców zapinających wisiorek znów przeszło ją mrowienie.

– Skąd wiesz, że nie mam życia uczuciowego? – spytała, gdy skończył. – Może mam tuziny kochanków pochowanych po całym Londynie?

– I żadnego nie zdołałaś przekonać, by poszedł z tobą na bal?

Abby nie zamierzała wprowadzać go w szczegóły tego, dlaczego w wieku dwudziestu trzech lat z nikim się nie spotykała ani nawet nie uprawiała seksu. Nawet Ella nie znała całej prawdy. No bo jak mogłaby jej powiedzieć, że jej matka, prostytutka i narkomanka, przyjmowała klientów w tym samym mieszkaniu, w którym żyła Abby? Od trzeciego roku życia nocami słuchała odgłosów „pracy” matki. To zrujnowało jej własny rozwój seksualny. Do tej pory całowała się zaledwie kilka razy, po czym stawała się niedostępna, gdy ktoś próbował się do niej bardziej zbliżyć. Zastanawiała się nawet, czy jest oziębła.

– Spotykałabym się pewnie z kimś, ale niespodziewanie dostałam pracę w piśmie – odparła. – Nie miałam żadnych kwalifikacji, a jednak mnie wybrano. Pierwszych kilka kolumn napisałam o moim ukochanym z dzieciństwa i czytelnicy uznali, że istniał naprawdę. A ponieważ domagali się kolejnych informacji o nim, ciągnęłam ten wątek.

– Od jak dawna tam pracujesz?

– Dwa i pół roku.

Zmarszczył czoło bardziej niż zwykle.

– Od dwóch i pół roku udajesz, że…?

– Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale tak bardzo chciałam tej pracy, że byłam gotowa na wszystko, byle ją dostać.

– Na wszystko?

Przygryzła wargę.

– No, może nie na wszystko, ale udawanie, że jest się zaręczoną ze spełnieniem marzeń każdej kobiety nie było dla mnie trudne. W końcu, tacy faceci muszą istnieć naprawdę, nie? Kobiety wychodzą za mąż i żyją długo i szczęśliwie.

– Drugie tyle kończy w sądach z pozwami o rozwód.

– Tylko dlatego, że twoi rodzice przeszli traumatyczny rozwód, nie znaczy…

– Jeśli teraz nie wyjdziemy, twoje dwie godziny się skończą, zanim w ogóle dotrzemy na bal – powiedział Luke, potrząsając kluczykami do samochodu. Jego twarz przybrała groźny, ostrzegawczy wyraz, jak tabliczka oznaczająca pole minowe.

Abby owinęła sobie chustę dookoła ramion. Nie zamierzała się dać zastraszyć jego marsowej minie.

– Czy pobralibyście się, gdyby Kimberley nie umarła?

– Abby! – Wkraczała na pole minowe.

– Przepraszam, jestem zbyt wścibska? Po prostu zastanawiałam się, od jak dawna się spotykaliście.

– Trzy lata.

– Czy kiedykolwiek o tym rozmawialiście? O małżeństwie, znaczy się?

– Słuchaj, chcesz, żebym zabrał cię na ten cholerny bal czy nie?

Lata praktyki w dziennikarstwie robiły swoje. Potrafiła z każdego wydusić informację. Jedną z jej sztuczek było nakręcanie ludzi, by mówili o sobie, tak żeby sama nie musiała się dzielić z nimi swoim życiem.

– Byłeś w niej zakochany?

Otworzył drzwi frontowe i ruchem głowy wskazał na wyjście.

– Wyjdź!

Oczy miał ciemne i pełne gniewu. Gniewu i czegoś jeszcze…

Abby przybrała pełną zadumy minę.

– Jesteś zły na mnie czy na życie w ogóle? Rozpacz po stracie potrafi…

– Nie baw się ze mną w psychologa – warknął. – Zachowaj to dla głupców, którzy mogą się na to nabrać.

– Wyczuwam, że się nieco opierasz, gdy dopytuję o twoją relację z…

– Nie kochałem jej, jasne? – Wziął głęboki wdech dla uspokojenia i przetarł twarz dłonią. – I nie, nie zamierzałem jej poślubić.

– Ale nadal za nią tęsknisz.

Wykrzywił się w parodii uśmiechu.

– Była miłą, młodą kobietą. Nie zasłużyła na przedwczesną śmierć.

Abby dotknęła jego ramienia.

– Jestem pewna, że nie miałaby nic przeciwko temu, gdybyś się otrząsnął i żył dalej normalnie. Nie musisz nosić żałoby do końca życia.

Spojrzał na nią tak, że aż ścisnęło ją w kiszkach.

– Czyżbyś chciała ją zastąpić?

Cofnęła dłoń jak oparzona.

– Oczywiście, że nie. Nie jesteś w moim typie.

– Nie jestem dość idealny? – rzucił cynicznym tonem.

– Nie ma nic złego w pragnieniu dla siebie wszystkiego, co najlepsze – odparła. – Szczególnie w przypadku kobiet. Zbyt często zadawalają się przeciętnością, zamiast szukać ideału. Dlaczego miałybyśmy chodzić na daleko idące ustępstwa w kwestii tak ważnej, jak życiowy partner?

– Póki co, twój idealny partner żyje tylko w twojej wyobraźni.

– Póki co – przytaknęła Abby. – Ale jeszcze się nie poddałam.

– Powodzenia zatem.

Luke pomógł Abby wejść do samochodu, miał jednak problem z oderwaniem wzroku od jej dekoltu. Szmaragdowa suknia balowa leżała blisko jej ciała, podkreślając wszystkie zalety figury. Abby nie była nadzwyczajnie szczupła, natomiast wszystkie jej krągłości były tam, gdzie trzeba. Imitacja diamentowego naszyjnika – od razu poznał, że to podróbka – wisiała tuż nad wcięciem między jej piersiami. Nie nosiła stanika. Miał ochotę dotknąć ustami i językiem tego pachnącego zagłębienia, posmakować kremowego ciała, szczypać zębami sutki napierające na jedwabną tkaninę. Suknia spływała po jej talii i biodrach, rozszerzając się na końcu częściowo w syreni ogon, a częściowo w tren. Włosy miała spięte na czubku głowy w nieskomplikowany, ale elegancki sposób. Fryzura ładnie podkreślała jej twarz, szczególnie gładkie jak porcelana policzki. Mocny makijaż powiek uwypuklał jej brązowe oczy, ale to usta przyciągały największą uwagę Luke’a. Lśniły pomalowane błyszczykiem, wystawiały na ciągłą próbę jego opanowanie.

Musi przestać się ślinić na myśl o jej ustach…

Luke zacisnął palce na kierownicy, gdy nagle poczuł pragnienie położenia dłoni na jej odzianym w jedwab udzie. Czy ona w ogóle ma majtki pod tą kiecką? Myśl ta rozesłała po jego ciele falę pożądania tak potężną, że aż stracił dech.

– Wszystko w porządku? – Spojrzała na niego badawczo.

Poprawił chwyt na kierownicy.

– Tak.

– Wydałeś z siebie dziwny odgłos, jakby cię coś zabolało. Mam nadzieję, że nie masz teraz ataku migreny?

Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej i nie wykorzystałem tego jako wymówki?

Zmienianie zdania i łamanie danych obietnic w ostatnim możliwym momencie nie było jednak w jego stylu. Poza tym: to tylko dwie godziny.

– Nie mam. Po prostu nie cieszy mnie perspektywa uprawiania gatki-szmatki. Nie jestem w tym dobry.

– Nie martw się, muzyka będzie tak głośna, że nie będziesz słyszał własnych myśli.

Pocieszająca perspektywa, biorąc pod uwagę, o czym teraz myślał. Jak by ona wyglądała bez tej zielonej kiecki. Jak chciałby jej dotykać, smakować wspaniałych piersi. Jak chciałby się znaleźć między jej nogami…

Otrząsnął się z nachalnych myśli. Nie szukał związku. Ani żadnej innej relacji. A Abby Hart była ostatnią osobą, którą powinien się interesować. Chciała żyć jak w dziecięcej bajce. Musiał też pamiętać, że oszukiwała wszystkich swoich czytelników i fanów w mediach społecznościowych, że ma narzeczonego. Kto, u diabła, robi takie rzeczy? I ten cały „Pan Idealny”: żaden mężczyzna na ziemi nie byłby w stanie spełnić jej fantazji. On sam na pewno nie zamierza próbować.

Abby zaczęła gmerać w swojej torebce.

– Luke?

– Tak?

– Jest kilka rzeczy, które musisz wiedzieć o naszym związku… No wiesz, rzeczy, o których opowiadałam moim czytelnikom o tobie.

Zerknął na nią znad kierownicy.

– Na przykład?

Przygryzła wargę.

– Na przykład, jak mi się oświadczyłeś.

Zabijcie mnie, błagam. Bał się, co też mogła jej podsunąć chora wyobraźnia.

– A więc, jak ci się…? – Nie mógł dokończyć zdania.

– Zabrałeś mnie na weekend do Paryża, gdzie wynająłeś apartament w idiotycznie drogim hotelu. Kazałeś rozrzucić po łóżku świeże płatki róż i rozstawić świeże kwiaty we wszystkich pokojach – zaczęła. – Był też szampan w lodzie i truskawki moczone w czekoladzie, w kryształowej misce przy łóżku.

– I? – Luke czuł, że cała opowieść zaraz się rozwinie. Paryż, szampan i truskawki mieściły się w kanonie rzeczy wyobrażalnych. Wiedział, że Abby to nie wystarczy.

– Cóż… – Sposób, w jaki przeciągnęła sylabę, zjeżył mu włosy na karku. – Uklęknąłeś na jedno kolano i powiedziałeś, że wśród wszystkich kobiet na ziemi jestem tą jedyną, że kochasz mnie ponad własne życie. Wyciągnąłeś pudełko z pierścionkiem i spytałeś, czy cię poślubię.

Luke nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek miał powiedzieć coś podobnego.

– Miałeś łzy w oczach – odparła. – Masę łez. Rozpłakałeś się. Oboje płakaliśmy, bo byliśmy tacy szczęśliwi…

– Na litość boską! – wykrztusił. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem.

– Wiem, że część mężczyzn ma poważne trudności z wyrażaniem emocji, ale co z utratą Kimberley? Nie płakałeś wtedy?

– Nie.

Spojrzała nań zmartwiona.

– Och…

Luke’a pożerało wtedy poczucie winy. Do tego stopnia, że nie był zdolny do innych emocji. Gdy powiedziano mu o wypadku Kimberley, poczuł się całkowicie odrętwiały. Nie wydawało mu się możliwe by kobieta, która była w jego domu zaledwie parę godzin wcześniej, nie żyła. Odłożył komórkę po rozmowie z jej rodzicami i sięgnął po szklankę z nadal widocznymi śladami szminki. Jak mogła nie żyć? Dla dobra jej zdruzgotanej rodziny rzucił się w wir działań, pomagał w organizowaniu pogrzebu i informowaniu ludzi spoza rodziny o jej śmierci. Wszystko to robił mechanicznie, jak robot. Mówił, co trzeba, robił, co należało, ale cały czas miał wrażenie, że od świata odgradzała go gruba, szklana bariera.

Po pięciu latach bariera nie zniknęła.

– Jej rodzina dostatecznie dużo wycierpiała w związku z jej odejściem, nie chciałem im sprawiać dodatkowych problemów – odparł. – Musiałem wziąć się w garść. Dla nich.

Poczuł na sobie jej wzrok. Wpatrywała się w niego jak w skomplikowaną łamigłówkę.

– A gdy zostałeś sam? Nie płakałeś wtedy?

– Nie każdy płacze, gdy przydarzają się smutne rzeczy – wycedził przez zęby. – Są też inne sposoby, by wyrażać smutek.

– Ale wypłakanie się bardzo pomaga – odparła. – Wyzwala hormony i w ogóle. Nie powinieneś się wstydzić płakać tylko dlatego, że jesteś mężczyzną. Luke stanął w sznurze samochodów czekających na parkingowych przed wejściem do hotelu.

– Dobra, Kopciuszku. Coś jeszcze muszę wiedzieć o sobie, zanim wejdziemy?

Zarumieniła się.

– No, jest jeszcze jedna rzecz…

Włosy na karku zjeżyły mu się jeszcze bardziej.

– Mów dalej.

– Mówisz, że mnie kochasz cały czas. Także publicznie.

Luke nie przypominał sobie, kiedy ostatnio powiedział matce bądź siostrze, że je kocha, nie wspominając o innych. Słowa nie były jego żywiołem. Dla niego liczyły się czyny, nie słowa. Nie był jak jego ojciec – setki słów i obietnic bez pokrycia.

– No, dobra…

– I używasz mnóstwa pełnych miłości określeń. Mówisz do mnie: skarbie, kochanie, kotku.

Kolejna rzecz nieleżąca w jego naturze.

– Zrozumiano.

– I całujemy się. Ciągle.

Zrobiło mu się gorąco. Już na sam widok jej ust wariował. Co się stanie, jeśli faktycznie ją pocałuje?

– Nie jestem zwolennikiem publicznego okazywania uczuć.

– Cóż, teraz już jesteś.

Cholera.

– Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, bym cię całował? – spytał, nachmurzony.

Przyjrzała się jego wargom.

– Może powinniśmy to przećwiczyć, żeby nie wyglądało sztucznie?

Teraz to on patrzył na jej usta.

– Gdzie mielibyśmy to przećwiczyć? Tu, w samochodzie?

– Mamy czas, zanim dojdzie do nas parkingowy – odparła i wskazała głową na stojące samochody. – Kolejka jest długa.

– Czy to naprawdę konieczne?

Nachyliła się ku niemu. Była tak blisko, że czuł jej oddech na twarzy.

– Pocałuj mnie, Luke.

Przesunął dłonią po jej policzku. Przyspieszyło mu tętno. Doznał silnej erekcji. Zbliżył się ku niej i delikatnie dotknął ustami jej ust. No już, muśnij jej usta i uciekaj. Odsunął się, ale jej usta przywarły do niego jak magnes. Wdychał jej zapach, smakował owocową szminkę. Wargi miała miękkie i puszyste. Wydała z siebie cichy dźwięk, po czym otworzyła się na pieszczoty jego języka. Nie chciał, by ten pocałunek kiedykolwiek się skończył. Mógłby ją tak całować do rana.

Objął jej kark, by ułatwić dalsze pogłębienie pocałunku. Ona również splotła palce na jego karku i wydawała z siebie odgłosy zadowolenia. Nigdy wcześniej żaden pocałunek tak go nie podniecił. Miękkie usta reagowały na jego ruchy, perfumy otumaniały jego zmysły. Czuł jej piersi naciskające mu na tors…

Od przeżywania chwili oderwały go wulgarne okrzyki dobiegające z zewnątrz samochodu. Błyski fleszy paparazzich oślepiły go jak rozbłysk błyskawicy podczas letniej burzy.

Idealny narzeczony

Подняться наверх