Читать книгу Bogna Tyrmanda. Nastolatka, która rozkochała w sobie pisarza - Michał Wójcik - Страница 3

Оглавление

PROLOG

Ocalały cztery listy i kartka. Dwa Leopold Tyrmand napisał ołówkiem. Jako dżentelmen wiedział, że w ten sposób pisać nie wypada, ale w przypadku pierwszego z nich nie miał innego wyjścia. Leżał na kwaterze z nogą w gipsie i nie mógł sięgnąć po pióro. Zatem drugi list, również napisany ołówkiem, to już złośliwa manifestacja.

A teraz te listy leżą przede mną. Są trudne do odczytania. Litery się zatarły, grafit wyblakł. Mimo to nadal sporo mówią o autorze. Na przykład to, że w ogóle nie mają skreśleń, a długie wyrazy pisane są łącznie, jak girlandy. Wygląda na to, że Tyrmand przelewał na papier gotowe, uprzednio ułożone w głowie frazy. Nie trzeba być grafologiem, aby stwierdzić, że taki sposób pisania zdradza nie tylko umiejętność logicznego myślenia i dużą pewność siebie. To absolutne panowanie nad treścią przekazu. Czyżby?

Przeczy temu sposób stawiania kropek nad „i”. Bo kropka – według grafologów – to stempel firmowy piszącego. Tyrmand stawiał kropki wysoko i po prawej stronie, co oznacza (jednak zajrzałem do podręcznika grafologii), że choć miał bogatą wyobraźnię, aż taki pewny siebie nie był.

Ciekawą podpowiedź daje również sposób pisania dużej litery „T”. W wyrazie „Twój” Tyrmand postawił długą poziomą kreskę. To podobno dowód, że był bezczelnym uparciuchem i entuzjastą. A także optymistą z dużymi ambicjami. Czy na pewno? Jeśli chodzi o ambicje, to fakt. Nigdy ich nie krył, a nawet – jak się napił – zapewniał, że jako literat podbije kiedyś świat. A jednak grafologia uczy, że duże odstępy między wyrazami to raczej dowód jego samotności. Tak piszą ci, którzy nie lubią tłumu. A przecież wiadomo, że Tyrmand w tłumie czuł się znakomicie. Oczywiście pod pewnym warunkiem: to musiał być tłum jego wielbicieli.

Trzeci z zachowanych listów to absolutny rarytas, biały kruk kolekcji. Wystukany na maszynie, czyta się doskonale, a pieprzu całej historii dodaje fakt, że powstał na papierze firmowym. „Światowy Kongres Obrońców Pokoju we Wrocławiu 1948 roku” – czytamy w nagłówku. Kartki z kongresowej papeterii Tyrmand użył tu celowo. Chciał bowiem, żeby adresatka się nad nim zlitowała. Bo to dowód jego dzisiejszej nędzy – napisał, podkreślając pewien paradoks. Otóż od kongresu minęło sześć lat. Wtedy, w 1948 roku, Tyrmand był królem życia, na kongresie zrobił wywiad z samym Pablem Picassem. Na oczach zdumionych kolegów i bezsilnych ubeków przekomarzał się z Julianem Huxleyem. Sześć lat później był już na dnie. Nie miał ani pracy, ani czystej kartki.

Jest jeszcze krótki liścik, w zasadzie odręczna wiadomość, że właśnie nadjeżdża, i biało-czarna pocztówka. Nic innego nie ocalało, reszta korespondencji przepadła.

Zatem pocztówka. To małe dzieło sztuki. Pochodzi z Zakopanego, co widać na obrazku. Bo oto zima, Hala Gąsienicowa i grupa narciarzy. Panowie przygotowują się do zjazdu, smarują narty, sprawdzają zapięcia. Kilkadziesiąt lat temu przygotowanie do szusu to był cały ceremoniał, a nie jak teraz – rzucasz dechy na śnieg, wpinasz buty i gotowe.

Pocztówka była pierwszą z ich korespondencji. Podobnie jak listy ołówkiem zaadresował ją do Krystynki. Są tu konwencjonalne życzenia świąteczne, życzenie sukcesów w szkole i pozdrowienia dla rodziców. A potem jest dziwne zdanie. Że „narazie” w górach jest nudno i wszystko nie tak, jak powinno być.

Tyrmand i błąd ortograficzny? – zastanawiam się. „Na razie” pisze się osobno. No i nie ma daty. To też nie w jego stylu. Patrzę na adres. Przynajmniej ten się zgadza. Ulica Nowowiejska w Warszawie.

Siedzimy tu teraz z panią Krystyną. Sześćdziesiąt sześć lat później.

Bogna Tyrmanda. Nastolatka, która rozkochała w sobie pisarza

Подняться наверх