Читать книгу Czego nie można kupić za pieniądze? - Michael J. Sandel - Страница 8
WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ
ОглавлениеCo jest niepokojącego w tym, że zmierzamy w kierunku społeczeństwa, w którym wszystko jest na sprzedaż?
Otóż niepokoić nas powinny dwie sprawy: po pierwsze, chodzi o nierówność, a po drugie, o psucie pewnych wartości. Weźmy nierówność: w społeczeństwie, w którym wszystko jest na sprzedaż, życie uboższych jest cięższe. Im więcej można kupić za pieniądze, tym większe znaczenie ma zamożność (bądź jej brak).
Gdyby przewaga osób zamożnych sprowadzała się do możliwości kupowania jachtów, sportowych samochodów i drogich wakacji, to nierówności w dochodach czy majątkach nie miałyby wielkiego znaczenia. Jeśli jednak za pieniądze można kupić coraz więcej – wpływy polityczne, dobrą opiekę zdrowotną, mieszkanie w bezpiecznej okolicy (a nie w dzielnicy z wysoką przestępczością), dostęp do elitarnych szkół (zamiast tych o niskim poziomie nauczania) – to kwestie różnic majątkowych i dochodowych wysuwają się na pierwszy plan. Gdy wszystko, co dobre, można kupić albo sprzedać, to posiadanie pieniędzy jest rzeczą ważną.
To wyjaśnia, dlaczego ostatnie dekady były wyjątkowo trudne dla rodzin niezamożnych i dla klasy średniej. Oprócz tego, że pogłębiła się przepaść między biednymi i bogatymi, to powszechne utowarowienie w zasadzie wszystkich dóbr wyostrzyło jeszcze nierówności przez zwiększenie roli pieniądza.
Drugi powód, dla którego powinniśmy się zastanowić, zanim wystawimy wszystko na sprzedaż, jest trudniejszy do opisania. Nie chodzi o nierówność i sprawiedliwość, ale o destrukcyjne tendencje samego rynku. Samo wycenianie tego, co w życiu dobre, może to zepsuć. Dzieje się tak dlatego, że rynek nie tylko alokuje towary, ale również wyraża i promuje pewne postawy wobec towarów podlegających wymianie. Płacenie dzieciom za czytanie książek być może zachęci je do sięgnięcia po kolejne lektury, ale równie dobrze może sprawić, że będą postrzegały czytanie jako uciążliwy obowiązek, a nie źródło wewnętrznej przyjemności. Przetarg na miejsca na pierwszym roku uczelni może zwiększyć jej dochód, ale podkopuje jej wiarygodność i wartość dyplomu. Wynajmowanie zagranicznych najemników do walki w naszych wojnach być może ratuje życie naszym żołnierzom, ale równocześnie wypacza pojęcie obywatelstwa.
Ekonomiści często zakładają, że rynek jest obojętny, że nie wpływa na towary podlegające wymianie. Ale tak nie jest. Rynki zostawiają ślad. Czasem nawet wartości rynkowe wypierają wartości nierynkowe, które zasługują na troskę.
Oczywiście to, które wartości powinny podlegać ochronie i dlaczego, pozostaje kwestią sporną. Zatem aby zadecydować, co powinno być na sprzedaż a co nie, musimy najpierw ustalić, jakie wartości mają rządzić poszczególnymi sferami życia społecznego i obywatelskiego. Ta kwestia stanowi właśnie temat tej książki.
Oto przedsmak odpowiedzi na tytułowe pytanie, którą mam nadzieję przedstawić: w momencie, gdy podejmujemy decyzję, że pewne dobra mogą być kupowane i sprzedawane, jednocześnie decydujemy (choć nie wprost), że można traktować je jako towary, jako narzędzia, które mogą być wykorzystane użytkowo i służyć do osiągnięcia zysku. Ale przecież w ten sposób nie można określić wartości wszystkich dóbr18. Najbardziej oczywistym przykładem jest człowiek. Potworność niewolnictwa polegała właśnie na tym, że traktowano ludzi jak towar, który może być kupiony bądź sprzedany na targu niewolników. Takie podejście nie przypisuje człowiekowi należnej mu wartości, która wynika z bycia osobą zasługującą na szacunek i godność (a nie narzędziem zysku i przedmiotem).
Podobnie jest z innymi dobrami czy praktykami, które cenimy. Nie zgadzamy się na przykład na to, by można było sprzedawać i kupować dzieci. Nawet gdyby kupcy traktowali je dobrze, to sam fakt istnienia rynku handlu dziećmi byłby wyrazem i promocją niewłaściwego sposobu określania ich wartości, co jest nie do przyjęcia. Nie traktujemy dzieci jak dobra konsumpcyjnego, lecz jako istoty, którym należy się miłość i troska. Albo spójrzmy na prawa i obowiązki obywatelskie. Gdy otrzymujemy powołanie na członka ławy przysięgłych, to nie wynajmujemy sobie zastępcy, tak samo jak nie pozwalamy na sprzedaż głosów wyborczych, nawet jeśli znaleźliby się chętni nabywcy. Dlaczego tak jest? Ponieważ uważamy, że obowiązków obywatelskich nie powinno się traktować jak własności prywatnej, lecz raczej postrzegać je jako odpowiedzialność publiczną. Delegowanie ich na zewnątrz umniejsza ich wartość i opacznie je definiuje.
Przykłady te ilustrują szerszą kwestię: kiedy dobre rzeczy w życiu przemieniamy w towar, to ulegają one wypaczeniu, degradacji. Dlatego właśnie decydując, jakie dobra mają podlegać prawom rynku, a od których rynek powinien się trzymać z daleka, musimy zdecydować, jak określać wartość takich dóbr, jak: zdrowie, edukacja, życie rodzinne, przyroda, sztuka, obowiązki obywatelskie itd. To są pytania natury moralnej i politycznej, a nie czysto ekonomicznej. Aby na nie odpowiedzieć, musimy przedyskutować – przypadek po przypadku – kwestie moralnego znaczenia tych dóbr i odpowiedniego sposobu ich wyceny.
To jest właśnie ta debata, której zabrakło w czasach triumfalizmu rynkowego. W efekcie nawet nie zauważyliśmy, jak ze społeczeństwa, które wykorzystuje gospodarkę rynkową, sami bezwolnie staliśmy się rynkowym społeczeństwem.
Różnica polega na tym, że gospodarka rynkowa jest narzędziem – cennym i skutecznym – które służy organizowaniu efektywnej aktywności. Społeczeństwo rynkowe natomiast to społeczeństwo, w którym wartości rynkowe wkraczają w każdą sferę ludzkiej działalności. To taka przestrzeń, w której relacje społeczne kształtowane są według rynkowych wzorców.
We współczesnej polityce bardzo brakuje dyskusji na temat roli i granic rynku. Czy chcemy gospodarki rynkowej czy rynkowego społeczeństwa? Jaką rolę powinien odgrywać rynek w życiu publicznym i w relacjach osobistych? Jak możemy decydować, które dobra powinny być na sprzedaż, a które mają wartość pozarynkową? Gdzie władza pieniądza nie powinna sięgać?
Właśnie na te pytanie niniejsza książka próbuje odpowiedzieć. Ponieważ dotykają one spornych koncepcji „dobrego społeczeństwa” i „dobrego życia”, nie mogę obiecać definitywnych odpowiedzi. Mam jednak nadzieję, że uda mi się przynajmniej otworzyć publiczną dyskusję nad tymi pytaniami, a także zapewnić ramy filozoficzne do refleksji nad nimi.