Читать книгу Miłość czyni cuda - Michelle Smart - Страница 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ОглавлениеJavier Casillas szedł po szerokim korytarzu w teatrze niczym automat, wpatrując się przed siebie nieruchomym wzrokiem, choć jak zwykle czuł na sobie zaciekawione spojrzenia. Przywykł już do tego, a nawet całkowicie się uodpornił. Nauczył się żyć w świetle reflektorów. Jednak ostatnie dwa miesiące okazały się prawdziwym wyzwaniem nawet dla niego, choć ostatecznie i tym razem media dowiedziały się tyle co zawsze, czyli nic. Nie pozwolił, by chociaż cień emocji zagościł na jego twarzy.
W środku natomiast narastała w nim wściekłość.
Kiedy widział, jak Freya, kobieta, którą do niedawna zamierzał poślubić, rozgrywa swoje życiowe w pięć minut, czuł, że ma ochotę iść na siłownię i odreagować wszystko na worku treningowym.
Dzisiejszy wieczór miał być uwieńczeniem odwiecznych marzeń Javiera i jego brata bliźniaka, Luisa. Dziesięć lat temu udało im się ostatecznie zebrać fundusze na zakupienie sypiącego się madryckiego teatru i szkoły baletowej, którą w dzieciństwie ukończyła ich matka, primabalerina. By uczcić jej pamięć, swój nabytek nazwali Compania de Ballet de Casillas i postawili sobie za cel przemienienie go w jeden z najlepszych europejskich ośrodków baletowych. Potem dokupili sąsiadującą z nim parcelę i wybudowali na niej supernowoczesny teatr i siedzibę dla towarzystwa baletowego.
Dzisiejszego wieczoru odbywało się uroczyste otwarcie całego kompleksu.
Tyle że światowe media zamiast się skupić na wydarzeniu teatralnym i celebrowaniu pamięci słynnej Klary Casillas, zajmowały się wyłącznie jej synem Javierem i jego byłą narzeczoną. Cały przeklęty świat zdawał się wiedzieć, że zostawiła go dla jego najbliższego przyjaciela.
Czego jednak świat nie poznał, to prawdziwych okoliczności tego „porzucenia”: Benjamin Guillem działał pod wpływem chorej chęci zemsty, Freya była zadowolona, że może w tym uczestniczyć, a tak naprawdę nigdy nic nie znaczyła dla Javiera.
Korytarz, którym po zakończonym przedstawieniu podążał na bankiet wraz z grupą Hiszpanów, składającą się między innymi z członków rodziny królewskiej, rozwidlał się gwałtownie. Javier miał właśnie skręcić wraz ze wszystkimi w lewo, gdy poczuł, że ktoś kładzie mu rękę na ramieniu, przytrzymuje go i odciąga w prawo.
Nikt, poza jego bratem bliźniakiem, nie odważyłby się nigdy zrobić czegoś podobnego.
– Co się stało?
– Chciałem porozmawiać w cztery oczy.
Napięcie między braćmi narastało od czasu wariackiej wyprawy Luisa na Karaiby. Chociaż minął już miesiąc, Javier nadal nie potrafił pojąć, jakim cudem jego bliźniak mógł pomyśleć, że poślubienie siostry Benjamina odbudowałoby ich reputację. Choć różnili się całkowicie wyglądem i osobowością, zawsze bardzo cenił Luisa za trafność oceny każdej sytuacji. Właściwie tylko jego osąd brał w życiu pod uwagę.
Szczęśliwie do brata coś jednak dotarło i wrócił do Madrytu nadal jako kawaler, lecz i tak ich relacje zaczęły się po raz pierwszy pogarszać.
Dotychczas Luis był jedynym, niezmiennym punktem odniesienia w życiu Javiera. I vice versa. We dwóch od dziecka stawiali czoło światu.
Kiedy nikt nie mógł ich już usłyszeć, Luis zapytał:
– Wiedziałeś wtedy, że zdzieramy z Benjamina kasę, prawda?
Furia, która narastała ostatnio w Javierze, zdawała się dosięgnąć szczytu!
Siedem lat wcześniej bracia namówili Benjamina do zainwestowania w swój paryski projekt, polegający na wybudowaniu drapacza chmur znanego pod nazwą Tour Mont Blanc. Zrobili to wyłącznie dlatego, że sprzedający im działkę, któremu wpłacili ogromną zaliczkę, poinformował ich nagle, że mają czas do północy, by zapłacić resztę należności, albo działka zostanie sprzedana komuś innemu. Bracia nie mieli więcej gotówki, a Benjamin miał.
– Nie zdarliśmy z niego żadnej kasy. To on był skończonym głupcem, bo podpisał kontrakt bez czytania.
– Ale przecież miałeś go uprzedzić o zmianie warunków kontraktu… i wcale nie zapomniałeś.
To Luis zaproponował Benjaminowi wejście do projektu. Jego wkład wart był dwadzieścia procent działki. W pośpiechu Luis przekazał mu, że będzie to dwadzieścia procent zysku. Dopiero ich prawnik, który w rekordowym tempie opracowywał umowę, zwrócił uwagę, że przy całkowitym wkładzie pracy ze strony braci i żadnym ze strony Benjamina, jeśli już ma on mieć udział w zysku, powinno to być pięć procent. Tak też zmieniono kontrakt. Javier wysłał go Benjaminowi mejlem, spodziewając się, że ten przeczyta cholerne papierzyska i będzie negocjował, jeśli nie spodobają mu się nowe warunki.
– Wiedziałem! – wysyczał teraz Luis. – Przez te wszystkie lata wmawiałem sobie, że to twoje przeoczenie, że musiałeś zapomnieć go uprzedzić… Ale przecież ty nigdy niczego nie zapominasz!
– Nigdy też niczego nie obiecuję, jeśli nie wiem, czy spełnię obietnicę.
Taka była prawda o Javierze. Ludzie mogli o nim gadać, co chcieli, ale zawsze dotrzymywał słowa.
– Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie zrobiłeś tego celowo.
Luis prosił Javiera, by przy wysyłaniu kontraktu uprzedził Benjamina, że zaszły zmiany w warunkach. Jednak w żadnym momencie Javier nie potwierdził, że tak zrobi. I w sumie Luis powinien być wdzięczny, że Benjamin nie przeczytał kontraktu, bo dzięki temu bracia Casillas stali się o wiele bogatsi. A ich inwestor i tak doskonale zarobił, bo chyba można w ten sposób nazwać zysk o wysokości siedemdziesięciu pięciu milionów euro, tylko dlatego, że zrobiło się w odpowiedniej chwili przelew własnych środków. To, że później pozwał ich za wszystko, nie mieściło się Javierowi w głowie. Zresztą Benjamin nie przyjął do wiadomości, że sąd oddalił pozew jako bezzasadny i w akcie zemsty „wykradł” mu narzeczoną, co było już podłością.
A świat uznał, że „tym złym” jest jednak Javier, nie Benjamin… Stado zaślepionych, uprzedzonych idiotów! I tak doskonale wiadomo, co myślą. Ludzie patrzą na Javiera i widzą w nim jego ojca… mordercę.
– A dlaczego miałbym zrobić to celowo?
– Na ten temat niech się wypowie twoje sumienie. Ja wiem tylko tyle, że Benjamin był kiedyś naszym przyjacielem. Dotąd broniłem ciebie i twojej sprawy…
– …naszej sprawy! – A zatem bliźniak kwestionuje jego motywy! Co się stało z lojalnością, która zawsze trzymała ich razem? – Zakładam, że wybuch twoich wyrzutów sumienia jest związany z tą przeklętą kobietą…
Gdy wieczorem na widowni zauważył Chloe Guillem, siostrę Benjamina, miał uczucie, jakby go ktoś znokautował. Chloe zdradziła ich, podobnie jak jej brat. Uczestniczyła w „wykradzeniu” Freyi i niewątpliwie stała za całym tym zamieszaniem i napięciem, które towarzyszyły braciom od powrotu Luisa z Karaibów…
Twarz Luisa pociemniała, co zdarzało się niezwykle rzadko, po czym bliźniak błyskawicznie złapał brata za kołnierz od koszuli.
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek w ten sposób nazwiesz Chloe, z nami koniec! Słyszysz?! Koniec!
– Jeżeli próbujesz jej przede mną bronić, to z nami już koniec, bracie!
To ostatnie słowo niemalże wypluł Luisowi w twarz.
Co takiego zaszło między Luisem i Chloe? Bliźniak zawsze oglądał się za kobietami, ale dotąd nigdy nie miały one wpływu na więź między braćmi. Jeżeli teraz naprawdę chce być z tą suką, niech się wynosi z życia Javiera. Lojalność to najważniejsza sprawa; jeśli ona mu ją przesłoniła, nie są już braćmi.
Wydawało się, że między mężczyznami nastąpi jakaś eksplozja lub rozleje się trujący jad… jednak po chwili Luis puścił Javiera i cofnął się.
Javier wpatrywał się nieruchomo w człowieka, z którym kiedyś dzielił łono matki, a potem pokój, o którego walczył, z którym nawzajem starali się chronić i przeżyć jakoś swój trudny los. Byli jak dwie strony tej samej monety. Teraz widział, jak odwraca się doń plecami i odchodzi. W całej ich trzydziestopięcioletniej historii żaden nigdy jeszcze tego nie zrobił.
Javier bezwiednie zacisnął pięści.
Luis, odchodząc w pośpiechu, niechcący zderzył się z drobną, niepozorną blondynką, o wielkich, przestraszonych oczach, zmierzającą w stronę Javiera, który zauważył ją dopiero, gdy przystanęła tuż obok. Ostatnim razem widzieli się dwa miesiące temu i miał nadzieję, że nigdy więcej się nie zobaczą.
Niewyobrażalne, ale Javier zagotował się jeszcze bardziej!
– Co tu robisz? Powinnaś być na przyjęciu! – warknął.
Sophie Johnson należała do Compania de Ballet de Casillas i miała obowiązek, co przewidywał kontrakt, uczestniczyć w tego typu wydarzeniach.
Ładna twarz dziewczyny pokryła się rumieńcem.
– Przecież dwa miesiące temu odeszłam z pracy – powiedziała.
Zadrżał odrobinę, słysząc jej niespodziewanie głęboki, namiętny głos, niepasujący do niewinnego wyglądu.
– To co tu, u diabła, robisz?
Zapytał, lecz nie chciał wcale usłyszeć odpowiedzi, bo się jej domyślał.
– Przyszłam porozmawiać.
– Wybrałaś najgorszy moment – „Nie jeszcze ty, nie teraz… nie wtedy, kiedy wszystko wokół mi się rozpada…” – Przepraszam, muszę iść. – Starał się ją wyminąć.
– To ważne.
Wspomnienia z ich krótkiej znajomości stanęły mu przed oczami jak żywe. Wspomnienia, które wyparł.
– Nie. Teraz nie czas na tę rozmowę. Idź do domu.
– Ale…
– Powiedziałem „nie”.
Zacietrzewienie w głosie Javiera sprawiło, że Sophie się cofnęła i pozwoliła mu odejść.
Zacisnęła tylko usta tak mocno, żeby się nie rozpłakać. Już dość się napłakała przez ostatnie dwa miesiące. Kompletnie zrezygnowana, powlokła się do najbliższego wolnego krzesła. Po chwili minęła ją rozpromieniona, trzymająca się za ręce para. Dziewczyna nie potrafiła normalnie spojrzeć w ich stronę. Jeszcze tak niedawno sama myślała, że jest zakochana w Javierze. Idiotka!
Tymczasem potwierdziły się wszelkie opowieści o tym, że jest on człowiekiem bez serca, które tak usilnie starała się ignorować w przekonaniu, że ma do czynienia z „udręczoną duszą”.
Po raz pierwszy zobaczyła go rok temu, kiedy przyjechał odwiedzić towarzystwo baletowe, i zareagowała na niego tak, jak nigdy przedtem na nikogo. W przeciwieństwie do delikatnych baletmistrzów prezentował się jak siłacz, dodatkowo niebywale wysoki. Nie był przystojny w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, miał płaski, skrzywiony nos i opadające powieki. Jednak charyzma, którą emanował, sprawiała, że jego twarz pomimo wad zdawała się być niesamowicie interesująca i przykuwała uwagę.
Sophie oczarował od pierwszego wejrzenia. Zawsze wyczulona na emocje innych, wyczuła w nim jakieś skrywane cierpienie.
Parę następnych miesięcy tęskniła za okazją, by znów móc go zobaczyć. Gdy go widywała, co zdarzało się niezwykle rzadko, bo mało zajmował się działalnością baletu, pękało jej serce, choć zdawała sobie sprawę, że to zauroczenie zaprowadzi ją donikąd.
Javier Casillas był współwłaścicielem teatru, magnatem o zarobkach, których nie potrafiła sobie wyobrazić, trzymającą się na dystans postacią budzącą w równych proporcjach strach i podziw. Ktoś taki nigdy by na nią nie zwrócił uwagi.
A jednak zwrócił uwagę na Freyę.
Freya była najdawniejszą i najbliższą przyjaciółką Sophie. To dla niej Sophie znalazła się w Madrycie, tańcząc dla teatru, który uczynił z Freyi gwiazdę.
Ale Freya była piękna, miała cały taneczny świat u swych stóp i hipnotyzowała każdego, kto miał okazję widzieć ją w tańcu.
Sophie nigdy nie zwierzyła się przyjaciółce ze swych uczuć do Javiera. Zresztą były one zbyt osobiste, by wyjawić je komukolwiek.
Niespodziewane oświadczyny Javiera i to, że Freya je przyjęła, poczyniły ogromne spustoszenie w sercu Sophie. Przez parę miesięcy czuła totalne przygnębienie, lecz wspierała niezmiennie wieloletnią przyjaciółkę, przeczuwając, że będzie to małżeństwo bez miłości. Zgodziła się nawet zostać druhną.
Potem, na tydzień przed datą ślubu, Freya uciekła z Benjaminem Guillemem, pozostawiając Javiera na pewną śmierć zadaną przez media, ze strony których rozpętał się istny szał.
Kiedy Sophie zdecydowała się udać do Javiera, chciała zrobić dobry uczynek. Przy pakowaniu rzeczy Freyi w mieszkaniu, które dzieliły, natknęła się na intercyzę i inne istotne dokumenty. Ponieważ przyjaciółka nie chciała ich zabrać, Sophie uznała, że Javier powinien zdecydować, co z nimi zrobić, bo z pewnością nie chciałby, żeby wpadły w ręce mediów. I tak, dzień po ślubie Freyi i Benjamina, zebrała się w sobie i wyruszyła do Javiera.
Jego dom znajdował się na odludziu i właściwie bardziej przypominał pałac. Zanim otwarła się przed nią elektryczna brama, rozmawiała przez kamerę z ochroną. Być może Javier nie kochał Freyi, ale na pewno musiał być zdruzgotany, że zostawiła go dla jego najdawniejszego przyjaciela i to w tak publiczny sposób.
Gdy niebywała historia się rozniosła, automatycznie zaczęto obwiniać o nią… Javiera! A prawdy nie znał nikt, nawet Sophie, bo Freya kontaktowała się z nią wyłącznie w sprawie spakowania rzeczy. Wyglądało, jakby cały świat napawał się przedstawianiem Javiera jako dobrze się kamuflującego potwora. Tymczasem Sophie drżała, słysząc nikczemne pogłoski.
Kiedy nareszcie zadzwoniła do drzwi domu, spodziewała się kogoś ze służby. Otworzył jej jednak sam Javier. Wszystko, co nastąpiło potem, zdawało się potwierdzać jego bardzo złą reputację.
Gdyby Javier poświęcił choć jedną myśl Sophie, wiedziałby, że odeszła z teatru, wyjechała z Madrytu i wróciła do Anglii, bo wyjeżdżając, w próżnej nadziei, że będzie jej szukał, zostawiła w kadrach swój angielski adres. Ale on… nie zauważył nawet, że nie występowała na galowym przedstawieniu.
Przez dwa miesiące ciszy powoli oswajała się ze swoją sytuacją i przygotowywała na kolejne spotkanie z Javierem. Jutro ponownie przyjdzie do teatru i będzie tu przychodzić aż do skutku. Bo któregoś dnia będą musieli w końcu porozmawiać.
Teatralne korytarze stopniowo pustoszały. Gdy poczuła się na siłach, wstała i ruszyła w stronę schodów wyłożonych luksusowym, czerwonym dywanem, które wiodły na dół, do foyer. Wtedy zauważyła, że zbliża się do niej Javier. Przytrzymała się poręczy i odważnie spojrzała w jego beznamiętną, groźną twarz. Ruchem głowy wskazał, dokąd mają iść. Gdy się po chwili zatrzymali za rogiem korytarza, spojrzał na nią z góry i powiedział zachrypłym głosem:
– Czemu akurat teraz? Dlaczego wybrałaś właśnie tę noc? I to w publicznym miejscu!
– Po tym jak mnie potraktowałeś w miejscu prywatnym, nie sądziłam, że zechcesz mnie wysłuchać gdziekolwiek.
Przecież wyrzucił ją od siebie z domu, po tym jak…
Skrzywił się.
– Chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży?
Jakim cudem udało jej się nie rozszlochać, już nigdy się nie dowie…
– Tak – wyszeptała. – Będziemy mieli dziecko.