Читать книгу Trzy życzenia - Michelle Conder - Страница 1

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Оглавление

Sebastiano zerknął na zegarek marki Rolex, wchodząc do budynku SJC Towers, gdzie znajdowało się jego londyńskie biuro. Zupełnie nie zwracał uwagi na zimny deszcz padający mu na twarz. W chwili, kiedy się obudził, wiedział już, że zapowiada się interesujący dzień. Raczej nie w znaczeniu „wspaniały”, lecz intrygujący w takim sensie, jak w chińskim porzekadle: „obyś żył w ciekawych czasach”. Chociaż wcale nie był przywiązany ani do porzekadeł ani przysłów.

Nie zamierzał jednak pozwolić na to, by hałaśliwi robotnicy czy też nieoczekiwana poranna wizyta byłej kochanki i pęknięta opona w samochodzie popsuły mu humor. Czekał na ten dzień od ponad dwóch lat. Jego zrzędliwy dziadek przestał się w końcu upierać i postanowił przekazać mu kontrolę nad rodzinnym imperium. Akurat w porę!

Bert, kierownik ochrony, skinął głową, gdy Sebastiano podszedł do recepcji. Wcale się nie zdziwił, że szef przyszedł do pracy w niedzielny ranek.

– Oglądał pan wczoraj mecz, szefie? – spytał z promiennym uśmiechem.

– Nie musisz się tak chwalić, że twoi wygrali. To okropna cecha.

– Ma pan rację.

Ich przyjacielska rywalizacja bardzo bawiła Sebastiana. Otaczający go ludzie często chowali się za maską skwapliwej uległości, okazując mu należny szacunek tylko dlatego, że urodził się w bogatej rodzinie. Irytowało go to.

Zerknął ma gazetę Berta rozłożoną na biurku, przedstawiającą zdjęcie Sebastiana wychodzącego z wytwornego i okropnie nudnego przyjęcia poprzedniego wieczoru. Najwyraźniej jego teraz już była kochanka zobaczyła w internecie tę samą fotografię i postanowiła zasadzić się na niego przed domem przy Park Lane, gdy wracał z porannego biegania. Chciała się dowiedzieć, dlaczego nie zaprosił jej na to przyjęcie.

Odpowiedź, jakiej jej udzielił, a która brzmiała: „bo na to nie wpadłem”, nie wydała mu się z perspektywy czasu najbardziej odpowiednia. Nastąpiło szybkie pogorszenie sytuacji i w końcu dziewczyna postawiła mu ultimatum: albo zacieśnią swój związek, albo go zakończą. Wcale się nie dziwił, że jest sfrustrowana. Uganiał się za nią przed miesiącem z typową dla siebie bezwzględną determinacją, dzięki której dostał się na szczyt listy najlepszych przedsiębiorców w wieku trzydziestu jeden lat. A przespał się z nią tylko raz.

To nie było do niego podobne. Zwykle miał dość zdrowe libido, ale ostatnio brakowało mu spokoju. Pewnie wpłynęła na to nerwowa sytuacja z dziadkiem, nie wspominając już o tym, że pracował do późnych godzin, by sfinalizować umowę, która zapewniała mu wiodącą pozycję na rynku budowniczych hoteli.

Oczywiście, przeprosił tę słynną baletnicę i wydawało się, że pogodziła się z rozstaniem. Posłała mu pocałunek nad ramieniem, mówiąc, że to jego strata, i wycofała się z jego życia. Wspominając to teraz, pomyślał, że mogłaby dawać lekcje dobrych manier kilku jego poprzednim partnerkom. Nieźle by zarobiła, nauczając podstawowych zasad zachowania w relacjach damsko-męskich, zwłaszcza hiszpańską modelkę, która rzuciła w niego szczotką do włosów, gdy chciał ją rzucić przed kilkoma miesiącami.

– Może następnym razem bardziej się panu poszczęści – zarechotał Bert, udając skruchę.

Sebastiano burknął coś pod nosem. Wiedział, że Bert nawiązuje do ostatniego meczu futbolowego. Jego ulubiona drużyna wygrała z zespołem, któremu kibicował Sebastiano, ale równie dobrze ta uwaga mogła dotyczyć nietypowego zastoju w życiu seksualnym szefa.

– Jeśli twoi znowu wygrają, to obetnę ci pensję o połowę – zażartował, kierując się do windy.

– Tak jest, szefie!

W windzie Sebastiano nacisnął guzik swojego piętra, mając nadzieję, że sekretarka znalazła czas, żeby przygotować raporty potrzebne mu tego ranka do przedstawienia dziadkowi. Zwykle nie wymagał od Pauli przychodzenia do pracy w niedzielę, ale dziadek ustalił termin spotkania w ostatniej chwili, a Sebastiano nie chciał zostawiać niczego przypadkowi.

Dziadek nie ociągał się z przekazaniem kontroli nad firmą z obawy, że wnukowi brakuje żyłki do interesów. Chodziło mu raczej o to, żeby Sebastiano się ustatkował i ożenił z jakąś miłą panną, która stanie się kiedyś matką dużej gromadki jego bambini. Zależało mu na tym, by wnuk miał coś więcej poza karierą, co zapewni mu osławioną równowagę między życiem prywatnym a pracą, jaką on sam odnalazł przy boku ukochanej żony.

– Jak mogę oczekiwać, że sprostasz nowej, wymagającej roli, skoro już teraz masz tak mało czasu na odpoczynek? – spytał dziadek przez telefon przed miesiącem. – Twoja babcia i ja chcemy, żebyś był szczęśliwy, Bastianie. Wiesz, jak się o ciebie martwimy. Nie umrę, dopóki nie będę miał pewności, że ktoś o ciebie zadba.

– Sam mogę o siebie dbać – odparł Sebastiano. – I przecież jeszcze nie umierasz.

Jego dziadkowie hołdowali jednak dawnym włoskim tradycjom. Jeśli nie miał przy sobie na stałe miłej kobiety, która by mu gotowała, a nocą ogrzewała łóżko, uważali, że prowadzi marne i samotne życie. I bynajmniej nie mieli na myśli gosposi przyrządzającej posiłki ani wciąż zmieniających się licznych kochanek.

Sebastiano uważał natomiast, że harmonię w życiu zapewnia mu poświęcanie się pracy. Wtedy rozkwitał. Codziennie budził się z pragnieniem znalezienia kolejnej okazji do ubicia dobrego interesu lub sprostania nowym wyzwaniom. A miłość? Małżeństwo? Jedno i drugie wymagało takiego poziomu intymności, który niezbyt go pociągał.

Zachowywanie pewnego dystansu wobec otaczających go ludzi służyło mu i nie miał potrzeby tego zmieniać. A że czasem spędzał samotne wieczory przy drinku, spoglądając przez okno na połyskujące światła miasta, w którym akurat się znajdował… Niech tak będzie.

Nabył właśnie, i to w najlepszym okresie życia, największe brytyjskie przedsiębiorstwo, produkujące beton i stal, nie było więc dogodniejszego momentu na przejęcie kierownictwa nad Castiglione Europa. Obie firmy tak dobrze do siebie pasowały, że Sebastiano poprosił już zespół marketingowy o przygotowanie planu wejścia na rynek modernizacji hoteli w Europie Wschodniej.

Musiał tylko przekonać trzeźwo myślącego dziadka do odejścia na emeryturę i spędzenia ostatnich lat życia u boku ukochanej żony w rodzinnej willi na wybrzeżu Amalfi. Dopiero wtedy i tylko wtedy Sebastiano mógł wynagrodzić cierpienia, jakich przysporzył im i całej rodzinie przed piętnastoma laty.

W zamyśleniu włączył światło na piętrze przeznaczonym dla kadry kierowniczej i usłyszał dźwięk oznajmiający przyjście esemesa. Włączając ekspres do kawy w drodze do gabinetu, odczytał wiadomość i nagle przystanął.

Paula napisała, że jest na pogotowiu ratunkowym z mężem, który właśnie złamał sobie kostkę. Potrzebny raport wciąż znajdował się na jej komputerze.

Dziadek miał przyjść lada moment i Sebastiano nie mógł sobie pozwolić na żadną zwłokę. Odpisał Pauli, że życzy jej mężowi szybkiego powrotu do zdrowia, po czym wyciągnął z biurka jej laptopa i zaniósł do gabinetu. Spoglądając na ekran pełen kolorowych ikonek, nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie szukać.

Poppy zerknęła na zegarek z Myszką Miki i jęknęła. Musiała jak najszybciej wrócić do domu. Jej brat, Simon, zawsze się denerwował, kiedy się spóźniała. W dodatku u Maryann, ich wspaniałej sąsiadki, która była dla nich jak matka, właśnie rozpoznano stwardnienie rozsiane. To był wielki cios dla tej miłej kobiety i Poppy chciała zrobić dla niej tego dnia coś dobrego.

Starając się nie pogrążać w złych myślach, ściągnęła mocniej niesforny kucyk i przejrzała sprawozdanie, przygotowywane na następny dzień dla szefa. Pozostał jej jedynie tydzień praktyk w SJC International i chciała dobrze wypaść. Kto wie, może po zakończeniu studiów prawniczych dostanie tutaj pracę, jeśli teraz zrobi dobre wrażenie na przełożonych. Zwierzchnikiem jej szefa i właścicielem całej firmy był Sebastiano Castiglione. Nie miała z nim bezpośrednio do czynienia, ale widywała go czasem, przemierzającego korytarze długim krokiem człowieka z determinacją dążącego do celu.

Przyłapując się na fantazjowaniu o tym pewnym siebie, ciemnowłosym przystojniaku, włożyła z powrotem do szafki akta i wyłączyła komputer.

Nie należała do rannych ptaszków i wolałaby tego ranka pracować w domu, ale jej osobisty laptop był stary i nie mogła uruchomić na nim potrzebnego programu. Poza tym przepisy nie pozwalały praktykantom ściągać plików firmy na prywatne urządzenia.

Już miała wyjść, kiedy nagle zauważyła książkę prawniczą pożyczoną od Pauli tydzień wcześniej. Następnego dnia zapowiadał się gorączkowy dzień, postanowiła więc oddać ją teraz w drodze do wyjścia.

Zwykle nie miała wstępu na piętro kierownictwa, ale skoro przełożony pożyczył jej swoją kartę, to mogła tam wejść. Zawahała się jednak chwilę. Nie zamierzała przysparzać panu Adamsowi kłopotów, robiąc coś, czego nie powinna, ale też nie chciała ryzykować, że zbyt późno odda książkę i wyda się niedbała. Jednym z najlepszych sposobów na wyróżnienie się podczas praktyk było wykazanie się możliwie największą efektywnością, a Poppy traktowała swoją pracę poważnie. Tego ranka poza nią nie było tu nikogo, doszła więc do wniosku, że i tak nikt się nie dowie, że tam weszła.

Wzięła książkę i skierowała się do windy. Od dwunastego roku życia wychowywała się w rodzinie zastępczej i opiekowała się o dziesięć lat młodszym bratem, który urodził się głuchy, wiedziała więc, że jedynym sposobem na wydostanie się z obecnej nędzy jest ciągłe doskonalenie swoich kwalifikacji. Szansa na odmianę pojawiła się wtedy, gdy Maryann znalazła ich oboje przed ośmioma laty, przytulonych do grzejnika na stacji Paddington. Poppy chciała w pełni wykorzystać tę okazję, by zapewnić sobie i bratu lepszą przyszłość.

Przesunęła kartę dostępu przez czytnik, nacisnęła guzik piętra kierownictwa i czekała cierpliwie, aż drzwi windy się otworzą. Przechodząc przez wyłożony miękkim chodnikiem korytarz do biura pana Castiglione, zatrzymała się na chwilę, napawając się wspaniałym widokiem z okna na Londyn. Mimo jasnoszarego nieba miasto prezentowało się z góry doskonale, stanowiąc idealne połączenie starej i nowoczesnej architektury. Zdawało się, jakby nic złego nie mogło się przytrafić komuś, kto znajduje się tak wysoko, ale Poppy wiedziała, że kiedy tylko zjedzie na parter, problemy znowu ją przytłoczą.

Przyłapując się na pogrążaniu w mrocznych myślach, drgnęła nagle, bo usłyszała jakieś głośne przekleństwo, wypowiedziane niskim męskim głosem.

Odwróciła się, chcąc zobaczyć, kto to, ale nie ujrzała nikogo. Po chwili usłyszała kolejne złorzeczenie i uświadomiła sobie, że dobiega z biura głównego szefa.

Zbyt zaciekawiona, by zachować ostrożność, podeszła i zatrzymała się w otwartych drzwiach do prywatnego gabinetu pana Castiglione. Wtedy ujrzała go samego, stojącego na szeroko rozstawionych nogach przy oknie.

Rozpoznałaby go wszędzie. Był niezwykle przystojny i emanował siłą. Przeczesał dłonią czarne włosy, zmierzwiając je zupełnie. Wysoki jak na Włocha i mocno umięśniony wyglądał tak, jakby codziennie ćwiczył. Słyszała, że pracuje po dwadzieścia godzin na dobę, i zastanawiała się, skąd by miał czas na trening.

Jakby wyczuł, że ktoś mu się przygląda. Uniósł głowę znad telefonu i spojrzał na nią przenikliwie. Zaparło jej dech.

– Kim pani jest, do licha?

– Praktykantką – odparła. – Nazywam się Poppy Connolly. Pracuję dla pana.

Ściągnął brwi, obrzucając ją spojrzeniem od góry do dołu.

– Od kiedy to dżinsy i sweter są odpowiednim strojem do pracy?

– Jest niedziela – wyjaśniła. – Nie spodziewałam się tutaj nikogo.

Nie było to zbyt dobre wytłumaczenie, skoro on stał przed nią w eleganckiej białej koszuli, czerwonym krawacie i ciemnych, idealnie wyprasowanych spodniach.

– Owszem, jest niedziela. A więc po co pani tu przyszła?

– Został mi jeszcze tydzień praktyk i chciałam skończyć prezentację dla pana Adamsa. Powiedział, że mogę przyjść.

– Czy to nie zbyt duże poświęcenie?

– Nie, jeśli chce się zajść daleko – odparła zwyczajnie. – Chciałabym tu pracować po studiach. Zapał do pracy i elastyczność to cechy, dzięki którym można się wyróżnić na praktyce.

Przypuszczała, że zaraz wyrzuci ją z gabinetu, najchętniej przez okno, ale zamiast tego spytał:

– A jakie są inne?

– Punktualność, poważne traktowanie swoich obowiązków i odpowiedni strój – wyliczyła na palcach.

Spojrzał na jej stare dżinsy i Poppy omal nie zapadła się pod ziemię. Kiedy przed pięcioma tygodniami rozpoczynała praktykę w SJC, wyobrażała sobie, że pewnego dnia pozna tego człowieka, który wydawał się rodzajem korporacyjnego boga, ale w jej fantazjach to spotkanie wyglądało zupełnie inaczej.

– W takim razie to ostatnie zalecenie nie zostało dotrzymane – odparł z ironią.

Poczuła gorąco na policzkach. Fascynowanie się własnym szefem pewnie również nie znajdowało się wśród zaleceń dla praktykantek.

Kiedy telefon na biurku zadzwonił, przerywając napiętą ciszę, postanowiła to wykorzystać i wydostać się z niezręcznej sytuacji.

– Proszę mi pozwolić odebrać – zaproponowała rzeczowo.

Zanim zdołał odpowiedzieć, podeszła do biurka i podniosła telefon. Uśmiechając się do Sebastiana szeroko, odezwała się do słuchawki jak prawdziwa sekretarka:

– Biuro pana Castiglione.

Natychmiast przestała się uśmiechać, słysząc płaczliwy głos kobiety, mówiącej z obcym akcentem. Udało jej się zrozumieć tylko: „Przepraszam, że przeszkadzam. Czy zastałam Sebastiana?”

– Tak, jest tutaj – odparła, uświadamiając sobie, że człowiek, o którym mowa, nie spuszcza z niej oka. – Proszę chwilę poczekać.

Nie wiedząc, jak się wycisza, wręczyła Sebastianowi telefon, mówiąc niemal szeptem:

– To do pana.

– Co za niespodzianka – odparł z przekąsem.

Odsunęła się, gdy warknął do telefonu:

– Słucham.

Widząc, jak grymas na jego twarzy się pogłębia, postanowiła wykazać inicjatywę i zrobić mu kawę. Zauważyła, że ekspres jest włączony, a na biurku nie ma żadnej filiżanki, doszła więc do wniosku, że szef zamierzał nalać sobie kawę, ale nie zdążył.

Zrobiła to za niego, mając nadzieję, że w ten sposób zyska kilka punktów, straconych podczas przekazywania mu telefonu. Prawdopodobnie dzwoniła jego obecna albo była dziewczyna… skoro głos miała zapłakany. O jego krótkotrwałych podbojach krążyły plotki po całym biurze.

Poppy miała ochotę iść już do domu, zobaczyć, co z Simonem, i pocieszyć Maryann, wypijając z nią herbatę. Podeszła szybko do ekspresu do kawy i postawiła przed szefem filiżankę, dziwiąc się, że wciąż rozmawia przez telefon. Już miała wyjść, kiedy nagle wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek.

Znieruchomiała, patrząc, jak ciemne, opalone palce beztrosko gładzą jej gładką skórę. Spojrzeli sobie w oczy i miała wrażenie, że Sebastiano dostrzegł jej reakcję.

Poczuła jednocześnie podniecenie i niedowierzanie: ten człowiek nie tylko był jej szefem, ale też rozmawiał właśnie z inną kobietą, pewnie swoją dziewczyną, płaczącą mu do słuchawki.

Zirytowana przyjemnością odczuwaną w tej sytuacji, wyrwała mu rękę, przewracając filiżankę, którą przed chwilą z taką starannością przed nim postawiła. Kawa rozlała się na biurko, opryskując przód śnieżnobiałej koszuli Sebastiana.

Zaklął głośno po włosku i pospiesznie zakończył rozmowę przez telefon.

– Co to ma być, do diabła? – zawołał rozwścieczony.

– Ja tylko… bo pan… – wydukała. Rozejrzała się wokoło, wyciągnęła z bocznej szafki garść papierowych chusteczek i zaczęła wycierać koszulę. Uniósł rękę, próbując powstrzymać Poppy, a wtedy zauważyła, że kilka kropli kawy spadło też na jego spodnie w okolicy krocza. Bez zastanowienia przyłożyła do tego miejsca chusteczkę, co spowodowało jedynie, że znowu złapał ją za nadgarstek, tyle że tym razem jej nie głaskał.

– W szafie za panią wisi koszula. Proszę mi ją podać.

– Oczywiście, już podaję…

Zła na siebie, zajrzała do szafy i zdjęła przezroczystą folię ze świeżo upranej i uprasowanej koszuli. Gdy się odwróciła, wycierał sobie właśnie chusteczką opalony, doskonale umięśniony brzuch. Wręczyła mu koszulę, odwracając wzrok.

– Przepraszam – wyjąkała ze ściśniętym gardłem. – Nie wiem, co się stało. Zwykle nie jestem taka niezdarna. Ale kiedy pan…wtedy… Naprawdę przepraszam.

– Widzę, że pani przykro.

Słysząc szelest materiału, odwróciła się z powrotem i zobaczyła, jak Sebastiano wsuwa w spodnie dół koszuli. Wciąż miała w głowie widok jego opalonego ciała. Patrzyła teraz w milczeniu, jak prostuje mankiety i zarzuca sobie na szyję czerwony krawat.

– Przynajmniej krawat się nie pobrudził – zauważyła.

– Dlaczego oblała mnie pani kawą?

– Wcale pana nie oblałam – zaprotestowała stanowczo. – Głaskał mnie pan po nadgarstku, rozmawiając ze swoją dziewczyną.

– I dlatego wylała pani na mnie kawę?

– Nie zrobiłam tego celowo – odparła, myśląc, że właściwie to mu się należało. – Przynajmniej dobrze, że nie była zbyt gorąca.

– Była.

Przygryzła wargę, patrząc, jak Sebastiano zmaga się z krawatem. Zaklął, rozplątał go ponownie i zaczął wiązać jeszcze raz. Widok tego potężnego mężczyzny, niemogącego poradzić sobie z niewinnym skrawkiem materiału, podziałał na nią rozbrajająco.

– Pomóc panu?

– Chyba nabroiła już pani wystarczająco dużo.

Rozłożyła przed nim ręce.

– Proszę zobaczyć: nie mam kawy.

Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Szkoda, że taki przystojniak nie ma poczucia humoru, pomyślała. Zastanawiała się, czy to najlepszy moment na nadrobienie strat, a wtedy Sebastiano wskazał na włączony komputer stojący na biurku.

– Umie pani obsługiwać Maca?

– Tak.

– Muszę mieć wydrukowany raport, zanim przyjdzie mój dziadek. Poradzi sobie pani z tym?

– Oczywiście. – Usiadła w fotelu i położyła palce na klawiaturze. – Jak się nazywa ten plik?

Pochylił się nad nią i poczuła delikatny zapach sandałowca, wody kolońskiej.

– Gdybym wiedział, moja praktykantko, to sam bym sobie z tym poradził.

– Och, tak…

– Plik dotyczy Castiglione Europa, w skrócie CE.

Ignorując napięcie wywołane bliskością Sebastiana, przejrzała foldery na ekranie, nie znajdując nic powiązanego z tym, o czym mówił. Po chwili jednak dostrzegła coś interesującego.

– Czy ma pan zamiar się ożenić? – spytała, zerkając na niego.

– Nie. Dlaczego pani pyta?

– Paula ma tu jeden plik o nazwie „Operacja małżeństwo”, ale to pewnie ma coś wspólnego z tym zakładem krążącym w firmie, a nie ze sprawą, która pana interesuje.

– Co takiego?

Widząc jego gniewną minę, poczuła, że musi wyjaśnić.

– Chodzi o zakład, czy się pan ożeni. Nawet ja słyszałam, że pański dziadek tego od pana oczekuje… Ktoś z działu prawnego nazwał to „operacja małżeństwo”.

Zmroził ją wzrokiem.

– Widzę, że w biurze huczy od plotek. Dlaczego o tym nie słyszałem?

– Bo dotyczą pana, to oczywiste. Ale proszę się nie martwić. Nikt tak naprawdę nie wierzy w to, że chce pan mieć żonę.

– To pocieszające, że moi pracownicy tak dobrze mnie znają.

– Z pana reakcji wynika, że nie wyobraża pan sobie nic gorszego od małżeństwa, czyż nie?

– Owszem, śmierć.

– Ale dziadkowi chyba zależy na pana szczęściu.

– Dobrze, że pani tak myśli. – Pochylił się nad nią ponownie. – Proszę otworzyć ten folder. A teraz ten plik. – Wskazał na ekran i Poppy musiała się skupić na jego poleceniach, a nie dotyku ręki, którą niechcący otarł o jej ramię. – Tutaj. Proszę wydrukować ten raport.

Wyprostował się i znowu zaklął. Zobaczyła, że po raz kolejny rozplątuje krawat.

– Potrafię wiązać krawaty – powiedziała.

Spojrzał na nią ponuro.

– No dobrze. – Opuścił z rezygnacją ręce i dwa końce krawata opadły luźno na piersi. – Oddaję się w pani ręce.

– Jak rodzaj węzła pan sobie życzy?

– A jakie pani zna?

– Wszystkie.

– To ile ich jest?

– Osiemnaście, z tego, co wiem.

– Osiemnaście? Czy potrafi je pani nazwać?

– Tak. Czy mam to zrobić?

– Nie – zaśmiał się krótko. – Najwyraźniej wiązała już pani krawaty. Szczęściarz z tego faceta.

– To był manekin. – Dopasowała odpowiednią długość obu końców. – W szkole średniej dorabiałam sobie w sklepie, ubierając manekiny.

– No to miały szczęście.

Wygładziła dłonią krawat, przyciskając ją do piersi Sebastiana. Czyżby zadrżał? Nagle poczuła się oszołomiona jego bliskością.

– A więc jaki węzeł pan chce?

– Windsorski.

– Większość mężczyzn go wybiera.

– Uważa pani, że jestem taki sam jak wszyscy, panno Connolly?

– Nie. – Przełożyła końcówkę krawata przez kolejną pętlę. – Ten węzeł jest największy, a przeważnie wszyscy takie lubią.

– To pewnie też podoba się kobietom. Zgodzi się pani z tym?

Nie zamierzała ciągnąć tego tematu, bojąc się, że Sebastiano zacznie z nią flirtować, a tego zdecydowanie chciała uniknąć. Skończyła wiązać krawat.

– Nie wiem, panie Castiglione. Nie umawiam się z mężczyznami, którzy noszą krawaty.

Właściwie to z nikim się nie spotykała.

– Nie? To co noszą?

– Nic. To znaczy… – Poprawiła mu nerwowo kołnierzyk. – Wszystko gotowe.

– Jedna rada, panno Connolly – powiedział, czekając, aż Poppy na niego spojrzy. – Gdyby rzeczywiście miała pani kiedyś tu pracować, proszę nigdy nie wołać mnie do telefonu, zanim nie dowie się pani najpierw, kto dzwoni.

– Nawet jeśli ta osoba płacze?

Zastanawiała się, czy Sebastiano jest naprawdę taki bezlitosny i bezduszny, jak o nim mówiono. Mimowolnie spojrzała na jego usta. Pełne i zmysłowe, wcale nie wskazywały na człowieka bez serca.

– A tak przy okazji, to dlaczego złapał mnie pan za rękę, rozmawiając przez telefon? – spytała hardo.

Wciąż nie mogła o tym zapomnieć.

– Właściwie nie wiem. – Spojrzał jej w oczy. Zamrugała, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni zwracają na nią uwagę, ale jeszcze nigdy nie reagowała na to takim podnieceniem. Miała wielką ochotę go…

– Scusa, Sebastiano, sono in anticipo? – Głęboki, chrapliwy głos przerwał tę chwilę, przywracając Poppy do przytomności.

Trzy życzenia

Подняться наверх