Читать книгу Trzy życzenia - Michelle Conder - Страница 3
ROZDZIAŁ TRZECI
Оглавление– Dwieście pięćdziesiąt tysięcy funtów? – Poppy wlepiła wzrok w Sebastiana, który siedział za biurkiem niczym król trzymający worek złota.
Kiedy wezwał ją do gabinetu, była przekonana, że chce ją zwolnić. Zamiast tego zaproponował dużą sumę pieniędzy za to, by udawała „światło jego życia”, jak to się wyraził.
– W gotówce?
– Chce pani więcej? Dobrze. Niech będzie pięćset tysięcy.
Otworzyła usta. Ten człowiek oszalał albo się upił. Przyjrzała mu się uważniej.
– Pił pan?
– Trochę wczoraj wieczorem, ale niestety już dawno wytrzeźwiałem.
Rozejrzała się wokoło, spodziewając się ludzi filmujących ją z ukrytej kamery, którzy wyskoczą nagle zza kanapy, krzycząc: „Niespodzianka!”. Nikt się jednak nie pojawił.
– Chyba robi sobie pan ze mnie żarty.
– Nigdy nie żartuję, jeśli chodzi o pieniądze. Zresztą sama jest pani sobie winna.
– Jak to?
– Powiedziała pani mojemu dziadkowi coś takiego, co kazało mu nabrać przekonania, że jesteśmy parą. Coś o radzeniu sobie ze mną. Mogę panią zapewnić, panno Connolly, że żadna kobieta nigdy nie będzie mną dyrygować.
– Nie twierdziłam, że potrafię sobie z panem radzić. Dziadek mówił, że potrzebuje pan silnej ręki, a ja tylko przyznałam mu rację. A potem powiedział coś po włosku, czego nie zrozumiałam.
– Pamięta pani, co to było?
– Wychowałam się na peryferiach Leeds, panie Castiglione. Moja znajomość włoskiego zaczyna się od słowa si, a kończy na ciao.
– Dziadek uznał jednak panią błędnie za moją obecną kochankę i zaprosił nas na kilka dni do siebie na wybrzeże Amalfi. A więc jaka suma panią zadowala?
– Tak bardzo chce pan zrobić na nim dobre wrażenie, że gotów jest pan go oszukiwać?
– Raczej uważam to za wykorzystanie okazji, jaka się nadarza. Proszę mi wierzyć, ostatniej nocy próbowałem wymyślić coś innego, ale mi się nie udało. Niełatwo mi się do tego przyznać.
Poppy czuła się trochę jak pijana. Proponował jej tyle pieniędzy! Zdawało się, że takie historie zdarzają się tylko w filmach.
Wstała.
– Nie mogę przyjąć tych pieniędzy.
– Naprawdę? Zrobi to pani za darmo?
– Nie, oczywiście, że nie, ja…
– Tak przypuszczałem. A więc ile pani chce?
– Nie jestem prostytutką – zaprotestowała stanowczo. Przypomniały jej się docinki rówieśników ze szkoły na temat jej biologicznej matki.
– Nie ma powodu się denerwować – odparł spokojnie. – Wcale nie proponuję, żebyśmy ze sobą spali.
Spojrzała na niego rozgniewana.
– Pana bezczelność nie ma granic.
– Jestem biznesmenem, panno Connolly. I mam problem. Pani może mi pomóc go rozwiązać.
– Chyba pan oszalał. Nie zrobię tego.
Patrzył na nią z taką natarczywością, że zrobiło jej się gorąco w granatowej garsonce.
– Odrzuca pani ofertę w wysokości pół miliona funtów? – spytał z niedowierzaniem. – W gotówce?
– Po prostu… nie wydaje mi się to właściwe.
– Czy tylko dlatego mi pani odmawia?
– Nie oczekuję, że pan to zrozumie – odparła, przypominając sobie załamaną kobietę, która dzwoniła do niego poprzedniego dnia. – Do tego potrzeba pewnej wrażliwości.
– Potrafię czuć.
Mogłaby na ten temat dyskutować, ale pozostał jej jeszcze tydzień do końca praktyk i chciała dostać dobre referencje. Prawdę mówiąc, czuła się trochę oszołomiona. Pięćset tysięcy funtów to było mnóstwo pieniędzy. Mogłaby świetnie je wykorzystać. Wychowała się w biedzie, w rodzinach zastępczych, a posiadanie takiej sumy wydawało się spełnieniem jej marzeń.
Kupiłaby Simonowi nowe tenisówki. Biedny dzieciak wciąż nosił używane. Miał piętnaście lat i dobre sportowe buty dodałyby mu pewności siebie. Mogłaby zapewnić mu wszystko!
Mając tyle pieniędzy, pomogłaby Maryann. W niedzielę, szukała w internecie jakiegoś skutecznego lekarstwa na stwardnienie rozsiane, ale niestety, informacje, jakie znalazła, wydawały się przygnębiające. Gdy choroba się rozwinie, Maryann trudno będzie się poruszać bez pomocy. Przydałoby jej się mieszkania na parterze, a mając pół miliona funtów, Poppy mogłaby je kupić, odwdzięczając się w ten sposób za wszelką pomoc, jaką dostawała od tej kobiety przez ostatnie osiem lat. Przez chwilę ją kusiło, żeby przyjąć te pieniądze, ale wiedziała, że niczego nie dostaje się za darmo.
– A więc jaka jest pani odpowiedź?
Drgnęła nagle, gdy zniecierpliwiony Sebastiano podszedł do niej bliżej z nonszalancją człowieka, który ma wszystko, czego chce.
Pokręciła głową.
– Nie jestem na sprzedaż, panie Castiglione.
– Wiem. – Przeczesał ręką włosy. – Nie proszę o to, żeby została pani moją dziewczyną naprawdę, tylko poświęciła mi kilka dni, jadąc ze mną do Włoch. Dorzucę jeszcze do tego nowe ubrania. Dodatkowo. To marzenie każdej kobiety.
– Nie zgadzam się- odparła stanowczo, cofając się o krok. – Będzie pan musiał znaleźć kogoś innego.
– Przecież kusi to panią, prawda? – To ciche pytanie powstrzymało ją przed wyjściem z gabinetu.
– Oczywiście, że tak – przyznała. – To normalne, że mnie to kusi, ale… Przestałabym siebie lubić, gdybym wzięła od pana pieniądze za udawanie kogoś, kim nie jestem.
Westchnął ciężko.
– Boże, chroń mnie przed męczennikami.
– Nie jestem męczennicą. Po prostu mam swoje zasady. Czy to już wszystko? – spytała sztywno.
Włożył ręce do kieszeni.
– Czy naprawdę mi pani odmawia?
– Tak. – Uniosła głowę wyżej, zastanawiając się, czy nie postępuje jednak głupio, nie zgadzając się na jego propozycję. A potem wyobraziła sobie, co musiałaby robić, żeby dostać te pieniądze. Udawać jego dziewczynę. Nie dałaby rady. Nawet za milion funtów!
Spojrzał na nią drapieżnym wzrokiem i poczuła, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Uciekaj – podpowiadał jej wewnętrzny głos. Posłuchała go, wycofując się z gabinetu na korytarz z szybkością błyskawicy.
Tam odetchnęła z ulgą, kierując się do windy. Mąż Pauli rzeczywiście złamał nogę w kostce i nie było jej w pracy, co Poppy przyjęła z zadowoleniem, bo nie musiała znosić wymownych spojrzeń starszej sekretarki. Pracownicy biura już ją ostrzegali, że każda kobieta, która ma styczność z Sebastianem, natychmiast się w nim zakochuje. Poppy nie chciała, by ktoś pomyślał, że dołączyła do grona jego wielbicielek.
Wyciągnęła telefon z torebki i postanowiła zajrzeć do łazienki, zanim zjedzie na dolne piętro. Miała ochotę zadzwonić do Maryann. Czuła, że musi z kimś porozmawiać, a Maryann zawsze ją wspierała, odkąd ich znalazła. Po tym jak Poppy popełniła błąd i zaufała pewnemu człowiekowi, któremu nie powinna ufać. Poznała go podczas długiej podróży pociągiem do Londynu, kiedy uciekła z Simonem z domu i nie mieli się gdzie podziać. Na początku wydawał się rycerzem w lśniącej zbroi. Tak było przez dwa tygodnie. Spełniał wszystkie jej życzenia: wciąż prawił komplementy, wziął ich do siebie i kupował Simonowi drobne prezenty. A potem pewnego wieczoru przyszedł do jej sypialni, żeby odpłaciła się za jego uprzejmość, a gdy odmówiła, wpadł w złość. Kazał jej obudzić Simona i wyrzucił ich oboje na ulicę w zimną noc, krzycząc, że z pewnością nikt już jej nie przygarnie, zwłaszcza z tym „durnym bratem” u boku.
Kiedy odkryła, że ukradł też wszystkie jej ciężko zaoszczędzone pieniądze, zupełnie straciła zaufanie do ludzi. Nie mogła iść na policję, bojąc się, że odbiorą jej Simona. Spali więc na stacjach kolejowych, a w dzień włóczyli się po ulicach, wyjadając resztki z koszów na śmieci. Simon miał wtedy siedem lat, a ona siedemnaście i co noc się modliła, by Bóg zesłał im na ratunek anioła.
Rzeczywiście tak się stało. Natknęła się na nich Maryann i bez mrugnięcia okiem zabrała do siebie, nakarmiła, odziała i otoczyła troską, jakiej brakowało im w dzieciństwie. Dzięki niej Poppy poznała prawdziwą dobroć.
Jednak Maryann, która przed laty straciła ukochanego męża, wierzyła w miłość do grobowej deski i najprawdopodobniej wypytywałaby ją przez telefon o szefa i jego ofertę, a Poppy wolałaby nie mówić na ten temat zbyt dużo.
– Panno Connolly, jest pani tutaj?
Jęknęła cicho, słysząc głos Sebastiana.
– Tak – odparła mimowolnie, nie czyniąc żadnego ruchu, by otworzyć drzwi.
– Czy zamierza pani zaraz wyjść?
Przewróciła oczami.
– A czy muszę?
– Wolałbym porozmawiać z panią w cztery oczy. A więc odpowiedź brzmi: tak.
– Myślałam, że skończyliśmy już tę rozmowę.
– Jeszcze nie. – Przyjrzał jej się uważnie, gdy niechętnie otworzyła drzwi, wpuszczając go do środka – Skończymy, gdy się pani zgodzi.
– Jest pan nieugięty. Powinien pan zostać adwokatem.
Oparł się o umywalkę, uśmiechając się zabójczo, całkowicie wyluzowany.
– Jeśli to miała być zniewaga, to akurat nietrafna. Szanuję ludzi, którzy nieugięcie dążą do celu i z powodzeniem go osiągają.
– Innymi słowy, jest pan natrętny.
– Raczej zdeterminowany.
– Czy wie pan, że znajdujemy się w damskiej toalecie?
– Tak. – Uśmiechnął się szeroko.
– Chciałam spędzić chwilę na osobności i mi się to nie udało.
– Zdenerwowała się pani. Niepotrzebnie. W moim świecie kobiety wiedzą, czego chcą, i tego żądają. Nie ma się czego wstydzić. Nie będę myślał o pani źle, gdy przyjmie pani moją propozycję.
– Miło z pana strony.
– Tak naprawdę chodzi mi o interesy.
– Oczywiście. To bardzo duża suma pieniędzy, jaką mi pan proponuje.
– Nie dla mnie.
– Nie jest pan zbyt skromny.
– A dlaczego mam być? Jestem bogaty, to prawda. Daje to pewne korzyści.
– Na przykład takie, że można sobie kupić dziewczynę.
– Chyba panią obraziłem, proponując pięćset tysięcy funtów.
Zamrugała, słysząc ponownie tę kwotę. Nigdy w życiu nie widziała takiej masy pieniędzy.
– Owszem – odparła – ponieważ nie jestem na…
– W takim razie zamierzam podnieść stawkę do miliona.
– Co takiego? Do miliona?
– Tak. – Uśmiechnął się zwycięsko, błyskając zielonymi oczami.
Wpatrywała się w niego z osłupieniem.
– Niech pan przestanie. Nie jestem na sprzedaż.
Przyglądał jej się długo, aż w końcu westchnął.
– Ale potrzebuję dokładnie kogoś takiego jak pani. W takim razie proszę powiedzieć, co by pani chciała. Jaki ma pani ostateczny cel?
Myśli wirowały jej w głowie. Czy za taki cel można by uznać przetrwanie każdego kolejnego dnia?
– Nie myślę w taki sposób.
– Kiedyś trzeba zacząć. – Odszedł od niej kilka kroków i przyjrzał się z daleka swojemu odbiciu w lustrze. A może patrzył na nią? – Może dokończymy tę rozmowę w moim gabinecie? – Otworzył drzwi, oczekując, że go posłucha. – Damska toaleta nie jest najlepszym miejscem na takie konwersacje.
– Wolałabym w ogóle nie prowadzić takich rozmów.
Poprowadził ją z powrotem do gabinetu i po chwili, zanim się zorientowała, siedziała już naprzeciwko niego przy biurku.
– A więc jeśli jednorazowa duża kwota jest dla pani zbyt trudna do pojęcia, to proszę powiedzieć, jakie w ogóle ma pani marzenia.
Tak ich dużo, że trudno wyliczyć, pomyślała. Ale nie miała zamiaru o nich opowiadać. Zwłaszcza o tych, które dręczyły ją ostatniej nocy na wspomnienie widoku jego nagiego, umięśnionego torsu.
– Nie marzę o niczym.
– To nieprawda. Każdy czegoś chce. Nawet ja. Właściwie to znalazłem się w sytuacji, w której bardzo mi na czymś zależy. Tak więc co mógłbym pani ofiarować za poświęcenie mi jednego weekendu, żeby pomóc starszemu człowiekowi?
– Czy pański dziadek nie czuje się dobrze?
– A miałoby to wpływ na pani decyzję?
– Czy naprawdę wykorzystałby pan tę informację jako kartę przetargową?
– Gdyby to miało podziałać.
– Ale z pana rekin! – zawołała, zaskoczona jego bezwzględnością.
– Być może. – Pochylił się w jej stronę. – Ale mój dziadek jest stary i nie mam pojęcia, ile czasu mu zostało. A jest zbyt wielkim stoikiem, żeby przyznać się do choroby.
Wyczuła w tych cierpkich słowach głęboką troskę. Pomyślała o chorej Maryann i o tym, że sama może ją kiedyś stracić. Czyżby jednak miała coś wspólnego ze swoim niepoprawnym szefem? Troszczenie się o kogoś często wiązało się z bólem, a tego nie życzyła nikomu. Już miała powiedzieć, że go rozumie, ale kolejne słowa Sebastiana wzbudziły w niej wątpliwości.
– A gdybym zaoferował, że spełnię pani trzy życzenia? Czy to byłoby bardziej do przyjęcia i nie kłóciło się z pani zasadami?
– Czyżby był pan złotą rybką? Albo wróżką z bajki?
– Trochę się nie nadaję do tej roli. Nie jestem dostatecznie miły.
– Racja – przyznała. – Bardziej przypomina pan bezwzględnego wilka.
– Myślałem, że rekina.
– Wilka czy rekina… wszystko jedno. W każdym razie jakieś wielkie groźne zwierzę.
Atmosfera nagle stała się napięta.
– Pomyśl o tym, Poppy – zwrócił się nagle do niej po imieniu łagodnym głosem, nadając rozmowie bardziej intymny ton. – Trzy życzenia. Wszystko, co chcesz. Jeśli tylko będzie to w mojej mocy, spełnię je na pewno.
Zamrugała, chcąc się otrząsnąć z zauroczenia. Wyrażenie trzech życzeń wydawało się, o dziwo, bardziej do przyjęcia niż otrzymanie bezosobowego pliku banknotów, chociaż nie wiedziała dlaczego, ponieważ w końcu i tak sprowadzałoby się to do tego samego.
Pochylił się do przodu, przyglądając jej się jak drapieżnik wyczuwający chwilę słabości w swojej ofierze.
– Ludzie często żenią się dla pieniędzy i statusu. A tu chodzi tylko o jeden weekend, nic więcej.
Jednak jej wydawało się, że chodzi o dużo więcej. Nigdy nie sądziła, że jest przekupna.
– No i jak? – nalegał. – Powiedz mi, za czym ostatnio tęsknisz? Czego potrzebujesz?
Towarzystwa i miłości, pomyślała.
Ściągnęła brwi. Skąd jej to przyszło do głowy? Przecież chciała robić karierę. To było o wiele ważniejsze od czegoś takiego jak miłość.
– Nowych butów – powiedziała bez zastanowienia.
– Zgoda. Powiedz od jakiego projektanta, a będziesz ich miała pełną szafę.
– Chyba Nike”.
– Nike?
– Rozmiar dziesięć.
– Poważnie?
– Tak. Czy to jakiś problem?
– Nie. W porządku. Buty sportowe Nike. Co jeszcze?
– Nie wiem… – Pomyślała nagle o Maryann i mieszkaniu na parterze, które by się jej przydało. – Nowe mieszkanie – dodała niepewnie.
– Wreszcie złapałaś, o co mi chodzi. Jakiś luksusowy apartament na ostatnim piętrze? Sam mam takich kilka. Ile sypialni?
– Musi być na parterze. Niedaleko Brixton.
– Brixton?
– Tak. Maryann jest bardzo przywiązana do tego miejsca.
– Kto to jest Maryann?
– Moja sąsiadka. – Im więcej Poppy myślała o zapewnieniu jej nowego lokum, tym bardziej się jej ten pomysł podobał. – Mieszkanie powinno być niedaleko parku i metra. Ona lubi jeździć do Stratford w sobotnie popołudnia. Jej mąż jest tam pochowany.