Читать книгу Martwy sad - Mieczysław Gorzka - Страница 7

I

Оглавление

– Kto to jest? – Kaśka zdjęła z lodówki oprawione w ramkę czarno-białe zdjęcie. Marcin zastygł w bezruchu, nalewając kawę z dzbanka do dwóch wielkich kubków. Nie pamiętał już, że ta fotografia wciąż stoi na lodówce.

– Ja i mój brat – odpowiedział.

– Masz brata bliźniaka? – zdziwiła się.

– Miałem.

– Jak to?

– Nie żyje.

– Nigdy mi nie mówiłeś!

– To było trzydzieści lat temu. Prawie już o tym zapomniałem. Chodź na kawę.

Kaśka usiadła przy kuchennym stole i wpatrzyła się w zdjęcie. Dwóch jasnowłosych chłopców, w wieku około dwunastu lat, obejmowało się ramionami.

– Jak miał na imię? – zapytała.

Marcin popatrzył na fotografię.

– Rysiek.

– Który jest który?

– Ja stoję po lewej.

– Nigdy bym was nie odróżniła.

– Nauczyciele w szkole też mieli z tym kłopoty. – Uśmiechnął się na wspomnienie dawnych czasów. – Niekiedy zamienialiśmy się rolami. To zawsze Rysiek miał takie pomysły. Był moim przeciwieństwem. Ja byłem grzeczny i cichy, a on… – zawiesił głos – bardziej żywy.

Umilkł nagle, zdziwiony, że wspomnienie brata tak boli. Sięgnął po kubek i upił łyk gorącej kawy. Przyjemne ciepło popłynęło do żołądka.

Poprzedniego dnia, w sobotę, umówili się w rynku na kawę, a skończyło się na dyskotece w klubie Jazzda i paru drinkach za dużo. Kaśka straciła kontakt z rzeczywistością. Marcin musiał ją zanieść do taksówki, zawieźć do siebie do mieszkania i położyć w łóżku. Sam spał na sofie w drugim pokoju.

Teraz dochodziło południe.

– Strasznie się dzisiaj czuję – powiedziała, wzdychając. – Nie powinnam pić tych drinków na koniec.

Stary przelewowy ekspres do kawy ostatni raz prychnął, zasyczał i zamilkł.

– Marcin?

Spojrzeli sobie w oczy.

– Słucham?

– Obiecaj, że nie powiesz Tymonowi, że nocowałam dzisiaj u ciebie.

– Byłby zazdrosny?

– A jak myślisz? O ciebie zawsze jest zazdrosny.

– Widocznie ma powód.

– Przestań, przecież tyle razy o tym rozmawialiśmy.

Podniósł dwa palce w górę.

– Obiecuję, że nic nie powiem.

Znali się od ponad pięciu lat. Spotkali się u znajomych i zaiskrzyło, ale Kaśka miała wtedy męża, mówiła, że zdrada nie jest w jej stylu. Raz tylko, kiedy wracali z zakrapianej imprezy, całowali się w taksówce i przed bramą bloku Kaśki.

Dwa lata później się rozwiodła, ale wtedy Marcin był już z dawną koleżanką ze studiów i miał wielkie plany na przyszłość. Nic z nich nie wyszło. Teraz, kiedy znowu był sam, Kaśka spotykała się z ich wspólnym kolegą Tymonem i nie miała siły tego zmieniać. Jednak cały czas się przyjaźnili. Gadali przy piwie o rzeczach, o których nie mówili swoim partnerom. Marcin uważał, że są dla siebie stworzeni, ale ustalili kiedyś, że zostaną tylko przyjaciółmi.

– Wzięłaś ibuprom?

Przytaknęła.

– Dwie tabletki, jak mówiłem?

– Nie, jedną.

– No i dlaczego?

Zrobiła niewinną minę. Z potarganymi ciemnymi włosami wyglądała prześlicznie.

– Jak zmarł? – zmieniła temat.

– Kto?

– Twój brat.

Zastanowił się. Pytała o sprawy, o których nie myślał od bardzo dawna.

– Właściwie nie umarł – odrzekł.

– Nie rozumiem.

– Zaginął. – Wzruszył ramionami. – Któregoś dnia wyszedł z domu i nigdy nie wrócił.

Kaśka chyba nie wiedziała, co powiedzieć.

– To był dzień jak każdy inny. Wracaliśmy od dziadka do domu – kontynuował Marcin. – Rysiek wsiadł na rower i pojechał. Pamiętam jeszcze, jak znikał za zakrętem. Mieszkaliśmy wtedy na wsi, w Szczepanowie koło Środy Śląskiej. Nikt więcej Ryśka nie widział. Jakby zapadł się pod ziemię. Ciała nigdy nie odnaleziono, więc po pewnym czasie uznano go za zmarłego. Nawet jest jego grób na cmentarzu w Szczepanowie, tylko pusty.

– To straszne… Musiałeś bardzo przeżyć jego zaginięcie.

Wziął do ręki fotografię i długo się jej przyglądał.

– Dziwne, ale tamte chwile pamiętam jak przez mgłę. Zatarte obrazy, szczątki zdań… i nic więcej.

– To naturalne zachowanie obronne, twój umysł wykasował wspomnienia przeżytej w dzieciństwie traumy.

– Wiesz, co jest najdziwniejsze?

– Co?

– U nas w rodzinie nie wspomina się Ryśka. Nikt o nim nie mówi, jakby nikt go nie pamiętał. Wszyscy udajemy, że nigdy nie istniał. Tylko pierwszego listopada z przyzwyczajenia zapalamy mu lampki. Postawiłem to zdjęcie na lodówce, żeby o nim pamiętać. – Znowu uśmiechnął się smutno. – I co się stało? Zapomniałem o nim.

– Nie rób sobie wyrzutów. – Pogłaskała go po wierzchu dłoni. – Przeżyliście koszmar.

– Ale nie powinienem zapomnieć.

– Sam mówiłeś, że minęło trzydzieści lat. Szmat czasu, prehistoria.

– Może racja.

Podniosła kubek do ust, ale zaraz go odstawiła, jakby kawa przestała jej smakować.

– Raz na jakiś czas Rysiek mi się śni – powiedział i zawahał się. – Właściwie to śni mi się coś, co wydarzyło się naprawdę.

– To ciekawe. Opowiedz.

– Wiesz, w Szczepanowie jest taki bardzo stary kościół z szesnastego wieku, obok stoi plebania i kilka zabudowań. Do kościoła należy też sad, który przylega do cmentarza. Nic wielkiego, kilka grusz rosnących w trzech rzędach, no wiesz. Kiedyś się mówiło „sad u księdza”. Gruszki były przepyszne, słodkie, miały wspaniały aromat. Dzieciaki często się tam zakradały, żeby ukraść parę sztuk. Rysiek i ja też tam chodziliśmy. Ale to była wyprawa dla osób o mocnych nerwach, bo jedyne wejście do sadu prowadziło przez ten przykościelny cmentarz. Nawiedza mnie taki sen: idziemy z Ryśkiem do tego sadu, jest wieczór, mglisto i wtedy ktoś…

Urwał, bo rozdzwonił się telefon Kaśki. Popatrzyła na wyświetlacz.

– Tymon – powiedziała.

Skinął głową. Odebrała.

– Słucham? No, jeszcze sobie plotkujemy… Nie, nie musisz po mnie przyjeżdżać, poradzę sobie. – Roześmiała się. – Pozdrowię ją. Nie, nie będę jej od ciebie całować. – Popatrzyła na Marcina z błyskiem w oku. – Sam możesz ją pocałować, pozwalam ci łaskawie. No to buźka. Niedługo będę. Pa!

Marcin odwrócił krzesło i usiadł na nim okrakiem, zakładając ręce na oparciu.

– Kaśka, przecież wiesz, że powinniśmy być razem. Od dawna.

Zacisnęła usta, nie patrząc na niego.

– Myślałam, że już omówiliśmy tę sprawę. To niemożliwe.

– Dlaczego?

– Nie mogę tego zrobić Tymonowi. I tak czuję się, jakbym go zdradzała.

– Przesadzasz.

– Czasem nie wiem, co gorsze, zdrada fizyczna czy psychiczna. – Spojrzała na niego przeciągle. – Muszę już iść.

Wstali, by się pożegnać. Ona wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek.

– Dziękuję za superwieczór. – Uśmiechnęła się.

– Mam tylko nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi. – Przytulił ją.

Milczeli, każde pogrążone we własnych myślach. Przeszli do przedpokoju. Kaśka zdjęła z wieszaka lekką kurtkę i zaczęła się ubierać.

– Z Ryśkiem musiałeś mieć doskonały kontakt – stwierdziła raczej, niż zapytała. – Nie próbowałeś go nigdy odszukać? Dowiedzieć się, co tak naprawdę się z nim stało?

– Jak niby miałbym to zrobić? – Rozłożył ręce. – Szukała go milicja w całym kraju.

– Nie wtedy. Teraz. Przecież pracujesz w policji kryminalnej. Macie swoje archiwum X z nierozwiązanymi sprawami sprzed lat. Teraz są nowe możliwości. Trzeba spróbować, przynajmniej poznasz prawdę.

– Myślisz, że chciałbym ją poznać?

– Ja bym chciała. Sam mówiłeś, że minęło trzydzieści lat. Może kiedyś prawda byłaby bolesna, ale teraz, po tylu latach? Na pewno mniej.

Patrzył na nią, jakby widział ją po raz pierwszy.

– Że sam na to nie wpadłem – powiedział. – Dziwne, prawda? Znam kogoś w naszym dolnośląskim archiwum X, na pewno mi pomoże. Tylko dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?

Uśmiechnęła się na do widzenia, zarzuciła na ramię torebkę, ścisnęła mu rękę i już jej nie było.

Zamknął drzwi na zamek i powlókł się do salonu, gdzie zwalił się na fotel. Miał kaca, czuł się ociężały i zmęczony.

– Gówno! – mruknął do siebie, wstał i poszedł do lodówki po piwo.

Tego dnia nigdzie się nie wybierał i uznał, że może poprawić sobie samopoczucie kilkoma butelkami piwa. Zabrał z kuchennego stołu zdjęcie z Ryśkiem i długo się w nie wpatrywał. Później wyciągnął jeszcze stary album z fotografiami, który dała mu mama. Oglądając zdjęcia, czuł ucisk w gardle i pieczenie w oczach. Fotografie były ułożone chronologicznie. Na pierwszej roześmiani młodzi rodzice pchali dwa identyczne wózki z niemowlakami, na następnych dwa ledwo siedzące brzdące płakały na kraciastym kocu rozłożonym na trawie u dziadka w ogrodzie, potem jeden leżał na drugim i się śmiał, a drugi płakał niezadowolony. Dwaj chłopcy w takich samych rajtuzach, stawiający pierwsze kroki po dywanie. Marcin nie potrafił stwierdzić, który to on, a który jego brat. Następne zdjęcia przedstawiały ich ubranych w kraciaste kurtki ze szpiczastymi kapturami, jadących na jednych sankach w zimie, potem były zdjęcia na emzetce wujka. Na końcu brakowało jednej fotografii. Właśnie tej, którą Marcin oprawił w ramkę i postawił na lodówce. Kiedyś ojciec zdradził mu, że to ostatnie zdjęcie Ryśka. Zaginął niecałe dwa tygodnie później. Zdjęcie wywołano już po jego zniknięciu.

Długo siedział z albumem na kolanach. Myślał o Kaśce, swoim pogmatwanym życiu uczuciowym i o Ryśku. Czy zaginięcie brata miało jakiś wpływ na to, że nie potrafił się z nikim związać? Czy brakowało mu połowy siebie?

Na pewno Kaśka miała rację. Powinien chociaż spróbować wrócić do sprawy tego zaginięcia. Nieważne, czy znajdą się akta ze śledztwa, czy uda mu się coś ustalić. Musi spróbować.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Martwy sad

Подняться наверх