Читать книгу Dziewczynka z Szóstego Księżyca - Moony Witcher - Страница 9
„Pulvis Umbrae”
ОглавлениеZ ciemnego nocnego nieba padał gęsty deszcz. Dało się słyszeć jedynie krople uderzające o stare weneckie budynki, pełne niepokojących tajemnic. Plac Świętego Marka, dzwonnica i złocone kopuły potężnej bazyliki błyszczały, podobnie jak skamieniałe ciała straszliwych wrogów Alchemii Światła, które stały przed pałacem Dożów. Cztery pomniki i marmurowy dzban stały nieruchomo pośród wrześniowych burz: niegroźne, od dwóch miesięcy symbolizowały koniec diabolicznej Magii Ciemności.
Do świtu było jeszcze daleko, kiedy – korzystając z pustki i wilgotnej ciszy, które otaczały Wenecję – przez plac przeszli dwaj mężczyźni w przemoczonych płaszczach: jeden wiekowy, wysoki i szczupły, a drugi znacznie młodszy, niski i wychudzony. Zatrzymali się o dziesięć kroków od kamiennych ciał, pokłonili się z szacunkiem i, unosząc ku górze ramiona, wypowiedzieli dwa tajemnicze słowa:
„Pulvis Umbrae”.
Unieśli przed siebie ramiona i szybkim ruchem wzbili w powietrze delikatny, srebrzysty pył, iskrzący się między kropelkami deszczu.
Czarodziejski pyłek wznosił się, póki nie dotarł do różowych latarni, które rozświetlały plac. Osiadł wreszcie na pomnikach Zła i przeniknął przez kamienne pory, aż ku zimnym ciałom zamkniętym w głazach, pogrążonym w wiecznym, podobnym do śmierci, śnie.
Niezwykły fenomen rozegrał się na oczach – nieruchomych i lodowatych – najsłynniejszej statuy, która królowała nad placem z wysokości marmurowej kolumny: Skrzydlatego Lwa. Symbol Wenecji i bohater alchemicznych przygód nie miał już w sobie życiowej energii.
Potężna magia, uprawiana przez dwie tajemnicze postaci, w kilka sekund zakpiła z przeznaczenia dyktowanego przez Dobro.
Miało nastąpić straszliwe nieszczęście.
Dziecięce myśli i wolność Xorax, Szóstego Księżyca, planety uratowanej przez młodą alchemiczkę Ninę De Nobili i czwórkę jej wiernych przyjaciół, znów były zagrożone.
W tym samym momencie, kiedy srebrzysty pył rozpływał się w deszczu padającym na wstrętne pomniki, po drugiej stronie kanału, na wyspie Giudekka, a dokładnie w pięknej willi Espazji, sen dziewczynki z Szóstego Księżyca został gwałtownie przerwany.
Nina zbudziła się, wstrząsana zimnym dreszczem. Szeroko otworzyła niebieskie oczy, wpatrując się w turkusowe zasłony nad łóżkiem i baldachim, na który padało światło lampy, stojącej na stole.
Szatański śmiech złowieszczo rozbrzmiał jej w uszach, sprawiając, że zatrzęsła się niczym liść. Przecież nikogo nie było w pokoju!
Śmiech umilkł po chwili i dało się słyszeć tylko krople deszczu uderzające o wielkie okno.
Nina uniosła głowę z poduszki i usiadła, pokręciła głową, a długie kasztanowe włosy opadły na jej zaspaną twarz. Ukochany rudy kot Platon zeskoczył z łóżka zdziwiony i wylądował przed pyskiem Adona, który leżał sobie wygodnie na miękkim perskim dywanie. Wielki dog uniósł niechętnie powieki, ziewnął i rzucił kotu pełne cierpliwości spojrzenie, jednocześnie drapiąc się za uchem.
– Trzecia! Jest trzecia w nocy – zawołała Nina, spoglądając na budzik stojący na szafce obok kryształowej kuli.
Nie dowierzając, że obudziła się nagle akurat o tej godzinie, podniosła wielką księgę opowiadającą o historii alchemii, którą położyła na pościeli przed pójściem spać. Szybko zauważyła coś niepokojącego: znamię w kształcie gwiazdy, które widniało na jej prawej dłoni straciło kolor. Nie stało się czarne, a więc nie groziło jej niebezpieczeństwo. A jednak ta czerwona gwiazda, znak przynależności do świata alchemii, który odziedziczyła po swoim rosyjskim dziadku, profesorze Miszy, przyjęła bladoróżową barwę.
„Na wszystkie czekoladki świata! Co się dzieje? Dlaczego moja gwiazda się zmienia? Być może ten śmiech, który mnie obudził, należał do…” – nie mogła skończyć myśli, bo serce zaczęło mocno bić jej w piersi.
Tylko jedno imię przyszło jej do głowy: hrabia Karkon Ca’ D’Oro.
„Ależ to niemożliwe! Ten potwór zmienił się w kamień! Podobnie jak Visciolo, jego jednooki garbus! Nie, żaden z nich nie mógł wrócić. Także para przeklętych dzieciaków androidów, Alvise i Barbessa stracili życie i zmienili się w niegroźne pomniki. Nie mówiąc już o perfidnym mnichu bez cienia i bez twarzy, Głosie Perswazji, który tyle razy nawiedzał mnie w snach: on też zamienił się w kamień i stoi na placu Świętego Marka. Po prostu przyśnił mi się koszmar… to pewnie wina czekoladowego tortu, który przygotowała dla mnie Ljuba. Wczoraj na kolację zjadłam aż trzy kawałki!” – myślała, trąc znamię, które pozostawało bladoróżowe.
A jednak serce nadal bębniło jej w piersi, a oddech stawał się coraz szybszy. Ten szatański śmiech był sygnałem, którego nie wolno jej było zlekceważyć. Nina zeszła z łóżka i, kuląc się na dywanie obok Adona i Platona, próbowała się uspokoić. Pomyślała o zwycięstwach nad Karkonem oraz o tym, jak z trudem odnalazła cztery Arkany. Przeżyła wiele przygód razem z odważnym Cesco, który był kimś więcej niż tylko przyjacielem i którego darzyła szczerym uczuciem.
Uśmiechnęła się, głaszcząc gęstą sierść kota, który mruczał, leżąc brzuchem do góry. Potem instynktownie chwyciła swój nieodłączny Taldom Lux, srebrne berło zwieńczone głową Guga, czarodziejskiego ptaka z Szóstego Księżyca. Poczuła, jak alchemiczna siła przenika ją aż do skroni. Pogładziła różowe oczy z Goazylu, a jej głowę wypełnił huragan myśli.
Niczym flesz z przeszłości, zobaczyła twarze Cesca, Fiore, Roxy i Doda. Prawdziwych przyjaciół, którzy ryzykowali życie, by doprowadzić do końca trudną misję uwolnienia dziecięcych myśli. Xorax został uratowany także dzięki nim, a wszyscy byli teraz młodymi alchemikami.
A jednak radość, która jeszcze kilka chwil wcześniej wypełniała jej pogodne sny, teraz zniknęła. Chociaż gwiazda nie stała się czarna, Nina czuła nadchodzące straszne niebezpieczeństwo: zagrożenie zbliżało się niczym śmiertelnie groźny sierp. Młoda alchemiczka chciała pobiec do sypialni swoich rodziców, żeby ją przytulili, ale pozostała na ziemi skulona, ściskając w dłoni Taldom. Znów spojrzała na swoją dłoń: jej znamię wciąż było pozbawione koloru.
– Nie mogę obawiać się czegoś, czego już nie ma. Karkon jest skończony! – powtórzyła z przekonaniem. Wątpliwość została jednak zasiana w jej duszy. Wstała, wzięła kryształową kulę, która stała obok budzika, schowała ją do kiszeni piżamy, po czym wsunęła stopy w niebieskie kapcie i wyszła z pokoju, zostawiając uśpione zwierzęta.
Szła na paluszkach, nie chcąc zbudzić swoich rodziców ani Ljuby, zwanej Bezą ze względu na jej pełne kształty. Kochana rosyjska niania chrapała spokojnie w pokoju na parterze.
– Słodka Bezo, to nie twój tort wywołał moje koszmary. Odkryję prawdę – wyszeptała, schodząc po szerokich schodach z niebieskiego marmuru, które prowadziły do luksusowego atrium willi Espazji. Majestatyczny żyrandol był oczywiście zgaszony, więc wejście oświetlał tylko duży srebrny kandelabr, który stał na antycznym indyjskim kredensie.
Gdy przechodziła, świece poruszyły się jakby w tańcu, a jej cień przemknął miękko przez przymknięte drzwi Sali Doży. Nina popchnęła je lekko, weszła do środka i zapaliła zieloną lampę na biurku. Rozejrzała się dokoła, wdychając zapach starych ksiąg, które wypełniały ściany aż do ozdobionego freskami sufitu. Z przekonaniem ruszyła ku wejściu do alchemicznego laboratorium, włożyła kryształową kulę do małej muszli nad drzwiami i weszła bez wahania.
Korzenny zapach alchemicznych substancji przyjął ją w objęcia, ogień w kominku trzaskał wesoło, a w garnku, jak zwykle, gotował się pył z szafiru i złota. Zegar o czterech kwadrantach wskazywał godzinę trzecią piętnaście i osiem sekund dnia 16 września.
Nina przesunęła miskę pełną Crocotio Particularis, niezwykłej mieszanki papuzich piór i wapna, i postawiła ją obok Smoczej Piramidy.
– Muszę koniecznie powiedzieć Cesco, żeby ją zabrał, Crocotio Particularis jest już gotowy i przyda mu się do restauracji pokruszonych kamieni pałacu Ca’ D’Oro – powiedziała zniecierpliwiona.
Nie mogła się doczekać, kiedy skonsultuje się z Systema Magicum Universi, wielką czarodziejską księgą, która leżała na długim stole do eksperymentów.
Z niepokojem uniosła ciężką złotą okładkę i zanurzyła dłoń z gwiazdą w płynnej kartce.
– Książko, przyśnił mi się koszmar, a moja gwiazda stała się różowa. Wyczuwam niebezpieczeństwo, ale nie rozumiem, co się dzieje. Pomożesz mi?
Systema Magicum Universi odpowiedziała, trzeszcząc. Błyszczące słowa pojawiły się na stronie zrobionej z alchemicznej wody.
Wielki jest niepokój,
niełatwo znaleźć rozwiązanie.
Musisz działać spokojnie,
żeby ci się udało.
Udzielę ci pomocy,
ale o przyszłości mówić nie będę.
Gwiazda stała się różowa
za sprawą sekretnej ciemnej magii.
Cztery Arkany działają doskonale,
a jednak Zło wróciło niespodziewanie.
Książka zamknęła się, wzbijając mały biały obłoczek.
Nina pozostała nieruchoma. Poczuła, że jej serce lodowacieje.
– A więc to prawda! Zło powróciło! Ale jak to możliwe? Kto może zagrażać Alchemii Światła, skoro Karkon zamienił się w kamień ponad dwa miesiące temu? – zawołała, odwracając się ku regałom pełnym alembików i ampułek.
Wzięła w dłonie Czarny Zeszyt dziadka, by zajrzeć do notatek i formuł, które znała już na pamięć. Chociaż Systema Magicum Universi powiedziała jej, że z takim trudem zdobyte Arkany są nienaruszone, zachciało jej się płakać na samą myśl o tym, że Atanor (wieczny ogień), Hauà (powietrze), Humus (ziemia) i Shandà (woda) mogłyby zostać znowu skradzione przez jakiegoś przeklętego alchemika Ciemności, który pojawił się nie-wiadomo-skąd.
– Nie chcę sobie nawet wyobrażać, że jaskółki mogłyby nie zabierać na Xorax myśli ziemskich dzieci! To byłaby katastrofa! Prawdziwa tragedia! – powiedziała, zaciskając zęby.
Trzaskanie ognia przyciągnęło jej uwagę, płomienie w kominku wzrosły, a z garnka nagle wyskoczył płonący list. Przyczerniona, roziskrzona kartka zawisła przed nosem zaskoczonej dziewczynki.
Kilka linijek zapisanych czerwonym kolorem, wypełniło rozgrzaną kartkę:
Xorax – Mirabilis Fantasio
Błękitna Sala Wielkiej Rady
Moja Ninoczko,
piszę natychmiast, by zakomunikować ci, że czcigodny Filo Morgante i najmędrsza Jolia przybędą wieczorem do willi Espazji.
Przyjmij ich ze wszelkimi zaszczytami.
Szybko odkryjesz powód ich wizyty.
Nie mogę powiedzieć ci nic więcej.
Odbywa się właśnie ważne spotkanie w Sali Wielkiej Rady, które potrwa bardzo długo.
Poważna sprawa niepokoi Etereę i nas wszystkich.
Nie obawiaj się niczego. Kocham cię i cokolwiek się stanie, zawsze będę obok.
1004104
Kartka zniknęła w fiołkowym płomieniu.
Nina była zdziwiona: profesor Michał Meszyński po raz pierwszy wysłał list w ten sposób. Wiadomość, że wszyscy czarodzieje i alchemicy Szóstego Księżyca zebrali się w Mirabilis Fantasio, zmartwiła ją jeszcze bardziej.
Usiadła na stołku przy stole i kilka razy powtórzyła sobie imiona zapisane przez dziadka:
– Filo Morgante i Jolia. Słyszałam już o nich, ale nie pamiętam, kim są ani co zrobili! Przede wszystkim jednak, jestem bardzo ciekawa, dlaczego jadą do mnie.
Zatopiona w myślach, spojrzała na gwiazdę, która wciąż była różowa.
– Jeśli Eterea, Wielka Matka Alchemiczka, jest tak zaniepokojona, to znaczy, że sytuacja musi być poważna. Bardzo poważna! – pomyślała, gładząc Taldom Lux. – Tęsknię za Xorax. Tęsknię za pięknem tej planety, pełnej pokoju i harmonii. Brakuje mi czarodziejskich zwierząt: Guga, Gąbka, Loczka i Dzwoneczka. Czuję, że niedługo znowu się tam znajdę. Jestem tego pewna! – wyszeptała, otwierając szeroko oczy, które błyszczały niczym gwiazdy Alchemicznego Wszechświata.
Przez chwilę wahała się, czy nie otworzyć włazu i nie zejść na dół, do tajemnego laboratorium pod laguną: Acqueo Profundis było magicznym miejscem, w którym czuła się bezpiecznie, miejscem, z którego wyruszała na Szósty Księżyc. Nie był to jednak właściwy moment, by rozpoczynać podróż, skoro dziadek, Eterea i wszyscy pozostali czarodzieje zebrali się w Mirabilis Fantasio. Zmarszczyła czoło, myśląc, że Max 10-p1 i Andora śpią spokojnie w Acqueo Profundis: nie mieli pojęcia, że już niedługo czeka ich kolejne wielkie wyzwanie. Sympatyczny robot o uszach w kształcie dzwonków, którego odziedziczyła po dziadku Miszy, i łysa androidka, klon ciotki Andory, przestraszyliby się na śmierć, gdyby przyszła do nich w środku nocy.
Nina wiedziała, że musi powiedzieć im, co się dzieje, ale postanowiła dać przyjaciołom jeszcze chwilę spokoju. Ufała im ślepo, chociaż androidka Andora przez pewien czas była zażartą sojuszniczką Karkona.
– Maks na pewno mi pomoże, Andora podobnie. Są bardzo zakochani, więc ona z pewnością nie stanie się znowu naszą nieprzyjaciółką. Nie, nie… nie chcę nawet myśleć, że Karkon mógłby znów zacząć przewodzić Złu i sprowadzić nienawiść, którą z tak wielkim trudem pokonaliśmy. To niemożliwe! – zawołała, unosząc głos.
Złość i strach sprawiły, że jej policzki stały się czerwone niczym ogień. Już miała wstać ze stołka, kiedy kątem oka zauważyła, że coś porusza się na krańcu stołu eksperymentów.
– Przychodzisz tu w środku nocy i budzisz mnie, robiąc zamieszanie! – burknęła Karla Salia, unosząc się na czterech małych łapkach. Miska, która cudem przeżyła tysiące perypetii podczas poszukiwań Czwartego Arkanu, podeszła do Niny, oczekując odpowiedzi. Tak naprawdę cieszyła się, że może z kimś porozmawiać, bo jej przyjaciele, mówiące przedmioty: Zielony Wintabr, Kwiecisty Kwandom i Żółta Tarta zostali zniszczeni podczas przygód na Atlantydzie.
– Salio, przykro mi, że cię obudziłam. Niestety dzieje się coś ważnego, a ja wciąż nie wiem, jak się zachować – odparła Nina, gładząc miskę.
– Jesteśmy w niebezpieczeństwie? W takim razie nie ma czasu do stracenia, trzeba uciekać… uciekać… – zawołała Salia, przestraszona na samą myśl, że będzie musiała zmierzyć się z kolejnymi kłopotami.
Nina westchnęła, spoglądając na ściany laboratorium, pokryte rysunkami, numerami i napisami, które zostawił tam jej dziadek Michał Meszyński. Po raz kolejny odczytała słowa, które od zawsze towarzyszyły jej alchemicznym działaniom: „Czas służy, ale nie istnieje”.
– Moja droga miseczko, nie da się zatrzymać życia, które upływa. Jeśli Zło wróciło, zmierzę się z nim. Zmierzymy się z nim wszyscy razem. Czas nie ma znaczenia. Nie istnieje. Istnieje tylko wieczność, która splata się z Dobrem i Złem. Rozumiesz? – Dziewczynka z Szóstego Księżyca z czułością spojrzała na miskę.
– Nic nie rozumiem z tego, co mówisz. Ale ci ufam… wiem, że nie pozwoliłabyś, bym narażała się na ryzyko bez celu – odparła miska, kołysząc się na łapkach.
Zegar wskazywał godzinę czwartą, pięćdziesiąt pięć minut i trzy sekundy.
Nina ziewnęła.
– Jestem tak pełna niepokoju, że nie zdołam zasnąć. Pójdę zrobić sobie coś ciepłego do picia. Zaraz wracam – pożegnała mówiącą miskę.
Ledwie wyszła z laboratorium, zauważyła, że po prawej stronie, na pierwszym regale biblioteki Sali Doży, świeci niebieskie światło, padające na małą książkę o błękitnej okładce. Podeszła i uniosła ją. Książka wciąż świeciła, jakby cała zrobiona była ze światła. Odwróciła kartkę i zobaczyła, że jest… pusta! Nie było kartek: wyglądała jak pudełko bez dna. Jedynie niebieskie światło padało na wielkie oczy Niny, podczas gdy kłąb dymu unosił się do sufitu. Głęboki, spokojny głos rozległ się w pokoju:
Uspokój swoje serce. Niedługo dotrzemy na miejsce. Jesteśmy „umbrae” i staniemy u twojego boku z naszą mądrością i pomocą. Wiemy, że masz odważnych przyjaciół, młodych alchemików o czystej duszy. Razem, prowadzeni ku świetlistemu Dobru, rzucimy wyzwanie tym, którzy chcą zniszczyć harmonię i pokój.
Nina stała z błyszczącą księgą w dłoni, kręcąc głową i próbując zrozumieć, czy w tym pokoju naprawdę ktoś jest, czy też może głos jest wynikiem czarów. Był to stary głos, który mówił w sposób elegancki, z niecodzienną intonacją. Czując nagłe ciepło w dłoniach, Nina znów popatrzyła na księgę i zobaczyła, że ta powoli się zmienia: zanurzona w dymie i w niebieskawym świetle, stała się złotą różdżką, długą na około dwadzieścia centymetrów, z dwoma srebrnymi spiralnymi lokami u podstawy. Nina patrzyła na nią z niedowierzaniem, a w całej Sali Doży skrzyły się niebieskie iskierki. Potem znów zapadł półmrok, a jedyne światło dawała stojąca na biurku zielona lampa. Oczy Niny były szeroko otwarte ze zdziwienia.
– Kim są umbrae? I co to za przedmiot? – spytała zszokowana.
Obracała w dłoniach złotą różdżkę z lokami, nie mając pojęcia, do czego może służyć. Czuła się zagubiona: w ciągu ostatniej godziny wydarzyło się zbyt wiele tajemniczych rzeczy. Z dumą, zapałem i złością postanowiła znaleźć książkę, w której znajdowało się wyjaśnienie dziwnego słowa „umbrae”. Pomyślała, że może uda jej się też trafić na jakiś rysunek, który objaśniałby działanie tajemniczego przedmiotu.
– Szkoda, że nie ma tu Fiore, ona zawsze umie znaleźć rozwiązanie. Wydaje mi się, że „umbrae” to łacińskie słowo… a ja nie znam łaciny zbyt dobrze. A ta różdżka z lokami… nie mam pojęcia, do czego może służyć… – wymamrotała.
Popatrzyła na tysiące tomów, które wypełniały ściany i przypomniała sobie, że na drugim regale znajdowały się słowniki. I rzeczywiście… szybko znalazła słownik łaciński i wreszcie zrozumiała:
– Duchy! – zawołała, przestraszona. – „Umbrae” oznacza duchy. Ale przecież…
Nina odłożyła słownik i znieruchomiała: głos dobiegający z niebieskiej księgi zapowiadał przybycie dwóch duchów!
– Dziadek powiedział mi, że Jolia i Filo Morgante przybędą dzisiaj wieczorem, a zatem… czy to oni są duchami? – zastanawiała się.
Usiadła przy wielkim biurku, wpatrując się w nieznany przedmiot.
– Oczywiście! Znajdę odpowiedź w książce z alchemicznymi rysunkami, którą dał mi ten zdrajca José! – zawołała, przypominając sobie hiszpańskiego nauczyciela, który wolał ciemną magię Karkona od mądrości Alchemii Światła. – Twoja śmierć złamała mi serce. Przykro mi, że cię straciłam… a przecież mógłbyś wciąż być przy mnie – wyszeptała, wspominając straszliwy koniec profesora Joségo. A jednak górę wzięła wściekłość.
Nina nie mogła myśleć o przeszłości. Koniecznie chciała zrozumieć, co się dzieje, a przede wszystkim dowiedzieć się, do czego służy ten przedmiot o srebrnych lokach.
– Tak, tak, w księdze znajdę odpowiedź na moje pytania – powtórzyła sobie z przekonaniem.
Ta nadzieja nie wystarczyła jednak, by mogła się rozpogodzić: znamię na prawej dłoni pozostawało różowe, a wyblakła gwiazda zapowiadała zmianę przeznaczenia. Alchemia Światła znów znajdowała się w niebezpieczeństwie i teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, czuła, że musi spełnić przysięgę daną Eterei. Doskonale pamiętała punkt 9: „Należy zawsze walczyć ze złem i Alchemią Ciemności”.
– Wszyscy alchemicy z Xorax są mądrzy i dobrzy. Filo Morgante i Jolia przybędą tu, żeby mi pomóc. To, że są duchami, wcale nie oznacza, że są źli, a dziadek z pewnością nie przysłałby tutaj złośliwych istot! – pomyślała. Powieki opadały jej ze zmęczenia.
Ze wszystkich sił starała się sobie przypomnieć, co oznaczają te dwa imiona, ale jedynym, co przyszło jej do głowy, była Alma Magna, wielka encyklopedia Xorax, w której można było znaleźć imiona wszystkich alchemików, którzy sprowadzali na ziemię Dobro.
– Tak, teraz sobie przypominam – wyszeptała, wstając i chwytając Taldom. – W encyklopedii opisane są także historie Fila Morgante i Jolii. Jestem tego pewna! Ale jej jedyna kopia znajduje się w Mirabilis Fantasio, a tam nie mogę teraz wejść! Tylko alchemicy, którzy porzucili życie na Ziemi mają dostęp do tego niezwykłego, świetlnego pałacu!
Zdezorientowana, ale odważna, dziewczynka z Szóstego Księżycu nie miała zamiaru poddać się Złu. Uznała, że należy poczekać na przybycie dwóch duchów, by dowiedzieć się, co się dzieje. Szatański śmiech, który ją obudził, i list dziadka domagały się wyjaśnienia! Była gotowa, by wejść do laboratorium, wziąć książkę i znaleźć w niej opis różdżki zakończonej srebrzystymi lokami. Zorientowała się nagle, że ktoś zapalił wielki żyrandol przy wejściu. Włożyła do kieszeni spodni dziwny przedmiot, sprawdziła, czy ma wciąż przy sobie kryształową kulę, i ścisnęła w dłoni swój Taldom. Wyszła z Sali Doży i zobaczyła zaspaną Ljubę w żółtym szlafroku, z wałkami na głowie.
– Dziewczynko moja kochana, co ty tu robisz o tej godzinie? Jest dopiero szósta rano! – powiedziała słodka Beza, ziewając.
Nina uśmiechnęła się i, by jej nie denerwować, odparła:
– Nabrałam ochoty na ciepłe mleko.
Rosyjska niania pokręciła głową, trzęsąc papilotami.
– Zaraz ci je przygotuję. Mam dzisiaj mnóstwo pracy: muszę wyczyścić przynajmniej dwadzieścia miedzianych garnków. To dlatego obudziłam się o świcie. Pamiętasz, jaki jest dzisiaj dzień, prawda? – spytała, drepcząc w stronę kuchni.
– Dzisiaj? Jest 16 września… a więc? – spytała, zaciekawiona.
– To rocznica ślubu twoich rodziców. Vera i Giacomo pobrali się 13 lat temu! Chcę im przygotować uroczysty obiad! – dźwięczny głos Bezy rozbrzmiał w całym domu.
– Na wszystkie czekoladki świata! Rocznica? Całkiem o tym zapomniałam! – Wiadomość naprawdę zaskoczyła Ninę.
Miaucząc i szczekając, po schodach zeszli Adon i Platon, gotowi już na pyszne śniadanie. Zamieszanie obudziło też rodziców Niny, którzy wyszli z sypialni i wyjrzeli na schody.
– Co się dzieje? – spytał Giacomo, przecierając oczy.
– Nic, tatusiu, idziemy z Ljubą do kuchni. Mamy mnóstwo pracy, a wy dobrze o tym wiecie, bo… Wracajcie do łóżka – uśmiechnęła się dziewczynka.
– Kochanie, to dlatego wstałaś tak wcześnie? – spytała Vera, wzruszona zachowaniem córki.
– Oczywiście! To wasza rocznica ślubu! Zapomnieliście? – powtórzyła Nina, nie chcąc rozczarować swoich rodziców.
Giacomo i Vera przytulili się.
– Mamy naprawdę kochane dziecko.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka.
– Kto to może być o tej godzinie? – Nina pobiegła do drzwi. Pomyślała, że to Morgante i Jolia, chociaż dziadek napisał przecież, że dotrą do willi wieczorem. Był to jednak zaspany listonosz.
– Pilny telegram do państwa Very i Giacoma De Nobili.
Nina rozpoznała po znaczku, że telegram wysłany został z Hiszpanii. A dokładnie z Madrytu.
– To do was, na pewno od cioci Andory i cioci Carmen! – zawołała do rodziców, którzy prędko zbiegli po schodach, obawiając się złych wiadomości.
– Mam go przeczytać? – zaproponowała dziewczynka z Szóstego Księżyca, która aż drżała, nie mogąc się doczekać, kiedy pozna treść porannego telegramu.
– Nie, lepiej nie. Ja przeczytam – powiedział Giacomo, wyjmując jej kartkę z dłoni.
Twarz Very spochmurniała, ale kiedy zobaczyła rozradowane oczy męża, uspokoiła się.
– Rejs! – zawołał ojciec Niny.
– Co ty mówisz? – zdziwiła się żona.
Giacomo pokazał jej telegram:
– Co za wspaniały prezent! – zawołała Nina.
Vera szeroko otworzyła usta:
– Miesięczny rejs? Ale… to niesamowite!
– Tak dawno nie byliśmy w żadnej podróży. Cały miesiąc wakacji! – uradował się Giacomo.
Vera szybko jednak spojrzała na Ninę.
– Nie… nie… cały miesiąc daleko od ciebie! Obiecaliśmy ci przecież, że nie zostawimy cię więcej samej. Za długo byliśmy w Moskwie i…
Dziewczynka opuściła wzrok.
– Kiedy byliście w Moskwie i pracowaliście w Ferk, wiedziałam, że i tak jesteście blisko mnie. Cieszę się bardzo: zasłużyliście na trochę relaksu. Nie możecie zrezygnować z takiej szansy! Poza tym brzydko byłoby nie przyjąć prezentu od ciotek. Nie sądzicie?
Giacomo zasmucił się.
– Ale nie powinniśmy zostawiać cię, chociaż nie grozi ci już niebezpieczeństwo, prawda?
Nina zagryzła wargi: nie mogła podzielić się z nimi swoimi obawami. Gdyby opowiedziała im, że usłyszała szatański śmiech, który przypomniał jej Karkona, rodzice zostaliby w domu i zrezygnowali z pięknego rejsu.
– Tak… tak, jestem całkiem spokojna. Wszystko jest w porządku. Ja i moi przyjaciele mamy mnóstwo pracy w pałacu Ca’ D’Oro i na Łaskawej Wyspie… Naprawdę możecie pojechać bez obaw. Ja zostanę z Ljubą – odparła, przytulając mamę.
Vera zorientowała się, że z kieszeni piżamy córki wystaje srebrny lok.
– Co to jest? – spytała ze zdziwieniem.
Nina wyprostowała się jak struna i, wyciągając przed siebie Taldom, odpowiedziała poważnie:
– Co za pytanie, mamo? Dobrze wiesz, że używam dziwnych przedmiotów. I nic nie mogę powiedzieć… oboje doskonale o tym wiecie. Wy też macie swoje sekrety, na przykład dotyczące badań nad życiem pozaziemskim w Ferk. Bardzo proszę: o nic mnie nie pytajcie i zaufajcie mi.
Giacomo z poważną miną pogładził włosy córki.
– Oczywiście, rozumiemy. Twój dziadek też miał swoje tajemnice. Ale jesteś jeszcze dzieckiem. Masz dopiero 11 lat i…
Nina cofnęła się o krok.
– Nie róbcie mi tego, proszę. Naprawdę nie mogę mówić o pewnych rzeczach. Dla dobra nas wszystkich. Nie martwcie się, naprawdę wszystko jest w porządku – wpychając do kieszeni srebrny lok, poszła do Ljuby do kuchni.
Rodzice popatrzyli na siebie z niepokojem: wyjazd oznaczał, że pozostawią Ninę samą w obliczu kto-wie-jakich wydarzeń.
– Kochanie, musimy zrezygnować z wakacji. Zadzwonię do ciotek, podziękuję im i wyjaśnię przyczyny naszej odmowy – powiedziała ze smutkiem Vera.
Giacomo związał swój szlafrok mocniej, wziął żonę za ręce i pokręcił głową.
– Masz rację, chociaż musimy zdawać sobie sprawę, że nasza córka jest podobna do twojego ojca i przez całe życie będziemy musieli dokonywać trudnych wyborów. Czy może chcesz zabronić Ninie iść dalej jej drogą?
Oczy Very wypełniły się łzami.
– Tak, tak, rozumiem. Po prostu nie dam rady znów zostawić jej samej. Była sama przez wiele lat, a teraz, kiedy wreszcie jesteśmy razem, chcę widzieć ją codziennie i być blisko niej.
– Nasza córka jest silniejsza, niż myślimy. Wiele razy nam to udowodniła – Giacomo próbował przekonać ją pocałunkiem. Razem usiedli na wygodnych fotelach w Sali Pomarańczowej, ulubionym pokoju hiszpańskiej księżniczki Espazji, nieodżałowanej siostry Carmen i Andory oraz ukochanej babci Niny.
Lekki zapach fiołków, dobiegający z tkanin i arrasów, przyjął ich, gdy weszli. Vera spojrzała na obraz, który przedstawiał jej matkę.
– Była przepiękna, a Nina jest do niej bardzo podobna. Odziedziczyła jej hiszpański urok, a także rosyjską mądrość mojego ojca Miszy. Powinna podążać za swoim przeznaczeniem i mam nadzieję, że jej życie będzie pełne światła – powiedziała, ocierając łzy.
Ljuba weszła do pokoju z tacą pełną kawy i ciastek.
– Śniadanie dla świętujących małżonków gotowe!
Nina szła za nią, niosąc wielki tort z kremem i jabłkami.
– Zacznijmy ten dzień słodko. Chcę, żebyście cieszyli się swoją rocznicą!
Vera i Giacomo uspokoili się, widząc ją tak wesołą, i odsunęli od siebie setki wątpliwości, które wypełniały ich serca. Nina doskonale grała rolę beztroskiej dziewczynki, ale w jej umyśle grzmiało i wiało.
Szybko miała wrócić do swojego alchemicznego laboratorium, żeby odkryć naturę dziwnego przedmiotu o srebrnych lokach. Z jednej strony zasmuciła się, że jej rodzice wyjeżdżają, z drugiej jednak wiedziała, że nikt nie stanie na przeszkodzie jej walce ze Złem, które znów wyłaniało się na powierzchnię.
O ósmej rodzice byli już gotowi, żeby pójść do biura podróży „Marco Polo” i odebrać tam bilety. Przed wyjściem Vera zadzwoniła do ciotek, które mimo próśb nie chciały zdradzić żadnych szczegółów dotyczących rejsu.
– To niespodzianka! Odwiedzicie cudowne miejsca – Carmen ćwierkała, jak zwykle wesoła.
Andora również nie zdradziła tajemnicy, ale chciała porozmawiać z Niną.
– Mia muñeca, uważaj na siebie i unikaj kłopotów. Może ja i Carmen zrobimy ci niespodziankę i odwiedzimy cię? Może pod nieobecność rodziców poprawią ci humor nasze hiszpańskie delicje? – powiedziała ciotka, która tak wiele wycierpiała z winy Karkona i swojej kopii, androida Andory. Ta historia została już jednak zapomniana, a w głowie cioci było miejsce na nowe wspomnienia.
– Nie zrobię nic złego. Przestańcie się o mnie martwić. Dobrze się czuję i przecież nie będę sama. Zostanę z Ljubą, a moi przyjaciele potrafią mnie pocieszyć, w razie czego. Jasne? – Nina mówiła żartobliwym, ale zdecydowanym tonem.
Kiedy skończyła rozmowę, rodzice wyszli, informując, że wrócą około południa.
Nina ubrała się prędko: włożyła pomarańczowy T-shirt i swoje ulubione ogrodniczki o tysiącu kieszeni. Razem z Adonem i Platonem popędziła do laboratorium, pozostawiając Bezę między garnkami.
Kiedy znalazła się przed stołem eksperymentów, położyła na nim złotą różdżkę ze srebrnymi lokami na końcu, zdjęła z regału księgę z alchemicznymi rysunkami i zaczęła ją spokojnie przeglądać.
Karla Salia podbiegła ku niej:
– Co robisz? Co to za przedmiot? – spytała z zaciekawieniem.
– Jeszcze nie wiem. Bądź grzeczna, bo muszę się skoncentrować – odpowiedziała dziewczynka, pochylając głowę. – Na stronie 20 jest rysunek kijka z głowami smoka, a na stronie 50 jest rząd wzorów z małymi rysunkami wisiorków i pierścieni, ale… o, na stronie 123 jest narysowany przedmiot, który bardzo przypomina ten, który znalazłam – wymamrotała skupiona.
Obrazek był narysowany tuszem koloru sepii, a obok niego napisane były dwa słowa w alfabecie Szóstego Księżyca:
Nina popatrzyła na rysunek i przedmiot, podczas gdy podbiegała do niej Karla Salia:
– Na co patrzysz? – spytała miseczka.
Nina pogładziła ją i, nie odpowiadając, postanowiła skonsultować się z Systema Magicum Universi.
Położyła dłoń z gwiazdą na płynnej kartce i zadała pytanie:
– Księgo, co oznacza Clavis Musivum?
Mały piorun wybuchnął ponad płynną kartką, odbił się od sufitu i uderzył w zegar, który wskazywał godzinę 8, 10 minut i 6 sekund. Księga dała suchą odpowiedź:
W dalekiej przeszłości
Kryje się jego znaczenie.
Tylko Eterea może wyjaśnić jego tajemnicę.
Jedno tylko mogę ci poradzić:
zanurz przedmiot w Bomiglio.
– Bomiglio? A co to jest? – spytała zdziwiona.
Systema Magicum Universi odezwała się ponownie:
Między ampułkami znajdziesz
szklaną rurkę, lekką i miękką.
Jest to Bomiglio
o kolorze karminowym.
Używaj go ostrożnie,
inaczej magia nie przetrwa.
Wlej osiem kropel Spatrachiny
Dodaj dwa ziarenka Ropiny.
Potem zanurz przedmiot,
tylko wtedy zadziała doskonale.
A Eterea całą prawdę
będzie mogła ci zdradzić.
Księga zamknęła się, a Nina obróciła przedmiot w dłoniach, zastanawiając się, do czego może on służyć i dlaczego jest otoczony taką tajemnicą.
Karla Salia wycofała się w obawie, że jest niebezpieczny, i przestraszona stanęła obok zgaszonej świecy. Dziewczynka z Szóstego Księżyca spojrzała na ampułki i między alembikami rzeczywiście znalazła rurkę z czerwonego szkła, otwartą po jednej stronie: był to Bomiglio. Kiedy go chwyciła, zdała sobie sprawę, że jest miękki i ugina się przy każdym dotyku. Z trudem zdołała utrzymać go prosto i delikatnie podniosła buteleczkę Spatrachiny, zielonkawego płynu złożonego z rozpuszczonej miedzi i żabiej śliny. Wlała osiem kropelek do rurki, która od razu stała się twardsza i sztywniejsza. Otworzyła owalne pudełko, w którym znajdowały się żółte ziarenka Ropiny, czyli koncentratu siarki.
– Dodam tylko dwa – powiedziała szeptem, w pełni skoncentrowana.
Ziarenka rozpuściły się niczym cukier, a płyn przyjął czerwonopomarańczową barwę.
Nina pochwyciła różdżkę i zanurzyła ją w szklanej rurce, pełnej Spatrachiny i Ropiny.
– Gotowe! Teraz Clavis Musivum znajduje się w Bomiglio! – pomyślała zadowolona.
Przedmiot wcale się jednak nie zmienił, a Nina zaczęła zastanawiać się, czy się nie pomyliła. Ale przecież postąpiła zgodnie ze wskazówkami księgi!
Rozbrzmiał dzwonek komórki.
– Halo, Nino, nie śpisz już? – piskliwy głos Cesca omal jej nie ogłuszył.
– Nie śpię od trzeciej! Stało się coś złego. Uprzedź Fiore, Doda i Roxy. Przyjdźcie do mnie, jestem w laboratorium alchemicznym – odparła, po czym odłożyła telefon, nie pozwalając Cesco powiedzieć nic więcej.
Usiadła na stołku, wpatrując się w dziwny przedmiot, który błyszczał, zanurzony w czerwonej substancji. Przypomniała sobie szatański śmiech i groźbę, która ogłaszała nadejście czarnej fali Zła. Zagryzła wargi:
– Karkon nie może wrócić! Eterea wyjaśni mi, co się dzieje.
Karla Salia odezwała się:
– Nie bądź smutna. Zaraz przyjdą tu twoi przyjaciele i zobaczysz, że wszystko się ułoży. Obiecasz mi coś?
– Co? – Nina pogładziła słodką miseczkę prawą dłonią.
– Obiecaj, że zawsze będziesz się mną opiekować – powiedziała Karla Salia, huśtając się na łapkach.
– Oczywiście. Zawsze. Jak mogłabym cię zostawić? – powiedziała dziewczynka z Szóstego Księżyca, uśmiechając się.
Miseczka podeszła o krok, jakby chciała nabrać odwagi.
– Wiesz… nigdy wcześniej nie widziałam tego przedmiotu, który włożyłaś do czerwonej ampułki, ale jego nazwa coś mi mówi… Clavis Musivum… już ją słyszałam…
Zdziwiona Nina uniosła głowę.
– W jakim sensie? Od kogo ją słyszałaś?
– Nie chcę się pomylić… wydaje mi się, że raz słyszałam, jak wielki wąż rozmawia z hrabią Karkonem Ca’ D’Oro właśnie o Clavis Musivum.
Nina była oszołomiona:
– Chcesz powiedzieć, że dawny burmistrz Wenecji, Loris Sibilo Loredan, który zmieniał się w Pierzastego Węża, znał ten przedmiot? – spytała, podchodząc do miseczki, która znów nieśmiało kołysała się na nóżkach.
– Tak… byliśmy na Łaskawej Wyspie w domu z czarnego onyksu, a Loris Sibilo Loredan rozmawiał z hrabią, ale nie pamiętam nic więcej – głosik Salii stał się cichszy.
Nina wstała, drżąc na samą myśl o okrutnym byłym burmistrzu Wenecji, Pierzastym Wężu, przyjacielu Karkona. Jeśli miska mówiła prawdę, złota różdżka miała coś wspólnego z hrabią! A jednak w notatkach Karkona Ca’ D’Oro nie było śladu tej nazwy! Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Szybko włożyła kulę do muszli i otworzyła je.
– Co się dzieje? – spytał Cesco, wchodząc do laboratorium razem z Roxy, Fiore i Dodem. Ich ubrania były mokre od deszczu. Ulewa trwała.
Nina pokazała im prawą dłoń.
– Widzicie? Jest różowa. Moja gwiazda jest różowa, nie czerwona! Chociaż nie zrobiła się czarna, to znaczy, że dzieje się coś złego. Zło do nas wróciło. Uwierzcie! – powiedziała głosem pełnym emocji.
Wszyscy patrzyli na nią, przestraszeni, ale nikt nie ważył się odezwać.
– Jak byście zareagowali, gdybym powiedziała, że Szósty Księżyc znów znalazł się w niebezpieczeństwie? – ciągnęła, patrząc prosto w oczy Cesca.
– Znowu? – zawołali chórem przyjaciele, z niedowierzaniem opierając się o stół eksperymentów.
Fiore oparła swój parasol w czerwone serduszka o Piramidę Smoka, czekając, aż dowie się prawdy, podczas gdy Dodo ściskał swój Taldom, modląc się, by nic złego się nie stało. Roxy nerwowo żuła gumę, a Cesco narzekał na burzę, wycierając rękawem okulary.
Nina westchnęła i opowiedziała, co stało się w nocy, a także o tym, jak przestraszyła się, że Karkon jakimś cudem wciąż żyje i działa.
– Karkon! Hrabia powrócił? – zawołali przerażeni młodzi alchemicy.
– Nie jestem pewna, ale zaraz wszystko wam wyjaśnię – ciągnęła Nina, gładząc Platona. Sierść kota stanęła dęba na samo wspomnienie imienia czarodzieja Zła!
Kiedy dziewczynka z Szóstego Księżyca ogłosiła nadejście Fila Morgante i Jolii, Fiore szeroko otworzyła oczy:
– Dwa alchemiczne duchy? I przybędą z Xorax?
– Tak, to coś niesamowitego, bo żaden alchemik z Szóstego Księżyca nie może wrócić na Ziemię. Kiedy umierają, wykrzykują Ostatnie Zdanie, zmieniają się w światło i przenoszą się na Xorax. Na zawsze – Nina była naprawdę zaniepokojona.
– Nie wiedziałam, że mogą stać się duchami! – dodała Roxy z dziwnym wyrazem twarzy.
– Ja też nie. Ale dziadek w liście niewiele mi wyjaśnił. Wiem tylko, że tu przybędą – podkreśliła Nina.
– A co będą tu robić? – zawołał Cesco.
– Mam nadzieję, że nam pomogą. Ale nie wiem o nich dużo. Poza tym musimy odkryć, do czego służy to! – Nina pokazała różdżkę w rurce wypełnionej pomarańczowym płynem. – To Clavis Musivum. Zanurzyłam go w rurce Bomiglio i…
Roxy, która ściągnęła płaszczyk i wzięła się pod boki, przerwała Ninie w pół słowa:
– Nie ma problemu. Odkryjemy, do czego służy ten przedmiot, i rozwiążemy wszystkie problemy, tak jak zwykle. Teraz my też mamy Taldom Lux. Jesteśmy alchemikami i nie boimy się kolejnej konfrontacji z mroczną Alchemią Ciemności – powiedziała przyjaciółka.
Dumna, odważna i bezczelna dziewczynka o jasnych loczkach wydawała się nie bać niczego.
Dodo za to zaczął się trząść:
– Tak na… na… naprawdę, ja się bo… bo… boję, mimo że mam Ta… taldom – wymamrotał, stając obok garnka z gotującą się miksturą.
– Nie bądź tchórzem! Duchy nie zrobią nam krzywdy! – zawołał Cesco, który chciał wydawać się superodważny, choć w rzeczywistości on też się trochę bał.
– Clavis Musivum… – powtórzyła Fiore, zamyślając się – ależ… to oznacza Klucz do Mozaiki. To po łacinie!
– Brawo! „Umbrae” to też łacińskie słowo! Duchy! Pojawiło się na kartce, która wyszła z księgi z niebieskiego światła – zawołała Nina.
Cesco podrapał się po głowie.
– No dobrze, uporządkujmy, co się wydarzyło: obudził cię szatański śmiech, który przypomniał ci ten Karkona – zaczął, wskazując Ninę. – Potem dostałaś list od profesora Miszy, wiadomość o dwójce duchów alchemików, a na końcu objawił się Klucz do Mozaiki. Nic z tego nie rozumiem… trzeba jak najszybciej skontaktować się z Etereą. To niemożliwe, by Karkon i jego wspólnicy wciąż byli w stanie nam szkodzić!
– Niemożliwe! – powtórzyła chórem cała piątka.
Z krańca stołu uniósł się głosik:
– Nie… to nie jest niemożliwe. Także Systema Magicum Universi powiedziała, że Zło wróciło – zaznaczyła nieśmiała Karla Salia. Platon zamiauczał, sierść stanęła mu dęba, a Adon zaszczekał, jakby zobaczył diabła!
Tylko Wielka Matka Alchemiczka mogła rozwiać ich wątpliwości. Nina zgadzała się z Cesco, ale wezwać Etereę mogli dopiero po zakończeniu ważnego zebrania, które trwało w Mirabilis Fantasio.
– Karla Salia mówiła, że słyszała już rozmowę o tym przedmiocie. A wiecie czyją? – Nina skrzywiła się z obrzydzeniem.
– Karkona? – spróbował zgadnąć Cesco.
– Tak. Karkona i LSL! Rozumiecie? Coś tu się nie zgadza. Loris Sibilo Loredan nie żyje, a hrabia i jego adepci zamienili się w kamień, a jednak wygląda na to, że Alchemia Ciemności wróciła, żeby nas gnębić! – dziewczynka z Szóstego Księżyca uderzyła pięścią w stół eksperymentów, przewracając biedną mówiącą miseczkę.
Dodo nieśmiało uniósł Taldom:
– Prze… przepraszam, ale może po… po… poszlibyśmy zobaczyć statuy naszych nie… nie… nieprzyjaciół? Tylko w ten sposób do… dowiemy się na pewno, czy Karkon ży… ży… żyje.
– Brawo, Dodo! Masz rację! – Cesco skomplementował go, klepiąc po plecach.
Nina spojrzała na mówiącą księgę:
– Najpierw muszę odkryć, do czego służy Klucz do Mozaiki. Może nam się przydać.
Roxy włożyła płaszczyk:
– W takim razie ty zostań w laboratorium, a my z Fiore pójdziemy na plac Świętego Marka, żeby sprawdzić, co się dzieje ze statuami.
– A my? – spytali Cesco i Dodo.
– Myślę, że powinniście pójście do pałacu Ca’ D’Oro. Jeśli Karkon, Visciolo, Alvise, Barbessa i perfidny Głos Perswazji zdołali się uwolnić, być może wrócili do swojej kryjówki. A skoro zajmujecie się remontem, łatwiej będzie wam zauważyć, czy od wczoraj coś się zmieniło.
Nina pokiwała głową i wskazała miskę pełną Crocotio Particularis, którą chłopcy mieli zabrać do pałacu: substancja służyła do klejenia rozłupanych kamieni. Cesco i Dodo przykryli ją nylonem, uważając, by nie wylać cennej substancji alchemicznej. Pomysł Roxy był bardzo dobry, a wszyscy byli gotowi, by zmierzyć się z jakimkolwiek strasznym wydarzeniem:
– Uważajcie. W razie potrzeby użyjcie Taldomu. Nie możemy wzbudzić niepokoju wśród wenecjan czarami i alchemicznymi walkami. Ostrożność jest bardzo ważna – przypomniała im Nina.
Czwórka przyjaciół zbierała się do wyjścia. Tylko Cesco zwrócił się do Niny, która zamierzała właśnie zwrócić się do Systema Magicum Universi:
– Damy sobie radę także tym razem – powiedział. – Nie chcę, żebyś ryzykowała – zakończył, rzucając jej spojrzenie pełne słodyczy.
Dziewczynka z Szóstego Księżyca odwróciła się plecami, a jej twarz oblała się rumieńcem:
– Mnie też na tobie zależy. Wiesz o tym.
Cesco pogładził ją po włosach:
– Jesteś dla mnie ważna, ja cię… – nie zdołał powiedzieć nic więcej, odkaszlnął i odszedł z miską pełną Crocotio Particularis w dłoniach, czując, że serce wali mu w piersi niczym młot.
Wciąż padał ulewny deszcz, a czwórka młodych alchemików szła przez park willi Espazji wśród podmuchów wiatru i kurzu. Wyszli przez bramę, przeszli przez mały, żelazny mostek zawieszony nad kanałem i dotarli na calle della Croce. Minęli małą fontannę, która tryskała wodą. Nikt nie przejął się obecnością dwóch okutanych postaci, które stały pod daszkiem, kryjąc się przed deszczem. Jedna była wysoka, druga niska, a ich twarze przykrywały kaptury, przyszyte do sięgających ziemi płaszczy. Cesco i Roxy zerknęli na nich, ale nie zatrzymali się, by przyjrzeć się nieznajomym. Byli zbyt przejęci myślą, że hrabia Karkon powrócił.