Читать книгу Kuźnia Męstwa - Морган Райс, Morgan Rice - Страница 14
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ОглавлениеDierdre wiosłowała z całej siły z Marco przy drugiej burcie, ich łódka prędko przecinała wody kanału, kierując się z powrotem w stronę morza, gdzie ostatnio widziała swego ojca. Serce drżało jej z niepokoju, gdy wracała myślami do tamtej chwili. Przypominała sobie, jak odważnie atakował pandezyjską armię, pomimo ich miażdżącej przewagi. Zamknęła oczy i odegnała te obrazy potrząśnięciem głowy, po czym zaczęła wiosłować jeszcze szybciej, prosząc w modlitwie o to, by jeszcze żył. Wszystko czego sobie życzyła, to zdążyć na czas, by go uratować – lub chociaż móc umrzeć przy jego boku.
Marco wiosłował równie szybko, aż spojrzała na niego z wdzięcznością i zdumieniem.
– Dlaczego? – spytała.
Odwrócił się i odpowiedział jej spojrzeniem.
– Dlaczego skoczyłeś za mną? – nalegała.
Patrzył na nią chwilę w milczeniu, po czym odwrócił wzrok.
– Mogłeś popłynąć razem z resztą – dodała – Jednak postąpiłeś inaczej. Poszedłeś za mną.
Chłopak patrzył prosto przed siebie, wciąż wiosłując mocno, nie odezwał się ani słowem.
– Dlaczego? – nalegała, głosem zdyszanym od wściekłego wiosłowania.
– Ponieważ mój przyjaciel podziwiał cię – powiedział jej Marco – a to w zupełności mi wystarczy.
Dierdre starała się nie zwalniać ani na chwilę. Gdy pokonywali kolejne zakręty kanału, jej myśli zwróciły się ku Alecowi. Była nim bardzo rozczarowana. Porzucił ich wszystkich i wyjechał z Ur z tajemniczym nieznajomym, zaraz przed inwazją. Dlaczego? Tego mogła się tylko domyślać. Przecież był tak oddany sprawie, ciężko pracował w kuźni. Nie podejrzewała nawet, że mógłby pomyśleć o ucieczce. A jednak zrobił to, akurat wtedy, gdy był im najbardziej potrzebny.
To sprawiło, że musiała przemyśleć swoje uczucia do niego. Jednocześnie poczuła silniejszą więź z jego przyjacielem, Marco, który przecież poświęcił się dla niej. Już teraz miała wrażenie, że są ze sobą bardzo blisko. Kule armatnie wciąż świszczały im nad głowami, budynki wciąż wybuchały i waliły się wszędzie wokół; Dierdre zastanawiała się, czy Marco na pewno wie, w co się pakuje. Czy ma świadomość tego, że gdy z powrotem znajdą się w środku tego szaleństwa, nie będzie już dla nich odwrotu?
– Idziemy na śmierć, wiesz o tym – powiedziała – Mój ojciec i jego ludzie są na plaży, za gruzowiskiem. Mam zamiar odnaleźć go i stanąć do walki u jego boku.
Marco skinął głową.
– Myślisz, że wróciłem do miasta by żyć długo i szczęśliwie? – spytał – Gdybym chciał uciekać, już bym to zrobił.
Dierdre wiosłowała dalej, zadowolona i mile zaskoczona jego postawą. Kontynuowali swoją podróż w ciszy, skupiając się na omijaniu spadających odłamków i nawigowaniu w kierunku brzegu.
Wreszcie skręcili za róg i w oddali ujrzeli wał z gruzu, na którym po raz ostatni widziała swojego ojca – a za nim wysokie, czarne statki. Wiedziała, że po drugiej stronie rozciągała się plaża, na której walczył z Pandezjanami, wiosłowała więc z całej siły, aż pot lał się po jej twarzy, tak bardzo chciała dotrzeć do niego na czas. Słyszała odgłosy walki, przedśmiertne okrzyki mężczyzn, modliła się, by nie było za późno.
Ledwie więc łódka dotknęła brzegu kanału, Dierdre wyskoczyła na ulicę, Marco skoczył zaraz za nią, po czym oboje ruszyli pędem w kierunku wału. Zaczęła wspinać się na potężne głazy, obdzierając sobie łokcie i kolana do krwi, jednak nic ją to nie obchodziło. Już ledwie dyszała, jednak wspinała się coraz wyżej, potykając się wciąż o kamienie; myślała już tylko o ojcu, o tym, że musi dotrzeć na drugą stronę, ledwie dochodziło do niej, że te kupy gruzu były jeszcze niedawno wielkimi wieżami Ur.
Obejrzała się przez ramię, gdy usłyszała jakieś krzyki, mogła stąd zobaczyć szeroką panoramę Ur: z przerażeniem ujrzała, że pół miasta leży w ruinie. Budynki były powalone, na ulicach zalegały góry gruzu, wszystko zasłonięte było obłokami pyłu. Gdzie nie spojrzała widziała mieszkańców Ur uciekających, próbujących ratować życie.
Odwróciła się z powrotem i kontynuowała wspinaczkę, ona jedna szła w tym kierunku, chcąc rzucić się w objęcia walki – a nie uciekać od niej. Wreszcie dotarła na szczyt kamiennego usypiska, a gdy wyjrzała na drugą stronę, jej serce zatrzymało się na moment. Stanęła bez ruchu, niczym zamieniona w słup soli. Tego się nie spodziewała.