Читать книгу Przysięga Braci - Морган Райс, Morgan Rice - Страница 6
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ОглавлениеDarius spojrzał na zakrwawiony sztylet, który trzymał w swojej dłoni, a następnie na martwego dowódcę Imperium, który spoczywał przy jego stopach. Zastanawiał się, co właśnie uczynił. Świat zwolnił mu przed oczami. Spojrzał w górę i zobaczył zszokowane twarze żołnierzy Imperium, którzy stali przed nim. Setki mężczyzn rozpościerały się po horyzont, prawdziwych mężczyzn, wojowników w prawdziwych zbrojach i z prawdziwą bronią. Część z nich dosiadała zertów. Byli to ludzie, którzy nigdy nie zostali pokonani.
Za Dariusem zaś, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, stało jedynie kilka setek prostych ludzi. Mężczyzn i kobiet, którzy nie mieli stali, ani pancerzy. Byli pozostawieni sami sobie w starciu z zawodową armią. Namawiali go, aby się poddał, aby przystał na okaleczenie – nie chcieli wojny, której nie mieli możliwości wygrać. Nie chcieli umierać. Darius zaś uważał, że są do tej walki zobowiązani.
Dlatego głęboko w środku swojej duszy, nie był w stanie się poddać. Jego ręce same wyrwały się do działania, odezwał się w nim duch, którego nie byłby w stanie kontrolować, nawet gdyby spróbował to zrobić. Wszystko to tkwiło w najgłębszych zakamarkach jego duszy. Chodziło o tę część jego jestestwa, która od zawsze była w nim tłumiona. Tę część, która pragnęła wolności niczym umierający pragnie wody.
Darius spojrzał na to morze twarzy. Nigdy nie czuł się tak bardzo samotny, ale jednocześnie nigdy nie czuł się tak wolny. Jego perspektywa się zmieniła. Patrzył teraz na siebie z zewnątrz. Wszystko wydawało mu się surrealistyczne. Wiedział, że jest to jeden z kluczowych momentów w jego życiu. Wiedział, że ta jedna chwila zmieni wszystko.
Jednak nie żałował. Popatrzył na martwego dowódcę Imperium, na człowieka, który chciał pozbawić Loti życia, który chciał pozbawić życia ich wszystkich, który chciał ich okaleczyć, i poczuł, że wymierzył sprawiedliwość. Poczuł się także ośmielony. Koniec końców, pokonany został oficer Imperium. A to oznacza, że pokonany może zostać również każdy inny żołnierz tej armii. Mogą być wyposażeni w najlepsze zbroje i doskonałą broń, ale krwawią dokładnie tak samo, jak każdy inny człowiek. Wcale nie są niezwyciężeni.
Darius poczuł w sobie siłę i przystąpił do działania zanim ktokolwiek inny zdążył zareagować. Kilka stóp od niego znajdowała się niewielka grupa oficerów, którzy towarzyszyli swojemu dowódcy. Stali teraz oniemiali, najwyraźniej w żaden sposób nie spodziewając się tego, że może tu się wydarzyć cokolwiek innego, jak poddanie się mieszkańców wioski. Nie byli nawet w stanie sobie wyobrazić, że ich dowódca mógłby zostać zaatakowany.
Darius wykorzystał przewagę, jaką dało mu ich zaskoczenie. Rzucił się do przodu, wyciągnąwszy wcześniej sztylet z piersi dowódcy. Przeciął gardło jednemu z oficerów, a następnie obrócił się wokół własnej osi i tym samym ruchem przejechał ostrzem po szyi drugiego.
Obaj gapili się na niego z szeroko otwartymi oczyma, jakby nie wierząc, że mogło im się to zdarzyć. Krew trysnęła im z gardeł, upadli na kolana, a następnie uderzyli o ziemię, martwi.
Chłopak przygotowywał się na najgorsze. Jego pochopny czyn sprawił, że był teraz wystawiony na atak. Jeden z oficerów ruszył w jego kierunku – zamachnął się swoim stalowym mieczem, celując wprost w głowę chłopaka. Darius chciałby w tym momencie być odziany w zbroję, dzierżyć tarczę, mieć miecz, którym mógłby sparować cios – mieć jakiekolwiek wyposażenie. Ale nie miał. Był bezbronny i jako taki wystawił się na atak. Wiedział, że teraz przyjdzie zapłacić za to cenę. Przynajmniej umrze jako wolny człowiek.
Nagle w powietrzu rozległ się klang metalu. Darius odwrócił się i zobaczył, że stoi za nim Raj, blokując cios mieczem. Darius zorientował się, że Raj pochwycił miecz jednego z martwych żołnierzy i ruszył przed siebie, ratując przyjaciela w ostatnim momencie.
Kolejny klang przeciął powietrze – po drugiej stronie Desmond blokował kolejny cios przeznaczony dla Dariusa. Raj i Desmond rzucili się do walki, odparowując ciosy swoich przeciwników, którzy w żaden sposób nie spodziewali się obrony. Chłopcy machali mieczami, jakby byli opętani. Kiedy dotarli do atakujących, w powietrzu rozległ się dźwięk brzęczącego metalu. Odparli ich w tył, a następnie obaj zadali im śmiertelne ciosy, zanim żołnierze Imperium zdążyli się obronić.
Obaj żołnierze upadli na ziemię, martwi.
Darius poczuł w stosunku do swoich braci przypływ wdzięczności. Ucieszył się, że ma ich tutaj, walczących przy jego boku. Nie był już dłużej sam, naprzeciw całej armii.
Schylił się i wyrwał miecz oraz tarczę z ciała martwego oficera. Następnie dołączył do Raja i Desmonda, którzy ruszyli do ataku na sześciu pozostałych oficerów ze świty dowódcy. Darius uniósł miecz wysoko w górę i poczuł jego ciężar. Jak wspaniale było trzymać prawdziwy miecz. I prawdziwą tarczę. Czuł się niepokonany.
Rzucił się naprzód i zablokował swoją tarczą potężne uderzenie miecza. W tym samym czasie pchnął mieczem pomiędzy załamania w zbroi żołnierza Imperium. Dźgnął go w łopatkę. Żołnierz chrząknął i upadł na kolana.
Chłopak odwrócił się i zablokował tarczą kolejny, nadchodzący z boku cios. Następnie zakręcił się wokół własnej osi i użył jako broni tarczy – roztrzaskał nią twarz kolejnego przeciwnika, powalając go na ziemię. Kolejny obrót Dariusa zaowocował mieczem wbitym w brzuch innego napastnika. Młodzieniec zabił go zanim ten zdążył opuścić już uniesiony i skierowany w kark Dariusa miecz.
Raj i Desmond również posuwali się naprzód, walcząc przy jego boku, wymieniając cios za cios z innymi żołnierzami. Klang metalu co chwila dochodził do uszu Dariusa. Chłopak przypomniał sobie ich treningi z użyciem drewnianych mieczy – teraz dopiero, w walce, mógł zobaczyć, jak dobrymi wojownikami się stali. Kiedy po raz kolejny się obracał, zdał sobie sprawę jak bardzo ukształtowały go ich codzienne treningi. Zastanawiał się czy bez nich byłby w stanie cokolwiek zdziałać. Był zdecydowany, aby tę bitwę wygrać samodzielnie, za pomocą swoich własnych rąk i aby nigdy, ale to przenigdy, nie wykorzystywać swoich magicznych mocy, które drzemały w nim gdzieś głęboko i których do końca nie rozumiał – a może nie chciał rozumieć.
Kiedy Darius, Desmond i Raj pokonali pozostałą część świty, kiedy stali tam samotnie, a kurz walki jeszcze nie opadł, w oddali setki żołnierzy Imperium wreszcie zrozumiały co się dzieje. Mężczyźni wydali potężny okrzyk wojenny i ruszyli w dół, wprost na nich.
Darius spojrzał w górę, oddychając ciężko, z zakrwawionym mieczem w dłoni, i zrozumiał, że nie mają dokąd uciec. Kiedy szwadrony doskonałych żołnierzy przystąpiły do akcji, zdał sobie sprawę, że oto właśnie nadchodzi śmierć. Stał w miejscu, podobnie jak Desmond i Raj, wytarł pot z czoła i spojrzał wprost na zbliżającą się armię. Nie wycofa się, nie cofnie się przed nikim.
Nagle doszedł ich kolejny wojenny okrzyk, tym razem zza pleców. Darius zerknął do tyłu i z radością zobaczył, że cały jego lud ruszył do boju. Dostrzegł, że wśród atakujących znalazło się kilku jego braci, którzy pozyskali miecze i tarcze od pokonanych żołnierzy Imperium. Biegli, aby dołączyć do chłopców znajdujących się na pierwszej linii walki. Mieszkańcy wioski, co Darius zauważył z wielką dumą, pokryli pole bitwy niczym fala, przechwytując stal i pozostałą broń. Już po chwili dziesiątki z nich było wyposażonych w prawdziwą broń. Ci, którzy nie byli w stanie pozyskać metalowego ekwipunku, dzierżyli broń wykonaną z drewna. Dziesiątki młodych ludzi, przyjaciół Dariusa, uzbrojonych było w krótkie, drewniane włócznie, które doskonale wcześniej zaostrzyli i w małe drewniane łuki i strzały, które mieli przy swoim boku. Najwyraźniej już wcześniej liczyli na to, że staną do walki.
Wszyscy zebrali się razem, jak jeden mąż. Każdy jeden z nich chciał walczyć o swoje życie, dołączyli więc do Dariusa, aby stawić czoła Imperium.
W oddali powiewał ogromny sztandar, brzmiały trąby, a armia Imperium mobilizowała się do ataku. Szczęk zbroi wypełniał powietrze kiedy setki żołnierzy równo maszerowało w dół, wprost na mieszkańców wioski.
Darius przejął dowodzenie nad swoimi ludźmi. Wszyscy odważnie ruszyli do boju naprzeciw oddziałom Imperium. Kiedy tamci znaleźli się w ich zasięgu, Darius krzyknął:
– WŁÓCZNIE!
Jego ludzie wypuścili z rąk krótkie włócznie – przeleciały nad głową chłopaka, kierując się wprost ku swoim celom po drugiej stronie pola walki. Wiele z nich nie było wystarczająco ostrych, więc choć dotarły do żołnierzy Imperium, nie były w stanie przebić ich zbroi. Ale części udało się trafić w zgięcia pancerzy i dobyć swoich celów, w wyniku czego garść żołnierzy w oddali wrzasnęła, a następnie upadła.
– STRZAŁY! – krzyknął Darius, wciąż na czele, z wysoko uniesionym mieczem.
Kilku mieszkańców wioski zatrzymało się, obrało cel i wypuściło potok zaostrzonych drewnianych strzał. Dziesiątki z nich szybowały teraz po niebie ponad polem bitwy. Zaskoczyło to ludzi Imperium – wyraźnie nie spodziewali się tego, że dojdzie do bitwy, a co dopiero, że lud Dariusa jest wyposażony w jakąkolwiek broń. Wiele strzał ześlizgnęło się po zbrojach, nie czyniąc nikomu żadnej krzywdy, ale równie wiele dosięgnęło swego celu, wbijając się przeciwnikom w gardła i stawy. Kilku kolejnych wojowników zostało powalonych.
– KAMIENIE! – wrzasnął Darius.
Kilkudziesięciu mężczyzn wystąpiło do przodu. Używając swoich proc, wypuścili w górę kamienie.
Dziesiątki kamieni poszybowały w niebo, a chwilę później dało się słyszeć jak uderzają one w pancerze przeciwników. Kilku żołnierzy zostało trafionych w twarz. Zdecydowana większość zdążyła jednak unieść swoje tarcze i ochronić się przed atakiem.
Zwolniło to nieco Imperium i wywołało w ich szeregach poczucie niepewności – ale ich nie powstrzymało. Wciąż maszerowali zacięcie, nie łamiąc szyku, nawet w czasie, kiedy w ich kierunku leciały włócznie, strzały i kamienie. Po prostu unosili wtedy swoje tarcze, byli nawet zbyt aroganccy na to, aby się uchylać. Maszerowali ze swoimi lśniącymi, stalowymi halabardami wycelowanymi wprost w niebo. Ich długie, stalowe miecze wisiały im przy pasach, dzwoniąc w blasku poranka. Darius patrzył na nich i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w ich kierunku zmierza zawodowa armia. Wiedział, że nadchodzi śmierć.
Nagle usłyszeli dudnienie. Darius spojrzał w górę i zobaczył, że przed armię wroga wybiegają trzy ogromne zerty. Biegły wprost na nich. Każdego dosiadał oficer uzbrojony w długą halabardę. Zerty biegły przed siebie, na ich pyskach rysowała się wściekłość. Pod kopytami zwierząt unosiły się kłęby kurzu.
Darius przygotowywał się na to, że jedna z halabard go ugodzi – jeździec uniósł swą broń, a następnie z szyderczym uśmiechem rzucił nią wprost w Dariusa. Chłopaka zaskoczyła prędkość w jakiej się to wszystko stało – uchylił się dosłownie w ostatniej chwili, ledwie unikając ciosu.
Jednak jeden z jego ludzi, chłopiec, którego znał od małego, niestety nie miał tyle szczęścia. Wrzasnął z bólu kiedy halabarda wbiła mu się w klatkę piersiową. Krew trysnęła mu z ust, a on sam upadł na plecy, gapiąc się teraz w niebo swymi pustymi oczyma.
Darius, wściekły z powodu tego, co się stało, odwrócił się w stronę zerta. Wyczekiwał odpowiedniego momentu – wiedział, że jeżeli w tym względzie nie będzie precyzyjny, zostanie stratowany na śmierć.
W ostatniej sekundzie sturlał się z drogi, wyciągnął miecz i podciął nogi zerta.
Ten zarżał i upadł pyskiem na grunt, zrzucając przy tym swego jeźdźca, który wylądował wśród grupy ludzi z wioski.
Jedna z osób odłączyła się od tłumu i ruszyła naprzód, trzymając wysoko nad głową potężny kamień. Darius odwrócił się i ze zdziwieniem zobaczył, że była to Loti – trzymała kamień wysoko, a następnie z całym impetem opuściła go żołnierzowi na hełm, zabijając go na miejscu.
Darius usłyszał galop i odwrócił się w stronę, z której nadchodził dźwięk, w jego kierunku zmierzał kolejny zert. Żołnierz, który go dosiadał trzymał w ręku włócznię i celował nią wprost w Dariusa. Ten nie miał nawet czasu na reakcję.
Niespodziewanie usłyszał warczenie, zaskoczony zobaczył, że nagle pojawił się Dray. Skoczył wysoko w powietrze i ugryzł żołnierza w stopę, dokładnie w momencie, w którym ten chciał cisnąć włócznią. Wojownik zgiął się w pół, a jego włócznia powędrowała pionowo w dół, prosto w piach. Jeździec zachwiał się i bokiem spadł z zerta. Zaś kiedy tylko dotknął ziemi, od razu rzucili się na niego ludzie z wioski.
Dray podbiegł do Dariusa, a ten spojrzał na niego z wyrazem dozgonnej wdzięczności.
Chłopak usłyszał kolejny wojenny okrzyk, odwrócił się i zobaczył, że w jego kierunku, z uniesionym w górze mieczem, zmierza kolejny oficer Imperium. Kiedy żołnierz próbował go uderzyć prosto w klatkę piersiową, Darius sparował cios, wytrącając przy tym przeciwnikowi broń z ręki. Następnie chłopak obrócił się i podciął żołnierzowi nogi. Ten upadł na ziemię, a Darius kopnął go prosto w szczękę, zanim mężczyzna zdążył się podnieść, całkowicie go w ten sposób nokautując.
Darius patrzył jak Loti biegnie w jego stronę, rzucając się na oślep w wir walki. Schyliła się i pochwyciła miecz martwego żołnierza. Dray skoczył do przodu, aby ją chronić. Kiedy Darius zobaczył ją na polu bitwy, zrozumiał, że przede wszystkim pragnie jej bezpieczeństwa.
Loc, jej brat, uprzedził go jednak w działaniu. Ruszył przed siebie i chwycił Loti od tyłu, sprawiając, że upuściła broń.
– Musimy stąd uciekać! – powiedział. – Nie powinno cię być w tym miejscu!
– To jedyne miejsce, w którym powinnam być! – nalegała.
Loc, nawet mając tylko jedną sprawną rękę, wykazał się zadziwiającą siłą i był w stanie odciągnąć ją z pola bitwy. Choć na znak protestu kopała i szarpała się. Darius był mu nadzwyczaj wdzięczny.
Chłopak usłyszał za sobą dźwięk stali, odwrócił się i zobaczył, że jeden z jego towarzyszy broni, Kaz, walczy właśnie z żołnierzem Imperium. Kaz był kiedyś osiłkiem, który dokuczał innym, ale w końcu dołączył do Dariusa. Szczerze powiedziawszy Darius był teraz bardzo wdzięczny, że ma go po swojej stronie. Patrzył jak Kaz siłuje się z żołnierzem, z potężnym wojownikiem – cios za cios, aż wreszcie żołnierz, niespodziewanym ruchem pokonał Kaza, wytrącając mu miecz z ręki.
Kaz był teraz bezbronny. Darius po raz pierwszy w życiu zobaczył strach na jego twarzy. Żołnierz Imperium we wściekłym szale ruszył do przodu, aby z nim skończyć.
Nagle usłyszeli uderzenie o metal – żołnierz zastygł i upadł wprost na ziemię twarzą w dół. Był martwy.
Kaz i Darius spojrzeli w górę i zaskoczeni zobaczyli Luziego, o połowę mniejszego od Kaza, który stał tam teraz trzymając w ręku pustą procę – ta przed chwilą wystrzeliła. Luzi uśmiechnął się gorzko do Kaza.
– Żałujesz teraz, że się na mnie wyżywałeś? – zapytał.
Kaz gapił się na niego bez słowa. Kompletnie odebrało mu mowę.
Dariusowi zaimponowało, że Luzi, po tym jak bardzo dręczony był przez Kaza podczas ich wspólnych treningów, ruszył naprzód, aby uratować mu życie. Zainspirowało go to, aby walczyć jeszcze lepiej.
Darius, widząc opuszczonego zerta, który kroczył wolno przez jego szeregi, puścił się do przodu. Kiedy się z nim zrównał, wyskoczył w górę i dosiadł zwierzę.
Zert szarpnął gwałtownie, ale chłopak go trzymał, ścisnął go mocno, zdeterminowany, aby się utrzymać. Wreszcie, udało mu się przejąć nad nim kontrolę. Odwrócił się wraz z zertem i skierował zwierzę wprost na szeregi Imperium.
Zert galopował tak szybko, że Darius ledwie był w stanie go kontrolować. Zwierzę wybiegło z nim przed wszystkich jego ludzi, przeprowadzając samotną szarżę na liczne oddziały wroga. Serce Dariusa waliło jak oszalałe, kiedy zbliżał się do ściany żołnierzy. Wydawali się nie do pokonania. Ale nie było już odwrotu.
Chłopak zmusił się do tego, aby prowadziła go jego odwaga. Wparował wprost między nich, uderzając z góry mieczem.
Był usadowiony wyżej niż jego przeciwnicy. Machał mieczem we wszystkie strony, wykorzystując to, że żołnierze Imperium byli zaskoczeni – nie spodziewali się, że zostaną zaatakowani przez kogoś na zercie. Przedzierał się więc przez oddziały niesiony własnym impetem, a morze ludzi rozstępowało się przed nim na dwoje. Aż nagle poczuł z boku okropny ból. Wydawało się jakby jego żebra zostały rozdarte na dwie części.
Stracił równowagę i wyleciał w powietrze. Z całą siłą uderzył o ziemię, wciąż czując w boku rozdzierający ból. Zrozumiał, że został trafiony metalową kulą kiścienia. Leżał teraz na ziemi w morzu wojowników Imperium. Z dala od swoich ludzi.
Kiedy spoczywał tam w dole, zaczęło piszczeć mu w głowie, świat stanął za mgłą. Spojrzał w górę i zobaczył, że w oddali jego ludzie powoli są otaczani przez oddziały wroga. Walczyli dzielnie, ale przewaga liczebna Imperium była zwyczajnie zbyt duża, zbyt przytłaczająca. Zaczęto wybijać jego ludzi. Ich krzyki wypełniły powietrze.
Głowa Dariusa za bardzo mu ciążyła. Upadł z powrotem na grunt, a kiedy tam spoczął, zobaczył jak wszyscy ci żołnierze się do niego zbliżają. Leżał tam wykończony i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego życie zaraz się skończy.
Przynajmniej umrze z honorem – pomyślał.
Przynajmniej był wreszcie wolny.