Читать книгу Gwiazdka w Lovely Lane - Nadine Dorries - Страница 4
ОглавлениеRozdział 1
Było już dobrze po północy. Maura Doherty siedziała w kuchni na ławie i przytulała swoją śpiącą młodszą córkę Angelę. W okno kuchenne uderzał porywisty wiatr, niosący deszcz ze śniegiem. Wiał od Mersey i smagał domy, które i tak już z trudem się trzymały.
Mąż Maury, Tommy, umieścił na kuchni kolejne dwa garnki i czajnik z wodą, żeby pomieszczenie cały czas wypełniała para.
– Proszę, kochanie – powiedział, ostrożnie stawiając u jej stóp emaliowaną miskę niemal po brzegi wypełnioną wrzącą wodą. Miał już na sobie tylko podkoszulek i spodnie na szelkach, ale czapki jeszcze nie zdążył zdjąć. Z ust zwisał mu wilgotny papieros własnej roboty, które ledwo się tlił.
– Wleję jeszcze pół łyżeczki vicks, tak jak mówiłaś.
Maura odwróciła głowę, żeby zerknąć na tłustą plamę, która rozpłynęła się po powierzchni wody w naczyniu. Zanim spojrzała, poczuła drapiący w gardło zapach mentolu.
– Wydaje mi się, że to nic nie daje, wiesz? – powiedziała z zatroskaną miną. – Wcale nie oddycha lżej. Mam wrażenie, że jest coraz gorzej.
Tommy kucnął przy nich i przytulił policzek do ciała Angeli. Podobnie jak wiele innych rodzin z okolic portu, on i Maura z niepokojem myśleli o zimie. Aż za dobrze wiedzieli, jak ciężko się jej doświadcza w szeregowcach nad brzegiem Mersey.
Oboje usłyszeli, jak otwierają się drzwi prowadzące ze schodów do kuchni. W kałuży bursztynowego światła rzucanego przez gołą żarówkę stała teraz, z kciukiem w ustach, ich starsza córka Kitty. Miała na sobie flanelową nocną koszulę. Wolną ręką trzymała starego misia.
– Angela jest chora? – zapytała, wyjmując kciuk i przy okazji wyciągając z buzi pasemko śliny.
Maura skinęła głową. Spojrzała na zarumienioną twarz Angeli, która drzemała na jej kolanach, a jej oddech był ciężki i chrapliwy.
– Chodź, królowo. – Tommy podszedł do niej i wziął ją na ręce. – Angela źle się czuje. Twoja mama z nią tu zostanie, ale ty powinnaś iść spać, żebyś jutro rano mogła pomóc. Pracuję na wczesną zmianę. Cotapaxi i Norry mają zacumować o świcie. – Tommy, podobnie jak wszyscy okoliczni mieszkańcy, pracował w dokach przy rozładunku statków. – Wracaj do łóżka, ja też zaraz przyjdę się położyć.
Kitty ze zmęczenia oczy same się zamykały. Posłusznie skinęła głową.
– Ja zawsze pomagam mamusi, tato.
– Wiem, że pomagasz, kochanie. No chodź, daj mamie buziaka i maszerujemy na górę.
Kitty owinęła mu nogi wokół pasa, a ręce wokół szyi. Tommy zaniósł ją do Maury. Nachylił się na tyle, żeby Maura mogła wyciągnąć szyję i pocałować ją w policzek. Warkoczyki Kitty otarły się o twarz Angeli, a wtedy dziewczynka otworzyła oczy i spojrzała na siostrę. Nie dała jednak rady się uśmiechnąć. Próbowała się podnieść, ale w piersiach coś jej głośno zacharczało i chwilę później znów spała.
Tommy wniósł Kitty po schodach.
– Mauro, wrócę rano, jak będę miał przerwę. I powiem Kathleen, kiedy wstąpię po Jerry’ego w drodze do pracy. Jeśli rano nie będzie lepiej, zabierzemy ją do lekarza.
Maura skinęła głową. Brakowało jej sił, żeby się kłócić, a poza tym Tommy miał rację. Opieka medyczna była teraz za darmo, więc pieniędzmi już się nie musieli przejmować.
– Tak, zabierzemy – wyszeptała, gdy drzwi się zamknęły i dobiegły ją ciężkie kroki męża, niosącego córkę po nieokrytych dywanem, ale porządnie wyszorowanych drewnianych schodach. Westchnęła, wciągając do płuc powietrze gęste od pary. Podciągnęła Angelę nieco wyżej i położyła się na ławce. Zamknęła oczy.
Tommy zniósł jej z łóżka kilka poduszek, przyniósł też kilka starych szarych koców wojskowych, którymi dokładnie je obłożył. Maura nie mogła jednak zasnąć. Przez całą noc aż do świtu wsłuchiwała się w kolejne podmuchy wiatru, który uderzał deszczem i śniegiem w jej okno, i w kolejne oddechy córki.
Aileen bała się, że spóźni się do pracy. Nie lubiła się spóźniać, a dziś akurat szczególnie zależało jej na punktualności. Miała stawić się rano w gabinecie przełożonej pielęgniarek, ale celu spotkania nikt jej nie zdradził. Aileen myślała o nim z niepokojem. Jej rodzona matka robiła, co mogła, aby skomplikować jej życie. Raz po raz zmuszała ją, żeby brała wolne. Twierdziła, że jej stan zdrowia wymaga, by córka otoczyła ją w domu osobistą opieką pielęgniarską. Aileen tak się tym martwiła, że sama prawie się rozchorowała. Teraz miały do pomocy Ginę, ale matka i tak często pokazywała, na co ją stać. Wszystko wskazywało na to, że dziś również tak będzie. Przymilanie się i narzekanie, jak zwykle.
Aileen podeszła do łóżka i wyłożyła matce ubrania. Czuła narastający ucisk w żołądku. Doskonale pamiętała, że już nie raz próbowała matkę udobruchać i że to zawsze wymagało od niej wielkiego wysiłku emocjonalnego, a jej wymówki wypadały mizernie i mało przekonująco.
– Przecież nie mogę wziąć wolnego, mamo. Jestem teraz etatową pielęgniarką, a oddziałowa, siostra Tapps, jest bardzo wymagająca. Usprawiedliwienie przyjmie jedynie od kogoś, kto przyjdzie do pracy na wpół żywy i sam będzie kwalifikował się do przyjęcia na oddział.
Pani Paige przeszła wylew i po powrocie ze szpitala umiejętnie rozgrywała poczucie winy Aileen, która źle się czuła z myślą, że sama cieszy się doskonałym zdrowiem, podczas gdy jej matka niedomaga. Wykorzystywała dobrotliwą naturę córki i jej gotowość do pomocy, tym bardziej że przez pierwszych kilka miesięcy Aileen jej na to przyzwalała. Jak jednak się okazało, popełniła błąd.
Aileen aż za dobrze wiedziała, że gdyby nie siostra Tapps, musiałaby pożegnać się z zawodem. Pewnego dnia, blisko rok temu, po kolejnym poranku pod znakiem usprawiedliwień, siostra Tapps zaprosiła Aileen do saloniku przy swoim oddziale i niemal bezgłośnie zamknęła za sobą drzwi.
– Proszę usiąść, siostro Paige – powiedziała niezwykle łagodnym tonem.
Ta łagodność wzmogła niepokój Aileen. Cisnęło jej się na usta, że takim tonem oddziałowa rozmawia z rodzicami zmarłych dzieci. Ich też tu przyprowadza, za nimi też zamyka drzwi. Potem jeszcze prosi Brannę o przyniesienie herbaty i siada z gośćmi przy kominku, w pogotowiu trzymając czystą chusteczkę.
Aileen była przekonana, że siostra Tapps za chwilę wyśle ją do przełożonej pielęgniarek, a ta ją zwolni. Na lakierowanym oparciu fotela nie dostrzegła jednak chusteczki. Nie było też szklanki z wodą, która miała studzić skołatane nerwy. Aileen wyjrzała przez szybę w drewnianych drzwiach, pomalowanych na kremowo przez wzgląd na dzieci i dla zapewnienia swobodniejszej atmosfery na oddziale (na wszystkich innych oddziałach St Angelus te szyby miały ciemny, kawowy kolor). Branna czyściła właśnie wazony rozstawione na lakierowanym stole w centralnej części oddziału, przy okazji zmieniając w nich wodę, raczej nie została więc poproszona o zaparzenie herbaty. Pielęgniarki wyciągały szafki spod ścian, żeby je wyczyścić.
Aileen postanowiła odezwać się pierwsza.
– Przepraszam, siostro Tapps, to ma związek z moją matką. Źle się czuła i nie podobało jej się, że wychodzę. Ja zawsze staram się zjawić na czas. Pani przecież wie, że kocham moją pracę. Tylko tak mi z nią ostatnio ciężko i…
Opadając na fotel, Aileen nie zdawała sobie sprawy, że lada moment jednak będzie potrzebować jednej z tych chusteczek, które siostra Tapps trzyma pod ręką, na wypadek gdyby miała komuś do przekazania złe wieści.
– Ależ, drogie dziecko!
Siostra Tapps poderwała się z miejsca i przeszła na drugą stronę pokoju.
Aileen nagle spostrzegła, że Tappsy – bo tak ją nazywały pielęgniarki – wygląda na wychudzoną. Szybko jednak stwierdziła, że w sumie nic w tym dziwnego. Oddziałowa zapewne zbliżała się już do siedemdziesiątki, włosy jej posiwiały i zrzedły już dobrych kilka lat temu. Mimo upływu lat w jej mowie nadal pobrzmiewał miękki irlandzki akcent. Wyjechała z Galway przed pięćdziesięciu laty i długo tam nie wracała, dociekliwym tłumacząc, że podróż jest za długa, a ona nie chce porzucać swojego szpitala i obowiązków.
– Mnie pani nie musi przepraszać. Pielęgniarki z oddziału szóstego już mi tłumaczyły, że pani życie bywa teraz nader trudne.
Siostra Tapps starała się wypowiadać możliwie oględnie. Matka Aileen zyskała sobie sławę jednego z najbardziej uciążliwych pacjentów St Angelus.
Podała podwładnej chusteczkę. Aileen przyjęła ją bez zażenowania, po czym wydmuchała nos. Siostra Tapps usiadła wygodnie w fotelu, który został z rozmysłem ustawiony w taki sposób, aby w razie potrzeby można było z łatwością dosięgnąć ręki zrozpaczonej matki małego pacjenta.
– Przepraszam, to impertynencja z mojej strony. Siostra przełożona często odbierała ostatnio telefony z informacją, że pani matka niedomaga – dopowiedziała z uśmiechem siostra Tapps, która starała się, jak tylko mogła, uspokoić Aileen.
Aileen doskonale wiedziała, że gdyby chodziło o jakąkolwiek inną pielęgniarkę z St Angelus, siostra Tapps miałaby sporo przykrych słów do powiedzenia. Na wspomnienie tych telefonów – z których ostatni miał miejsce tego ranka – serce zabiło jej mocniej z niepokoju. Ogarnęło ją poczucie, że rozczarowuje wszystkich wokół. Gdy matka wygrywała, co zdarzało jej się zbyt często, i trzeba było zadzwonić do przełożonej pielęgniarek, Aileen zawsze biegła do budki telefonicznej na skrzyżowaniu z Green Lane z ciężkim sercem.
Przełożona pielęgniarek zawsze przyjmowała jej zgłoszenia z życzliwą stanowczością.
– Bardzo mi przykro, że pani matka źle się czuje, siostro Paige. Proszę jej powiedzieć, że w każdej chwili możemy umówić wizytę domową jej konsultanta, pana Stephensa. Czekamy też niecierpliwie na pani przybycie w późniejszych godzinach. – Siostra przełożona subtelnie dawała Aileen do zrozumienia, że nie wierzy w nader częste napady choroby pani Paige.
– Dziękuję, siostro. Bardzo dziękuję.
Aileen napłynęły do oczu łzy frustracji, gardło się zacisnęło, a serce waliło tak mocno i głośno, że gdy zamykała za sobą drzwi budki telefonicznej, nie słyszała nawet własnych myśli. Gdy po chwili czuła na twarzy zimny wiatr, łykała powietrze i wystawiała palące policzki na jego podmuchy. Nie znosiła budki telefonicznej. W środku zawsze unosiła się ta sama woń – stęchłego dymu papierosowego, brudnych szyb i zimnego metalu. Często nachodziła ją refleksja, że to doskonale komponuje się z poczuciem bylejakości, które narastało w niej pod wpływem wszystkich tych wymuszonych kłamstw i wymówek.
– Proszę posłuchać – ciągnęła siostra Tapps. – Wraz z przełożoną pielęgniarek chciałybyśmy dać pani do zrozumienia, że zdajemy sobie sprawę z pani trudnej sytuacji. Przecież sprawuje pani całodobową opiekę nad matką, a jednocześnie stara się być najlepszą siostrą etatową w mojej historii na tym oddziale – dodała oddziałowa z uśmiechem.
Aileen pociągnęła nosem. To akurat była prawda. Aileen zaiste starała się zapracować na miano najlepszej pielęgniarki etatowej w historii St Angelus. Za rok lub dwa siostra Carter, oddziałowa z oddziału trzeciego, ulubionego oddziału Aileen, wybierała się na emeryturę. Aileen niczego w życiu nie pragnęła tak bardzo, jak objąć po niej to stanowisko. Modliła się w duchu, żeby przełożona pielęgniarek przymknęła oko na jej okazjonalne spóźnienia i wzięła pod uwagę kandydaturę Aileen.
– Chcemy pani pomóc uporać się z tym wszystkim, żeby mogła pani wykonywać swoją ukochaną pracę i przestać się wiecznie martwić. Zauważyłam, że ostatnio sprawia pani wrażenie podenerwowanej. To oczywiste, że jest pani ciężko. Więc obmyśliłyśmy pewien plan. – Tappsy klasnęła w dłonie, wstała i otworzyła drzwi, aby wezwać salową w osobie Branny.
Aileen pomyślała sobie, że nadeszła pora na jej herbatkę okraszoną wyrazami współczucia, ale była w błędzie.
– Branno, czy spisała pani wszystkie informacje dla swojej córki, jak prosiłam? – zapytała oddziałowa.
– Tak, siostro. – Branna McGinty sięgnęła do kieszeni długiego fartucha po jakiś świstek. Udawała, że nie widzi łez w oczach Aileen. Podając jej notatki, cały czas wpatrywała się w kartkę. – Tu jest mój adres i imię mojej córki: Gina. Oddziałowa zna ją od małego. Teraz Gina ma piętnaście lat i szuka pracy jako salowa.
Branna wręczyła karteczkę Aileen, która odruchowo wyciągnęła po nią rękę, ale zaraz spojrzała pytająco na siostrę Tapps. Okazało się, że przełożona pielęgniarek, Tappsy i Branna znalazły sposób na to, by jej pomóc. Ona wcześniej sama się nad tym zastanawiała, ale nie miała odwagi poważnie tego rozważać, a cóż dopiero powiedzieć matce. Teraz jednak przełożone same jej to zasugerowały, przedstawiły jako realną możliwość – i nagle wydało jej się zupełnie oczywiste. Odpowiedź na jej problemy istniała i miała na imię Gina.
Od czasu tamtej rozmowy z siostrą Tappsy minął blisko rok. Tego ranka, gdy matka uporczywie pluła jadem, Aileen po raz kolejny, jak to czyniła wcześniej wielokrotnie, mogła odetchnąć z ulgą. Teraz to Gina, której Aileen płaciła z własnej kieszeni, opiekowała się matką w czasie jej nieobecności. Gina była jej wybawieniem, dzięki niej Aileen była w stanie funkcjonować. Matka cały czas jej nie odpuszczała, ale odkąd Gina z nią zostawała, Aileen miała spokojniejsze sumienie. Zeszłego lata udało się jej nawet dołączyć do chóru St Angelus. Bardzo lubiła te spotkania. Wieczorem wybierała się na próbę koncertu kolęd do kościoła St Chad’s.
W pewnym momencie dobiegł ją głos matki.
– Nie możesz tak po prostu wyjść do pracy, gdy twoja matka cierpi! – nawoływała. – A jeśli przydarzy mi się coś złego? Jeśli dostanę kolejnego wylewu? Mam tu zostać sama, bez córki u boku?
Aileen już tyle razy to słyszała, że nie musiała specjalnie się zastanawiać nad odpowiedzią. Udzielała jej automatycznie.
– Teraz Gina się tobą opiekuje, mamo – zapewniła. – Po to ją zatrudniłam. Zgodziłaś się, że to dobry pomysł. Nie będziesz sama, bo mamy Ginę, a ona przecież doskonale sobie radzi, czyż nie?
– Ja wcale się nie zgodziłam, a nawet jeśli, to cóż z tego? A ty wiesz, że twojej siostrze Josie się to nie podoba?
Aileen i to już nie raz słyszała.
– Niech zatem Josie przychodzi częściej. Tymczasem wpada raz w tygodniu, zresztą na lunch przygotowany przez Ginę. Może ona by się tobą zajęła?
Aileen miała ochotę ugryźć się w język. Matce znów udało się skłonić ją do wypowiedzenia słów, które sobie potem wyrzucała jeszcze przez wiele godzin i przez które psuła sobie nastrój.
– Przekażę Josie, że tak powiedziałaś! – wybuchnęła matka. – Ta dziewczyna ciężko pracuje, musi przecież zajmować się mężem i dziećmi. Zupełnie nie rozumiem, jak ty możesz wygadywać takie rzeczy!
– Przepraszam, mamo, nie powinnam tego mówić. To wszystko przez to, że czeka mnie trudny dzień na oddziale, a do tego jeszcze spotkanie z przełożoną pielęgniarek. W każdym razie jest Gina, więc nie będziesz sama.
– Naprawdę, Aileen, tylko tyle dla ciebie znaczę? Zostawiasz mnie pod opieką tego chuchra, które ledwo odróżnia jeden koniec termometru od drugiego? Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym czuć się bezpiecznie pod twoją nieobecność. Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz, kochanie?
Aileen z niepokojem uniosła wzrok. Matka mówiła do niej „kochanie” tylko wtedy, gdy coś było na rzeczy.
– Czasami czuję się dokładnie tak jak tuż przed wylewem. Kręci mi się w głowie i ustać na nogach nie mogę. A przecież sama wiesz, że mnie tamten wylew omal nie zabił. Nie chciałabyś, żebym była w domu sama z tą dziewczyną w takiej chwili! Sama wiesz, jak było źle poprzednio. Wyobraź sobie, co by pomyślał twój ojciec, gdyby cię teraz widział.
Aileen wbiła wzrok w matkę i miała ochotę odpowiedzieć: „Byłby ze mnie bardzo dumny”. Matka zobaczyła tę myśl w jej spojrzeniu i aż się wzdrygnęła.
Dwie godziny później Aileen szykowała się na spotkanie z przełożoną pielęgniarek. Była przekonana, że czeka ją reprymenda albo że przełożona podjęła już decyzję w sprawie obsadzenia stanowiska oddziałowej na oddziale trzecim (ponieważ siostra Carter wreszcie zdecydowała się przejść na emeryturę). Aileen modliła się w duchu, żeby wybór nie padł na siostrę Antrobus. A może w ogóle siostra Antrobus złożyła na nią jakąś skargę i dlatego przełożona ją do siebie wezwała?
Elsie O’Brien, gospodyni przełożonej pielęgniarek, wprowadziła ją do gabinetu. Widząc drżące ręce Aileen, próbowała dodać jej otuchy.
– Proszę się tak nie denerwować, przełożona tylko sprawia wrażenie groźnej. Co innego jej pies, Blackie. Jego się proszę wystrzegać. Siedzi w koszu za biurkiem, radzę więc uważać na nogi. – Elsie uniosła nogę, żeby zaprezentować fioletowy siniak, który połyskiwał jej spod pończoch. – Dopadł mnie, cholernik, zanim zdążyłam go pogonić mopem. To pupilek przełożonej, ale niech pani nawet nie przyjdzie do głowy go pogłaskać, bo ukąsi panią w palec.
Aileen zastygła przed drzwiami, więc Elsie postanowiła ją wyręczyć i zapukać.
– Wejść! – dobiegł ze środka głos, który Aileen nie raz już miała okazję słyszeć na oddziałach. Sama raczej się do przełożonej nie zwracała bezpośrednio, pomijając telefony z budki.
– Przyszła siostra Paige. – Elsie zapowiedziała Aileen, zamykając za sobą drzwi.
– Dziękuję, Elsie. Wiem, kto przyszedł, sama ją przecież zaprosiłam – odparła przełożona, ale Aileen jej słowa jakoś nie podniosły na duchu.
Blackie uniósł głowę nad brzeg koszyka i warknął. Aileen poczuła, że ręce zaczynają jej się pocić.
– Blackie, przestań, bądź grzeczny. – Przełożona wyjęła coś z szuflady biurka i rzuciła psu, który natychmiast stracił zainteresowanie gościem i skupił się na chrupaniu przekąski.
– Pewnie się pani zastanawia, po co ją zaprosiłam – zaczęła przełożona pielęgniarek. – Proszę usiąść, siostro Paige. No i niechże pani tak się nie denerwuje. Blackie stracił zainteresowanie panią, woli swój kawałek suszonej wołowiny.
Aileen próbowała się roześmiać. Ulżyłoby jej, gdyby przełożona pielęgniarek uraczyła ją uśmiechem, ale nie zostało jej to dane.
– No więc, jak pani doskonale wie, zwolniło się stanowisko siostry oddziałowej na pediatrii.
Aileen skinęła głową i opadła na krzesło po drugiej stronie biurka, które wskazała jej przełożona pielęgniarek. Kasztanowe włosy miała zwinięte w kok i wsunięte pod czepek, a jej pielęgniarski fartuch prezentował się nienagannie. Może i za chwilę przeżyje największy szok swojego życia, może zostanie zdegradowana, albo nawet, oby nie, zwolniona, ale jeśli tak się stanie, wyjdzie z tego gabinetu z wysoko uniesioną głową. Każdego dnia robiła, co mogła, aby wzorowo wywiązywać się ze swoich obowiązków, tak samo zresztą jak starała się być możliwie najlepszą córką. Wiedziała, że nie zawsze jej to wychodziło, ale nie ustawała w wysiłkach ani na chwilę.
Aileen często miała żal do matki, ale zawsze była wobec niej lojalna, więc nikt o tym nie wiedział. Gdyby teraz straciła pracę, z pewnością nie obwiniałaby o to matki. Na pewno jednak musiałaby wysłuchiwać pretensji swojej zamężnej siostry Josie. Ona nie miała oporów z formułowaniem zarzutów, nie miała też w zwyczaju ważyć słów. Gdyby Aileen musiała odejść z St Angelus, Josie zyskałaby cały arsenał nowych argumentów. Ona zawsze uważała, że Aileen nie powinna być pielęgniarką. Nigdy nie rozumiała jej decyzji. Sama bezinteresownie nie zrobiłaby nic dla nikogo, chyba że to absolutnie konieczne. Aileen nie zważała na jej narzekania. Trwała przy swoim, a rozczarowanie postawą matki i siostry zachowywała dla siebie.
Z początku Aileen miała kłopot, żeby nadążyć za tym, co do niej mówi przełożona pielęgniarek. Widziała, jak jej usta się poruszają. Słyszała, jak tyka zegar nad kominkiem. Zdawała sobie też sprawę, że Blackie przeżuwa swój pasek mięsa. Zarejestrowała, że na zewnątrz ktoś szlocha. Zza okna dobiegły ją odgłosy swobodnej rozmowy, którą pracownicy i pacjenci szpitala prowadzili w okolicach głównego wejścia. Za to słowa przełożonej pielęgniarek w ogóle do niej nie docierały. Ona tymczasem nachyliła się nad biurkiem, oparła łokcie na blacie i spoglądała na nią znad dokumentów przez szkła okularów. Srebrne włosy i półuśmiech rozświetlały jej twarz. Wyglądała tak, jakby czekała na odpowiedź. Tylko że Aileen nic jej nie odpowiedziała. Nie dały rady. Była w szoku.
Zamiast reprymendy, degradacji czy zwolnienia otrzymała właśnie propozycję objęcia upragnionego stanowiska – o które nawet się nie ubiegała, bo nie wierzyła, że miałaby szansę. Przełożona znów coś powiedziała. Czekała na odpowiedź. Aileen mobilizowała resztki sił, czerpiąc z absolutnych rezerw swojego organizmu, ale i tak nie zdołała powstrzymać łez, które strumieniami napłynęły jej do oczu.
Przełożona pielęgniarek spojrzała na leżący na biurku list. Wzięła go do ręki i wrzuciła do dolnej przegródki swojego koszyka spraw do załatwienia. Udała, że nie widzi łez Aileen, i jak gdyby nigdy nic mówiła dalej.
– Zrobiła pani na mnie duże wrażenie już w czasie wojny, gdy dołączyła pani do zespołu St Angelus jako ochotniczka. Podziwiałam pani zaangażowanie w naukę oraz wynik pani egzaminów. Siostra Tapps ma na pani temat podobne zdanie. Od dwóch lat mnie przekonuje, że to właśnie pani powinna objąć to stanowisko. Zdaję sobie sprawę, że borykała się pani z pewnymi trudnościami, ale mam wrażenie, że dzięki rozwiązaniu zaproponowanemu przez siostrę Tapps udało się pani z tym uporać. Pamiętam pani matkę z czasów, gdy była tu pacjentką.
Aileen z trudem przełknęła ślinę.
– Domyślam się, że ma pani niełatwą sytuację w domu – ciągnęła przełożona pielęgniarek tonem, którego nie miała w zwyczaju używać na oddziałach. – Chciałabym, żeby pani wiedziała, że ja doskonale to rozumiem. Niewiele osób o tym wie, ale pani zdradzę pewien mały sekret. Chyba mogę sobie na to pozwolić, skoro ma pani zostać oddziałową. Otóż sama też nie byłam w stanie zaopiekować się moją matką w domu. Dużo czasu spędzałam w Liverpoolu, a ona mieszkała w Lytham St Anne’s… W każdym razie chciałam pani powiedzieć, że moim zdaniem pani poświęcenie, to zaangażowanie w pracę zarówno tutaj, jak i w domu, zasługuje na największy podziw i szacunek. To wyraz przywiązania do wartości, które są mi bliskie i które bardzo cenię.
Aileen ledwo wierzyła własnym uszom.
– Dzię… Dziękuję, siostro przełożona – wydukała. – Ja… Ja będę starać się ze wszystkich sił.
Przełożona pielęgniarek odłożyła długopis i spojrzała na Aileen.
– Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Dlatego właśnie przystałam na sugestię siostry Tapps. Zresztą nie musiała mnie długo przekonywać. Jak już wspomniałam, wyznaje pani zasady, które podziwiam i cenię u moich podwładnych. Wiele pielęgniarek zrezygnowałoby albo z pracy, albo z opieki nad matką, a pani z godną podziwu determinacją dzielnie trwa na posterunku. Mam nadzieję, a wręcz pewność, że wszystkie szkolące się w St Angelus pielęgniarki spełniają bardzo wysokie standardy. Siostra Haycock bardzo tego pilnuje. Tylko że pewnych rzeczy, zdaniem niektórych najważniejszych w zawodzie pielęgniarki, nauczyć się nie da: szacunku, empatii, życzliwości, przede wszystkim właśnie życzliwości, no i oczywiście miłości do St Angelus, naszych pacjentów oraz pracowników. A ja te wszystkie rzeczy widzę w pani.
Aileen zmieniła pozycję. Zza biurka dobiegło ją powarkiwanie Blackiego, który właśnie rozprawił się z przekąską i znów mógł skupić się na intruzie na własnym terytorium. To wystarczyło, żeby Aileen zapomniała o wzruszeniu i poczuła silny niepokój. Blackie cieszył się złą sławą i to bardzo ją martwiło. Próbowała powiedzieć coś więcej niż „dziękuję”, które przecież wydawało się dalece niewystarczające w obliczu wielkiego zaszczytu, który właśnie ją spotkał, ale nie była w stanie wykrztusić nic więcej ponad dwa słowa. Tych dwóch słów zresztą nie chciała wcale wypowiadać na głos, ale nie zdołała ich powstrzymać.
– Ale… matka…
Przełożona pielęgniarek wiedziała o matce Aileen więcej, niż zdradziła podwładnej. Nie było chyba w szpitalu pielęgniarki, która by nie słyszała o pani Paige. Gdy tylko odzyskała mowę po wylewie, przy każdej nadarzającej się okazji skarżyła się przełożonej na kolejne opiekujące się nią pielęgniarki. Aileen mieszkała wtedy w domu przy Lovely Lane, więc nie raz zżymała się i wstydziła z tego powodu. Martwiła się, że jak tak dalej pójdzie, cały szpital się od niej odwróci.
– A, tak… Pani matka. No cóż, absolutnie nie chciałabym się wtrącać w pani prywatne sprawy, ale moim zdaniem najwyższy czas, żeby również pani siostra wzięła na siebie część obowiązków, nie sądzi pani?
Aileen tylko skinęła głową. Naprawdę nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, a poza tym gdyby zaczęła opowiadać o Josie i jej egoizmie, mogłaby mieć kłopot, żeby w porę przestać.
– Czy życzy sobie pani, żebym do niej napisała? Do pani siostry? – zapytała przełożona pielęgniarek. – Miałyśmy okazję kilkakrotnie rozmawiać, gdy pani matka się u nas leczyła. Mogłabym jej wyjaśnić, jak ważne obowiązki przypadną pani w udziale i w związku z tym przydałby się do pomocy jeszcze ktoś poza córką Branny.
Aileen energicznie potrząsnęła głową, aż w końcu zebrała się w sobie, żeby coś powiedzieć.
– Nie, dziękuję, siostro przełożona. Poradzę sobie. Wyjaśnię siostrze, że Gina potrzebuje pomocy w prowadzeniu domu i opiece nad matką. Gina świetnie się spisuje. Można na niej polegać, żadnej pracy się nie boi. Bez niej bym sobie nie poradziła.
Przełożona pielęgniarek się uśmiechnęła.
– Zapomniałam wspomnieć, że również z rozwiązywaniem problemów świetnie sobie pani radzi. Zatem gratuluję, siostro oddziałowa. Pani nowy uniform będzie na panią czekać u gospodyni.
Przełożona pielęgniarek sięgnęła do otwartej szuflady biurka i coś wyjęła. Nachyliła się nad biurkiem, żeby to coś podać Aileen.
Aileen instynktownie domyśliła się, co to jest. Westchnęła cicho.
W St Angelus właściwie się nie zdarzało, żeby siostra oddziałowa odeszła z pracy. Większość wykonywała swoje obowiązki jeszcze po siedemdziesiątce, więc wakaty pojawiały się niezwykle rzadko. Aileen przeszło przez myśl, że dawno już się nie zdarzyło, żeby ktoś awansował tak jak ona ze studentki pielęgniarstwa przez etat aż do stanowiska oddziałowej. Podobną drogę przeszła kilka lat wcześniej tylko siostra Haycock, ale to nikogo nie zdziwiło, ponieważ cieszyła się wyjątkowymi względami najstarszego stażem szpitalnego konsultanta, doktora Gaskella. Aileen przypuszczała, że kultywowanie tego zwyczaju zakończyło się wraz z awansem Emily Haycock, ale teraz i ona miała dostąpić tego zaszczytu.
Przełożona wysunęła dłoń jeszcze trochę, by podać Aileen twardy płaski przedmiot owinięty w bibułę.
– Proszę wziąć, to teraz należy do pani – powiedziała z uśmiechem. – Proszę to potraktować jako prezent bożonarodzeniowy.
Aileen uśmiechnęła się szeroko. Gdy odbierała prezent, spojrzała przełożonej pielęgniarek prosto w oczy i od razu stało się dla niej jasne, że przełożona rozumie, jak dużo dla niej znaczy ten gest. Rozpakowała zawiniątko z namaszczeniem. Bibuła jak płatki kwiatu rozłożyła się wokół srebrnej klamry do paska z symbolem St Angelus. Projekt znaku miał odzwierciedlać wartości szpitala, dlatego w środku widniał statek z dumnie sterczącym masztem, wokół niego wiła się rzeka, a z tyłu wznosił stary dom pracy, w którym obecnie mieścił się St Angelus. Nad tym wszystkim górował anioł, który otaczał skrzydłami boki klamry, a jego sylwetka stanowiła zapięcie. Aileen nie raz widziała, jak Emily Haycock i pozostałe siostry oddziałowe chwytają za te skrzydła, żeby zapiąć lub odpiąć pas. Z zachwytu odebrało jej mowę.
Przełożona zawsze rozkoszowała się tą chwilą. To była szesnasta klamra, którą wydała, odkąd objęła naczelne stanowisko w St Angelus. Na widok tego prezentu obdarowane niezmiennie zastygały w oniemieniu. Klamry były wykonane ręcznie, zamawiano je u jubilera na Bold Street, który zaprojektował je wiele lat temu. Przełożonej pielęgniarek bardzo się ten wzór podobał, głównie ze względu na te anielskie skrzydła. Jubiler napisał niedawno do szpitala z informacją, że wkrótce przechodzi na emeryturę, więc przełożona zamówiła dziesięć sztuk na zapas i trzymała je w szufladzie biurka.
Przełożona pielęgniarek chciała dać się Aileen nacieszyć tą chwilą.
– Może to zabrzmi dziwnie, ale ponoć najlepiej się to czyści wilgotną ściereczką i popiołem z papierosów – wyjaśniła. – To ponoć uwydatnia blask srebra. Ja osobiście używam specjalnego preparatu do polerowania.
– Ależ ona piękna, siostro. Nie wiem, co powiedzieć – wyjąkała Aileen. – Wspaniały prezent gwiazdkowy. To będą najpiękniejsze święta w moim życiu.
– No, niechże już pani idzie do gospodyni na przymiarkę tego granatowego pasa. I da krawcowej klamrę, ona ją pani wszyje. O ile wiem, lada moment ma się zabrać do nowych szlafroków dla dzieci na święta, więc musi się pani pospieszyć.
Aileen wyfrunęła z gabinetu przełożonej jak na skrzydłach, nawet nie zwracając uwagi na to, że Blackie wstał w swoim koszyku i łypnął na jej pięty. Odwróciła się dopiero na dźwięk słów przełożonej.
– Siostro oddziałowa… – wybrzmiało w całym pokoju i zatrzymało Aileen w pół kroku. Dotychczas tylko ona sama tak do siebie mówiła, gdy wieczorem stała przed lustrem i podczas czesania włosów ośmielała się puścić wodze fantazji. – Proszę się nie martwić matką, jakoś sobie poradzimy. W praktyce wszystko okazuje się mniej skomplikowane, niż się początkowo wydawało. Każdy problem da się rozwiązać. Czasami tylko trzeba poświęcić trochę więcej energii na poszukanie rozwiązania.
Aileen skinęła głową. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Gdy nowa oddziałowa zniknęła za drzwiami, Blackie nie wytrzymał. Wypadł z koszyka i zaczął ujadać pod zamkniętymi drzwiami. Przełożona rozparła się w fotelu za biurkiem i chwyciła długopis.
– Cicho, Blackie. Czemu szczekasz? Wracaj do koszyka, ale już!
Zaczęła wypełniać raport o stanie łóżek, lecz po chwili stwierdziła, że nie może się skupić i pisze drugi raz to samo. Odłożyła długopis, wstała i zadzwoniła po Elsie, która odpowiedziała na wezwanie niemal natychmiast.
– Ależ pani szybko poszło, Elsie – pochwaliła, nawet po latach nie zdając sobie sprawy, że gdy ona przyjmuje w gabinecie gości, gospodyni zawsze krząta się tuż za obitymi suknem drzwiami. – Napiłabym się herbaty.
– Tak, siostro. A do tego drożdżowa grzaneczka z masłem?
– Dlaczego nie? – odparła przełożona. – Poproszę.
Zaczęła głaskać Blackiego i przez chwilę zastanawiała się, czy na pewno postąpiła słusznie. Aileen na stanowisko oddziałowej oddziału trzeciego rekomendowała zarówno siostra Tapps, jak i siostra Haycock, ale przełożona pielęgniarek miała w związku z tą decyzją pewne wątpliwości, tym bardziej że siostra Antrobus też ubiegała się o tę posadę. Chwyciła słuchawkę i zadzwoniła do szkoły pielęgniarstwa. Emily Haycock najwyraźniej siedziała przy biurku, bo odebrała po pierwszym sygnale.
– Mamy nową oddziałową na pediatrii, siostrę Paige.
– O, wspaniale! – ucieszyła się Emily. – Lepszej studentki nigdy w szkole pielęgniarstwa nie było.
– Wiem, ale jest to również córka jednej z największych manipulantek, jakie znam – odparła przełożona pielęgniarek. – No i teraz muszę powiedzieć siostrze Antrobus, że jej podanie zostało odrzucone. Wydaje mi się, że bardzo jej na tym stanowisku zależało, więc na pewno jeszcze wypomni, że siostra Paige opuściła w tym roku sześć dni pracy z powodu rzekomej choroby swojej matki.
Emily bardzo współczuła Aileen.
– Możliwe, ale pewnie warto zadać sobie pytanie, jakie cechy powinna posiadać pielęgniarka na oddziale dziecięcym i czy siostra Antrobus faktycznie jest takimi cechami obdarzona. – Przełożona pielęgniarek wyobraziła sobie nieprzystępną siostrę Antrobus. Emily tymczasem mówiła dalej: – Siostra sama przecież powtarza, że najważniejsze są standardy, a któż prezentuje wyższe standardy niż siostra Paige? Poza tym pacjenci za nią przepadają. Ja chyba nie znam lepszej pielęgniarki, szczerze powiedziawszy. Polecam ją całym sercem.
– Na pewno ma pani rację. Niemniej problem z jej matką pozostaje i jeśli się utrzyma, będzie trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie. Na razie jednak mamy inny problem, to znaczy musimy coś zaproponować siostrze Antrobus.
– No cóż, mogłabym coś siostrze przełożonej zasugerować. Na położnictwie ledwo sobie dają radę. Tylko w zeszłym tygodniu odbierali cztery porody bliźniacze. Może mogłaby pani powiedzieć siostrze Antrobus, że jej doświadczenie bardziej się przyda właśnie tam?
Przełożona pielęgniarek się uśmiechnęła. Nie zamierzała tego przyznawać, ale Emily Haycock znalazła rozwiązanie idealne.
– To chyba niezły pomysł.
Wystarczyło pochlebstwem nakłonić siostrę Antrobus, żeby tę propozycję przyjęła. Przełożona pielęgniarek odłożyła słuchawkę. Odkąd podzieliła się z siostrą Haycock swoimi obawami, zrobiło się jej lżej na duszy.
Przełożona pielęgniarek obróciła się na krześle i wyjrzała przez okno. Podczas gdy ona obserwowała odwiedzających, którzy właśnie jeden za drugim wchodzili przez główną bramę, tryby mafii St Angelus ruszyły pełną parą. Elsie już zadzwoniła do Madge Jones z centralki, ta skontaktowała się z Biddy Kennedy ze szkoły pielęgniarstwa, która z kolei dała znać Brannie zatrudnionej w kuchni obsługującej oddział dziecięcy. Jeszcze zanim grzaneczki się dopiekły, wszyscy już wiedzieli, że szpital ma nową oddziałową, a życzenie siostry Antrobus się nie spełni.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI