Читать книгу 7EW - Neal Stephenson - Страница 11
Podziękowania
ОглавлениеPomysł na tę książkę przyszedł mi do głowy około roku 2006, kiedy, pracując na pół etatu w Blue Origin, zainteresowałem się problemem kosmicznego śmiecia na niskich orbitach okołoziemskich. Specjaliści przestrzegali przed możliwością reakcji łańcuchowej, masowego roztrzaskiwania się bolidów, których ogromna liczba miałaby w przyszłości całkowicie uniemożliwić loty kosmiczne. Moje badania w tej dziedzinie miały niewiele wspólnego z pracą zawodową, ale drzemiący we mnie powieściopisarz zwęszył materiał na książkę. W tym samym okresie uświadomiłem sobie również, jak wiele użytecznych surowców zawierają krążące w pobliżu Ziemi asteroidy. I tak oto pod koniec 2006 roku powstał ogólny zarys 7 Ew. Dlatego pierwsze wyrazy wdzięczności kieruję do Blue Origin, które Jeff Bezos założył około roku 2000 pod nazwą Blue Operations LLC. Odbyłem w tej firmie wiele interesujących rozmów zarówno z nim samym, jak i z innymi jej pracownikami: Jaimem Taaffe, Marią Kaldis, Dannym Hillisem, George’em Dysonem i Keithem Rosemą. To Keith podsunął mi ideę wielowarstwowego awaryjnego schronu kosmicznego, który w książce pojawił się pod nazwą Łuka. Opisy Bajkonuru zostały luźno oparte na wspomnieniach i zdjęciach George’a Dysona, Esther Dyson i Charlesa Simonyiego.
Hugh i Heather Matheson byli dla mnie źródłem informacji o górnictwie, o związanej z nim kulturze i stylu życia, co pomogło mi stworzyć postać Dinah; jeżeli, opisując alaskańską kopalnię MacQuariech i ich radioamatorskie zapędy, nagiąłem prawdę, to stało się tak wyłącznie z mojej winy. Dla porządku dodam, że Hugh radził mi umieszczenie kopalni Rufusa w Homestake Mine nieopodal Lead w Dakocie Południowej albo w dystrykcie górniczym Coeur d’Alene w Idaho. Ostatecznie wybrałem Alaskę, żeby odsunąć kopalnię jak najdalej od równika.
Chris Lewicki i ekipa z Planetary Resources dostarczyli mi bezcennych sugestii podczas nieoficjalnej wizyty, jaką złożyłem im w biurze w listopadzie 2013 roku. Przy tej okazji wielu ich inżynierów poświęciło mi naprawdę masę czasu. Chris wspomniał później, że wszyscy byli mile zaskoczeni, gdy okazało się, że ktoś pisze powieść science fiction, w której firma specjalizująca się w górnictwie asteroidowym jest przedstawiona w pozytywnym świetle.
Marco Kaltofen pomógł mi dopracować techniczną stronę steampunkowego napędu Ymira i bacznie przejrzał odnoszące się do niego rozdziały w pierwszej wersji książki. Seamus Blackley również stał się źródłem cennych uwag na tym etapie pracy. Przywoławszy ich nazwiska, powtórzę to, co napisałem przed chwilą: jeżeli zbyt swobodnie potraktowałem fakty naukowe (celowo bądź przez przypadek), to cała odpowiedzialność spada tylko i wyłącznie na moje barki.
Tola Marts i Tim Loyd pomogli mi wyobrazić sobie szczegóły niektórych przedstawionych w powieści urządzeń kosmicznych; zresztą ten proces trwa nieprzerwanie aż do dzisiaj. Czytelnicy na pewno z ulgą przyjmą fakt, że dzięki Toli różne aspekty konstrukcji Oka i jego olinowania uwzględniają niezbędne z inżynierskiego punktu widzenia mechanizmy zabezpieczające.
Prace Krisa Pistera o zachowaniach rojów robotów, które ze zmienną intensywnością śledzę od lat, były kluczowe przy tworzeniu idei gzów.
Karen Laur i Aaron Leiby poświęcili czas i siły na opracowanie założeń gry komputerowej opartej na idei TerReFormu i choć ich wysiłki poszły na marne, na skutek tradycyjnych trudności z pozyskaniem kapitału, pomogły mi na nowo przemyśleć niektóre aspekty fabuły. W ramach projektu innej potencjalnej gry Tim Miller z Blur Studio, a także Jascha Little, Zoe Stephenson, Russel Howe i Jo Balme obmyślili kilka różnych odmian robotów i pomogli stworzyć ich wizerunki (dzieło Chucka Wojtkiewicza, Seana McNally’ego, Toma Zhao i Joshuy Shaw z Blur). Ed Allard też strawił mnóstwo czasu na opracowanie tej gry. Ich praca również nie zaowocowała na razie gotowym produktem, ale miała pozytywne skutki uboczne: także dzięki niej opowiadana przez mnie historia nabrała realnych kształtów. Dziękuję również Jamesowi Gwertzmanowi za to, że poznał mnie z Edem, a także za porady i opinie.
Ben Hawker z Weta Workshop przeczytał rękopis i zwrócił mi uwagę, że Kolebka sprawiała wrażenie zardzewiałej, który to szczegół wcześniej mi umknął. Wprowadziłem więc pośpieszne poprawki.
Dzięki kontaktom z Revive and Restore Inititative prowadzoną przez Long Now Foundation, Stewart Brand i Ryan Phelan mogli podzielić się ze mną mnóstwem przydatnych informacji na temat wyzwań stojących przed genetykami, którzy chcieliby odtworzyć gatunek na bazie nielicznej populacji.
O ile pierwsze dwie części książki składają się na opowieść o katastrofie kosmicznej i desperackiej technicznej prowizorce, o tyle część trzecią zawsze postrzegałem jako okazję do zaprezentowania innych, bardziej pozytywnych idei, jakie w ciągu ostatniego stulecia przewinęły się w ogólnoświatowej społeczności zainteresowanej eksploracją kosmosu. Całkiem sporo z przedstawionych w niej wielkich pomysłów inżynierskich od dziesięcioleci błąka się po literaturze; wierni czytelnicy hard SF bez trudu rozpoznają starych znajomych.
Szczególne wyrazy uznania i wdzięczności należą się Robowi Hoytowi z Tethers Unlimited. Kontynuując tradycje nieżyjącego Roberta L. Forwarda, Rob twórczo rozwija różne pomysły z dziedziny „wielkich machin kosmicznych”. Jedną z nich jest Hoytether, którego znacznie powiększona wersja trafiła do książki jako smycz łącząca Oko z Kołyską; inną jest Remora Remover, w swojej idei niczym nie różniący się od mojego minoga. Rob jest również współautorem artykułu z 2000 roku o obrotowych uwięziach na dużych wysokościach, opartego na wczesnych pracach Forwarda i innych; na tej idei oparłem wizję transferu z Ziemi na orbitę przedstawioną na początku części trzeciej. Rob zasługuje na podziękowania za ten swój wkład, a także za krytyczną lekturę rękopisu.
Pierwsza faza podróży Kath Dwa – z powierzchni planety do hangaru – została zainspirowana moimi rozmowami z Chrisem Youngiem i Kevinem Finke o najnowszych trendach w technologii szybowcowej. Dzięki tym rozmowom, wspólnym lotom, a także poradom Chrisa i Kevina zrozumiałem, że atmosfera zawiera całą niezbędną do latania energię i że jedynym, czego brakuje do implementacji projektu szybowca Kath Dwa, są znaczne nakłady na produkcję czujników i oprogramowania oraz, być może, przełom w leczeniu choroby lokomocyjnej.
Po przeczytaniu wczesnej wersji powieści Arthur Champernowne wyraził wątpliwości co do dynamicznej równowagi układu Oko-Kolebka, które ja – z całym szacunkiem – postanowiłem całkowicie zignorować. Czytelników z większym zacięciem inżynierskim może jednak zainteresować informacja, że układ ten wykonywałby rozliczne arcyciekawe wygibasy, których analizę postanowiłem odłożyć na kiedy indziej. W wersji przedstawionej Arthurowi rupieć wiozący Kath Dwa wchodził na orbitę geosynchroniczną wynoszony przez stare dobre silniki rakietowe. Arthurowi się to nie spodobało (nie ze względów technicznych, lecz estetycznych), co ostatecznie przekonało mnie do sięgnięcia po pomysł, który już od dłuższego czasu nosiłem w głowie: rupieć spotyka końcówkę bicza. Literatura naukowa z tej dziedziny, choć skąpa, sięga wstecz aż do epoki wiktoriańskiej. Najstarsza wzmianka na temat mechaniki łańcuchów w ruchu, na jaką udało mi się natrafić, pochodzi z artykułu Johna Aitkena z lat siedemdziesiątych XIX wieku, w którym Aitken powołuje się na prace swoich przyjaciół, braci Thomsonów – Wiliama (późniejszego lorda Kelvina) oraz Jamesa. Dzieło Aitkena leżało odłogiem aż do lat dwudziestych XX wieku, kiedy to podjął je – i rozwinął – M.Z. Carriére w artykule o mechanice biczów. Obrazu dopełniają późniejsze prace W. Kucharskiego (1940) oraz R. Grammela i K. Zollera (1949). To bardzo ciekawa i mało zbadana dziedzina fizyki klasycznej. W czerwcu 2014 roku wygłosiłem na ten temat wykład w Oxford Union (przed nieprzesadnie liczną publicznością) i mam zamiar napisać coś więcej, chociaż na razie (grudzień 2014) żadne konkretne decyzje w tej kwestii jeszcze nie zapadły.
Na zakończenie chciałbym podziękować moim agentom: Liz Darshanoff z Darshanoff & Verrill oraz Richardowi Greenowi z ICM Partners, a także mojej redaktorce Jen Brehl – za wyjątkową elastyczność, jaką musieli się wykazywać przez te siedem lat, kiedy ja próbowałem wymyślić, co właściwie chciałbym zrobić ze swoim pomysłem.
Neal Stephenson