Читать книгу List do nienarodzonego dziecka - Oriana Fallaci - Страница 6
1
ОглавлениеDziś w nocy dowiedziałam się, że jesteś: kroplą życia, która wymknęła się nicości. Leżałam w mroku z szeroko otwartymi oczami i nagle poczułam absolutną pewność: tak, jesteś. Istniejesz. Było to tak, jakbym dostała kulę prosto w pierś. Serce mi się zatrzymało. I kiedy ponownie zaczęło bić z głuchym odgłosem, przypominającym armatnie wystrzały, poczułam, że wpadam w studnię, gdzie wszystko jest niewyraźne i przerażające. I teraz tkwię zatrzaśnięta w moim strachu, który sprawia, że mam mokrą twarz, włosy, myśli. Gubię się w nim. Spróbuj zrozumieć: nie chodzi o strach przed tym, co powiedzą inni. Nie dbam o innych. Nie chodzi o strach przed Bogiem. Nie wierzę w Boga. Nie chodzi o strach przed bólem. Nie boję się bólu. Boję się ciebie, przypadku, który wyrwał cię nicości, żebyś znalazło się w moim brzuchu. Nigdy nie byłam gotowa na to, by cię przyjąć, chociaż bardzo na ciebie czekałam. Zawsze zadawałam sobie dręczące pytanie: a gdybyś nie chciało się urodzić? A gdybyś pewnego dnia miało do mnie o to żal i wykrzyknęło: „Kto cię prosił, żebyś mnie wydała na świat, po co mnie urodziłaś, po co?”. Dziecko, życie jest takie męczące. To wojna, która wybucha każdego dnia, a chwile radości są jedynie krótkimi przerwami i trzeba za nie płacić wysoką cenę. Skąd mam wiedzieć, czy nie byłoby lepiej cię usunąć, jak mam zgadnąć, czy nie chcesz być zwrócone ciszy? Nie możesz do mnie przemówić. Twoja kropla życia jest tylko gruzełkiem dopiero co powstałych komórek. Może nie jest to nawet życie, a jedynie możliwość życia. A jednak wiele bym dała, żebyś mi pomogło, dało mi jakiś znak, choćby drobną wskazówkę. Moja matka twierdzi, że ja tak zrobiłam i dlatego wydała mnie na świat.
Widzisz, mnie matka nie chciała. Zaczęłam się przez pomyłkę w chwili cudzego roztargnienia. I po to, żebym się nie urodziła, matka co wieczór rozpuszczała w wodzie tabletkę. A potem wypijała to, płacząc. Robiła tak aż do wieczora, kiedy się poruszyłam w jej brzuchu i mocno kopnęłam, żeby dać jej do zrozumienia, by mnie nie usuwała. Podnosiła właśnie szklankę do ust. Natychmiast ją opuściła i wylała zawartość na podłogę. Kilka miesięcy później turlałam się triumfalnie w słońcu i nie wiem, czy stało się dobrze, czy źle. Kiedy jestem szczęśliwa, myślę, że stało się dobrze, kiedy jestem nieszczęśliwa, myślę, że stało się źle. Ale również wtedy, kiedy jestem nieszczęśliwa, myślę, że byłoby mi przykro się nie urodzić, bo nic nie jest gorsze od nicości. Powtarzam ci, nie boję się bólu. Ból rodzi się wraz z nami, rośnie z nami, przyzwyczajamy się do niego, tak jak przyzwyczajamy się, że mamy dwie ręce i dwie nogi. W gruncie rzeczy nie boję się nawet śmierci: bo kiedy ktoś umiera, to znaczy, że się urodził, że wyłonił się z nicości. Boję się nicości, niebytu, konieczności uznania, że się nie istniało, choćby przez przypadek, przez pomyłkę, z powodu cudzego roztargnienia. Wiele kobiet się zastanawia: po co wydawać dziecko na świat? Żeby cierpiało głód, żeby było mu zimno, żeby je zdradzono i poniżono, żeby zginęło zamordowane na wojnie albo żeby zabiła je jakaś choroba? I przekreślają nadzieję, że zostanie ono nakarmione, ogrzane, że będą mu towarzyszyć wierność i szacunek, że będzie żyło długo i spróbuje pokonać choroby i zapobiec wojnie. Może mają rację. Ale czy nic jest lepsze od cierpienia? Nawet w przerwach, podczas których opłakuję własne klęski, rozczarowania, udręki, dochodzę do wniosku, że cierpienie jest lepsze od nicości. I kiedy odnoszę takie rozumowanie do życia, do dylematu: urodzić się czy nie, zawsze w końcu krzyczę, że urodzić się jest czymś lepszym, niż się nie urodzić. Ale czy mam prawo narzucać takie rozumowanie również tobie? Czy to nie oznacza, że chcę cię urodzić dla samej siebie i już? Nie interesuje mnie urodzenie ciebie dla samej siebie i już. Tym bardziej, że wcale nie jesteś mi potrzebne.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.