Читать книгу Alita: Battle Angel. Miasto Złomu - Pat Cadigan - Страница 5

PROLOG

Оглавление

Jak ujął pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku generał William Tecumseh Sherman, „wojna to piekło”. Na przestrzeni setek lat, które minęły od chwili, kiedy armia Sheridana spaliła do gołej ziemi Atlantę w stanie Georgia, wiele osób głośno i wyraźnie się z nim zgodziło.

Wszystkim jednak umknęło, że wojna ma charakter tymczasowy. Bywają wojny krótkie i długie, które są nie do zniesienia, ale wszystkie bez wyjątku dobiegają końca.

Nie można tego powiedzieć o piekle.

Piekło nie ma końca. Nie jest tymczasowe. Trwa wiecznie, a zasiedlają je zagubione dusze uwięzione w przemijającym szaleństwie wojny, rzucone na pastwę losu po podpisaniu pokoju.

Czas ma w zwyczaju mijać, a wraz z jego upływem w pamięci społeczeństwa zacierają się wspomnienia. Wydarzenia przeistaczają się w wypaczone legendy, zmutowany rezultat wielu pokoleń gry w głuchy telefon. Winston Churchill zwrócił uwagę, że historię piszą zwycięzcy. Brak nam jednak narzędzi pozwalających na bieżąco i rzetelnie dokumentować zdarzenia, a to sprawia, że grzebiemy historię wraz z ludźmi, którzy ją stworzyli. Zastępujemy ją anegdotami, jakie zrządzeniem losu utkwiły nam w głowie. A ludzie każdego dnia walczący o przetrwanie nie pamiętają wiele. Tylko ci o pełnych brzuchach i silnym poczuciu bezpieczeństwa pozwalają sobie na luksus spoglądania w przeszłość. Ci, którym los nie pobłogosławił, widzą w historii wyłącznie to, do czego doszło, zanim przybyli.

W ten sposób dobiegła końca historia człowieka na Ziemi.

Większość zawsze zakładała, że koniec ludzkiej historii zbiegnie się z końcem czasu, z wyczerpaniem, wybuchem czy może zgaśnięciem wszechświata, ewentualnie z objawieniem się bóstwa, które dokona sądu nad naszym gatunkiem. Do wybuchu jednak nie doszło. Zamiast niego po świecie rozszedł się jęk tak cichy, że nikt go nie usłyszał. Historia dobiegła końca z bardzo prostego powodu: po Wojnie przestaliśmy ją pisać.

Przed Wojną istniało wiele kultur, które dzięki wymianie naukowej i technologicznej dokonywały rzeczy niesamowitych. Najbardziej imponującym spośród osiągnięć były podniebne miasta, dwanaście lśniących metropolii unoszących się nad różnymi punktami świata. Ludzie widzieli w nich dowód, że nasz gatunek wspiął się na wyżyny ewolucji, może nawet doznał oświecenia. Po raz pierwszy w dziejach człowieka mieliśmy latające ośrodki miejskie. Ich mieszkańcy cieszyli się wielkimi przywilejami i wygodą, a ci, którym przyszło żyć pod spodem, spoglądali w niebo z poczuciem dumy i nadziei.

Potem zaś wybuchła Wielka Wojna: bezlitosna, brutalna i śmiercionośna jak każda inna. Pochłonęła miliardy ofiar, starła z powierzchni świata wszystko, co dobre, i zburzyła metropolie – wszystkie poza jedną – które stanowiły dla wielu ukoronowanie ludzkich starań. Zdziesiątkowana i zrozpaczona ludzkość, skupiona na walce o przetrwanie, nie marnowała czasu na dokumentowanie historii. Liczyły się konkrety: wybuchła wojna; wróg zaatakował, a ludzie bronili się ze wszystkich sił. Część straciła życie, inni dorobek, pozostali wszelką nadzieję. Co jeszcze trzeba było wiedzieć?

Ci, którzy ocaleli na powierzchni, zebrali się w cieniu Zalemu – jedynego miasta wciąż unoszącego się w powietrzu. Tam naprędce sklecili coś na podobieństwo cywilizacji – budynki ze złomu i gruzu oraz społeczność opartą na strzępach dawnych ideałów i porządku. Wytworzyła się hierarchia. Ci, którzy umieli odnaleźć się w nowych warunkach, znaleźli się na szczycie, a pozostali zawzięcie walczyli o najatrakcyjniejsze pozycje na niższych szczeblach drabiny.

Witaj w Piekle.

***

Aby Piekło mogło być prawdziwie przerażające, potrzebuje widowni. Kogoś, kto będzie je obserwował, rozumiejąc, co widzi, i dozna oświecenia albo przynajmniej poczuje, że dobrze się bawi. Ale nie pozostanie biernym obserwatorem – technologia sprzed Wojny wprowadziła interaktywność do wielu form rozrywki. Nie było powodu, by to zmieniać.

Widownia była niewielka. Nic dziwnego – populacja Zalemu nie mogła być liczna, żeby zbyt szybko nie wyczerpać zasobów miasta. Miało to tę dodatkową zaletę, że zapewniało mieszkańcom wysoki standard życia. Miasto zmieniło się po Wojnie, rzecz jasna. Nic nie zostało takie samo. Ale większość zmian posiadało charakter filozoficzny.

Kiedy nastąpił koniec działań wojennych, mieszkańcy Zalemu dostrzegli wartość silnego przywództwa i jasnej hierarchii społecznej. Wszyscy mieli nadzieję, że nie zaznają kolejnego konfliktu zbrojnego przez bardzo długi czas, ale na wypadek, gdyby stało się inaczej, ugruntowana silna władza o wyraźnym autorytecie miała sprawić, że obywatele nie zostaną zakładnikami przykrych okoliczności.

W gruncie rzeczy autorytarne przywództwo miało teraz kluczowe znaczenie dla przetrwania ludzkości. Beztroskie czasy obfitości, kiedy na niebie unosił się tuzin miast prowadzących politykę otwartych drzwi, odeszły do historii. Nie zmieniło się – i nigdy się nie zmieni – całkowite uzależnienie Zalemu od wsparcia z powierzchni Ziemi.

Społeczność naziemna nie miała nic przeciwko – ba, wręcz pragnęła zaspokajać potrzeby ostatniego latającego miasta. Zalem symbolizował szczyt osiągnięć człowieka i dowodził, że pewnego dnia ludzkość być może raz jeszcze wzniesie się na wyżyny możliwości.

Jednak póki co bramy miasta musiały pozostać zamknięte. Aeronautyka stała się dziedziną zapomnianą – zresztą brak możliwości podróżowania pomiędzy Zalemem a powierzchnią dobrze służył stabilności obu stron. Rzecz w tym, że wszyscy musieli się zgodzić na taki układ – i zjednoczyć pod jedną władzą. Najlepszym kandydatem na nadzorcę Zalemu oraz naziemnej społeczności, którą z czasem zaczęto nazywać Miastem Złomu, był ktoś, kto mógł dosłownie patrzeć na wszystkich z góry. Władzę wziął więc w swoje ręce przywódca Zalemu, który powołał kilku wybrańców, by służyli jako jego przedstawiciele na ziemi.

Przywódca ten był bardzo stary, starszy, niż większość ludzi sądziła, i o wiele starszy, niż ktokolwiek sobie wyobrażał. O wiele za stary, by ekscytowała go rzecz tak banalna jak władza nad ziemią i niebiosami. Władza była nudna, kiedy nie czerpało się z niej przyjemności. Długowieczność przywódcy zrobiła z niego mistrza zaspokajania własnych potrzeb, a wiedział, że nadzorowanie obu miast nie da mu satysfakcji. Musiał zrobić coś, by zostać obserwatorem in situ, nie rezygnując z wygód zapewnianych przez latające miasto.

W ten to sposób Piekło stało się formą interaktywnej rozrywki, mimo że stopa obserwatora ani razu nie postała na powierzchni.

***

Za to historia przestała mieć znaczenie. Ważne było to, co stało się poprzedniego dnia, dwa dni wcześniej albo w poprzednim tygodniu. Dawniejsze dzieje wyparowały. Jasne, odbyła się jakaś Wielka Wojna przeciwko jakiemuś wrogowi, ale co z tego? Nikt nie pamiętał, kto walczył ani dlaczego. To było trzysta lat temu. Po co zawracać sobie tym głowę?

Alita: Battle Angel. Miasto Złomu

Подняться наверх