Читать книгу Przekręt - Paulina Świst - Страница 7
PROLOG
Orzeł i Olka
ОглавлениеZapukałam w solidne dębowe drzwi i głośno wciągnęłam powietrze w płuca. Nie byłam pewna, czy dobrze robię.
Drzwi się otworzyły i na progu zobaczyłam zaskoczoną Kingę. Chyba się mnie nie spodziewała.
– Pożyczyłaś farbę do włosów od Hulka Hogana? – zapytała i gestem zaprosiła mnie do środka.
– Wczesna Doda.
Zamknęła drzwi.
– Jak się trzymasz? – zapytała, przytulając mnie mocno.
– Wszystko jest mi obojętne. Nie płaczę, nie wrzeszczę. Po prostu nic… Jedynie obchodzi mnie to, co dzieje się z „Orłem” – powiedziałam szczerze.
Kinga pokazała mi wejście do salonu.
– Czyli najgorzej.
– Tak. – Nie miałam zamiaru zgrywać bohaterki. – Ile wiesz?
– Wszystko do chwili, kiedy Lilka kazała ci nie odpierdalać dramy i lecieć do RPA, a ty powiedziałaś jej, że to pieprzysz i wracasz do domu…
– No, a potem kilka godzin w samolocie, lądowanie na Balicach, taksówka, zostawienie kota w hotelu… I oto jestem.
Patrzyłam na nią z niepokojem. Zdawałam sobie sprawę, że może kazać mi spadać, i nie bardzo miałam pomysł, co wtedy zrobię.
– No widzę. – Wyszła do kuchni i po chwili wróciła z dwoma browarami. – Olka, stawiasz mnie w chujowej sytuacji, wiesz?
– Wiem. – Zdawałam sobie sprawę, że przyjeżdżając do Gliwic, postawiłam wszystko na jedną kartę. – Nie mam wyjścia, Kinga.
– Pamiętam, że kiedy ciebie zamknęli, „Orzeł” też tu wtedy przyjechał i wyglądał równie chujowo jak ty dziś. Choć przynajmniej nie był utleniony na platynowy blond.
Pociągnęła solidny łyk. Zdobyłam się na blady uśmiech.
– Wyglądam, jakby ktoś rozbił mi na głowie jajko, nie?
– Wyglądasz jak te wszystkie dziunie z Instagrama. Wiesz, co mu wtedy poradziłam?
– Wiem. Żeby mnie olał i spieprzał z kraju.
Uśmiechnęłam się szeroko, bo nie miałam do niej żalu. Każdy dobry adwokat by tak zrobił.
– No właśnie. I to samo radzę dziś tobie. – Kinga stuknęła się ze mną piwem. – Piotrek siedzi. Przy tych zarzutach i jego charakterze nie wyjdzie nigdy. Możesz siedzieć na stołeczku i wyszywać białe orły, a potem mu wysyłać do pierdla, ale na twoim miejscu wolałabym to robić w RPA niż w zakładzie w Lublińcu. A za chwilę możesz się tam znaleźć, jeśli nadal będziesz działać w ten sam sposób.
Pociągnęłam łyk piwa.
– Liczyłam, że mi pomożesz.
– Ja? – Kinga uśmiechnęła się pod nosem. – Czy on? – Wskazała na stojące na szafce wakacyjne zdjęcie przedstawiające Kingę i bardzo przystojnego faceta.
Prokurator Łukasz Zimnicki był seksowny jak diabli, z jego postawy biła pewność siebie i przekonanie o tym, że jest królem świata. Pomyślałam, że podobnie będzie wyglądał „Orzeł” za dziesięć lat. W tej chwili uświadomiłam sobie, że jeśli nic nie zrobię, to za dziesięć lat „Orzeł” nie będzie miał szansy na fajne foto, bo nadal będzie siedział w celi na Białołęce. Samotny, zgorzkniały i z brakami w uzębieniu. Łzy momentalnie stanęły mi w oczach.
– Pójdę na współpracę – powiedziałam cicho.
– Myślę, że nie tylko ty musiałabyś na nią iść, ale przede wszystkim „Orzeł”. A tu już widzę większe problemy. – Kinga złagodniała. – Uszy do góry, Ola. Przecież cię z tym nie zostawię. Tylko potrzebujemy planu. Jak „Zimny” zobaczy cię w takim stanie, to nic z nim nie ugrasz. Musi wiedzieć, że naprawdę zrobi z tobą dobry deal i że warto się w to bawić. W interesach bywa bezwzględny. Ja się mieszać oficjalnie nie będę. Pomogę ci na tyle, na ile się da, ale im mnie tu mniej, tym lepiej. „Zimny” jest przewrażliwiony, jeśli chodzi o mój udział w jego sprawach.
– Bo cię kocha i się o ciebie martwi.
– Może tak być. – Kinga uśmiechnęła się szeroko. – Wróci za chwilę i z pewnością od razu cię pozna. Twoja fotka wisi w każdej komendzie. Dasz radę być twarda i merytoryczna?
– W tych włosach? – Roześmiałam się. – Zobaczymy.
Dosłownie parę minut później usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i wesołe pogwizdywanie.
– Mała, czemu nikt mnie nie wita, kiedy wracam do domu, tak jak na to zasługuję, czyli w stringach, bez stanika i na kolanach, z zimną whisky w jednej ręce i kapciami w drugiej?
– Mamy gościa, mój drogi! – odkrzyknęła Kinga i puściła mi oko.
Usłyszałam stłumione przekleństwo, po czym w drzwiach stanął prokurator Łukasz Zimnicki. Na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Zobaczyłam w jego zielonych oczach błysk, czyli rozpoznał mnie. Po chwili na jego twarzy malowała się już niechęć. No cóż, nie byliśmy z „Orłem” ulubieńcami wymiaru sprawiedliwości.
– Zimnicki – przedstawił się krótko. – Czego?
Kinga przezornie milczała.
– Aleksandra Tredel. – Wstałam i podałam mu rękę. – Dla ciebie Olka. Mam coś, co chciałbyś mieć.
Odważna strategia. Miałam świadomość, że jestem tu po to, by go prosić o pomoc, a nie się stawiać. To nie musiało się wcale dobrze skończyć, ale podejrzewałam, że Kinga wiedziała, co robi, zalecając mi kozaczenie.
– Mhm. Wszystkie laski mi to mówią. – Usiadł przy stole, pociągnął łyk piwa Kingi i spojrzał na nią z wściekłością. – A z tobą porozmawiam, jak już skończę z panią Tredel.
Dalej się nie odzywała. Chyba nie miała zamiaru dolewać oliwy do ognia. Odwrócił się od niej i popatrzył na mnie wystudiowanym, obojętnym wzrokiem.
– Ale nie wszystkie laski mogą ci to dać, co nie, „Zimny”? – Nogi mi się trzęsły, ale głos miałam pewny. – Słyszałam, co lubisz. Lubisz wygrywać. A ja mogę ci to zapewnić.
„Zimny” uśmiechnął się cynicznie.
– Bo jesteś taka miła i pomocna?
– Bo uwolnisz dla mnie Piotra Orłowskiego. A ja go namówię, żeby podał ci na tacy całą tę pierdoloną Sitwę.
– The things we do for love… – „Zimny” oparł się wygodniej o krzesło i dokończył piwo Kingi. – No to dawaj, Olka. Przekonaj mnie, czemu mam wypuścić „Orła”, który zapierdolił w karuzeli vatowskiej dwadzieścia pięć milionów złotych. Masz pięć minut. – Zerknął na zegarek. – A nie, soraweczka. Cztery minuty dwadzieścia sekund.
***
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji