Читать книгу Ostatnie wołanie Maryi - Piotr Glas - Страница 5

Wstęp

Оглавление

Maryja, Matka Jezusa, przewidywała proroczo, że nadejdzie mroczna epoka, w której będzie się piętnować prawych i gloryfikować zepsutych, usuwać z szeregów Kościoła ludzi najwierniejszych Kościołowi, a nawet suspendować kapłanów, choć to właś­nie oni będą jedynymi przybliżającymi dobro i Prawdę Ewangelii. „Trzeba jednak pamiętać, że to sam Zbawiciel – jedyny Sędzia, Jezus Chrystus – nas oceni, to do Niego należy ostatnie słowo, a nie do żadnego człowieka na ziemi” – czytamy w książce ks. Piotra. Tak, nie można zapomnieć, że sam Sędzia świata, Zbawca, wcielony Syn Boży został osądzony i ukrzyżowany za to, że był jedynie Dobrym i nie było w Nim nic złego. Czy obecne czasy nie są najlepszym dowodem na to, że zbawienie osiągnęło krytyczny, a jednocześ­nie ostatni, poprzedzający paruzję etap w dziejach? Książka ks. Piotra jest tym razem wyznaniem nie tylko cenionego i doświadczonego kapłana, lecz także świadka Chrystusa, który na sobie doświadcza spełnienia się proroctw Maryi z przytaczanych tu objawień: z Akity, Quito, Fatimy, La Salette i innych. Autor przyznaje się do odpowiedzialności za uświadomione sobie podczas pielgrzymki do tego ostatniego sanktuarium zadanie, będące jednocześ­nie konsekwencją przyjęcia słów Maryi: „Pamiętam, że gdy pierwszy raz przyjechałem do La Salette i zobaczyłem miejsce maryjnych objawień, zadawałem sobie pytanie: Czy jako kapłan mogę ignorować Jej słowa?”.

Z ust ks. Glasa zawsze można było usłyszeć wołanie, ale tym razem to już jest krzyk wzywający do schronienia się w cieniu Matki Jezusa. To, co brzmi w jego książce nowym, dramatycznym akordem, to widmo czasów Antychrysta i antychrystów. Ktoś mi ostatnio powiedział, że Grecy nie wymyślili tragedii, tylko ją odkryli. Tak, to prawda – tragedia nie jest zjawiskiem fantastycznym, ale jak najbardziej realnym, możliwym dla wielu z nas. Rzecz warta zauważenia: w Ewangeliach słowo „tragedia” nie pojawia się ani razu; występuje ukrzyżowanie, ale nie bez zmartwychwstania. Przeżywając z Chrystusem swój los, człowiek nie zostaje wchłonięty przez tragedię, może jedynie doznać dramatu krzyża i euforii zmartwychwstania. Nie zapominajmy jednak: by przeżywać choćby jedną godzinę dnia z Chrystusem, potrzeba przez dwadzieścia trzy godziny stać jak najbliżej Jego Matki – i o tym niezmordowanie pisze autor. Dlaczego jednak ten krzyk? Ponieważ prawda niepowtarzana jest co najwyżej wysłuchana, ale nie stanie się nigdy prawdą, której się można dać wybawić.

Ostatnie lata stały się dla wszystkich katolików prawdziwą Golgotą, na której większość dystansuje się od Ukrzyżowanego i niewielu potrafi się do Niego odważnie zbliżyć. Ci ostatni niezachwianie czekają na zmartwychwstanie właś­nie dzięki Maryi, Matce i Dziewicy. Ukrzyżowanie nie było jednak tragedią; tragedią było i jest dystansowanie się większości ludzi od Krzyżowanego. Bez Chrystusa nikt nie przedrze się do zmartwychwstania w chwale, nikt nie prze­brnie od cierpienia i śmierci oraz grzechu do szczęś­cia wiecznego. Jednak by z Nim dokonać tego przejścia, potrzeba być najbliżej Jego Matki. Jezus musi nas ujrzeć z wysokości krzyża tak blisko Maryi, by Jego krzyk: „Niewiasto, oto syn twój” dotyczył właś­nie nas.

Siły ciemności nie chcą dopuścić, by krzyk Jezusa z krzyża był testamentem nas wszystkich, wierzących, wysyłają więc na nasz świat różnych antychrystów, a w końcu samego Antychrysta. Największa eskalacja antychrystowych wystąpień ma bezpośrednio poprzedzać paruzję, a więc uobecnienie się w naszym świecie Chrystusa. W greckim oryginale Pierwszego Listu św. Jana (2, 18) Antychryst zostaje wyraźnie odróżniony od antychrystów – ci ostatni są jego prekursorami, poprzednikami i podpalaczami jego ognia. Oni tworzą globalne zjawisko nazwane w najstarszym zapisanym proroctwie Pawła Apostoła apostazją, a więc odstępstwem (2 Tes 2, 3). Mówi o tym także Katechizm Kościoła katolickiego, który niebawem zapewne zniknie z półek księgarni i pojawi się w „nadpalonym” wydaniu, oby podobnym do zapisków św. Gemmy Galgani… Nasz Katechizm w 675 punkcie wieszczy odstępstwo jako znak dla Kościoła wskazujący na bliskie przyjście Chrystusa. W ostatnich latach kardynałowie Ejik, Burke i Muller wyraźnie potwierdzili, że mamy właś­nie do czynienia z tym ultymatywnym odstępstwem, które jest efektem działania antychrystów i samego Antychrysta. Istotą odstępstwa jest zachowanie pozorów chrześcijaństwa i próba unicestwienia jego istoty, wypalenie esencji komunii z Bogiem – inaczej mówiąc, ohyda spustoszenia dająca się porównać może jedynie z wypaloną katedrą Notre Dame – zewnętrzny kult zbanalizowanego chrześcijaństwa pozbawiony obecności Ducha Świętego, który po prostu stanie się persona non grata dla nominalnych chrześcijan.

Antychrystusowość jest zjawiskiem towarzyszącym chrześcijaństwu niemal od pierwszych chwil: nie kto inny, tylko Judasz, ten sam, który w domu Marty udawał troskę o ubogich i jednocześ­nie podkradał z trzosa, został nazwany synem odstępstwa czy też zatracenia. Proroctwo apostoła Pawła zdradzało aktywność Antychrysta jako sygnał nadejścia Chrystusa (2 Tes 2, 3). Odstępcy byli od początku chrześcijaństwa, ale nie był to jeszcze ten odstępca, Antychryst bezpośrednio poprzedzający paruzję. Najpierw pojawiali się tacy jak Szymon Mag, Elimas, nikolaici, gnostycy, heretycy. Walka z nimi trwała przez wieki i cały trud tego zmagania został spisany po prawie dziewięciuset latach przez mnicha Adso z Montier­-en­-Der około 954 roku w liście do królowej Gerbergi z Francji. Później postać Antychrysta pojawiała się w dziełach pisarzy chrześcijańskich jeszcze wiele razy. Próbowano przeniknąć jego sekret, by umieć go zidentyfikować. Hugo Ripelin zwrócił uwagę na lustrzaną odmienność Antychrysta od Chrystusa: skoro Zbawiciel urodził się z Dziewicy za sprawą Ducha Świętego, to Antychryst zrodzony zostanie z kobiety lubieżnej i rozpustnej przez jej kontakty z duchem ciemności. Skoro w Apokalipsie nie zostało wymienione pokolenie Dana w spisie zbawionych (Ap 7), to Antychryst będzie pochodził właś­nie z tego wykluczonego pokolenia – będzie absolutnym odwróceniem postaci Chrystusa. Chrystus został uznany za kłamcę i zwodziciela, a był Prawdą, więc Antychryst będzie uznany za człowieka prawdomównego, choć będzie kłamcą i odstępcą. Po raz pierwszy to chyba właś­nie Hugo Ripelin dostrzegł w Antychryście wielkiego globalistę, władcę globalnej religii i jednocześ­nie prześladowcę w imię pokoju i braterstwa. Od czasów protestantyzmu Antychryst był coraz częściej postrzegany już nie jako konkretny człowiek, ale instytucja, struktura, system. I oto mamy echo tego przekonania w sensacyjnych olśnieniach dotyczących liczby 666 (Ap 13, 18), ukrytej w trzech literach WWW, które poprzedzają adresy internetowe (WAW jest szóstą literą alfabetu hebrajskiego), czy też w coraz częstszych informacjach o wprowadzaniu chipów do ciała ludzkiego! Bez względu na to, czy ktoś w dalszym ciągu uważa to za teorię spiskową lub przejaw panicznej skłonności ludzkiej natury, chipowanie staje się faktem nie tylko w Chinach, Australii czy Norwegii. Radykalni przeciwnicy Novus Ordo dopatrywali się nawet liczby 666 w liczbie sześćdziesięciu sześciu lat życia Pawła VI w momencie wyboru na tron papieski czy też w fakcie wyboru sześciu protestanckich doradców wspomagających konstruowanie nowego Mszału (sic!). Można mnożyć zadziwiające, fantastyczne i fanatyczne albo i prawdziwe skojarzenia… Żyjemy w czasach Antychrysta?

Najczęściej o Antychryście pisał w swoich listach Jan – umiłowany uczeń Jezusa, ale i maryjny apostoł. Może ktoś, kto jest blisko Maryi, widzi lepiej nie tylko Chrystusa, lecz także Jego lustrzane, nieprawdziwe odbicie: Antychrysta! W lustrze choć kształt jest podobny, widzimy tylko odbicie postaci, a nie tę samą postać. Już św. Hilary przekonywał, że tytuł „syn zatracenia” użyty przez św. Pawła w odniesieniu do Antychrysta (2 Tes 2, 3) został w identyczny sposób użyty przez Jezusa w odniesieniu do Judasza (J 17, 12). Możemy więc przypuszczać, że Antychryst będzie, podobnie jak Judasz, biskupem apostatą. Święty Bernard z trwogą podejrzewał, że jedynym sposobem, w jaki Anty­chryst mógłby zwieść, „jeśli to możliwe, nawet wybranych” (Mt 24, 24), byłoby osiągnięcie przez niego tronu papieskiego, jak to sensacyjnie przypomniał James Wardner. Oczywiście nie brakuje w orbicie tysięcy publikacji, artykułów, blogerskich i blagierskich komentarzy, które coraz bardziej szokują skojarzeniami na ten temat. Potrzeba być roztropnym w rozeznawaniu. W związku z tym czytając książkę ks. Piotra, nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem sobie pytania o to, co dokładnie znaczyły słowa z 19 wrześ­nia 1846 roku, kiedy to Matka Boża przepowiedziała w La Salette: „Rome will lose the faith and become the seat of the Antichrist”1. Owszem, autor nie pisze o tym wprost, ale treść książki nie pozwala uniknąć tego pytania, bo jeśli Maryja już wydaje ostatni krzyk ostrzeżenia, to nie dlatego, że czasy są najlepsze dla Kościoła, prawda? Czy dożyliśmy tych czasów?

Tam, gdzie jest Maryja, nie można uniknąć wyboru: albo jesteś z Chrystusem, albo stajesz się jednym z antychrystów! Kto jest blisko Niej, nie może uniknąć bliskości ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa, ale też nie może być mu oszczędzone dostrzeżenie potępieńczej tragedii Antychrysta i jego zwolenników.

Wiemy, że 13 października 1884 roku, a więc dokładnie trzydzieści trzy lata przed 13 października 1917 roku, kiedy to Maryja powiedziała dzieciom: „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”, po porannej Mszy papież Leon XIII usłyszał mowę nie z tego świata i został nią porażony. Papież padł jak martwy; wszyscy myśleli przez chwilę, że naprawdę umarł. Po odzyskaniu świadomości powiedział, że słyszał, jak Szatan domaga się od Chrystusa „zweryfikowania” Kościoła i przechwala się, że potrafi zniszczyć Kościół w ciągu stu lat (niektórzy twierdzą, że chodziło o siedemdziesiąt pięć lat). Jak mamy jednak liczyć te sto lat? Dokładnie czy symbolicznie? Co naprawdę stało się w 1984 roku? Jak mamy odczytać to proroctwo w roku 2019? Minęło sto trzydzieści pięć lat od tamtej wizji i… końca zła nie widać! Wręcz przeciwnie. Papież został powiadomiony o roszczeniach Szatana i… o zgodzie na to roszczenie udzielonej przez Chrystusa! Po tym wydarzeniu Leon XIII spisał słynną modlitwę do Michała Archanioła, którą odmawiano po Mszy. Po raz pierwszy jej oryginalna treść została zmieniona w 1934 roku (pięćdziesiąt lat po wizji Leona XIII), kiedy to usunięto z niej słowa o przebiegłych wrogach niszczących święte miejsce od wnętrza. Hmm… Natomiast po Soborze Watykańskim II modlitwa do Michała Archanioła została zupełnie zlekceważona. Po ostatnim soborze także sakrament spowiedzi stawał się coraz bardziej niewygodnym sakramentem: coraz mniej ludzi się spowiadało i coraz częściej kapłani unikali tego sakramentu. To był symptom najniebezpieczniejszego procesu korozji Kościoła, bo wiadomym jest, że bez spowiedzi człowiek nie uświadamia sobie grzechu, a bez świadomości popełnianego zła nie widzi się potrzeby nawrócenia; nawet samo słowo „zbawienie” staje się w teologii niepotrzebne. Matka Boża przestrzegała: „Diabeł będzie chciał go [sakrament pokuty] zniszczyć, posługując się osobami, które mają autorytet”. Prosiła też: „Mów każdemu, jak Jezus strasznie cierpi, kiedy w stanie grzechu przyjmujemy Komunię Świętą”.

Arcybiskup Fulton Sheen uważał, że Antychryst będzie wmawiał ludziom, że inny świat nie istnieje – będzie głosił najpierw, że nie ma piekła, potem, że czyściec to ludzki wymysł, a wreszcie, że niebo można osiągnąć na ziemi i że jakieś inne niebo to utopia. Narracja Antychrysta będzie obskurna, ale przewrotnie przekonująca: nie ma piekła! A jeśli nie ma piekła, to nie ma też grzechu; i jeśli grzech nie istnieje, to nie ma też sędziego, a jeśli sąd nie istnieje, to nie ma dobra i zła. W Antychryście nastąpi deifikacja człowieka i ten podstępny zamach przybierze niebezpieczne pozory poprawności religijnej, a miliony chrześcijan dadzą się temu zwieść. Przykazanie miłości Boga ustąpi miejsca przykazaniu miłości człowieka, a właściwie miałkiej filantropii lub zwyrodniałej żądzy. Słowem „miłość” od wieków usprawied­liwiano zarówno hipokryzję, jak i zboczenia. Antychryst nie będzie wprost wcielonym Szatanem, lecz ludzką istotą znajdującą się pod skrytym wpływem Szatana. Będzie istotą emanującą antynomiami i anomiami, w przeciwieństwie do Chrystusa, który dawał prawdziwe pojednanie z Bogiem i inicjował wewnętrzną integrację w człowieku. Antychryst będzie głosił nauczanie, amputując z Biblii wszystkie fragmenty, w których jest mowa o sądzie ostatecznym i możliwości zguby wiecznej oraz o sprawied­liwości Boga. Pozwoli ludziom na nieskrępowanie moralne w dziedzinie seksualnej, aby zyskać popularność. Omami ludzkość marzycielską wizją – symulacją szczęścia, raju, zdrowia – oczaruje ich obrazem arkadii. Już teraz ma licznych apostołów idylli, i to spośród ludzi wykształconych teologicznie i zajmujących wysokie stanowiska. Jest ich coraz więcej: tych piewców rewolucji w Kościele, reformy paradygmatów, ekumenizmu, który dąży do jedności za cenę fałszywego irenizmu, festiwali młodości, sympozjów liberalizmu. To wszystko zostało przekazane siostrze Mariannie w Quito, w objawieniu, do którego odsyła naszą uwagę autor książki: „Dla wielu współczes­nych teologów płynąca z objawień w Quito diagnoza obecnej sytuacji jest nie do przyjęcia. Są przekonani, że żyją w cudownych czasach posoborowego triumfu otwartości, tolerancji oraz dialogu, wspaniałego rozwoju ekumenizmu i odrzucenia przestarzałych koncepcji. Na to, co się teraz dzieje, warto jednak spojrzeć z perspektywy ewangelicznej”. Ktoś napisał, że nawet św. Piotr, prag­nąc uratować swoją łódź od pójścia na dno, gdy widział ją do połowy wypełnioną wodą, nie wpadł na tak szalony pomysł, by zacząć wybijać dziury w burtach i w ten sposób pozbyć się wody.

Redukcja przykazania miłości i obrazu Boga nastąpi w sposób niezauważalny, podstępny – autorytety duchowe będą głosić miłe ludzkiemu egoizmowi przykazanie, które da się sprowadzić do słów: „Tylko kochaj bliźniego, skup się na człowieku – człowiek jest najważniejszy! Ty jesteś adorowany przez Boga!”. Komplementowanie ludzi będzie się rozlegać od wielkomiejskich hierarchów aż po wiejskie ambony. Czy nie wydaje się, że od jakiegoś czasu hierarchiczna władza w Kościele ulega dziwnemu paraliżowi?

Czy mamy do czynienia z tajemnicą bezbożności, o której już wiele wieków wcześ­niej pisał drżącą ręką Paweł: „Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń” (2 Tm 3, 5)? Pozory pobożności, religijność wielkich spędów, gromadnych wielbień, wielotysięcznych imprez, mających raczej więcej wspólnego z socjotechniczną manipulacją niż z głoszeniem prawdy objawionej, więcej z emocjonalną stymulacją niż z podniesieniem na duchu, bardziej przypominających koncerty i dancingi czy balet niż liturgię2… To już się zaczyna dziać. Nie tak dawno hitem pielgrzymkowym była upobożniona wersja piosenki Despacito (oryginał ma charakter wyraźnie erotyczny); za rok, dwa albo trzy będą na pielgrzymkach platformy trans­-techno z tęczowymi flagami. O Eucharystii w parafii św. Gangolfa w Heinsbergu napisano, że została odprawiona „z tańczącymi kobietami w krótkich spódniczkach, księdzem przebranym za kobietę i dostawą do rąk własnych Komunii Świętej nawet dla protestanckiego ministra”. Coraz częściej ludzie sami sobie wymyślają liturgię, a liturgia była wszak dziełem Boga, już Mojżeszowi dana w objawieniu, co do najmniejszego szczegółu. Chrystus pogłębił Paschę żydowską przez własną śmierć i zmartwychwstanie, by każdy element liturgii był nieusuwalny i sięgający w wieczność. Może się to wydawać współczes­nemu człowiekowi dziwne, ale to niezwykle ważne, gdyż w liturgii mamy do czynienia z Istotą Najważniejszą, z samym Bogiem. Dla kogoś, kto stoi na krawędzi dachu wieżowca, ma szalone znaczenie, czy tańczy tango, czy też stoi w skupieniu. A Eucharystia to przestrzeń wprowadzająca człowieka na krawędź zbawienia i potępienia – o czym przekonali się apostołowie na ostatniej wieczerzy: zarówno Piotr, jak i Judasz.

Papież Benedykt XVI jeszcze jako kard. Ratzinger pisał:

Człowiek nie może „zrobić” kultu sam. Jeśli nie ukaże mu się Bóg, będzie działał w próżni. Gdy Mojżesz mówi do faraona: „nie wiemy, z czego złożyć ofiarę Panu, Bogu naszemu” (Wj 10, 26), wyraża podstawową zasadę wszelkiej liturgii. Jeśli Bóg się nie ujawnia, to człowiek, poprzez przeczucie Boga wpisane w jego wnętrze, może jedynie budować ołtarze „nieznanemu Bogu” (por. Dz 17, 23), w swym myśleniu może jedynie próbować do Niego dotrzeć, poruszając się po omacku. Rzeczywista liturgia zakłada jednak, iż Bóg odpowiada i objawia, jak mamy Go czcić. Dla liturgii rzeczą zasadniczą jest „ustanowienie”. Liturgia nie może wypływać z naszej fantazji bądź kreatywności, gdyż wówczas pozostawałaby wołaniem pozbawionym odzewu lub też byłaby jedynie samopotwierdzeniem3.

W epoce Antychrysta z kościelnego głoszenia zniknie temat krzyża i grzechu, cierpienia i śmierci, a będzie się głosić zdrowie, ekologię, nieautentyczną jedność międzyludzką. Pseudoafirmacja człowieka zagłuszać będzie prawdziwe uczucia negowaniem osamotnienia i smutku, na siłę będzie się wymuszało na tłumach powierzchowną radość. Będzie to pobożność bez Boga – po prostu ohyda spustoszenia! Pokój sumienia zamieni się na sztuczny pokój między kulturami i religiami. Pokój Chrystusa i spokój Antychrysta to dwie różne, wrogie sobie strefy. Ksiądz Glas przypomina przeczucia Sołowiowa i to, co on napisał o „pokoju” Antychrysta i pokoju Chrystusa, tworząc niepokojący balans pomiędzy pojęciami „zabawić się” a „zbawić się”: „To zjawisko doskonale widać w otaczającym nas świecie. Ludzie pogrążają się w złudnym stanie bezpieczeństwa, który daje im rozrywka, zabawa, pozorna komunikacja z innymi. Dzisiejszy człowiek, zamiast walczyć o swoje zbawienie, woli się bawić, korzystać z najtańszej i najbardziej prymitywnej rozrywki. Nasze ręce nie są już zajęte Pismem Świętym, lekturą duchową czy różańcem, ale smartfonem i aplikacjami – Snapchatem, Instagramem czy Facebookiem”.

Zbawienie wydarza się tylko przez Jezusa Chrystusa i w Nim jest jedyna droga wyjścia z podłości tego świata. On sam powiedział o sobie, że jest Drogą, a nie, że istnieją inne drogi, a ponieważ Chrystus stanowi jedno z Kościołem, który jest Jego ciałem, zbawienie dostępne jest tylko w Kościele katolickim. Współcześ­nie zbyt wielu teologów stawia chrześcijaństwo na tej samej płaszczyźnie co inne religie; tymczasem chrześcijaństwo nie jest religią wśród innych religii, jedną z wielu, ale jedyną objawioną do dyspozycji oczywiście wszystkich, którzy dotychczas poszukiwali w innych religiach Boga – proszę bardzo, mogą wybrać albo zrezygnować. Lecz jak sami się przekonujemy, ludzie naszej epoki raczej rezygnują z Kościoła niż się do niego garną, i to z powodów, które możemy znaleźć w nas samych – w bezbożności wyklutej niestety na łonie Kościoła.

Czy nasza epoka odsłania tę tajemnicę bezbożności? Czy nasz czas – czas, w którym jesteśmy zanurzeni – daje nam poznać w takich właś­nie znakach schyłek świata? Bezbożność, ta najgorsza, zaczyna się w sposób pozornie pobożny: wystarczy nie zauważać bezbożności w imię pobożności! Ksiądz Piotr pisze: „Kiedy próbuję nauczać i wyjaśniać, słyszę w odpowiedzi, że – po pierwsze – nie rozumiem dzisiejszych nowych dróg w Kościele, a po drugie – jestem Polakiem i wyolbrzymiam problem…”. Na Zachodzie nie mówi się ludziom o osobowym złu, grzechu, o tym, co ich czeka po śmierci. Wielu księży nie porusza tych „drażliwych” tematów z bardzo prostego powodu – boją się oskarżeń i kłopotów, jak również tego, że stracą wiernych, a w konsekwencji także i dochody oraz płynność finansową parafii. „Kiedyś w kościele pod ławką znalazłem rozdeptaną Hostię – była już wgnieciona w podłogę, nie mogłem jej od­kleić. Ktoś przyjął Pana Jezusa, wypluł Go, bawił się Nim jak gumą do żucia, a potem rzucił na ziemię i wdeptał w posadzkę. Ile osób tamtędy przeszło? Zapewne wiele, ale żadna z nich się tym nie zainteresowała. W Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych konsekrowaną Hostię można kupić za niewielkie pieniądze” – pisze ks. Piotr. Doczekaliśmy więc czasów, w których Chrystus po raz wtóry jest sprzedawany. Sprzedawany Odkupiciel.

Ponieważ pojawieniu się Syna Bożego towarzyszył sprzeciw Heroda, który wybił wszystkich potencjalnych mesjaszów w Betlejem przez skryty mord (także w Egipcie, przed Wyjściem, faraon mordował wszystkich chłopców, a w noc paschalną zginęły pierworodne dzieci z Egiptu), dlatego spodziewamy się, że w czasach Antychrysta szczególnie dzieci będą ginęły na niespotykaną skalę, na każdy możliwy sposób – także duchowo, przez masowe wykorzystywanie seksualne. To bardzo skomplikowany problem, ponieważ z jednej strony jest wiele nadużyć w tej sferze – także w Kościele – a z drugiej strony bardzo mocno postępuje seksualizacja społeczeństw, w tym także dzieci. Narzucana seksedukacja w szkołach, erotyzacja wszystkiego – przede wszystkim mediów społecznościowych i środków masowego przekazu – nie mogą prowadzić do niczego dobrego. Inną sprawą jest to, że pedofilia utożsamiana jest wyłącznie z kapłaństwem, jakby nie istniała nigdzie indziej. Ksiądz Glas przypomina więc słusznie to, „o czym mówiła Bella Todd, nawrócona na katolicyzm amerykańska komunistka, podczas zeznań przed Komisją do Badania Działalności Antyamerykańskiej. A my do dzisiaj zbieramy żniwo ich działań. Oczywiście każdy może zbłądzić, upaść, pomylić się, ale trwanie w tym postępowaniu, czy tym bardziej ukrywanie go, jest szatańskie”.

Przypomnę komentarz ks. Oko dotyczący statystyk, które zdradzają zamiary twórców ostatnich szokujących produkcji dotyczących pedofilskich przestępstw – jak się wszystkim wmawia – dokonywanych jedynie przez kapłanów. Ksiądz Dariusz Oko publicznie oznajmił telewidzom: „tak wiele mówi się o księżach, tymczasem w mojej diecezji na dwa tysiące dwustu księży tylko jeden jest skazany za pedofilię. W ostatnich dziesięciu latach skazano za pedo­filię w Polsce około sześciu tysięcy ludzi, z czego tylko dwudziestu siedmiu księży. To jest mniej niż pół promila”4. Jednak uwagę społeczną zwraca się tylko na tę niewielką grupę, tak jakby reszta przestępców nie istniała. Ten zabieg ujawnia prawdziwe intencje.

Dzieci były zabijane przez faraona, zanim Izrael uciekł z Egiptu, dzieci były mordowane, zanim Mesjasz się objawił, by nas wyprowadzić z ucisku grzechu, dzieci będą mordowane przed powrotem Chrystusa, wreszcie dzieci są celem dla smoka apokaliptycznego w jego walce z Niewiastą (Ap 12, 4.17). Autor Apokalipsy widział, że smok, nie mogąc dostać w swoje szpony chłopca, który narodził się z Niewiasty, skierował swoją zbrodniczą uwagę na resztę Jej potomstwa. Możemy w szerszym znaczeniu widzieć w tych dzieciach wszystkich narodzonych w wodach płodowych chrztu, w Chrystusie, ale w węższym sensie dotyczy to tych katolików, którzy w specjalny sposób oddali się Jego Matce, chcąc być takimi jak Jezus, dziećmi tej Niewiasty – Maryi!

Antychryst przede wszystkim będzie chciał odciąć dzieciom Bożym dostęp do sakramentów, bo sakramenty gwarantują realny kontakt z Bogiem przez Chrystusa. Będzie dążył do scalenia katolików z protestantami, co w końcowym efekcie da tak zwane panchrześcijaństwo, będące na usługach globalnego rządu. Jednym z elementów rządzenia ludźmi jest nie tylko strach albo głód, uzależnienia, lecz także seks. Do wielu już dotarła zapewne książka Michaela Jonesa pod tytułem Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej. W książce tej opisano, jak elity rządzące, które mają kontrolę nad życiem seksualnym obywateli, zyskują władzę w strefie, która jest ich najsłabszym punktem. Zaczynają od małych dzieci, dając im do ręki ekrany, okienka, na których mogą zobaczyć wszystko, zobaczyć i się uzależnić, zobaczyć i być widzianym przez tych, którzy w jakimś momencie uczynią z nimi, co zechcą. A te dzieci już nie są poszukiwane w trosce przez rodziców. Rodzice cieszą się, że ich dzieci im nie przeszkadzają, pogrążone w ekranach, w okienkach Internetu!

Trzeba się modlić, by Józef i Maryja odnaleźli te dzieci i w nich odnaleźli Jezusa! Antychryst uderzy w naiwną niewinność najmłodszych; będzie chciał ich tak splugawić, by nie było możliwe upodobnienie ich do Jezusa – Jezusa dwunastoletniego, zagubionego przez rodziców. Z drugiej strony to właś­nie między Maryją i Józefem każdy może nabrać podobieństwa do Jezusa Chrystusa – do jego czystości, mądrości, pokory. Dlatego pisze ks. Piotr: „Ciekawe też, iż ten wielki kryzys jest skorelowany z upadkiem pobożności maryjnej. Im mniej maryjny staje się Kościół, im mniej modlitwy do Matki Bożej, tym jest gorzej z moralnością czy wewnętrzną pracą nad świętością. Tam, gdzie nie ma Matki Bożej, Najczystszej Dziewicy, tam rozlał się straszliwy brud i grzech”. Ci, którzy Jej unikają – unikają Maryi i Józefa – nie mają żadnych szans na upodobnienie się do Jezusa – co najwyżej na Jego zbezczeszczenie.

Szatan w imię życia będzie rozsiewał śmierć, jak najmniej jawnie, skrycie. Zabić człowieka, zanim się pojawi, oto jego sztuka! Nasze dzieci nagle zaczną się gubić, ginąć, znikać albo w ogóle się nie pojawią. Antychryst będzie tak naprawdę bezwyznaniowcem i będzie głosił kult Matki Ziemi, pachamama, zamiast Matki Bożej – ona będzie jedyna, ziemia­-żywicielka, ta, która chroni! W jego przepowiadaniu ziemia to siostra ludzkości!

Ostateczny los Antychrysta jest przewidziany przez Biblię – św. Paweł w proroctwie dotyczącym paruzji, w Drugim Liście do Tesaloniczan, pisze, że Antychryst zostanie zniszczony tchnieniem ust Chrystusa. To ciekawe sformułowanie – jakby samym chuchnięciem, milczącą bryzą, bezsłownym podmuchem, powiewem ust zostanie strącony… Trzeba więc tylko przetrwać i nie dać się zwieść; przetrwać nie bez walki. Żaden walczący nie może sądzić, że uniknie ran, jak to powiedział Abba Arnis. Maryja mówi do nas w tej chwili: „Walczcie, jesteście wybrani. Jestem po waszej stronie. To minie, nie załamujcie się, nie zniechęcajcie się, kiedy doświadczycie zgorszenia”. Na objawienia maryjne zawsze musimy patrzeć w kontekście Ewangelii. Widząc taki obraz świata i Kościoła, jaki mamy dziś przed oczami, łatwo można stracić nadzieję. Maryja nie zostawia jednak swoich dzieci w potrzebie. Jak niewidzialny Syn Boży mógł stać się widzialnym w ludzkim ciele dzięki Maryi, tak próbujący być niezauważonym Antychryst przy Niej nie może się ukryć… Ona ujawniła nam Boga w ludzkim ciele i Ona demaskuje Antychrysta.

Zachęcam do lektury książki ks. Piotra, ponieważ czas naprawdę nagli, a właściwie już go nie ma: trzeba przekonywać własną duszę do wierności Bogu, a ta wierność bez schronienia się w troskliwych ramionach Maryi jest po prostu niemożliwa.

Augustyn Pelanowski OSPPE

Ostatnie wołanie Maryi

Подняться наверх