Читать книгу Felix, Net i Nika - Rafał Kosik - Страница 8
Оглавление2. Wszystkich Świętych
Chłodny wiatr przeganiał żółte, pomarańczowe i czerwone liście wzdłuż cmentarnych alejek. Bezlistne drzewa niechętnie poruszały rozczapierzonymi gałęziami. Było wilgotno i nieprzyjemnie, a nisko sunące sine chmury wyglądały, jakby miały zaraz zwalić się na głowy krzątających się przy grobach ludzi. Niedobitki promieni słonecznych z trudem docierały do powierzchni ziemi. Groby poprzykrywane były różnokolorowymi chryzantemami, zielonymi wianuszkami i wiązankami. Płomyki tysięcy większych i mniejszych zniczy mrugały na wietrze. Nawet na tych zapomnianych i opuszczonych grobach migotały pojedyncze lampki, zapalone życzliwą ręką przechodniów.
Nika, opatulona w za duży czarny płaszcz, siedziała na niskiej ławeczce przed skromnym kamiennym nagrobkiem. Krzyż nieco się przekrzywił, a z tabliczki z napisem „Paweł Mickiewicz” zaczynała odłazić farba. Na granitowej płycie leżała biała róża, bliżej palił się mały znicz z glinianą obudową. Wiatr bezskutecznie usiłował zdmuchnąć płomień.
Nika postawiła kołnierz płaszcza i przygarbiła się. Nie zwracała uwagi na krzątających się przy pobliskich grobach ludzi. Siedziała niemal nieruchomo, wpatrując się w walczący z wiatrem płomień. Pochylał się, niemal znikał w podmuchach, ale za każdym razem odradzał się i wstawał.
Na dźwięk znajomych kroków dziewczyna odwróciła głowę. Net zdjął kaptur bluzy, schylił się i pocałował ją na powitanie w policzek.
— Po co ci ten płaszcz? — zapytał, siadając. — Wyglądasz, jakbyś tu pracowała.
— Jak zwykle uroczy — uśmiechnęła się lekko. — Doskonale potrafisz wczuć się w nastrój.
— OK, OK. Już nic nie mówię.
— Będzie Felix?
— Za trochę. Ma dziadka, trzy ciocie i czterech wujków, rozrzuconych… że tak powiem, po całym cmentarzu.
Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, obserwując chwiejący się na wietrze płomyk.
— Po raz pierwszy nie siedzę tu sama — odezwała się cicho Nika.
Net nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, więc tylko kiwnął głową. Nika wzdrygnęła się lekko.
— Czy będzie bardzo niegrzeczne… — Net zawiesił na chwilę głos — jak zapytam o grób twojej mamy?
Nika wolno pokręciła głową.
— Nie mam pojęcia, gdzie on jest. Wiem o jej śmierci tyle samo co ty.
Położyła mu głowę na ramieniu. Net nie wiedział, co powiedzieć, po prostu ją objął.
— Jestem sama… — szepnęła. — Całkiem sama…
— Cześć! — Felix usiadł z drugiej strony Niki, tak by ją osłonić od wiatru. — Nie jesteś sama. Masz nas.
— Wiem — wyprostowała się i zerknęła na przyjaciela. — Jestem sama w innym sensie.
— Myślę, że twój tata nie chciałby, żebyś tu siedziała taka smutna — odezwał się Felix.
— Cyganie na grobach swoich bliskich piją wódkę — wtrącił Net.
— W naszym wypadku chyba odpada — Nika uśmiechnęła się delikatnie i wstała. — Chodźmy. Wrócimy, jak się ściemni. Lubię wtedy patrzeć na te wszystkie światełka. Atmosfera cmentarza w wieczór Wszystkich Świętych jest niesamowita.
Felix wyciągnął z kieszeni notes i zapisał numer z najbliższego słupka.
— Co robisz? — zainteresował się Net.
— Zapisuję… adres — wyjaśnił Felix. — To zdecydowanie ułatwia. Mam trochę cioć i wujków na różnych cmentarzach. Bez tego bym nie trafił.
— Nigdy nie wpadłbym na to, żeby zapisywać adresy umarłych.
— Jak ktoś umiera, zmieniam mu adres w notesie… na ten cmentarny.
— Jesteś niesamowity — przyznała Nika. — Mam nadzieję, że żywi o tym nie wiedzą?
— Wiem, jak to wygląda, ale to naprawdę bardzo praktyczne.
Samotny, uzbrojony w miotłę dozorca w odległym końcu alejki toczył nierówną walkę z przyrodą. Ledwie oczyścił z liści kawałek asfaltu, wiatr nawiewał je ponownie. Wydawało się, że mu to nie przeszkadza – po prostu dalej wykonywał swoją pracę.
Kolejny, ostry podmuch zmierzwił włosy trójki przyjaciół.
— Ale hebel! — wzdrygnął się Net. — Faktycznie, chodźmy!
Gdy odeszli, wiatr zdmuchnął wreszcie płomień znicza. Tego już nie zauważyli.
* * *
Kwadrans później siedzieli w przytulnym wnętrzu pizzerii. Zapach wydobywający się z opalanego drewnem pieca oddalał wszystkie problemy. Nika patrzyła w świeczkę, aż zaczęły jej łzawić oczy. Wtedy opuściła powieki. Gdy drzwi otworzyły się, pchnięte przez kolejnego gościa, płomień położył się i niemal zgasł. Szybko osłoniła go dłońmi.
— To tylko świeczka — uspokoił ją Net. — Wyluzuj.
— Dziś nie powinny gasnąć żadne płomienie.
— Mam zapalniczkę — mruknął Felix. — Właściwie to mam przy sobie nawet trzy zapalniczki… Na wszelki wypadek.
— Zapalony ponownie płomień to coś zupełnie innego.
— Świeczka zombie? — wzdrygnął się Net. — Nie mów w ten sposób, bo zaczynam się bać.
— Ale to prawda…
— Dżiss… nie! Po prostu zamówmy pizzę. Bez żadnych metafizycznych podtekstów.
Przejrzeli leżące na stole menu.
— W trosce o nasz budżet — zastanowił się Felix — proponuję hawajską.
Przytaknęli skwapliwie.
— Dlaczego wszyscy odwiedzają groby właśnie tego dnia? — zapytał Net. — Wszędzie są megakorki, mimo wysiłków Manfreda. Moi starzy pojechali pod Warszawę na jakiś mały cmentarz, na grób prapociotków. Odmówiłem uczestnictwa, bo wiem, że będą tam jechać półtorej godziny.
— Powód jest pewnie ten sam — odparł Felix — dla którego wszyscy idą do kina właśnie wtedy, kiedy jest wyświetlany film.
— Myślisz, że zmarłych obchodzi, kiedy ktoś przyjdzie na ich grób?
— To święto jest potrzebne żywym — zauważyła Nika. — Żeby wiedzieli, że jak odejdą, ktoś będzie o nich pamiętał.
— Stephen King miał znajomego — odezwał się Net. — Ten znajomy hobbystycznie czytywał nekrologi i wykreślał zmarłych z książki telefonicznej. Ten twój notes z cmentarnymi adresami…
— To nie jest notes z cmentarnymi adresami, tylko ogólnie z adresami.
Do stolika podszedł kelner. Wyglądał na nieszczęśliwego, że musi pracować w święto.
— Poprosimy hawajską — rzucił Net. — Zwykłą, bez wkładu duchowego.
— I trzy oranż… — Felix zająknął się. — Trzy cole.
— Dwie cole — poprawiła go Nika — i sok pomarańczowy.
Za oknami zaczynało się ściemniać. Przez zabytkową, otwartą na oścież bramę cmentarza przelewał się tłum ludzi.
— Znacie jakiś sposób, żeby papier nagle zamienił się w popiół? — zapytała niespodziewanie Nika.
— Może był światłoczuły — zastanowił się Felix. — Pod wpływem światła zaszła reakcja przyspieszająca starzenie. Jakieś utlenianie…
— Plis… — Net złożył ręce jak do modlitwy. — Zapomnijmy o tym. Nie mamy już o czym rozmawiać?
— Podchodziłeś do tych drzwi? — naciskała Nika, nie zwracając uwagi na Neta.
Felix zmarszczył brwi.
— Chyba nie — powiedział po namyśle. — Na pewno szedłem korytarzem… Dużo się wczoraj działo i nie pamiętam dokładnie. Czy to ważne?
— Ważne — Nika przyglądała mu się badawczo.
— Kobieto! — prychnął Net. — Halloween był wczoraj. Jak mnie nie nastraszyłaś wczoraj, to szansa przepadła. Dziś już nie wolno.
— Nie straszę cię. Mam przeczucie, że wczoraj nie wszystko było tak, jak powinno.
— Jasne! W świecie Felixa nie ma przycisków, których nie wolno wciskać, maszyn, których nie wolno uruchamiać, ani drzwi, których lepiej nie otwierać. Ale to jeszcze nie znaczy, że je otworzył.
— Nie pamiętam, żebym je otwierał — odezwał się Felix. — Szedłem w ich kierunku, a potem… usłyszałem krzyk Klaudii i wróciłem.
— To już ciekawszy temat — ucieszył się Net. — Jak Olena podpaliła włosy Klaudii? Miotaczem płomieni?
— Olena była wtedy kawałek dalej — Nika niechętnie zmieniła temat. — Pięć, może dziesięć metrów od Klaudii.
— To proste. Pokażę wam później. Tu wywołalibyśmy pożar.
Net spojrzał na niego podejrzliwie, ale nie dociekał szczegółów.
— Aha! — przypomniał sobie Felix. — Sobotni wieczór filmowy musimy zorganizować w niedzielę. W sobotę muszę jechać z babcią na badania.
— A starzy? — zapytał Net.
— Pracują… Teraz już obydwoje dużo pracują. Czasem nawet w weekendy.
* * *
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki