Читать книгу Amelia i Kuba. Wenecki spisek - Rafał Kosik - Страница 5
Prolog
ОглавлениеW wielkim mieście, w wielkim budynku, w wielkim gabinecie, w wielkim fotelu, za wielkim biurkiem siedział wielki jak nie wiem co prezes. Jego garnitur wyglądał jak pokrowiec na wielką piłkę. W zębach trzymał żarzące się cygaro.
— To będzie bardzo niebezpieczna misja — głos prezesa zdawał się dochodzić z głębokiej studni. — Powtarzam: niebezpieczna.
Po drugiej stronie biurka na zwykłym krześle siedziała kobieta. Ona dla odmiany była bardzo chuda i bardzo wysoka.
Zapadał wieczór. Za oknem, które zajmowało całą ścianę, zapalały się tysiące światełek-okien ponurych wieżowców. W gabinecie panował półmrok, rozjaśniany jedynie słabym światłem lampy z zielonym kloszem.
— Wymagamy pełnej dyskrecji — zaznaczył prezes. — Powtarzam: pełnej.
Kobieta uśmiechnęła się dyskretnie.
— Wymagamy również wybitnego profesjonalizmu. Powtarzam: wybitnego.
Tym razem kobieta uśmiechnęła się profesjonalnie.
— Tu ma pani niezbędne informacje na temat tego obiektu.
Wyjął z szuflady tekturową teczkę i energicznie pchnął ją po biurku. Kobieta zwinnym ruchem złapała ją, nim ta spadła na podłogę. Prezes zaśmiał się, co zabrzmiało jak bulgoczące błoto.
— Właśnie kogoś takiego potrzebujemy. — Przesunął cygaro na drugą stronę ust. — Po wykonaniu misji zapłacimy pani milion dolarów. Powtarzam: milion. Może pani użyć wszelkich sposobów, żeby dostarczyć nam obiekt. Powtarzam: wszelkich.
— Ja zawsze używam wszelkich sposobów — kobieta odezwała się po raz pierwszy. — I nigdy nie muszę powtarzać.