Читать книгу Amelia i Kuba. Mi się podoba - Rafał Kosik - Страница 5
Prolog
ОглавлениеZbliżał się wieczór. Policyjne kombi zatrzymało się przed wysokim ogrodzeniem, za którym w nieco zaniedbanym ogrodzie stał stary dom. Przy ogrodzeniu siedziały dwa psy. Duży i kudłaty rzucił porozumiewawcze spojrzenie maleńkiemu kundelkowi, który cały czas dygotał. Nie wiadomo czy z zimna, czy z podniecenia, że oto dzieje się coś nowego. Kudłacz szczeknął głośno, basowo.
Odpowiedziało mu ujadanie kilkudziesięciu psów.
Napis obok bramy informował, że znajduje się tu schronisko dla zwierząt.
Z samochodu wysiadł wysoki policjant, założył czapkę i otworzył klapę bagażnika. W tym samym momencie z drzwi budynku wyszła młoda kobieta w krótkim płaszczyku i z elegancką torebką przewieszoną przez ramię. Miała zamykać drzwi na klucz, gdy ich spojrzenia się spotkały.
— Wygląda na to, że ma pan coś dla mnie — powiedziała bez śladu radości.
Mężczyzna ukłonił się lekko, uchylając czapkę.
— Znaleźliśmy go, jak błąkał się po lesie. — Wyjął z bagażnika małą klatkę do przewożenia zwierząt. — Nie ma obroży ani chipa. Ktoś go pewnie wyrzucił. Pani zobaczy, jest prawie zupełnie łysy.
Kobieta otworzyła furtkę i podeszła do samochodu.
— Kończą nam się miejsca — pochyliła się nad klatką.
Pies siedział skulony i trząsł się. Zerkał na ludzi z przestrachem i odwracał ciemne oczy, byle dalej od świata. Prawie nie miał sierści, gdzieniegdzie sterczały tylko kępki brudnych kudełków.
— Chodź, malutki. Wygląda na to, że przytrafiło ci się coś okropnego. — Lekarka przysunęła dłoń do otworów w klatce.
Pies skulił się z przeciwnej strony i wcisnął łepek w sam róg. Teraz można było dojrzeć, że ma tylko trzy łapki.
— Nie bój się, mały — dodała łagodnie. — Wykąpiemy cię, zbadamy i zaszczepimy. A potem spróbujemy ci znaleźć fajny domek.
Nie zauważyła, że przez furtkę wyszły dwa psy i kręciły się teraz przy policyjnym kombi. Ten mały podniósł chudziutką łapkę i chwiejąc się, obsikał koło radiowozu. Kudłacz zaczął obwąchiwać klatkę. Ośmielony tym kundelek również podszedł. Dwa psy próbowały pocieszyć nowego. Machały ogonami i przytykały nosy do klatki. Nowy nieufnie przysunął się bliżej i odpowiedział tym samym.
— Kudeł, Drgawka, wracajcie do środka! — skarciła je lekarka, a psy posłusznie wróciły za furtkę.
Kobieta podniosła klatkę i ruszyła za nimi.
— Wejdzie pan na herbatę? — rzuciła do policjanta.
— Dziękuję, ale nie. — Z uśmiechem pokręcił głową. — Służba wzywa.
— Zaraz oddam klatkę.
Z klatką w dłoni przeszła obok domu, a Kudeł i Drgawka podreptały za nią. Za domem po obydwu stronach podwórka stały niskie ceglane zabudowania z drzwiami wykonanymi z drewnianych ram i drucianej siatki. Z każdego takiego boksu kilka psów odprowadzało wzrokiem nowo przybyłego.
Doszli na sam koniec podwórka, do ostatniego wolnego boksu. Lekarka otworzyła drzwi i klapę przenośnej klatki.
— No, śmiało — zachęciła. — Wyjdź. Pomieszkasz tu z nami co najmniej kilka dni.
Trwało dłuższą chwilę, nim nowy lokator zdecydował się wyjść. Od razu pobiegł w najdalszy kąt i skulił się na krawędzi materaca.
— Zaczekaj tutaj. — Lekarka zamknęła drzwi. — Wrócę za kilka minut.
Odeszła.
Kudeł włożył łapę przez otwór w siatce, a Drgawka po chwili zrobił to samo. Trójnogi pies wolno podszedł do nich i ostrożnie obwąchał ich łapy. Niemrawo machnął ogonem.
— A wy jazda do siebie! — rozległo się obok.
Nowy pies w dwóch susach znów znalazł się w najdalszym kącie. Kudeł i Drgawka odskoczyły od siatki i posłusznie pobiegły do jedynego otwartego jeszcze boksu.
Z cienia na tyłach podwórka wyłonił się łysy mężczyzna z gęstą brodą. Podszedł ociężałym krokiem i zamknął za nimi drzwi.