Читать книгу Siły rynku - Richard Morgan - Страница 8

Prolog

Оглавление

Kasa.

Przez czytnik przesuwa się błyszczący czarny plastik.

Nic.

Maszyna trzeszczy w swym owadzim języku, a ekran błyska, jakby obruszony tym, czym go nakarmiono. Kasjerka podnosi wzrok na kobietę, która wręczyła jej kartę, i uśmiecha się odrobinę za szeroko. Uśmiech ma w sobie tyle szczerych emocji, ile jest prawdziwych owoców w kartonie „D-Lish Pięć Owoców”.

– Jest pani pewna, że to właściwa karta?

Kobieta z pełnymi rękami zakupów sadza trzymanego dotąd dwulatka na blacie kasy i ogląda się na męża wypakowującego z wózka ostatnie kolorowe puszki i torby.

– Martin?

– Tak, co jest? – Głos zdradzający irytację zakończonym właśnie zadaniem.

– Karta się nie...

– Nie co? – Patrzy jej w oczy i odczytuje w nich niepokój, po czym przenosi spojrzenie na kasjerkę. – Proszę ją puścić jeszcze raz. Coś musiało nawalić. – Głos ma napięty.

Dziewczyna wzrusza ramionami i znów przeciąga kartę. Ekran błyska z taką samą pogardą.

TRANSAKCJA ODRZUCONA.

Dziewczyna wyciąga kartę i wręcza ją kobiecie z powrotem. Wokół nich tworzy się mała oaza ciszy, rozprzestrzeniając się przez pas podajnika aż do chłopaka przy sąsiedniej kasie i trzech klientów czekających za Martinem. Za kilka sekund rozpadnie się w gniewnych szeptach.

– Proszę spróbować innej karty.

– To niedorzeczne – wybucha Martin. – Od pierwszego na tym koncie są pieniądze. Właśnie mi zapłacono.

– Mogę przejechać kartą jeszcze raz – mówi z wystudiowaną obojętnością dziewczyna.

– Nie. – Palce kobiety zbielały wokół małego kawałka czarnego plastiku. – Martin, spróbuj Intexa.

– Helen, na tym koncie są pienią...

– Jakiś problem? – pyta mężczyzna za nim, stukając znacząco kartą o stertę swoich zakupów, umieszczonych tak blisko separatora „Następny klient”, że grozi im spadnięcie na rzeczy Martina.

– Nie ma problemu.

Podaje niebieską kartę Intexu i przygląda się przesuwającej ją przez czytnik kasjerce z taką samą uwagą, jak ludzie za nim.

Maszyna przeżuwa ją przez kilka chwil.

I wypluwa.

Dziewczyna oddaje kartę i kręci głową. Jej gładka, plastikowa uprzejmość zaczyna pękać.

– Karta została zablokowana – mówi niedbale. – Kontrola terminala.

– Co?

– Kontrola terminala. Muszę państwa poprosić o przeniesienie zakupów na drugą stronę lady i opuszczenie sklepu.

– Proszę jeszcze raz przejechać kartą.

Dziewczyna wzdycha.

– Proszę pana, nie muszę tego robić. Mam tu wszystkie potrzebne dane. Pańskie konto zostało zablokowane.

– Martin. – Helena przysuwa się do niego. – Zostaw, wrócimy tu po wyjaśnieniu te...

– Nie, do cholery. – Martin odtrąca ją i nachyla się nad ladą, mówiąc prosto w twarz kasjerki. – Na tym koncie są pieniądze. Niech pani jeszcze raz przejedzie kartą.

– Lepiej rób, co mówi – odzywa się arogancki klient za nim.

Martin odwraca się do niego. Jest wyraźnie spięty.

– A tobie co do tego?

– Czekam.

– To poczekaj jeszcze trochę. – Pstryka palcami tuż przed twarzą mężczyzny, a tamten odruchowo odsuwa się do tyłu. Martin odwraca się z powrotem do kasjerki. – Niech pani...

Pałka uderza go w bok jak kuksaniec. Uderzenie serca później prąd odrzuca go z lady w nagle opustoszałą przestrzeń. Upada na podłogę, czując smród przypalonej tkaniny.

Słyszy krzyk Helen. Patrzy zmieszany z poziomu podłogi. Widzi przed sobą buty i słyszy głos brzmiący jak rozdzierany gdzieś bardzo wysoko karton.

– Myślę, że powinien pan opuścić sklep, sir.

Ochroniarz podnosi go z podłogi i opiera o blat. Potężny mężczyzna, nabrzmiały w talii, ale czujny i z twardym spojrzeniem. Robi to od dawna, pewnie zanim tu trafił, zjadł zęby w klubach wydzielonej strefy. Porażał już ludzi prądem, a Martin, o szesnastej trzydzieści w środowe popołudnie nie ma na sobie biurowego garnituru tylko wytarte jeansy i stary sweter, po którym nie widać, ile kiedyś kosztował. Ochroniarz myśli, że dobrze go ocenił. Nie wie, nie może wiedzieć.

Martin odpycha się od lady.

Uderzenie podstawą dłoni miażdży strażnikowi nos. Kolano uderza w krocze. Upadającego wali jeszcze pięścią w podstawę czaszki.

Ochroniarz pada na podłogę martwy.

– Nie ruszaj się!

Martin odwraca się i staje przed znacznie mniejszą partnerką ochroniarza, która właśnie wyszarpnęła z kabury pistolet. Wciąż oszołomiony od porażenia prądem zatacza się w niewłaściwą stronę, ku niej, a ona rozpryskuje mu mózg po jego żonie, synu i lśniących opakowaniach na podajniku kasy.

Siły rynku

Подняться наверх