Читать книгу Wespazjan. Święty ogień Rzymu - Robert Fabbri - Страница 7
***
ОглавлениеNiemowlę przeżyło zaledwie sto dni; teraz miało zostać zaliczone w niebiański poczet nieśmiertelnych. Urodzona w styczniu, powitana z wielką radością w całym imperium Klaudia Augusta, córka cesarza Nerona i Poppei Sabiny, krótko po zrównaniu wiosennym uległa chorobie dziecięcej. Władca był tak samo nieumiarkowany w żalu, jak wcześniej w radości; aby ukoić ból zrozpaczonych rodziców, senat przegłosował przyznanie dziecku statusu bogini. Teraz zalany łzami, odziany w purpurową togę ze złotym brzegiem Neron wziął nawoskowany sznur i zanurzył go w ogniu przyniesionym ze świątyni Westy przez sześć jej kapłanek.
Zebrani członkowie senatu, bez wyjątku byli konsulowie bądź pretorowie, każdy z fałdą togi nasuniętą na głowę – z szacunku dla najnowszego bóstwa w rzymskim panteonie – ze stosowną powagą patrzyli, jak cesarz przykłada płonący knot do ułożonej na ołtarzu podpałki. Płomień chwycił; pasemka dymu uniosły się pod strop nowego sanktuarium obok świątyni Apolla na Palatynie. Zbudowane zostało bez liczenia się z kosztami w siedem miesięcy od śmierci dziecka przez niewolników pracujących całą dobę, przy osobistym nadzorze władcy nad każdym szczegółem wystroju. Neron poświęcał temu projektowi większość czasu, zupełnie zaniedbując sprawy państwowe.
Stojący w pierwszym rzędzie Tytus Flawiusz Sabinus walczył z sobą, by nie wybuchnąć śmiechem – tak groteskowa wydawała mu się ta ceremonia. Uczestniczył już nieraz w uroczystościach deifikacyjnych i zawsze czuł się nieswojo na myśl, że kilka słów plus ogień rozniecony ze świętego płomienia Rzymu sprawiają, iż zmarły człowiek może wrócić do życia jako bóg. Dobrze wiedział, że nie tak rodzą się bóstwa: biorą się ze skały w jaskini, jak jego pan Mitra. Nie mieściło mu się w głowie, że niemowlę, które nie zdążyło dokonać niczego ponad ssanie cycka mamki, trzeba będzie czcić jak boginię. Gdy patrzył, jak dwaj kapłani nowego kultu prowadzą umajonego wstążkami ofiarnego barana, zanosząc przy tym gromkie modły, Sabinus omal nie przegrał boju ze wzbierającą w nim wesołością.
– No to tylko czekać, aż wprowadzi się publiczne święto ku czci boskiej Klaudii Augusty – mruknął do sąsiadów, swego zięcia Lucjusza Cezenniusza Petusa i wuja Gajusza Wespazjusza Pollona, majestatycznie pulchnego siedemdziesięciolatka o licznych fałdach na podbródku i brzuchu.
– Hę? Co mówisz, drogi chłopcze? – odszepnął Gajusz, nie zmieniając pełnej nabożeństwa miny.
Sabinus powtórzył.
– Tak, a ja wtedy zajmę honorowe miejsce podczas igrzysk, złożywszy boskiemu maleństwu więcej niż hojną ofiarę, aby cesarz widział, jaki jestem pobożny. – Starzec odsunął znad uczernionej brwi starannie zakręcony loczek. – Może będzie mniej skłonny zaproponować mi otwarcie sobie żył, a przedtem uczynienie go spadkobiercą, gdy znów zabraknie mu funduszy… Sądząc zaś po jakości marmuru i ilości złota w tej świątyni, to się może stać już niedługo – dodał, przyglądając się z przesadnym namaszczeniem, jak jeden z kapłanów ogłusza ofiarę młotkiem, a drugi w następnej chwili podcina jej gardło.
Krew trysnęła w podstawioną misę z brązu. Z zamroczonego ciosem zwierzęcia życie powoli uchodziło na cześć malutkiej boginki, która w ludzkiej postaci nawet by nie wiedziała, co to za stworzenie.
Popłynęły nowe modlitwy. Dwaj akolici przewrócili truchło na grzbiet. Precyzyjnym cięciem otwarto brzuch barana, rozgarnięto na boki skórę, mięso i żebra, by odsłonić serce i wątrobę. Neron we łzach, na klęczkach i z rozwartymi ramionami wpatrywał się we wnętrzności, podczas gdy mistrzowie ceremonii wyjmowali oba organy. Pierwszy od razu włożono w ogień; drugi spoczął tuż obok na ołtarzu. Widzowie wstrzymali oddech. Powolnymi ruchami, jakby dla zbudowania napięcia, kapłani obmyli dłonie i przedramiona, po czym osuszyli wątrobę i oddali zakrwawione ścierki pomocnikom.
Nadeszła wyczekiwana przez wszystkich chwila: badanie tej najważniejszej części zwierzęcia ofiarnego. Cesarz zadrżał. Gdy zadarł głowę i przez wysokie okno świątyni spojrzał w posępnie szare niebo, jego ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch; uniósł prawą rękę i z wolna zacisnął palce, jakby chciał złapać coś niewidzialnego, zawieszonego w powietrzu.
Kapłani obmacywali wątrobę i dokładnie się jej przyglądali. Na ich twarzach pojawił się wyraz nabożnego szacunku.
Neron zaczął cicho pojękiwać z ledwie tłumionego niepokoju.
Zbadawszy organ ze wszystkich stron, kapłani popatrzyli po sobie, skinęli głowami i odwrócili się do władcy.
– Bogowie przyjęli boską Klaudię Augustę do swojego grona i siedzi teraz ona pośród nich – obwieścił z namaszczeniem starszy.
Neron westchnął głośno i padł niby zemdlony, uważając jednak, by nie doznać urazu, gdy policzkiem dotykał marmurowej posadzki. Zgromadzeni senatorowie zaczęli wiwatować i prosić nowe bóstwo, by miało ich w opiece.
– Winniśmy bogom wdzięczność, że tak mile potraktowali najnowszą koleżankę – rzekł bez cienia ironii Gajusz, klaszcząc z entuzjazmem. – Może teraz Neron wreszcie znajdzie czas, by się skupić na sprawach państwa.
Sabinus zsunął z głowy fałdę togi, regijna część uroczystości była bowiem zakończona.
– Mam nadzieję – powiedział. – Odkąd ruszyła budowa świątyni, nie wysłuchał chyba ani jednej apelacji i nie przyjął żadnej petycji. Mam w mieście co najmniej setkę skazanych bądź oskarżonych z całego imperium, którzy wyczekują szansy odwołania się do cesarza. Prefekt Rzymu nie powinien się bawić w strażnika zwykłych przestępców, choćby byli obywatelami.
– Za więźniów zawsze odpowiadał prefekt – sprzeciwił się Petus, marszcząc brwi.
– Tak, z pomocą jednego z pretorów, ale nigdy ich nie bywało tylu naraz. Normalnie jest ich dwóch albo trzech, jeżeli cesarz regularnie rozpatruje apelacje. Najwięcej kłopotu sprawia ten łajdak Paweł z Tarsu. Smaruje te swoje obrzydliwe listy do kogo popadnie… Większość przechwytują i niszczą moi agenci, ale część się przedostaje. Na moje zarzuty odpowiada, że dopóki nie zapadnie werdykt cesarski, wolno mu korespondować, z kim mu się podoba, nawet jeśli to treści wywrotowe i atakujące to samo prawo, za którym się bezczelnie chowa. Nasze prawo. Ale teraz, gdy Neron wróci, wreszcie będę miał go z głowy. Tylko że… – Sabinus spojrzał z żalem na zięcia. – To także znaczy, że i ty będziesz musiał stanąć przed cesarzem.
– Liczyłem, że mój powrót z Armenii ujdzie jego uwagi – przyznał z kwaśną miną Petus; przy cerze spalonej słońcem podczas kampanii na Wschodzie jego zęby wydawały się jeszcze bielsze.
Dalsze komentarze się urwały, gdy Neron wzniósł ręce, prosząc o ciszę. Brzemię emocjonalne przerosło jego siły; chwilę stał, ciężko dysząc, z wymalowaną na twarzy ulgą.
– Przyjaciele! – przemówił w końcu. – Byliśmy tu świadkami wielkiej rzeczy. Oto ja, syn boga i prawnuk boga, zostałem ojcem bogini. Wasz cesarz nosi boskie nasienie. – Wyciągnął rękę do swego ulubieńca. – Moja cytra, Epafrodycie.
Wyzwoleniec wyciągnął zza ołtarza siedmiostrunowy instrument, na którym grę Neron ćwiczył już piąty rok.
– Dla uczczenia tego dnia i na chwałę mojej boskiej córki, owocu mych lędźwi, ułożyłem pean dziękczynny. – Cesarz trącił strunę i spróbował wziąć podobną nutę, lecz bez powodzenia. Jego słaby głos ginął w wielkiej świątyni.
Sabinus skrzywił się i zebrał w sobie jak przed ciosem. Gajusz nerwowo rozejrzał się za krzesłem, ale żadnego nie znalazł.
Po dwóch kolejnych akordach, które w ogóle nie powinny zabrzmieć razem, Neron rozpoczął dysharmoniczny lament o chaotycznym rytmie i kiepskich rymach. Ciągnął wers za wersem, podczas gdy elita Rzymu wsłuchiwała się uważnie, jak przystoi szczęśliwcom, których los postawił w towarzystwie geniusza, niemogącym uwierzyć, że to na nich właśnie spłynął ów dar.
Nikt już jednak nie był w tej sztuce nowicjuszem: od paru lat cesarz bezwstydnie, jak gdyby był niewolnikiem lub wyzwoleńcem, grywał i śpiewał dla niewielkich grup senatorów. Po śmierci matki, zgładzonej z jego rozkazu, i odtrąceniu byłego mentora Seneki, który starał się utrzymywać młodego princepsa na drodze godności i powściągliwości, Neron pojął, że może robić dosłownie wszystko. Matkę zabił, bo go denerwowała; brata, bo widział w nim zagrożenie; ostatnio zaś żonę, Klaudię Oktawię, aby Poppea Sabina mogła zająć jej miejsce – nowej cesarzowej dał nawet głowę poprzedniczki w prezencie ślubnym. Nikt go za te zbrodnie nie krytykował, bo nie było takich śmiałków. Cały patrycjat wiedział, że Neron nie zniósłby świadomości, że ktokolwiek o nim źle myśli; pragnął być kochany przez wszystkich – a ci, którzy nie kryli się z odmiennymi poglądami, nie mieli czego szukać w jego mieście.
Rzym był już bowiem jak najbardziej miastem Nerona.
Władca nie silił się więcej na maskowanie rzeczywistej władzy absolutnej, jak to czynił August, i nie udawał, że nie wszystko, co mu wpadnie w oko, może sobie wziąć. Nawet rozpustny młody Gajusz, znany pod młodzieńczym przydomkiem Kaliguli, starał się zachowywać pozory praworządności: kiedy zapragnął czyjegoś majątku, miał na tyle umiaru, że najpierw zlecał jakiemuś karierowiczowi sfabrykowanie dowodów zdrady właściciela. Któż mógłby bowiem sprzeciwić się człowiekowi, którego pozycję zabezpiecza dziesięć tysięcy pretorianów? Kto porwałby się na próbę utemperowania jego żądz? Skoro ów człowiek życzy sobie śpiewać pean na cześć bogini, którą sam spłodził, to niechże mu będzie na zdrowie. Nie było wśród obecnych nikogo, kto choćby najmniejszym drgnięciem dałby po sobie poznać, że to, co słyszy, nie jest najwspanialszą kompozycją wszech czasów, wykonywaną przez najpowszechniej umiłowanego ze wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek stąpali po tej ziemi.
Tak więc kiedy po półgodzinie pieśń dobiegła posępnego końca, senatorowie prześcigali się, kto szybciej i głośniej pospieszy z gratulacjami i aplauzem dla tak utalentowanego cesarza, który naturalnie był zaskoczony i wzruszony entuzjastycznym odbiorem i nie mógł się oprzeć licznym prośbom o bis.
– Przyjaciele moi… – wychrypiał Neron przemęczonym głosem, gdy dogasły oklaski po drugim wykonaniu. – Teraz, gdy już umieściłem córkę na właściwym miejscu w niebiesiech i zapewniłem jej odpowiednie lokum tu, w Rzymie, moje myśli mogą się skierować na mą własną i mojej żony Augusty Poppei Sabiny pociechę. – Przyłożywszy wierzch dłoni do czoła i zapatrzywszy się w pasma dymu skłębione pod malowanym sufitem i jego cedrowymi dźwigarami, wydał melodramatyczne westchnienie. – To jednak musi zaczekać, albowiem muszę się pokazać w senacie i udam się tam niezwłocznie. Trzeba odczytać raport Korbulona z przebiegu wznowionej wojny w Armenii, ustalić politykę i dalsze działania w tamtych stronach… skoro już byłem zmuszony przywrócić mu dowództwo na Wschodzie po upokarzającej porażce Lucjusza Cezenniusza Petusa w bitwie z partyjskim królem Wologazesem. – Przerwał, by dać słuchaczom sposobność do wzniesienia okrzyków typu „wstyd i hańba”.
Petus stał zesztywniały, gdy obrzucano go inwektywami.
Sabinus poruszył się nerwowo.
– Nie powinienem był zabiegać o to stanowisko dla niego, kiedy ustąpił z konsulatu – mruknął do wuja, ale tak, by zięć go nie usłyszał.
Neron z zazdrości i strachu odebrał Korbulonowi, największemu wodzowi swych czasów, naczelne dowództwo sił rzymskich w Armenii, kiedy z jego meldunków zaczęło jasno wynikać, że aż za dobrze sobie poradził z obaleniem Tyrydatesa, brata Wologazesa, i osadzeniem na tronie armeńskim związanego z Rzymem Tigranesa. Cesarze lubią zwycięstwa, ale niekoniecznie tych, którzy im je zapewnili. Brak podziękowań ze strony Nerona był niemal ogłuszający. Wojna rozgorzała na nowo, gdy z kolei Wologazes przegnał Tigranesa i znów oddał koronę Tyrydatesowi. Sabinus użył swych wpływów i stanowiska, by załatwić zięciowi nominację na namiestnika Kapadocji i przydzielenie mu dwóch legionów, aby przywrócił rzymskie panowanie w Armenii. Petus to zadanie przykładnie i sromotnie sfuszerował i Korbulonowi w końcu pozwolono przyjść mu z pomocą.
Obwisłe policzki Gajusza zafalowały ze wzburzenia.
– Mój chłopcze, trzeba powiedzieć, że ani ty, ani twój brat nie bardzo macie szczęście do zięciów. Jeden stracił cały legion w Brytanii, teraz drugi zaprzepaścił dość udany konsulat, bo poddał się z dwoma legionami Partom, a ci zmusili ich do przejścia pod jarzmem, zanim pozwolili opuścić Armenię bez broni i pancerzy.
Neron dał znak, by się uciszono, po czym wbił wzrok wcale nie w Petusa, lecz w stojącego przy nim Sabinusa.
– Jako że twój zięć, prefekcie, niedawno wrócił do miasta, możesz mu przekazać, że dla uczczenia deifikacji mojej córki przebaczam mu całkowicie. Powiedz mu, skoro najwyraźniej tak jest skłonny do paniki, że już nie musi umierać z chronicznego lęku w oczekiwaniu na mój wyrok.
Zebrani skwitowali to salwą śmiechu. Petus aż pociemniał na twarzy z bezsilnej furii.
Sabinus zbladł.
– To prawda, princepsie – wydukał.
Uśmiech cesarza wyraźnie mówił o przyczajonym okrucieństwie.
– A gdy już senat zakończy posiedzenie, wysłucham apelacji. Prefekcie, zbierz wszystkich pragnących łaski mojego osądu i niech czekają na forum.
– Dopilnuję tego, princepsie.
– Dobrze. W służbie Rzymowi jestem gotów urobić ręce po łokcie, nawet kosztem własnej wygody.
To wzbudziło gromkie wiwaty, tym razem bardziej szczere: pierwszy raz od śmierci córeczki Neron miał przyjść do senatu i powiedzieć im, jak mają myśleć.
– To Korbulon nie chciał mi pomóc, ojcze – upierał się Petus, gdy obaj w towarzystwie Gajusza schodzili z Palatynu.
– Ale nie taką wersję usłyszał cesarz – przypomniał mu Gajusz. – Wszyscy byliśmy w senacie, kiedy odczytywano przymilny list Wologazesa o tym, jak to wspaniałomyślnie pozwolił ci odejść, chociaż mógł cię zgnieść razem z twoimi legionami. Niestety to pismo dotarło dużo wcześniej niż twój raport.
– Podobnie jak list od Korbulona – dodał Sabinus – w którym aż nadto obrazowo przedstawił, jak sam się wpakowałeś w tarapaty, ale duma nie pozwoliła ci się do tego przyznać ani poprosić o wsparcie. I teraz cesarz publicznie oskarża cię o strachliwość i robi z ciebie pośmiewisko.
– I tego mu nigdy nie wybaczę!
Gajusz aż się skulił i rozejrzał wokół nerwowo.
– Nie tak głośno, chłopcze! Słowo wróblem rzucone zazwyczaj wraca kamieniem.
– Możliwe. Ale nie myślcie, że ta zniewaga pozostanie niepomszczona.
Sabinus chwycił zięcia za łokieć i przyciągnął do siebie.
– Posłuchaj, Petusie – syknął. – Z uwagi na moją córkę nie popełnisz żadnego głupstwa, które mogłoby ściągnąć na ciebie niebezpieczeństwo. Porzuć wszelkie rojenia o zemście i skoncentruj się na odzyskaniu łask cesarza, bo czy ci się to podoba czy nie, to on trzyma w ręku każdy aspekt naszego życia, a jest przerażająco kapryśnym człowiekiem. Rozumiesz?
– To nie do zniesienia! – Petus z gniewną miną wyrwał rękę. – Nawet honoru już nam mieć nie wolno.
– Nasz honor sczezł wraz z upadkiem republiki i jest już tylko odległym wspomnieniem. Neron dzierży całą władzę, więc owszem, honoru nie mamy, ale za to żyjemy.
– A czymże jest życie bez niego?
– Czymś o wiele przyjemniejszym niż niehonorowa śmierć – odrzekł z przekonaniem Gajusz.
– Co więcej, kiedy partyjski sługus, król Tyrydates, przysłał emisariuszy na rokowania pokojowe, nie odtrąciłem ich… – czytał z meldunku Korbulona młodszy konsul Lucjusz Werginiusz Rufus – …gdyż doszły mnie wieści o rebelii we wschodniej Partii. Uznałem, że Wologazes nie zechce prowadzić dwóch wojen naraz. I rzeczywiście, król szybko przystał na rozejm. Jednakże gdy trwały pertraktacje, uśmierciłem bądź wygnałem wszystkich armeńskich nobilów, którzy przyrzekli nam wierność, a potem zdradzili po klęsce Petusa, i w ten sposób zapewniłem lojalność pozostałych. – Werginiusz przerwał, czekając, aż ucichnie gniewny szmer, który się przetoczył przez audytorium.
Sabinus ścisnął nadgarstek zięcia, by go przytrzymać na siedzeniu.
– Następnie zrównałem z ziemią wszystkie ich fortyfikacje, aby nie można ich było więcej wykorzystać przeciwko nam. Tyrydates poprosił o spotkanie, miejsce zaś zaproponował to samo, gdzie wcześniej przygwoździł Petusa. Nie speszyło mnie to, pomyślałem bowiem, że gdy staniemy tam z pełną siłą, podkreśli to kontrast między ich niedawnym sukcesem a obecną sytuacją.
W sali znów rozbrzmiały nieprzychylne pomruki. Sabinus czuł, że wiele par oczu spoczęło na jego zięciu. Siedzący na krześle kurulnym obok mówcy Neron cmoknął z dezaprobatą.
– Nie zamierzałem się przejmować hańbą poprzednika – kontynuował Werginiusz – wysłałem więc przodem jego syna, który służy w moim sztabie w randze trybuna, z paroma oddziałami, aby usunął wszelkie ślady tamtego niefortunnego starcia. Pojechał ochoczo, rad pomóc w naprawianiu skutków ojcowskiej głupoty.
Tego już było dla Petusa za wiele. Sąsiedzi musieli go siłą zatrzymać na miejscu; patrząc na to zamieszanie, Neron prychnął z pogardą.
– Przybyłem z eskortą dwudziestu jeźdźców jednocześnie z Tyrydatesem, któremu towarzyszyła podobna świta. Miło mi donieść, że młody król okazał mi szacunek, pierwszy zsiadając z konia. Niezwłocznie poszedłem w jego ślady, uścisnąłem mu obie dłonie i pochwaliłem, że nie szuka wojny i chce zawrzeć układ z Rzymem. Doszliśmy do honorowego kompromisu: on zadeklarował, że złoży koronę u stóp pomnika cesarza, a potem przybędzie do Rzymu, by ją ponownie odebrać, ale już z rąk Nerona. Zgodziłem się warunkowo, uzależniając to od cesarskiej aprobaty; ucałowaliśmy się na koniec i rozjechaliśmy.
Wszyscy spojrzeli na Nerona, pomni na jego reakcję, kiedy ostatnim razem w jednym z raportów Korbulon pisał o szybkim zaprowadzeniu porządku w Armenii – senatorowie zaczęli wtedy wiwatować, lecz zaraz uciszył ich wybuch cesarza: stwierdził on, że Korbulon zrobił tylko tyle, ile na jego miejscu dokonałby każdy z obecnych na sali. Tym razem chcieli więc najpierw dostać konkretną wskazówkę. Nie musieli długo czekać.
– Ależ to będzie widowisko! – Neron zerwał się na równe nogi, wzniósł wysoko rękę i zapatrzył się w przyszłość. – Wyobraźcie sobie: władca z dynastii Arsacydów, brat samego wielkiego króla Partów, zjedzie do Rzymu w roli petenta. Do mnie! Nie do swojego brata, lecz do mnie, bo to ja jestem najpotężniejszy. Uznając moje prawo do dysponowania koroną armeńską, potwierdza zarazem moje zwierzchnictwo nad tym królestwem. Wygrałem!
Cesarz rozwarł ramiona, jakby chciał objąć całą izbę. Zebrani powstali niemal jednocześnie i wznieśli wiwaty na cześć Nerona, pana Armenii.
– Wstawaj i udawaj, że się cieszysz! – warknął Sabinus, szarpnięciem podrywając zięcia z krzesła.
Petus niechętnie dołączył do aplauzu.
– Zdaje się, że Korbulon opanował wreszcie sztukę schlebiania princepsowi – zauważył Gajusz, cały spocony z wysiłku wkładanego w oklaskiwanie władcy. – To powinno trochę przedłużyć mu życie.
Wiwatom i pochlebnym okrzykom nie było końca. Neron pławił się w chwale. W końcu jednak nawet najzagorzalsi z lizusów się zmęczyli; wyczuwając, że wrzawa zaczyna cichnąć, sam dał znak, by się uciszono, i usiadł.
– Jest coś jeszcze? – zwrócił się do Werginiusza.
– Zostało kilka linijek, princepsie.
– Dalej więc, bo muszę iść wysłuchać apelacji.
Konsul odchrząknął i wznowił czytanie.
– Jak od zawsze wiadomo, władza namiestnika Syrii rozciąga się też na Judeę. Ponieważ Syryjczyków obłożyłem już wysokimi podatkami, aby opłacić tę kampanię, nakazałem prokuratorowi Porcjuszowi Festusowi znacznie zwiększyć pobór w tamtej prowincji. Dopilnuję także, by jego następca, Gesjusz Florus, kontynuował tę politykę, gdy obejmie urząd w przyszłym roku. Żydów na to stać, są znani z bogactwa; dość spojrzeć na ich kompleks świątynny. Te dodatkowe wpływy w znacznym stopniu pokryją koszt ponownego wyekwipowania dwóch legionów, które Petus tak nieroztropnie utracił, ja zaś już je ściągnąłem z powrotem do Syrii pod moją komendę.
Ostatnie słowo rozbrzmiało echem po izbie i nastała cisza.
Neron drżał z tłumionej furii, zaciskając palce na poręczach krzesła. Zdołał jednak się opanować, wstał raptownie i wymaszerował z senatu w szeleszczącym wirze złota i purpury.
– Oho, drodzy chłopcy – mruknął Gajusz ledwo dosłyszalnie w nagłym gwarze, jaki wypełnił salę po odejściu cesarza. – Zdaje się, że tym przyznaniem się do koncentracji wojska nasz Korbulon właśnie zaprzepaścił wszystko, co zyskał na uczynieniu Nerona rozdawcą koron.
– I to akurat, kiedy już myślałem, że nic dobrego to nie przyniesie – dorzucił z nieprzyjemnym uśmieszkiem Petus.
– Prośba odrzucona! – wrzasnął Neron. Kolejny obywatel, ekwita uznany za winnego zamordowania wspólnika, padł ofiarą cesarskiego rozdrażnienia. – Jaki był pierwotny wyrok?
Epafrodyt zajrzał do rozłożonego na stole papirusu.
– Śmierć przez dekapitację, princepsie.
– Pozbawić go praw obywatelskich i rzucić lwom na pożarcie za marnowanie mojego czasu.
Tłum gapiów, w którym przeważali pospolitacy, wybuchnął aplauzem. Zawsze to przyjemnie popatrzeć, jak ci lepsi dostają za swoje; kto by się tam przejmował, że w niekoniecznie sprawiedliwym postępowaniu…
Skazany rzucił się na ziemię z błaganiem o litość, został jednak bezceremonialnie odciągnięty za nogi, daremnie usiłując czepiać się szpar w bruku.
Sabinus spojrzał na dwudziestkę oczekujących więźniów, którzy przez dwie godziny sądów Nerona nie usłyszeli, by choć jedna apelacja została przyjęta. Żaden nie wyglądał na pewnego siebie. Zaraz, zaraz… Wpadł mu w oko mężczyzna niski, łysawy, o krzywych nogach. Paweł z Tarsu miał minę tak obojętną, że można ją było wziąć za pusty wyraz człowieka kompletnie zagubionego – zważywszy na grożące mu niebezpieczeństwo.
Z zamyślenia wyrwał go czyjś głos tuż obok.
– Ciekawa reakcja, co? Najzupełniej… jak by to określić… spokojna, o właśnie, spokojna, jak na to, że zaraz stanie przed obliczem władcy, któremu zaniepokojenie potencjalnym rywalem na Wschodzie odebrało resztki poczucia sprawiedliwości, jakie się w nim jeszcze mogły kołatać.
Sabinus odwrócił się i ujrzał obrzmiałą twarz Lucjusza Anneusza Seneki.
– O kim mówisz? – spytał.
– To chyba jasne. O Pawle z Tarsu. Zwróciłem uwagę, jak bacznie mu się przyglądasz.
– A ty go znasz?
Seneka obdarzył go uśmiechem dobrego wujaszka i położył pulchną dłoń na jego ramieniu.
– Naprzykrzał mi się, odkąd tylko przybył do miasta z apelacją, abym użył mych wpływów u Nerona i załatwił mu umorzenie zarzutu o działalność wywrotową.
– Tylko że nie masz już żadnych wpływów na dworze.
– To niekoniecznie prawda, dobrze wiesz. – Filozof poklepał go po ramieniu. – Nadal mam do niego dostęp. On po prostu już z zasady mnie nie słucha. Lubi mnie upokarzać, postępując dokładnie na odwrót, niż mu doradzam, a Epafrodyt jeszcze go podburza, bo chce pokazać, że teraz to on jest najważniejszą przy nim figurą. Przyznaję, że to… jakiego by tu słowa użyć… irytujące, otóż to. Irytujące. Przynajmniej było.
Sabinus pojął w lot, co rozmówca ma na myśli.
– Dopóki nie zacząłeś udzielać mu rad przeciwnych do tego, co chcesz osiągnąć?
– Ach, stary przyjacielu, jak ty dobrze rozumiesz naszego Nerona! Przeczytałem co nieco z ohydnych ateistycznych prac Pawła, w których podżega swych zwolenników, aby nie uznawali najwyższej władzy cesarza na ziemi. A teraz, obmierzły hipokryta, jakby nigdy nic apeluje do tegoż cesarza o ułaskawienie, postanowiłem więc wyświadczyć mu tę przysługę i nakłaniać Nerona do łagodnego potraktowania jego sprawy.
– Dobrze zrobiłeś. – Sabinus z aprobatą pokiwał głową. – Musiałem poprzybijać do krzyża sporo jego wyznawców, kiedy byłem namiestnikiem Tracji i Macedonii. Negują istnienie bogów, odmawiają składania ofiar cesarzowi… ba! nawet za jego pomyślność, jak to czynią Żydzi… i wierzą w życie pozagrobowe w świecie lepszym niż nasz. Przez to zdają się nie bać śmierci, która ponoć rychło czeka wszystkich, albowiem tak zwany koniec świata ma według niego nadejść już niedługo. To poglądy niebezpieczne, nierozumne i fanatyczne, nie mówiąc już o tym, że kompletnie sprzeczne ze wszystkim, czego nauczyli nas przodkowie.
– Zgadzam się całkowicie. Chociaż w jednym trudno mu odmówić racji.
– Tak? A w czymże to?
– Widziałem kopię jego listu do greckich zwolenników, w którym napomina, by kobiety były cicho. Ech, gdybyż Poppea Sabina chciała wziąć to sobie do serca… – Seneka zaśmiał się z własnego żartu. – I jestem pewien, że teraz również twój brat Wespazjan zgodziłby się ze mną – dodał, gdy Pawła doprowadzano przed cesarza.
Epafrodyt sprawdził zapis na papirusie.
– Sprawa Gajusza Juliusza Paulusa, zwanego Pawłem z Tarsu, oskarżonego przez Porcjusza Festusa, kończącego kadencję prokuratora Judei, o szerzenie antyrzymskich i antyżydowskich resentymentów oraz o wywołanie zamieszek – obwieścił. – Nie zgodził się na proces w Jerozolimie i wybrał apelację bezpośrednio do ciebie, princepsie. – Podał zwój cesarzowi. – Seneka zaleca łagodny wymiar kary – dorzucił, posyłając filozofowi chytre spojrzenie.
Neron spojrzał na oskarżonego jak na nieprzyjemny objaw choroby skórnej.
– Co masz do powiedzenia? – burknął.
Paweł uśmiechnął się do niego z przesadną słodyczą i rozwarł ku niemu ramiona.
– Princepsie, niech pokój Pański spłynie na ciebie i…
– Do rzeczy! – Władca nie był w nastroju na błogosławieństwa.
Podsądny odruchowo się cofnął, zaskoczony jadowitością jego tonu.
– Ja… tego… wybacz, princepsie. – Zatarł dłonie, przygarbił się i uśmiechnął tak przymilnie, że Sabinusowi zebrało się na mdłości. – Mnie po prostu źle zrozumiano. Przybyłem do Jerozolimy, aby przyjąć zebrane dla ubogich pieniądze. Kapłani w świątyni nie pozwolili mi ich jednak rozdzielić, bo uważali, że to ich zadanie. To zaś znaczyło, że zatrzymają wszystko dla siebie. Na moje protesty najwyższy kapłan kazał straży mnie aresztować i przekazać prokuratorowi. I właśnie wtedy wybuchły zamieszki.
Neron miał dosyć.
– Czyli przyznajesz, że doszło do zakłócenia porządku i że buntowałeś się przeciwko własnym kapłanom, którzy zanoszą bogom ofiary w mojej intencji. Co więcej, chciałeś się zająć rozdawaniem jałmużny, jakbyś to ty, a nie ja, twój cesarz, był źródłem wszelkiej szczodrości.
– No, niby tak. – Pawłowi zrzedła mina. – Ale i nie. Ja…
– Zabrać go i stracić – rozkazał Neron, spojrzawszy zaś na Senekę, pokręcił z niesmakiem głową. – Łagodny wymiar, tak?
Nawet prefekta miejskiego zaskoczyła arbitralność cesarskich wyroków tego dnia.
– Dobrze zobaczyć, że to koniec tego podżegacza – rzekł półgębkiem – ale cieszę się, że princeps ułaskawił mojego zięcia jeszcze przed wysłuchaniem raportu Korbulona.
– Bardzo fortunna okoliczność – przytaknął Seneka, z uśmiechem patrząc, jak Paweł pokornie znosi zakuwanie w łańcuchy. – I werdykt zaiste satysfakcjonujący.
– Myślisz, że jest szansa na zmycie plamy, jaką Petus zostawił na honorze mojego rodu?
– To zależy od dwóch rzeczy: po pierwsze od tego, jak się Wespazjan spisze w Afryce, po drugie zaś od twojej decyzji co do sugestii, jaką ci przedłożyłem.
– Mówiłem ci, Seneko, że nie podejmę jej, dopóki się nie rozmówię z bratem, gdy wróci następnej wiosny.
– Do wiosny wszyscy możemy umrzeć. – Seneka uśmiechnął się ponuro i odszedł.
W postawie Pawła z Tarsu zachodziła zmiana: gdy dotarła doń ostateczność werdyktu, zniknęła jego przypochlebna mina. Zerknął na krępujące go kajdany, wyprostował się i spojrzał cesarzowi prosto w oczy.
– Twój wyrok nic dla mnie nie znaczy – rzekł hardo. – Ten świat już długo nie poistnieje. Ja go tylko opuszczę ciut wcześniej niż ty, albowiem dzień sądu jest bliski. Wtedy będę już z moim Panem, Jeszuą bar Josefem, zwanym Christosem.
– Stać! – Neron uniósł dłoń. – Co on powiedział? Christos?
– Zdaje się, że tak, princepsie – potwierdził Epafrodyt.
Cesarz popatrzył na skazańca.
– Czyżbyś był wyznawcą tego nowego kultu ukrzyżowanego boga?
– Wierzę, że Christos umarł za nasze grzechy – odrzekł z przekonaniem Paweł – i że już wkrótce ponownie przybędzie na ziemię w Dzień Ostatni, który szybko się zbliża. Jego nadejście obwieści wschód Psiej Gwiazdy, a zacznie się tutaj.
Widać było, że Neron przyjął to z zadowoleniem.
– Tak powiadasz? Naprawdę? – Odwrócił się do Sabinusa. – Trzymaj go w Tullianum i dobrze pilnuj, prefekcie. Jego śmierć może mi się na coś przydać.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki