Читать книгу Skrytobójca błazna - Робин Хобб - Страница 6

Prolog

Оглавление

Droga Pani Urocza!

Zbyt długo trwa nasza znajomość, bym czuła się zobowiązana do wyjątkowej subtelności. Rzeczywiście, jak wspomniałaś z właściwą sobie delikatnością, dotarły do mnie druzgocące wieści. Oto mój pasierb, książę Rycerski, dowiódł, iż nie popełniłam błędu, widząc w nim człowieka nieokrzesanego. Istnienie bękarta, którego spłodził z górską dziewką, stało się tajemnicą poliszynela.

Można było poradzić sobie z tym wstydliwym faktem dyskretnie, gdyby tylko brat winowajcy, lotny niczym głaz książę Szczery, natychmiast podjął stanowcze kroki, by uchronić rodzinę od hańby. On tymczasem doniósł o sprawie ojcu.

A cóż uczynił mój pan małżonek w obliczu sromoty? Nie dość, że sprowadził bękarta do zamku w Koziej Twierdzy, to jeszcze obdarował księcia Rycerskiego Białym Gajem. Wysłał go tam razem z pozbawioną wdzięku, bezpłodną żoną. Podarował mu Biały Gaj! Wspaniałe ziemie, gdzie każdy z moich przyjaciół osiadłby z rozkoszą! Król o imieniu Roztropny majątkiem tym nagrodził potomka za spłodzenie bękarta z pospolitą dziewką! Naszemu władcy nie przeszkadza również, że mały górski dzikus został przywieziony do stolicy i paraduje po zamku na oczach całego dworu.

Jakby mało było takiej zniewagi wobec mnie oraz mego syna, rozkazał, by następcą tronu został nie kto inny, tylko książę Szczery. Przyznaję, gdy książę Rycerski zrzekł się praw do korony, uradowałam się skrycie, wierząc, iż wobec takiego obrotu spraw mój Władczy zostanie natychmiast uznany za dziedzica monarszej godności. Choć jest młodszy od obu przyrodnich braci, nikt nie może podawać w wątpliwość faktu, że w jego żyłach płynie krew szlachetniejsza niż u nich, a obycie ma mój syn równie wspaniałe jak imię.

Wyznam szczerze: ja sama również czuję się niedoceniana. Zrezygnowałam z należnego mi prawa do rządzenia oraz tytułów, by zostać władczynią u boku króla Roztropnego. Wiedziałam, iż potomstwo, którym go obdarzę, będzie, rzecz jasna, nieporównanie szlachetniejszego pochodzenia niż owi dwaj lekkomyślni chłopcy, których wydała na świat poprzednia królowa – i co za tym idzie, przejmie władzę po moim małżonku. Czy monarcha, patrząc teraz na księcia Rycerskiego, gotów jest przyznać, że popełnił błąd, wyznaczając go na swego następcę? Skądże, nic podobnego! Zaledwie usunął go na bok, a do roli następcy tronu wyznaczył młodszego z braci, księcia Szczerego. Gamoniowatego niezdarę o topornych rysach i gracji wołu.

Zbyt wiele tego dla mnie, moja droga. Stanowczo więcej, niż mogę znieść. Najchętniej opuściłabym dwór królewski. Zatrzymuje mnie tu jedynie świadomość, że wówczas mój syn, książę Władczy, zostałby tutaj sam, zdany wyłącznie na własne siły...

Pismo królowej Skwapliwej do wielmożnej pani Uroczej z Księstwa Trzody.

Nie cierpiałem jej, będąc dzieckiem. Pamiętam, że gdy natrafiłem na to pismo – niedokończone, niewysłane – i przeczytałem, zyskałem pewność, iż królowa, której nigdy nie zostałem formalnie przedstawiony, faktycznie obdarzyła mnie nienawiścią od momentu, gdy dowiedziała się o moim istnieniu. Odwzajemniałem jej to uczucie.

Nigdy nie spytałem Ciernia, jak wszedł w posiadanie listu. On, również bastard, a przy tym przyrodni brat króla Roztropnego, zawsze bez wahania robił to, czego wymagał interes rodu Przezornych. Zapewne wykradł pismo z biurka królowej Skwapliwej. Może chciał w ten sposób stworzyć pozory, że władczyni, skoro nie odpowiedziała na list pani Uroczej, ostentacyjnie ją lekceważy. Czy teraz ma to jakieś znaczenie? Nie potrafię ocenić, ponieważ nie wiem, jakie efekty uzyskał stary mistrz za sprawą złodziejskiego postępku.

Niekiedy jednak rozmyślam nad tym, czy znalazłem pismo królowej Skwapliwej do pani Uroczej przypadkiem, czy też w następstwie celowego działania Ciernia. Był w tamtych dniach moim nauczycielem, szkolił mnie na skrytobójcę. Sam niezawodnie służył królowi jako zabójca, szpieg i manipulator na dworze w Koziej Twierdzy, i mnie uczył tego samego.

– Królewski bękart – powiedział mi kiedyś – pozostaje bezpieczny tak długo, jak długo jest użyteczny.

Na pozór byłem jedynie potomkiem z nieprawego łoża, istotą pokorną i uległą, przez jednych ignorowaną, przez innych poniewieraną, niesioną zdradliwym nurtem zamkowej polityki. W rzeczywistości jednak równie dobrze jak król Roztropny wiedziałem, że chroni mnie sam władca oraz jego skrytobójca. Stary mistrz uczył mnie biegłości w sztuce używania trucizn i władania nożem, odsłaniał przede mną tajniki dworskich intryg i knowań, lecz przede wszystkim podpowiadał, jak musi zachowywać się bękart z królewskiego rodu, by przetrwać. Czy pragnął wzbudzić we mnie ostrożność, czy też raczej nienawiść, bym stał się jeszcze bardziej od niego zależny? Nawet takie pytania pojawiają się zbyt późno.

Przez lata widywałem królową Skwapliwą w niezliczonych maskach. Z początku była w moich oczach wcieleniem koszmaru. Nienawidziła mojego ojca i mnie tym bardziej, miała dość władzy, by jego zmusić do rezygnacji z prawa do korony, a mnie skazać na życie z imieniem odciskającym piętno bękarta. Pamiętam dni, gdy bałem się nawet jej spojrzenia.

Długi czas po tym, jak zamieszkałem w Koziej Twierdzy mój ojciec został zamordowany, a odpowiedzialnością za tę zbrodnię należało obciążyć zapewne właśnie królową Skwapliwą. Nic jednak nie mogliśmy zdziałać, ani Cierń ani ja, nie mieliśmy jak domagać się sprawiedliwości. Zastanawiałem się wtedy, czy król Roztropny nie znał prawdy, czy też go ona nie obchodziła. Pamiętam, miałem całkowitą pewność, że gdyby władczyni zapragnęła mojej śmierci, wystarczyłoby jedno jej słowo. Nie potrafiłem ocenić, czy Cierń by mnie chronił, czy też na pierwszym miejscu postawiłby swoje powinności i pozwolił mnie zabić.

Takie sprawy zaprzątały mój umysł, gdy byłem dzieckiem.

Biały Gaj jawił mi się wtedy jako miejsce wygnania i upokorzenia. Gdy zamieszkałem w Koziej Twierdzy, powiedziano mi, że tam usunął się mój ojciec, okryty wstydem z powodu mojego istnienia. Zrezygnował z roszczeń do tronu i korony, spuścił głowę wobec gniewu i rozżalenia małżonki, księżnej Cierpliwej, przeprosił dwór i króla za uchybienie cnotom oraz rozumowi i uciekł od własnego bękarta.

Wyobrażałem sobie to miejsce, mając w głowie inne, jedyne mi znane, jako zbrojny zamek na wzgórzu. Zwykle widziałem w myślach obraz fortecy otoczonej palisadą, na podobieństwo Księżycowego Oka w Królestwie Górskim, a czasem strome ściany zamku w Koziej Twierdzy, zawieszonego nad morskimi falami na szczycie groźnego czarnego klifu. Sądziłem, iż mój ojciec tkwi pogrążony w gorzkich rozmyślaniach, sam w kamiennej komnacie zdobionej proporcami bitewnymi i starymi zbrojami, a wokół rozciągają się kamieniste nieużytki sięgające aż po bagna okryte siną mgłą.

Później odkryłem, że Biały Gaj to piękny majątek w rozległej, żyznej dolinie, z dużym i wygodnie urządzonym domem, wcale nie ze skały, lecz ze złotego dębu i ciemnego klonu, i choć posadzki wyłożono płaskim rzecznym kamieniem, to ściany zdobiły drewniane panele, a przez wysokie, smukłe okna szerokim strumieniem wlewał się do wnętrz łagodny złoty blask. Podjazd był szeroki, obsadzony dwoma rzędami brzóz. Jesienią zrzucały one na drogę kobierzec złotych liści, a zimą wyginały się pod ciężarem śniegu we wdzięczne łuki, tworząc błyszczący od mrozu biały korytarz upstrzony plamami błękitnego nieba.

Biały Gaj nie był dla mojego ojca i jego bezpłodnej żony miejscem srogiego zesłania, lecz azylem. Sądzę, że król kochał syna równie mocno, jak macocha nienawidziła. Wysłał go do odległego majątku, by zapewnić mu bezpieczeństwo.

Gdy sam zamieszkałem tam ze swoją ukochaną i jej wspaniałymi synami oraz z kobietą, która zawsze chciała być moją matką, przez jakiś czas żyliśmy jak w raju. Wreszcie zyskałem spokój i mogłem odpocząć.


Czas jest nieżyczliwym nauczycielem, daje nam lekcje o wiele za późno. Niejedno zrozumiałem lata całe po właściwym terminie. Spoglądając wstecz, widzę starego króla Roztropnego jako człowieka wyniszczonego długotrwałą ciężką chorobą, która odebrała mu sprawność ciała i bystrość umysłu. Co gorsza, królowa Skwapliwa nie maluje mi się już jako zła kobieta, zdecydowana za wszelką cenę zohydzić mi życie, lecz w roli matki przepełnionej bezkrytyczną miłością do jedynaka, pilnującej, by mu nikt w najmniejszym stopniu nie uchybił. Nie istniała siła zdolna ją powstrzymać od posadzenia ukochanego potomka na tronie.

Jakiej granicy nie przekroczyłbym, chroniąc córkę? Jaki czyn uznałbym za niedopuszczalny? Czy jeśli powiem: „Zabiłbym dla niej bez wahania”, zaświadczę, że jestem potworem? Czy po prostu ojcem?

Wszystkie te myśli są spóźnione. Nauki odebrane po czasie. Młodzieńcem będąc, czułem się jak zgrzybiały starzec zgięty pod brzemieniem bólu. Och, jakże się nad sobą litowałem, z jakim żarem usprawiedliwiałem każdą chybioną decyzję! A potem, gdy przyszedł mój czas, by mądrze żyć na własny rachunek, utkwiłem w pułapce ciała dojrzałego mężczyzny, ciągle podległego dawnym pasjom i odruchom, nadal polegającego na sile prawego ramienia, choć powinienem być mądrzejszy i korzystać z rozumu.

Nauki odebrane po czasie. Przemyślenia o dziesiątki lat spóźnione.

I tak wiele przez to strat!

Skrytobójca błazna

Подняться наверх