Читать книгу Tylko ty mnie zrozumiesz - Samantha Young - Страница 5

Rozdział pierwszy

Оглавление

Lanton, sierpień 2013

Upajający zapach kwiatów wypełniał pokój. Ostatnio kleił się do wszystkiego. Nawet po umyciu rąk czułam się tak, jakbym przed chwilą oblała je kwiatowymi perfumami.

– Ładne.

Oderwałam wzrok od bukietu czerwonych róż i białych lilii i zobaczyłam, że Claudia wskazuje go ręką.

– Chyba zaczynam sobie z tym radzić. – Zerknęłam na kwiaty. – Nareszcie.

– Dla kogo to? – zainteresowała się.

– Dla Huba, a konkretnie dla jego żony, na piętnastą rocznicę ślubu.

Claudia pokiwała głową.

– A więc pod tą niedźwiedziowatą powłoką kryje się czułe serce, co?– mruknęła.

Uśmiechnęłam się szeroko. Hub, właściciel pobliskiej restauracji w moim rodzinnym miasteczku Lanton w stanie Indiana, był potężnym mrukiem z obfitą brodą, i wcale się nie dziwiłam, że przyjezdni trochę się go obawiali. Claud jednak się nie myliła, Hub miał złote serce.

– Złożył zamówienie ponad miesiąc temu. Taki człowiek nie zapomina o rocznicy ślubu.

Claudia z uśmiechem zademonstrowała okno wystawowe kwiaciarni mojej matki.

– Zaaranżowałam witrynę, tak jak prosiłaś – oznajmiła.

Delia była jedyną kwiaciarnią w miasteczku i choć nie mieszkało tu zbyt wielu ludzi, interes szedł całkiem nieźle. Na zapleczu, gdzie układałam bukiety, pojawił się niedawno problem z pleśnią, ale rodzice wydali majątek, by się z nią rozprawić, i Delia znów funkcjonowała.

Nie mogłam z ręką na sercu powiedzieć tego samego o drugiej Delii, czyli mojej matce.

– Dzięki – odparłam. – Naprawdę się cieszę, że tu jesteś.

Po zakończeniu roku na uniwersytecie w Edynburgu Claudia w pośpiechu spakowała się i wróciła do Stanów, żeby zamieszkać ze mną i moimi rodzicami. Była tu przez cale lato, pomagając w najgorszym kryzysie, jaki przytrafił się naszej rodzinie.

– Przestań to wreszcie powtarzać, bo w końcu zrobię ci krzywdę.

– Dobra. – Uśmiechnęłam się lekko.

Claudia zmarszczyła brwi.

– Gdzie mama Delia? – zapytała, rozglądając się dookoła.

Mama była na cmentarzu, jak zawsze.

– A jak myślisz? – wymamrotałam, garbiąc się nad bukietem.

– A. No tak. – Claudia westchnęła. – Dziś rano dzwonił do mnie Lowe. – Gdy milczałam, dodała: – Podobno próbował się z tobą skontaktować.

– Wiem – odparłam z nonszalancją, którą nie do końca czułam.

Skoro nie rozmawiałam z Jakiem, chyba nie powinnam rozmawiać z Lowe’em.

– Lowe to twój przyjaciel.

– Nieprawda, to przyjaciel Jake’a. I tak zraniłam Jake’a, zwierzając się nie jemu, ale jego najlepszemu kumplowi.

Sięgnęłam po więcej liści do wypełnienia kompozycji, jednak Claudia chwyciła mnie za rękę.

– Bukiet jest skończony – zauważyła.

– Czułam, że będziesz chciała pogadać – westchnęłam, odwracając się do niej.

– Charley, zajęcia zaczną się już za tydzień. Jesteś gotowa?

– Nie, ale postaram się być.

– Wrócimy do starego mieszkania, a ponieważ to ostatni rok, będziemy miały co robić. Poza tym znowu zobaczysz Alexa. To bardzo dobrze.

Odwróciłam wzrok i przygryzłam wargę.

– Myślisz, że mogę ich tak zostawić? – zapytałam cicho po chwili milczenia. – Mama codziennie chodzi na cmentarz, a tata nadal się na mnie wścieka.

Wzrok Claudii był pełen współczucia, ale dostrzegłam w nim również determinację.

– Może i Delia chodzi codziennie na cmentarz, ale to nie znaczy, że coś z nią nie tak. Czuje się o wiele lepiej, Charley, i teraz da sobie radę sama. A Jim cię kocha. Ochłonie, kiedy i ty ochłoniesz.

– Przestań – ostrzegłam ją, bo zdecydowanie nie chciałam poruszać tego tematu.

– Dobrze. – Z rezygnacją uniosła ręce. – Tylko powiedz, czy ty w ogóle masz zamiar jeszcze kiedykolwiek rozmawiać z Jakiem?

– Co to ma być? – Spiorunowałam ją wzrokiem. – Dzień wkurzania Charley?

– Nie, to dzień powrotu do normalności i stawiania czoła decyzjom podjętym w ostatnich miesiącach. Na przykład w sprawie niejakiego Jacoba Caplina.

Poczułam znajomy ból w piersi, ale postanowiłam go zignorować. Minęłam Claud, złapałam miotłę i zaczęłam sprzątać zaplecze.

– Nie, nie mam zamiaru więcej rozmawiać z Jakiem – oznajmiłam. – To koniec i tak to zostawmy.

Claudia głośno odetchnęła.

– Czyli chcesz, żeby się zastanawiał, co poszło nie tak?

Wydawała się przerażona, a mnie natychmiast dopadło poczucie winy. Z determinacją odepchnęłam je od siebie.

– Za bardzo zraniliśmy się nawzajem – powiedziałam. – Od tego nie ma odwrotu.

– Moglibyście spróbować.

– Tak jak ty i Beck?

Claudia ściągnęła ładnie zarysowane brwi.

– To co innego – odparła.

– Claudio…

– Dobrze, już odpuszczam. Chwilowo.


Wydaje mi się, że w którymś momencie ludzie nabrali o mnie błędnego mniemania. Sama chyba też go nabrałam. Nie wiem, czy to było wtedy, gdy odepchnęłam siostrę sprzed pędzącego auta i wzięłam na siebie uderzenie. Wtedy zaczęto mnie nazywać Supergirl. Może chodzi o mój tupet.

Tak czy inaczej, ludzie chyba myślą, że jestem nieustraszoną, dzielną, niezależną młodą kobietą, która ma gdzieś opinie innych. W zasadzie naprawdę mam je gdzieś, jednak to nie dotyczy moich rodziców. Boję się, że ich stracę.

Nie jestem nieustraszona, nawet nie jestem szczególnie dzielna, i chyba nie aż tak niezależna, jak mi się wcześniej wydawało.

Szczęście dziecka zależy wyłącznie od rodziców. Ich uścisk, pocałunek w czoło, przejażdżka na barana, śmiech, życzliwe słowa, czułość i miłość sprawiają, że zapomina się o stłuczonym kolanie, wyzwiskach kolegi z klasy czy śmierci ukochanego zwierzątka. Dopóki wiedziałam, że rodzice mnie kochają, darzą szacunkiem i są ze mnie dumni, wszystko było w porządku.

To nigdy całkiem nie przeminęło. Zdumiewające, z jaką łatwością rodzice doprowadzają do tego, że dorosły człowiek znowu czuje się jak dziecko.

Tak właśnie czułam się teraz – jak dziecko zabiegające o miłość i szacunek rodziców. Od miesięcy miałam jednak wrażenie, że tylko ich rozczarowuję, zwłaszcza tatę.

Później tego dnia – po tym, jak mama wróciła z cmentarza i pomogła nam zamknąć kwiaciarnię – poszłyśmy do domu na kolację. Tata, z zawodu mechanik, był właścicielem miejscowego warsztatu. Zjawił się w domu wkrótce po nas i w końcu wszyscy zasiedliśmy do stołu w jadalni.

Zapadło znajome milczenie.

Szczęk sztućców na talerzach, brzdęk szkła, szelest serwetek, chrupanie chleba jeszcze podkreślały ciszę. W tych dniach niewiele mieliśmy sobie do powiedzenia, więc tym bardziej zdumiało mnie pytanie taty.

– Myślałaś jeszcze o tym egzaminie na prawo?

Zerknęłam na Claudię, która zrobiła wielkie oczy. Moja odpowiedź jeszcze bardziej ją zaszokowała.

– Jesienią zamierzam zdać egzamin kwalifikacyjny na prawo – odparłam.

Oczy Claudii omal nie wyszły z orbit.

– Naprawdę? – Popatrzyła na mnie.

Ona zdała go w czerwcu, sądziła jednak, że zrezygnowałam ze studiowania tego kierunku.

– Owszem. – Pokiwałam głową, czując na sobie palący wzrok rodziców. – Jeśli tylko zdążę zdać w lutym, jesienią złożę podanie o przyjęcie na studia prawnicze.

– Bardzo się cieszę. Claudia na pewno pomoże ci w nauce – oznajmił tata.

Popatrzyliśmy na siebie i po raz pierwszy od miesięcy spojrzenie taty było niemal czułe. Naprawdę się cieszył, gdyż jego zdaniem podjęłam dobrą decyzję.

Ja nie wiedziałam jednak, czy słusznie wybrałam prawo zamiast akademii policyjnej, jak pragnęłam. Chyba dlatego nie wspomniałam o tym Claudii – nie chciałam, żeby ktokolwiek próbował mi to wyperswadować. Prawdę mówiąc, podjęłam tę decyzję, bo uznałam, że tak będzie najlepiej dla mojej rodziny.

– Ja też. – Zerknęłam na mamę i zobaczyłam łzy w jej oczach, kiedy się do mnie uśmiechała.

Tak, to była najlepsza decyzja dla rodziny. Dzięki temu rodzice mogli się uspokoić, a potrzebowali tego bardziej niż ja pracy w policji.

– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, Charley? – zapytała Claudia.

– Oczywiście. – Uśmiechnęłam się do niej z przymusem.

Kolacja przebiegała w mniej niezręcznej atmosferze niż zwykle, gdyż rodzice włączyli się do rozmowy, a potem, zamiast mnie przepędzić, mama pozwoliła mi pomóc przy sprzątaniu.

Poszłam za nią do kuchni i postawiłam talerze obok kosza na śmieci. Gdy wrzucałam do niego resztki, mama oznajmiła:

– Jestem z ciebie dumna, Charlotte.

– Tak? – Zerknęłam na nią.

Uśmiechnęła się, a jej oczy zaszły łzami. Ostatnio często się to zdarzało. Mama nie była takim płaczkiem zanim… zanim… teraz jednak wzruszała się przy każdej okazji.

– Wiesz, przez te miesiące nieustannie myślałam o tym, że idziesz na akademię policyjną i wstąpisz do policji – ciągnęła. – Oczywiście zawsze wiedziałam, że potrafisz o siebie zadbać, zanim jeszcze odepchnęłaś Andie sprzed auta Finnegana. Zamartwiałam się przez jakieś pół sekundy, dopóki cię nie zobaczyłam. Miałaś nogę w gipsie, siniaki na całym ciele, ale kiedy weszliśmy do sali szpitalnej, uśmiechnęłaś się do nas szeroko, bezczelnie. Gdyby Andie była na twoim miejscu, bardzo by nią to wstrząsnęło. Po tamtym zdarzeniu była w rozsypce, tygodniami snuła się za tobą krok w krok. Okropnie cię to denerwowało.

Nagle poczułam gulę w gardle i odwróciłam głowę, walcząc ze łzami.

– Pamiętam – wyszeptałam.

– Nie chciałam, żebyś została policjantką, ale przed latem czułam się winna, próbując cię od tego odwieść. Nie chciałam przez resztę życia czekać na nocny telefon z informacją, że moja córka zginęła na służbie, choć jeszcze bardziej nie chciałam, żeby moje dziecko czuło do mnie niechęć za to, że go nie wspierałam. Potem jednak ta sprawa z Andie… – Odepchnęła się od blatu, podeszła do mnie, po czym wzięła mnie za rękę. – Wiem, że proszenie cię o rezygnację z akademii to egoizm. Naprawdę zdaję sobie z tego sprawę. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście chcesz zdawać ten egzamin na prawo, czy tylko zadowolić tatę i mnie. Gdybym była silniejsza, zachęciłabym cię do realizacji marzeń. Tyle że nie jestem silna i cieszę się, że nie idziesz na akademię. Przykro mi, ale to prawda. Nie znienawidź mnie za to, proszę.

– Rozumiem, i dlatego podjęłam taką decyzję.

– Ale czy naprawdę chcesz być prawnikiem? Bo nie musisz.

Uśmiechnęłam się do niej z goryczą.

– Nie mogę dać tacie tego, czego naprawdę chce – powiedziałam. – Po raz pierwszy w życiu go rozczarowałam.

– Charley…

– Nie, mamo, wiesz, że to prawda – przerwałam jej. – Ja też żałuję, że nie jestem silniejsza, ale skoro nie jestem, tylko tyle mogę mu teraz dać. Zawsze chciał, żebym została prawnikiem, więc zdam ten egzamin.

Mama mocniej ścisnęła moją rękę.

– Kiedyś znowu będziemy tacy jak dawniej.

Boże, naprawdę miałam taką nadzieję, bo teraz bardzo brakowało mi taty, a jeszcze bardziej Andie.

Łzy spłynęły mi po policzkach, więc się odwróciłam i próbowałam skupić na sprzątaniu. Mama się wycofała.

Gdy odgłos jej kroków ucichł, telefon zawibrował w mojej kieszeni. Na widok imienia na ekranie poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku.

To było kolejne nieodebrane połączenie od Jake’a. Dzwonił raz dziennie, odkąd wyjechałam z Edynburga. Potem, jak zawsze, pojawił się SMS.

Znasz reguły…

Mimo że nigdy nie oddzwaniałam, Jake nie rezygnował, zapewne w nadziei, że pewnego dnia zmienię zdanie. Półtora miesiąca temu, gdy stało się jasne, że się tego nie doczeka, wysłał mi SMS z prośbą, żebym chociaż dała mu znać, że wszystko w porządku. Tak zrobiłam i odtąd codziennie chciał to wiedzieć.

Otarłam łzy z policzków i odpisałam.

Wszystko okej.

Nigdy nie pytałam, czy u niego też, za bardzo ciążyło mi poczucie winy, więc wolałam zachować się jak tchórz. Wiedziałam, że zraniłam Jake’a, nie chciałam jednak usłyszeć tego z jego ust.

Wepchnęłam telefon do kieszeni, myśląc o ironii losu – zaledwie kilka miesięcy wcześniej dałam Jake’owi wycisk za to, że zerwał ze mną, kiedy miał siedemnaście lat. Ponad cztery lata później zraniłam go równie mocno, choć obiecałam sobie, że nigdy nie skrzywdzę nikogo tak, jak Jake skrzywdził mnie.

Jak dużo może się zmienić w trakcie kilku miesięcy.

Tylko ty mnie zrozumiesz

Подняться наверх