Читать книгу Nieznośny ciężar tajemnic - Samantha Young - Страница 4

Rozdział 2

Оглавление

Dom w Weston w stanie Massachusetts był pałacem. Prawdziwym pałacem.

Stałam na zewnątrz na podjeździe i wyciągając szyję, obserwowałam ogromny budynek z czerwonej cegły. Dach był pokryty szarymi dachówkami, a okna miały białe drewniane ramy. Poza tym miałam wrażenie, że budowla się nie kończy.

– Podoba ci się?

Przełknęłam ślinę i spojrzałam szybko na narzeczonego Hayley i mojego przyszłego ojczyma w jednej osobie. Theodore Fairweather miał ponad czterdzieści lat, był wysoki, atletycznie zbudowany i najwyraźniej przystojny jak na starego człowieka. Co więcej, był właścicielem domu, w którym nasze kalifornijskie mieszkanie bez problemu zmieściłoby się dwadzieścia, może nawet trzydzieści razy.

– Jest wielki – stwierdziłam.

Theo zaśmiał się, a w kącikach jego oczu pokazały się kurze łapki. Często się tam pojawiały, uznałam, że to dlatego, że często się śmiał. To oczywiście nie znaczyło, że był dobrym człowiekiem. Za tymi wesołymi, niebieskimi oczami mogło się kryć okrucieństwo. Ludzkość w końcu do perfekcji opanowała kłamstwo.

– Tak, jest duży – przyznał.

– Po prostu kocham to miejsce. – Hayley położyła głowę na jego ramieniu. – Nie mogę uwierzyć, że nareszcie tu jesteśmy.

– Ja też nie. – Pocałował ją w czoło. – Mam wrażenie, że czekałem całą wieczność, aż wreszcie do nas dotrzecie.

Theo odebrał nas z lotniska. Nie miałyśmy ze sobą dużo bagaży, bo Hayley powiedziała, żebym nie pakowała ubrań. Uznała, że będziemy musiały kupić chiuchy, które pozwolą lepiej nam się dopasować do naszej nowej pozycji.

Jasne.

Widać było, że Hayley jest podekscytowana myślą o wydawaniu pieniędzy Theo. Ale ja nie chciałam nic mu zawdzięczać. Niestety, byłam mu już winna tysiące dolarów czesnego za jakąś głupią, snobistyczną szkołę w Bostonie.

– Wejdźmy do środka. – Theo przeszedł przez dwuskrzydłowe drzwi wejściowe. Stanęłyśmy w marmurowym holu zakończonym parą drzwi wiodących do holu głównego. Szerokie schody opadały ku nam leniwym łukiem. Nie mogłam przestać gapić się na drogie meble.

Jako dziecko robiłam, co mogłam, żeby nie czuć się jak śmieć. Wiedziałam, że inni tak właśnie o nas myśleli. Ale starałam się pamiętać, że bez względu na to, co mówią, byłam kimś.

Stojąc w tanich ubraniach w tym wielkim, luksusowym domu, poczułam teraz nagły lęk, że nigdy nie zdołam nabrać pewności siebie. Nigdy nie odzyskam kontroli. Czułam się niezgrabnie. Nieelegancko. Jak prostaczka.

Jak śmieć.

Wzbudziło to we mnie jeszcze większą – jeśli w ogóle to możliwe – nienawiść do Hayley i Theo za to, że przez nich było mi teraz tak bardzo źle.

– Oprowadzę cię po domu i pokażę twój pokój, India.

Pozostałą część rezydencji urządzono tak pięknie, że poczułam mdłości. Nie mogłam zapamiętać, przez ile wspaniale udekorowanych i luksusowo umeblowanych saloników Theo nas przeprowadził. Kuchnia była dwa razy większa od naszego mieszkania w Kalifornii. W końcu dotarliśmy do mniej formalnego pokoju telewizyjnego na tyłach domu. Trzy jego ściany zostały w całości wykonane ze szkła, a podwójne przeszklone drzwi prowadziły na ogromne patio. Widziałam tam grill, zestaw mebli ogrodowych, fotele i dalej ogromny basen oraz domek przy nim przypominający miniaturową wersję rezydencji.

Naokoło basenu, śmiejąc się i rozmawiając, siedziała grupa młodzieży w moim wieku.

Theo zmarszczył brwi na ich widok, ale gdy zauważył moje badawcze spojrzenie, uśmiechnął się. Ta nagła zmiana tylko umocniła mnie w przekonaniu, że muszę uważać na jego zachowanie.

– Eloise siedzi tam z grupą przyjaciół. Zaprowadzimy cię do nich, a później Eloise pokaże ci twój pokój. Co ty na to?

Nie umiałam wyobrazić sobie nic gorszego.

Uczucie niepokoju natychmiast przerodziło się w prawdziwą panikę. Gdy Hayley i Theo zmusili mnie do wyjścia na zewnątrz, na ciepłe wrześniowe słońce, miałam wrażenie, że moje stopy przyciąga do ziemi ogromny ciężar.

– Eloise! – zawołał Theo i ładna rudowłosa dziewczyna wstała z fotela. Miała na sobie piękną żółtą sukienkę z jedwabiu, która doskonale podkreślała różowawą bladość jej cery. Musiała kosztować prawdziwą fortunę.

Wyszła nam naprzeciw i uśmiechnęła się szeroko do ojca. Poczułam coś, czego nie chciałam nazwać zazdrością, kiedy ojciec i córka przytulili się – z objęciem, którego siła musiała być prawdziwa albo talenty aktorskie tych dwojga znacznie przewyższały wszystko, co byłam w stanie sobie wyobrazić – a potem uśmiechnęli do siebie.

Theo wymamrotał coś, czego nie dosłyszałam.

– Przepraszam, tato. – Eloise spojrzała na Hayley i powiedziała skarcona. – Przepraszam, że nie wyszłam wam na spotkanie.

– Nie szkodzi, kochanie. – Hayley natychmiast przyjęła jej przeprosiny, a ja próbowałam nie skrzywić się na obie. „Kochanie”? Serio?! Jak dobrze Hayley znała swoją przyszłą pasierbicę?

– Eloise, to India. India, to Eloise – powiedział Theo.

Spojrzenie orzechowych oczu spotkało się z moim. Zesztywniałam. Nie było w nich ani odrobiny ciepła.

– Witaj – powiedziała z nerwowym uśmiechem.

Krótko skinęłam głową, a jej uśmiech wydawał mi się jeszcze bardziej sztuczny.

– Pomogę Hayley się rozpakować. Przedstawisz Indię twoim przyjaciołom i zaprowadzisz ją do jej pokoju, dobrze?

– Oczywiście, tatusiu – wyszczebiotała.

Hayley ścisnęła moją rękę i spojrzała na mnie zachęcająco, jakby wcale nie zostawiała mnie wilkom na pożarcie. Odwróciłam się od niej i spojrzałam z niepokojem na Eloise.

Odwzajemniła moje spojrzenie, ale nie powiedziała ani słowa dopóty, dopóki nie usłyszałyśmy trzasku zamykanych drzwi.

– A więc jesteś tutaj. – Eloise skrzyżowała ramiona.

– Na to wygląda – powiedziałam. Tak, zdecydowanie nie mogłam oczekiwać od niej ciepłego powitania.

– Będziesz musiała iść na zakupy. – Spojrzała na moje ubrania i zmarszczyła brwi.

Postanowiłam nie odpowiadać ani jej, ani jej przyjaciółce, która zachichotała z fotela na insynuację, że mój strój był zbyt tani jak na standardy ludzi z jej świata.

Naciągnęłam zbroję i zrobiłam jedyne, co mogłam: udałam, że nie jestem przestraszona.

– Kim są twoi znajomi? – zapytałam i podeszłam do nich.

Chichocząca dziewczyna była niska, miała gładką złotą cerę i ciemnobrązowe włosy. Siedziała na fotelu. Na brzegu basenu przycupnęli mocno opalony blondyn i przepiękna blondynka z cerą i rysami twarzy jak u porcelanowej lalki. Oboje mieli podwinięte nogawki spodni. Wyglądali jak z reklamy Abercrombie & Fitch. W wodzie, na nadmuchiwanym materacu leżał ciemnowłosy chłopak, na którego twarzy malował się uśmieszek. Wreszcie moje oczy spoczęły na sylwetce chłopaka opartego o ścianę domku. Był wysoki i miał ciemną cerę, ciemne włosy i oczy – krótko mówiąc, jeden z tych przystojniaków, którzy wydają się zbyt piękni, żeby istnieć naprawdę. Patrzył na mnie obojętnie.

Rzuciłam mu spojrzenie, wkładając w nie całą nudę, jaką umiałam udać, i odwróciłam się do małej chichotki.

Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się do mnie.

– Jestem Charlotte – powiedziała.

– Co ważniejsze, ja nazywam się Gabe! – wykrzyknął chłopak z basenu. Podpłynął w naszą stronę i z uśmiechem wyciągnął do mnie rękę. Jego czarne włosy były ułożone w fale, a na brązowej skórze migotały krople wody. Na policzkach i nosie miał niewyraźne piegi, co tylko dodawało uroku jego przystojnej twarzy. Śmiejące się oczy przesunęły się po mojej sylwetce.

Pochyliłam się i uścisnęłam jego mokrą rękę.

– India – przedstawiłam się.

– Superimię. – Położył się znowu na materacu, obserwując moją figurę. Jego spojrzenie było zupełnie inne niż to Eloise, więc trochę odetchnęłam z ulgą. Może jednak miałam tu jakieś szanse. Ostatecznie magicznie nie przestałam być ładna w Massachusetts.

– Jestem Joshua. – Chłopak z nogami w basenie wyciągnął do mnie rękę.

Dziewczyna obok niego dźgnęła go łokciem w bok i spojrzała znacząco.

– Auć! – Skrzywił się. – Co znowu?

– Idiota! – Pokręciła zniesmaczona głową.

– Miło cię poznać. – Zignorowałam ją i uścisnęłam mu dłoń.

– Ciebie też.

Teraz to on potrącił dziewczynę. Westchnęła ciężko i spojrzała w górę, na mnie, taksując mnie spojrzeniem jak wcześniej Eloise.

– Bryce – burknęła.

Spojrzałam przez ramię na chłopaka przy domku. W odpowiedzi na mój badawczy wzrok wyprostował się i podszedł bliżej. Zatrzymał się przy fotelu i usiadł na nim z nonszalancką elegancją, z jaką można się tylko urodzić.

– Finn Rochester – powiedział krótko, głębokim i ostrym głosem.

Jako jedyny przedstawił się również z nazwiska i natychmiast zdałam sobie sprawę, że powinnam wiedzieć, że jest ważne. Od razu uznałam, że lubię go najmniej z tego towarzystwa: pięknego, pretensjonalnego chłopca.

– Mój chłopak. – Eloise podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.

Gest wyglądał na wymuszony i zaczęłam się zastanawiać, co pan Rochester sądził o tak mało subtelnej deklaracji posiadania.

– I dla twojej wiadomości, Joshua jest moim facetem – ogłosiła Bryce.

– Dobrze wiedzieć – powiedziałam, rozbawiona ich desperacją, która zmuszała je, aby wszem wobec ogłaszać, że chłopcy należeli do nich. – Będę pamiętać, żeby moją osobowość pożeraczki mężczyzn odłożyć przy nich na półkę.

– Przy mnie nie musisz! – zaśmiał się Gabe.

– Nie jesteście razem? – Machnęłam ręką między nim a Charlotte.

– O Boże, nie – odezwała się Charlotte.

– Ej! – Gabe opryskał ją wodą, a ona zapiszczała jak pięciolatka.

– Więc jesteś z Kalifornii? – zapytał Joshua.

– Tak. Z Arroyo Grande.

– Fuj, Zachodnie Wybrzeże – skrzywiła się Bryce.

Od razu przypomniałam sobie Siobhan i jej odrazę wobec wszystkiego, co nie pochodziło z Zachodniego Wybrzeża. Czyżbym spotkała jej lustrzaną siostrę bliźniaczkę w Massachusetts?

– Może i fuj, ale serio, wiele bym dała za ładną pogodę i ciepło przez cały rok. – Westchnęła rozmarzona Charlotte.

– Znudziłyby ci się – stwierdziła Bryce. – Cztery pory roku są lepsze niż dwie.

Nie chciało mi się wyjaśniać jej, że w Kalifornii były cztery pory roku, ale nie różniły się między sobą tak bardzo jak tutaj. Miałam wrażenie, że ta informacja ani na jotę nie zmieniłaby jej opinii o Zachodnim Wybrzeżu.

– No, to co sądzisz o tym wszystkim? – zapytał Joshua. – Theo i twoja matka zeszli się ze sobą… Raczej dość szybko, nie?

Poczułam wzrok Eloise i zrozumiałam, że wbrew sobie też była zainteresowana, więc skierowałam odpowiedź do niej.

– Uważam, że nasi rodzice zachowali się chujowo.

Chłopcy wybuchnęli śmiechem. Przynajmniej Joshua i Gabe. Finn spojrzał na mnie jak na szokujący rezultat nieudanego eksperymentu naukowego.

– Mój ojciec nie zachowuje się w ten sposób i nie życzę sobie słyszeć tutaj takiego języka. – Eloise zmrużyła oczy.

Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Twój ojciec jest bogatszy od Jaya-Z, a jednak nie pomyślał, że mógłby polecieć do Kalifornii, żebym mogła poznać człowieka, który ma zostać moim ojczymem. Zamiast tego musiałam porzucić całe moje życie i wprowadzić się do domu obcych ludzi. Naprawdę nie sądzisz, że to chujowe ze strony naszych rodziców?

– Mój ojciec chciał polecieć na zachód, żeby cię poznać – powiedziała spokojnie Eloise. – To twoja matka się nie zgodziła.

Wzdrygnęłam się i poczułam ukłucie w piersi. Oczywiście, że Theo chciał mnie poznać, i oczywiście, że moja matka przekonała go, żeby tego nie robił. Pewnie myślała, że zniszczę cały jej plan, mówiąc mu prawdę albo po prostu… Cóż, będę sobą.

Wzruszyłam ramionami, udając, że wcale mnie to nie obeszło.

– Więc wy wszyscy chodzicie do tej samej szkoły? – zmieniłam temat.

– My – Eloise zatoczyła palcem koło, pokazując całą swoją grupę – jesteśmy liceum Tobiasa Rochestera. Pradziadek Finna był założycielem szkoły.

Powoli wszystko stawało się jasne.

Spojrzałam na Finna, ale on nieporuszenie wpatrywał się w ziemię. To byli „fajni” ludzie. Moja przepustka do wysokiej pozycji. Jak miałam ich do siebie przekonać, kiedy Eloise traktowała mnie tak ozięble?

Przeniosłam wzrok z Eloise na Finna, który znowu patrzył na mnie. Czy raczej na wylot przeze mnie.

Wytrącona z równowagi, spojrzałam znowu na Eloise. Ta machnęła ręką w stronę domu.

– Mogłabym ci pokazać twój pokój, ale pewnie potrzebujesz chwili samotności, żeby ze wszystkim się oswoić.

Straciłam nadzieję. Zrozumiałam, że jej grzeczna wypowiedź oznaczała, że nie zamierza pozwolić, żebym stała się częścią ich grupy.

– Jasne – zgodziłam się z uśmiechem. Miałam nadzieję, że wyglądał uprzejmie. – Do zobaczenia później.

Zacisnęłam zęby, żeby spokojnie wejść do środka i zniknąć im z oczu.

Kiedy zostałam sama, oparłam się bezwładnie o ścianę i z trudem wciągnęłam powietrze. Cała drżałam, piekły mnie policzki, a gardło miałam ściśnięte tak, że nie mogłam oddychać.

Czułam, jakbym miała za chwilę umrzeć.

Rozpoznałam objawy towarzyszące nadciągającemu atakowi paniki i spróbowałam go opanować. Eloise jasno dała mi do zrozumienia, że nie chce się ze mną przyjaźnić, i nie wiedziałam, czy to dlatego, że nienawidzi mojej matki, czy dlatego, że nie chciała nikogo na miejsce swojej. A może nie mogła pozwolić, by uwaga jej ojca została podzielona między więcej osób? Wiedziałam jednak, że zostałam na lodzie.

Pierwszy dzień w szkole w poniedziałek będzie po prostu uroczy.

Drżąc, osunęłam się na podłogę i przycisnęłam nasady dłoni do oczu. Przywykłam do poczucia samotności w pokoju pełnym ludzi, którzy mnie lubili, ale nie wiedziałam, jak radzić sobie z byciem naprawdę sama.

Dziwiłam się, jak bardzo mnie to przerażało.

Podczas próby odnalezienia mojej nowej sypialni prawie znowu wpadłam w histerię. Zgubiłam się w labiryncie korytarzy, schodów i pokoi w rezydencji.

Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, byłam w szoku.

„Duży” nie było tu adekwatnym określeniem.

Na środku pokoju z oszklonymi drzwiami, prowadzącymi na balkon, znajdowało się ogromne łóżko z baldachimem i zasłonami w kolorze szampana. Ścianę za łóżkiem obito tapetą w złote adamaszkowe wzory. Dostałam białe meble w stylu francuskim: nocny stolik, toaletkę i stolik z taboretem do kompletu. Biurko z komputerem Apple’a, obok niego przybory szkolne, plazma na ścianie naprzeciwko mojego łóżka z małą półką z odtwarzaczem DVD. Na ścianie przy drzwiach umieszczono iDock, więc mogłam odtwarzać muzykę i słuchać jej z małych głośników, zamocowanych wysoko w każdym kącie pokoju. Do tego miałam wielką garderobę i własną łazienkę z prysznicem, a także wielką wanną na lwich łapach.

To była sypialnia dla prawdziwej księżniczki.

Zakochałam się w niej. I od razu się za to znienawidziłam.

Tak właśnie wyglądał pokój, o jakim marzyłam, kiedy chciałam uciec od mojego ojca. Pokój, jakiego nigdy nie miałam mieć.

Więc oczywiście go uwielbiałam.

Chciałam tylko móc go zdobyć w inny sposób.

– I co o tym myślisz? – Hayley stała w drzwiach, uśmiechając się do mnie. Była sama.

Przypomniałam sobie słowa Eloise i odwróciłam się do Hayley.

– Myślę, że wstydzisz się mnie albo siebie.

Weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

– O czym ty mówisz?

– O tym, że Theo chciał przyjechać do Kalifornii, żeby się ze mną spotkać, zanim wywieziecie mnie na drugi koniec kraju do obcego miejsca i obcych ludzi. A ty nie pozwoliłaś, żeby mnie poznał. Dopóki nie było za późno.

– To nieprawda. – Hayley potrząsnęła głową z miną winnej.

– Eloise powiedziała mi, że Theo chciał do nas przylecieć, ale ty się nie zgodziłaś.

Pochyliła głowę i milczała.

Wciąż byłam zaskoczona, że Hayley jednak potrafi mnie zranić.

– Więc jak było? – naciskałam gniewnie. – Wstydziłaś się mnie czy siebie?

– Po prostu… – Wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie bezradnie. – Nie chciałam, żebyś powiedziała mu prawdę. Jeszcze nic mu nie mówiłam, a wiem, że nadal jesteś na mnie zła i… I nie chciałam go stracić.

– Czyli wszystko po staremu, co, Hayley? Zawsze robisz to, co będzie najlepsze dla ciebie. Nie dałaś mi czasu, żeby poznać tego gościa, nie dałaś jemu czasu, żeby poznał mnie… Nie, to mogłoby ci zaszkodzić, prawda? Ostatecznie kogo obchodzi, że znowu zniszczysz cały mój świat i wydasz mnie na pastwę tych hien? Ważne, żebyś to ty była zadowolona! – Zaśmiałam się gorzko.

Podbiegła do mnie nagle, ściskając mnie mocno za ramię.

– To najlepsza rzecz, jaka mogła nam się kiedykolwiek przytrafić! Wiem, że mi nie wierzysz, ale Theo jest dobrym człowiekiem i może się nami zaopiekować. Nikt nas tu nie skrzywdzi – powiedziała błagalnie.

– Nikt oprócz nas samych.

– Zamierzasz mu powiedzieć? – Puściła mnie.

Rozejrzałam się. Pokój gościnny nigdy nie zostałby wyposażony w takie fanty, z laptopem i głośnikami, i rzeczami do szkoły. Nieważne, jakim człowiekiem jest Theo, naprawdę zrobił wszystko, żebym czuła się mile widziana w jego domu.

– Wiesz co? Prawie mi żal tego kolesia. – Odwróciłam się z powrotem w stronę Hayley. – Zaraz weźmie ślub z kobietą, której tak naprawdę nie zna.

Patrząc w umęczone oczy Hayley, czułam, że się łamię. To mogła być moja zemsta idealna: odebrałabym jej tego mężczyznę, najzwyczajniej w świecie mówiąc mu prawdę. Ale nie byłam aż taka bezlitosna.

– Nie powiem mu – zdecydowałam.

– To słuszna decyzja, kochanie. Obiecuję. Naprawdę próbuję ci wynagrodzić to, co było wcześniej. Już od sześciu lat. Co jeszcze mogę zrobić? – Hayley pochyliła się z ulgą.

– Przestać próbować.

Wzdrygnęłam się, kiedy podniosła rękę i przejechała kciukiem po moim policzku.

– Nigdy – wyszeptała. Miała mokre oczy, gdy to mówiła.

Stałam silna i milcząca, dopóki nie zostawiła mnie samej w pokoju. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na łzy.

– Jakie to ekscytujące! – ucieszył się Theo. – Nasz pierwszy rodzinny obiad.

Hayley uśmiechnęła się do niego szeroko. Ja i Eloise unikałyśmy swojego wzroku, chociaż siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy ośmioosobowym stole.

Po tym, jak Theo i Hayley zmusili mnie do wyjścia z mojej nowej sypialni, odkryłam, że Theo zatrudnia kierowcę, kucharza, trzy pokojówki i ogrodnika. Wyglądało na to, że udało mi się wcześniej nie zauważyć boiska do tenisa i boiska do badmintona położonych za basenem.

Mieli tu „służbę”.

Służbę!

To chyba jakiś żart. Czułam się jak Cedric Errol w Małym lordzie.

Kiedy wspomniana służba podawała nam obiad, udawałam, że nie widzę, jak Hayley i Theo gruchają do siebie jak dwa gołąbki.

– Eloise, może dołączysz jutro do Hayley i Indii? Idą na zakupy po nową garderobę i przyda im się pomoc – powiedział Theo.

Eloise uśmiechnęła się do ojca.

– Bardzo chętnie poszłabym z nimi, ale musimy jutro napisać referat z chemii z Charlotte. Ostateczny termin oddania jest w poniedziałek.

– Och, oczywiście. Nauka powinna zawsze być na pierwszym miejscu. – Theo wyglądał na rozczarowanego, ale nie naciskał.

– Bardzo fajne butiki są na Charles Street – zwróciła się ciepło Eloise do Hayley. – I naturalnie zawsze można iść na Newbury Street. Tam znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz.

– Dziękuję. – Hayley odwróciła się do Theo. – Nigdy nie byłam na zakupach w Bostonie.

– Gil was zawiezie, ale Back Bay i Beacon Hill to miejsca, w których trudno się zgubić. Tam właśnie znajduje się twoje nowe liceum, India, w Beacon Hill – uściślił Theo. – Gil zawiezie tam ciebie i Eloise rano, a potem odbierze po szkole. Jeśli okaże się, że macie różne plany lekcji, wymyślimy coś innego. Twoja mama mówi, że nieźle grasz w piłkę nożną. W szkole Tobiasa Rochestera nie ma, niestety, drużyny futbolowej, ale jest za to lacrosse.

– Nigdy nie grałam w lacrosse’a.

– Może będziesz dobra.

– A mają tam gazetkę szkolną?

Oczy mu się zaświeciły w odpowiedzi na moje nagłe zainteresowanie rozmową. Wydawało się, że był zadowolony, że myślałam poważnie o nauce. Nie rozumiał oczywiście, że to nie kucie dla kucia było dla mnie ważne, bo chciałam dostać się do dobrego college’u.

– Owszem, mają. Nagradzaną gazetkę szkolną.

– India była redaktorką w swojej poprzedniej szkole – wtrąciła z dumą Hayley.

Byłam zaskoczona, że w ogóle o tym wiedziała.

Theo był wyraźnie zadowolony.

– W takim razie musimy postarać się, żebyś została członkinią zespołu redakcyjnego „Kroniki Tobiasa Rochestera”.

– Dziękuję – wydusiłam z trudem.

– Nie ma za co. Powiedz lepiej, co jeszcze cię interesuje.

– Byłam w kole debat oksfordzkich i zarządzałam kołem teatralnym.

– Cóż, Eloise grała główne role w szkolnych przedstawieniach przez ostatnie trzy lata. – Theo uśmiechnął się szeroko do córki. – Zazwyczaj przypadają one w udziale uczniom trzeciej albo czwartej klasy, ale Eloise jest tak utalentowana, że wygrywa wszystkie castingi, odkąd skończyła czternaście lat. Na pewno mogłabyś znaleźć jakieś zajęcie dla Indii za kulisami.

– Tatusiu, nasz teatr to nie zwykłe kółko zainteresowań w państwowej szkole. Nasz menedżer nie jest uczniem, tylko doświadczonym profesjonalistą, który dostaje pensję za swoją pracę.

– Wiem, ale India mogłaby zostać jakąś asystentką. – Theo wzruszył ramionami.

– Och, chętnie zostałabym asystentką – dodałam, naśladując proszące gołębie spojrzenie Eloise.

– Myślę, że nie brakuje nam nikogo za kulisami. – Skrzywiła się, jakby naprawdę ją coś zabolało.

Pish posh – rzucił Theo. – Rok szkolny dopiero przed chwilą się zaczął.

Pish posh – powiedziałam bezgłośnie do Hayley. Bez kitu. Czy członkowie bostońskiej śmietanki towarzyskiej rozmawiali, jakby nadal nie zauważyli, że nie są już Brytyjczykami?

Ku mojemu zdziwieniu, moja złośliwostka tak rozbawiła Hayley, że musiała ukryć uśmiech za serwetką.

– Tak, pish posh – zwróciłam się do Eloise. – Jesteś przecież ich gwiazdą, na pewno możesz coś załatwić.

Hayley zakaszlała w serwetkę, niezbyt umiejętnie ukrywając śmiech. Theo chyba niczego nie zauważył. Zajęty był obserwowaniem mnie z uznaniem.

– Ta dziewczyna wie, czego chce. Podziwiam to. Jestem pewien, że doskonale będziesz do nas pasować, India.

– Też tak uważam. – Zmusiłam się do uśmiechu.

– Zrobiłaś na mnie wrażenie już wtedy, gdy twoja mama powiedziała, że chcesz zostać prawniczką i pracować w biurze prokuratora okręgowego – dodał, chyba szczerze, Theo. – A teraz, gdy się poznaliśmy, jeszcze bardziej cię podziwiam. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mamy w rodzinie kogoś, kto ma aspirację zostać prawniczką.

Nie wiedziałam, czy cokolwiek z tego było prawdą, ale łatwo było poznać, że słowa uznania ze strony ojca Eloise przywołały na jej twarz wyraz nieufności, którego zupełnie nie mogłam zrozumieć.

Nieznośny ciężar tajemnic

Подняться наверх