Читать книгу Synagoga Szatana - Stanisław Przybyszewski - Страница 4
Powstanie i tworzenie
ОглавлениеTym dumnym językiem przemawiała czarownica, kiedy tajemną swą potęgą wznosiła się ponad fatum, kiedy jeszcze zły bóg żył w kształtach tysiąca bogów, co nagim swym przepychem królowali światu, kiedy jeszcze Phallus władał bez granic jako symbol odwiecznego rozpłodu i wiecznego odrodzenia w komnatach sypialnych, – kiedy Pan dłoń swą błogosławiącą rozpościerał nad wszelką miłością: nad miłością małżeńską, nad miłością rozpustną i miłością w gimnazyach.
Dumnie i przemożnie kroczyła pogańska czarownica przez świat. Jako Pythia kierowała losami ludów, jako Druida czytała z klejnotów gdyby z otwartej księgi przyszłe wydarzenia, a zawsze była świętą kapłanką, co swoją potęgą nadawała sobie godność bogini.
To było w czasach, kiedy dar jasnowidzenia był nadprzyrodzoną łaską Boga, kiedy czarownik był wysłannikiem nadziemskiej jakiejś potęgi i boskiej czci doznawał, kiedy jeszcze godnym zazdrości był ten, kto zdołał zniweczyć prawa natury, kto chwytał związek wszechrzeczy w najgłębszem przepastnem powiązaniu, ten, kto słoneczną jaśnią rozświetlał najgłębsze tajniki.
Bo wtedy jeszcze świętą była wszelkiemu stworzeniu nagość i świętą była dusza, w czemkolwiek się objawiała, w przyrodzie czy w człowieku. Poganin żył z przyrodą w najściślejszem zbrataniu. Żył bezpośrednio z nią i w niej, był jej cząstką, był cząstką nerwu, który na zewnątrz objawiał najdrobniejszą w niej zmianę. Był prajekcyą organów przyrody, ujawniającą się w błogosławiącej i niszczącej potędze, podobnie jak każdy wynalazek mechaniczny jest projekcyą organów samej istoty natury człowieczej. Swiętem mu było wszelkie objawienie duszy wszechświata, której sam czuł się atomem, a w każdym przejawie ludzkiej istoty, choćby najbardziej zbrodniczym, widział działanie pytagorejskiego praognia, w którym dusza ludzka rozpalała się do życia ziemskiego.
Dobrym i świętym był mu szał i chaos, dobrą i świętą ciekawość, co przedzierała mroki, osłaniające najskrytsze tajniki, dobrym i świętym był mu tytaniczny, hardy polot, co wszelkie prawa i normy niweczył nieokiełzaną swą pychą. Dobre i święte były dumne i jasnowidzące skoki w przyszłość, dobrem i świętem było twórcze nieokiełzanie, a nade wszystko Ja, jedyne zło w doktrynie chrześcijańskiej.
»Ja« było naówczas dobrem. Pycha była szlachectwem duszy, gniew i mściwość były świętemi cnotami królów, najskrytsza chytrość i najuleglejsza pokora były w owych czasach oznaką najwyższej mądrości.
Wzgardą i szyderstwem otaczano pokornego, co przebaczał obelgi – pokorny był tchórzem – wzgardą otaczano skromność jako oznakę uległego, płaszczącego się charakteru, wzgardą okrywano cnotliwość jako cnotę rzezańców.
Dobrym był bóg jaźni, »zły« bóg, kiedy sam jeszcze światem władał. On uświęcił pychę i hardość i zuchwalstwo i żądzę królowania i nazwał je bohaterstwem, on pokazał człowiekowi, że niema żadnych zbrodni prócz wykroczeń przeciw własnej naturze, uświęcił ciekawość i nazwał ją nauką, natchnął człowieka żądzą zbadania własnego swego początku i nazwał ją filozofią i wszystkie instynkty rozpostarł w bezdennem łożysku chuci i nazwał to sztuką.
I dumnie i potężnie kroczyła pogańska czarownica po świecie pod opieką »złego« boga.
Albowiem dobrym był zły bóg, dobrym był ojcem, i łaskawym przywódcą. I tak rzekł do człowieka:
Chory jesteś i zdrowia pragniesz. Patrz! Bujnie zarasta moją ziemię wszelakie zioło, co uzdrowić cię może, bujnie pokrywa ziemię moją wszelaka trucizna, ale ty z niej zrobić możesz uzdrawiające leki.
Dobrotliwy ojciec poszedł do biednych i zrozpaczonych i tak do nich przemówił.
Chcesz być bogatym, szukasz skarbów ukrytych? Patrz! Nadmierne jest bogactwo mojej ziemi, bujnie rozpościerają się w jej wielkiem łonie kosztowne żyły złota i szlachetnych kruszców. Ale duszę swoją musisz wywabić z ukrycia, a ona objawi ci wszystko. Dusza twoja, która od prapoczątku ze mną była zespolona, dusza twoja, cząstka mojej istoty, wie wszystko.
I bóg przyrody, naga dusza wszechświata, poszła do tych, co trudzili się i dręczyli rozwiązaniem najgłębszych zagadek bytu i tak do nich przemówił dobrotliwy ojciec:
Chcesz spojrzeć w przyszłość i odczytać runy przyszłych zdarzeń? Idź! badaj lot ptaków, w których płonie ten sam praogień, co w duszy twej, słuchaj szmeru liści, co mięszają się z melodyą najtajniejszej twej głębi, spoglądaj w gwiazdy i w kryształowe zwierciadła, odczytuj linie twej dłoni: w tysiącu form ukształtowałem już z góry twą przyszłość, ale ty badaj, szukaj, rozwiązuj zagadki, bo przykazaniem mojem jest bystrość i chytrość, przezorność i twórcza ciekawość.
I poszedł do ludzi, co nad zemstą myśleli, poszedł do prześladowanych i uciśnionych i tak do nich przemówił:
Chcesz zniszczyć swych wrogów a nie chcesz, by mściwa sprawiedliwość cię dosięgła? Idź! Naucz się oddzielić duszę swą od ciała, a Ja poniosę ją wskroś bezkresnych przestworzy, abyś mógł dokonać swej zemsty niewidzialnie. Albowiem własne twe dobro, własne twe zbawienie i przyszłość, niechaj ci będą najwyższem przykazaniem.
Chodził wszędzie, dodawał odwagi i pocieszał. Nauczył człowieka, jak śmierci samej się oprzeć i tak przemówił do niego:
Żonę porwała ci śmierć? Lituję się nad miłością twoją, bo miłość twoja, która rozradza rodzaj twój, miła jest sercu mojemu. Idź! Tysiące mam środków i tysiące zaklęć, ażeby twój klejnot wydrzeć robactwu.
I głowa jego wrosła w najgłębsze łożyska niebieskie, od jednego krańca do drugiego rozpostarły się królewskie jego ramiona i spoczęły pełne łaski na rodzie ludzkim, a łaskawą i dobrą była mowa jego:
Wszystko ci przyrzekam, synu ziemi, wszystko zobaczysz i wszystko otrzymasz, gdy będziesz kroczył moimi szlakami. Ciężkie są drogi moje, bo ciężka i trudna jest wszelka doskonałość, ale królewską jest nagroda! Długo musisz uczyć się, jak zapanować nad własnym oddechem, jak kierować biegiem swej krwi, i jak ujawniać na zewnątrz potęgę czucia swego ciała, ale za to równym mi będziesz, a potęga twoja zdoła i nademną zapanować. Albowiem doskonałość, która i mnie pokona, jest szczęściem mojem!
Tak mówił: jedyny Bóg starożytności, świetlany, światłem darzący, Szatan–Paraklet. I wielu kroczyło jego szlakami i przez całe wieki trudu i męki badali tajemnicę nieba i ziemi, nicowali wszelaką rzecz na świecie, tak, że trucizna lekiem się stała, że woda mówiła im przyszłe zdarzenia, że wyziewy wulkaniczne objawiały im najtajniejszą istotę.
Coraz dalej przedzierali się na drodze ku doskonałości. Krąg, którym się otaczali, szereg głosek ustawionych obok siebie, modlitwa, a nawet ruch ręki wystarczał, żeby duszę ich złączyć z wszechświatem całym, żeby zniweczyć wszelkie prawidła przestrzeni i czasu i żeby przejrzeć bezkresny łańcuch przyczyn i skutków od początku aż do najodleglejszej przyszłości.
Jeszcze naówczas nie narodził się był Szatan–Antychryst. Zły Bóg był dwójjedyny. Szatan–Ojciec, Szatan–Samyasa, Szatan, poeta i filozof, żył w dumnem, wszechmocnem i wszechwiednem plemieniu »matematyków«. Żył w zacisznych, tajemnych misteryach świątyń chaldejskich, a jego kapłanami byli IIakumim, Khartumim, Kasdaim i Garrim [Lekarze, magowie i astrologowie. Różnokształtnie jak życie, wszechwładnie i szlachetnie, ohydnie i zbrodniczo, jak przyroda, dobrotliwie i złowrogo panował wówczas szatan, jedyny Bóg: dusza i przyroda – przyp. aut.] Szatan ten żył w doktrynach mazdeizmu, a dzieci jego magowie, »wielcy«, strzegli świętego ognia, co z nieba im zawitał. Od Ahoura–Mazdy, dobrego bóstwa, nauczył się Zarathustra poznawać tajniki rośliny Soma, z tajemnych ksiąg egipskiego Thota, (Trismegistes) uczyli się ludzie poznawać pierwiastki wszelakich ciał, a straszna Hekate obdarzała swoich wybranych mocą widzenia magicznego i działania.
Ale obok Szatana – Tliot, szatana Ahuramazdy, szatana – Hekaty żył na ziemi bóg radości, bóg rozkoszy i nieokiełzanej rozpusty instynktów, bóg, któremu wszelakie zbrodnie były dobre, bo spełniano je w jego imieniu i ku jego czci.
To był bóg instynktów i cielesnej rozkoszy, czczony zarówno przez najwyższych pomazańców ducha, jak przez niskich, maluczkich. Był niewyczerpanem źródłem rozkoszy życia, rozrodu i szału. Kobiety obdarzył sztuką uwodzenia, ludzi nauczył zaspokajać swe chuci podwójnymi popędami płciowymi, tarzał się w orgii barw, wynalazł flet i muskuły wprawił w rytmiczne poruszenia, aż ś w i ę t y szał ogarnął serca a ś w i ę t y phallus swym nadmiarem zapłodnił urodzajne łono.
Był Appolinem i Afrodytą w jednej postaci. Był bogiem ogniska domowego i bogiem domów rozpusty. Najmilszą świątynię miał w Astarteion, olbrzymim lupanarze, w którym kapłanki w długoletnich ćwiczeniach uczyły się wszelkich sztuk płciowych rozkoszy, uczyły się poznawać wszelakie środki zaspokajania chuci płciowych, ale równocześnie budował muzea i wspaniałe świątynie, zapalał artystę szałem twórczym i troskliwie strzegł płodu w łonie matki.
Ale był także strasznym Molochem, którego ognisty brzuch pochłaniał miliony ofiar, był Belphegorem palestyńskim, z którego paszczy zwisał olbrzymi phallus, był bogiem nienaturalnego nierządu. Był Priapem, ku czci którego najcnotliwsze nawet matrony święciły rozpustne orgie i ciągle jeszcze żyje w postaci Shiry i Khali, krwiożerczej pary, w imieniu których bezliczna mordercza sekta Thuggów popełnia niewysłowione zbrodnie.
I oto, za czasów cesarza Tyberiusza, kiedy rozpoczęła się wielka wędrówka bogów do Rzymu, za czasów najwyższego wysubtelnienia rozkoszy życia, za czasów najwyższego arystokratyzmu, namyślił się Bóg niewidzialnej mocy, który dotąd królował w państwie bezbolesnej, pogodnej błogości; spostrzegł, że miara grzechu się przebrała, i wysłał na ziemię swego Syna, ażeby wpoił świętą prawdę niewidzialnej mocy w plemię złego boga, pandemona.
I przyszedł na ziemię Zbawiciel, jako biedny syn cieśli, a z nim rozpoczął się zapamiętały bój przeciw duszy, przeciw nagiej jej krasie, nadmiernej jej pysze, jej królewskiemu bogactwu, i wybujałemu przepychowi.
Przyszedł do nędznych, uciśnionych, niewolników i wyrobników, do ubogich w duchu, którzy nie zaznali rozkoszy Pana, których myśli nigdy nie wyszły poza własne swe cienie. Przyszedł jako Bóg uciemiężonych i niewolników i szerzył naukę o poświęceniu, pokorze i uległości. A głos jego brzmiał inaczej jak głos dumnego boga, którego chciał pokonać; był cichy i smutny, a mowa jego była uległa i pełna bólu.
I tak przemówił do swego plemienia:
Bądźcie ubogimi w duchu, bo tylko w ten sposób wnidziecie do Królestwa mojego. Nie badajcie prapoczątków i celów, bo jedynie u Ojca mojego jest wszelka przeszłość i przyszłość. Bądźcie jako dzieci, zniszczcie swą wolę, róbcie to, co ja robię, bo tylko w ten sposób uzyszczecie Królestwo niebieskie.
I poszedł do nędznych i zrozpaczonych i tak do nich przemówił:
Dlaczego troszczycie się o chleb codzienny? Któż stroi lilie cudnemi barwami, obok których szkarłaty, purpury i brokaty są jako nędzne łachmany? Kto żywi ptaki, co nie sieją, ni zbierają!
I poszedł do skrzywdzonych i uciśnionych i głosił naukę pokory:
Jeżeli ktoś uderzy cię w jeden policzek, podaj mu drugi. Kto rzuci na cię kamieniem, tego obrzuć chlebem!
I poszedł do dumnych i potężnych tej ziemi i biadał nad ich dumą i żądzą panowania:
Dlaczego pragniecie ziemskich dóbr, które przecież są znikome, i na cóż zda się wasza pycha, skoro najwyższy na ziemi najniższym będzie w Królestwie niebieskiem?
I tak wszystko, co niedawno zdawało się wielkiem i pięknem, stało się brzydkiem, bo było przeciwne prawom dobrego Boga.
Bo dobry Bóg niechętnem okiem patrzał na piękno ziemskie, na wszystko, w czem jaśniały świetne objawienia Szatana – Pana – niechętnem okiem patrzał na potęgę i pychę, na bogactwo i przepych, na krasę i piękność ciała, na radość i rozkosz. – I oto zamieniła się dusza człowieka, która dotąd tęczyła się najwspanialszem, najbujniejszem kwieciem, w szatana.
Dusza, instynkt, przyroda stała się potężnem symbolem szatana.
Przede wszystkiem trzeba było zniszczyć chuć ciała, siedzibę wszelkich namiętności, niewysychające źródło rozkoszy życia, wolę ku wieczności życia, ażeby Królestwo niewidzialnej – mocy przyszło na ziemię.
Mistrz uczył, że hańbi się kobietę, skoro tylko spojrzy się na nią pożądliwie. Uczniowie poszli znacznie dalej. Samo piękno cielesne jest już grzechem.
Piękna dziewica jest bezwstydna, utrzymuje święty Cypryan, bo budzi w mężczyźnie żądzę, a jeżeli ktoś zapłonie ku niej miłością, to nie jest już wcale dziewicą.
Kobieta, odwieczny bodziec chuci płciowej, w ogóle nie jest stworzona na obraz i podobieństwo Boga, bo Pismo Święte nie mówi nic o duszy w chwili stworzenia kobiety, tak utrzymuje przynajmniej święty Hieronim.
Święty Chryzostom ostrzega przed małżeństwem, bo małżeństwo jest przecież tylko nieustanną męką, papież Grzegorz Wielki nie ufa nawet najświętszym niewiastom a mnisi wzbraniają się słuchać spowiedzi kobiet.
Wszelka żądza, najdrobniejsza rokosz ciała była grzechem, karanym najsroższą, długoletnią pokutą.
Tertulian nie może znieść najniklejszej wstęgi purpurowej na sukni kobiecej, Lactantius przeklina poetów i filozofów, bo pociągają do zguby bezbronne dusze, teatry i cyrki stają się »diaboli figmenta«, święty Hieronim musi poddać się chłoście szatanów, bo pisze tak piękną łaciną, że szatani mają go za poganina, a Ojcowie kościoła ostrzegają nawet przed barwami kwiatów, bo szatan stroi się najchętniej w barwę i przepych.
Isaurus obrazoburca chce prześcignąć Grzegorza Wielkiego w niszczeniu obrazów, bo: »quod nascitur, opus Dei est, ergo quod fingitur, diaboli negotium«.
Fałszuje się dzieła poetów albo też niszczy się je zupełnie, bo według św. Cypryana tkwią w poezyach »varia daemonia«. Kapłankę Afrodyty hańbiono jako nierządnicę, a Salvianus wypędza kobiety zupełnie z kościoła, bo tylko one odstręczają mężczyznę od Boga.
Pierwsze stulecia znają tylko jedną religię, walkę przeciw złym duchom. Chrystus nie przyszedł na ziemię, żeby zbawić ludzkość, nie! lecz żeby zniszczyć dzieła szatana. Na to godzą się wszyscy Ojcowie Kościoła. Ale walka nie była łatwa. Zły duch był wszędzie.
Cała atmosfera przepełniona była demonami i drgała od okrzyków i biadań, które żaliły się na śmierć bogów, w każdym kwiecie, w każdem drzewie kryje się demon, bo jest rozkoszą i żyznością; kilka wieków później demon przybiera ludzkie kształty, staje się dyabłem, i już w pierwszej połowie VIII. wieku najtęższy umysł swego czasu, Jan z Damaszku, mówi o dyabłach, które przelatują powietrzem, oknami i kominami schodzą do swych sojuszników, przynoszą im wszelakie dary, i obcują z nimi cieleśnie.
Wszędzie zły duch! I wszędzie widziano jego dzieła, które wykonywał przez uczniów swoich. Zrozumiałem jest zatem, że największa nienawiść skierowała się przeciw szatanowi – magowi i szatanowi – lekarzowi.
Bądźcie ubodzy w duchu, bądźcie pokorni i posłuszni, nie myślcie, jeno dbajcie o zbawienie. Oto najwyższe prawidło i przykazanie nowej religii.
Ale mag był dumny i hardo gardził wszelkiemi prawami. Wbrew prawidłu siły ciężkości unosił się w powietrzu, nie tonął we wodzie. Gdy zechciał, rzucano go w ogień, a on wychodził z niego cało. Zdało mu się, że potęga jego tak wielka, jak moc nowego Boga, bo »Chrystus nie zdoła dokazać więcej ode mnie, bluźni Teodor z Mopsuesty, ja mogę także przez cnotę stać się Bogiem!«
Mag gardził ubóstwem ducha, bo zaglądał w głąb wszelkich tajemnic i rozwiązywał wszelkie zagadki. Z gwiazd czytał i oznaczał następców cesarzów i w kryształowych zwierciadłach widział przyszłość narodów.