Читать книгу Millennium - Stieg Larsson - Страница 15

CZĘŚĆ II
Analiza konsekwencji
Rozdział 8
Piątek 3 stycznia – niedziela 5 stycznia

Оглавление

GDY MIKAEL BLOMKVIST po raz drugi wysiadł z pociągu w Hedestad, niebo było pastelowobłękitne, a powietrze lodowate. Termometr przed budynkiem dworca obwieszczał, że temperatura spadła do minus osiemnastu stopni. Blomkvist w dalszym ciągu miał na sobie nieodpowiednie, lekkie buty spacerowe. Tym razem nie czekał na niego adwokat Frode z rozgrzanym samochodem. Mikael poinformował tylko o dniu przyjazdu, nie o godzinie. Przypuszczał, że na Hedeby kursuje jakiś autobus, ale objuczony dwoma walizami i torbą podróżną nie miał ochoty szukać przystanku. Skierował kroki prosto na postój taksówek usytuowany po drugiej stronie placu przed budynkiem dworca.

Przez ostatnie dni roku wybrzeże Norlandii zasypały niesamowite ilości śniegu i sądząc po zwałach wzdłuż poboczy i tu i ówdzie utworzonych hałdach, służby drogowe pracowały w Hedestad na pełnych obrotach. Kierowca taksówki, który według identyfikatora miał na imię Hussein, na pytanie Mikaela o uciążliwą pogodę pokręcił tylko głową. Śpiewnym norlandzkim dialektem opowiedział o najstraszliwszej od kilkudziesięciu lat burzy śnieżnej i gorzko ubolewał, że nie wyjechał na święta do Grecji.

Taksówka zatrzymała się na odśnieżonym podwórzu Henrika Vangera. Mikael postawił walizki na ganku i przyglądał się powracającemu do Hedestad samochodowi. Naraz poczuł się samotny i pełen wątpliwości. Może Erika miała rację, twierdząc, że cały ten projekt jest obłąkany?

Usłyszawszy otwierane za plecami drzwi, odwrócił się. Henrik Vanger był ciepło odziany w solidny płaszcz, grube trzewiki i czapkę z nausznikami. Mikael stał w dżinsach i cienkiej skórzanej kurtce.

– Jeżeli masz tu zamieszkać, to musisz nauczyć się ubierać trochę bardziej odpowiednio do pogody.

Uścisnęli sobie dłonie.

– Jesteś pewien, że nie chcesz zająć pokoju w głównym budynku? Nie? W takim razie zakwaterujemy cię w twoim nowym domu.

Mikael skinął potakująco. Pertraktując z Vangerem i Frodem, zażądał osobnego mieszkania, w którym mógłby samodzielnie prowadzić gospodarstwo i żyć wedle własnego uznania. Henrik poprowadził Mikaela z powrotem na drogę wiodącą do mostu, po czym skręcił i wszedł przez furtkę na odśnieżone podwórko przed niewielkim domkiem z drewnianych bali. Starzec otworzył i przytrzymał drzwi. W malutkiej sieni Mikael z ulgą odstawił walizki.

– To tak zwana chałupa dla gości. Dla tych, którzy zatrzymują się na dłużej. Właśnie tutaj mieszkałeś ze swoimi rodzicami w 1963 roku. To jedna z najstarszych budowli w osadzie, ale oczywiście zmodernizowana. Poprosiłem Gunnara Nilssona, stróża, żeby rano podkręcił ogrzewanie.

Dom miał około pięćdziesięciu metrów kwadratowych i składał się z dużej kuchni i dwóch malutkich izb. Zajmującą połowę powierzchni kuchnię wyposażono w nowoczesną elektryczną kuchenkę, lodówkę i bieżącą wodę, ale stał tu również stary żeliwny piec na drewno, w którym właśnie napalono.

– Nie musisz go używać, no chyba że będzie szczególnie zimno i wilgotno. Skrzynia na drewno stoi w sieni, za domem znajdziesz drewutnię. Dom stał pusty od jesieni i dlatego rano napaliliśmy, żeby go ogrzać. Na co dzień wystarczą elektryczne kaloryfery. Tylko nie wieszaj na nich ubrań, bo może się zacząć palić.

Mikael znów skinął głową i rozejrzał się dookoła. Okna wychodziły na trzy strony, od kuchennego stołu miał widok na podstawę mostu, zaledwie trzydzieści metrów dalej. Umeblowanie kuchni składało się poza tym z kilku sporych szafek, krzeseł, starej ławy i półki z gazetami. Na samym wierzchu leżał tygodnik „Se” z 1967 roku. W narożniku, obok stołu, znalazło się miejsce na niewielki stolik, który mógł służyć za biurko.

Wejście do kuchni znajdowało się obok pieca. Po jego drugiej stronie było dwoje wąskich drzwi prowadzących do dwóch izb. Ta po prawej, najbliżej ściany zewnętrznej, wyglądała jak komórka przerobiona na gabinet do pracy. Na umeblowanie składały się stojące w amfiladzie biurko, krzesło i regał na książki. Drugi pokój, między sienią a gabinetem, był stosunkowo niewielką sypialnią, wyposażoną w dość wąskie łóżko małżeńskie, stolik nocny i szafę. Na ścianach wisiało kilka obrazów z motywami roślinnymi. Meble i tapety w całym domu były stare i wypłowiałe, ale wszędzie unosił się zapach świeżości i czystości. Ktoś potraktował podłogę porządną dawką szarego mydła. W sypialni były boczne drzwi, które prowadziły z powrotem do sieni, gdzie w małej spiżarni urządzono toaletę z prysznicem.

– Mogą być problemy z wodą – powiedział Henrik. – Rano wszystko było w porządku, ale rury leżą dość płytko i jeżeli mróz się utrzyma, to mogą pozamarzać. W sieni wisi wiaderko, w razie potrzeby możesz przyjść do nas po wodę.

– Będzie mi potrzebny telefon.

– Już zamówiłem. Zainstalują pojutrze. No, jak ci się podobało? Gdybyś zmienił zdanie, to zawsze możesz wprowadzić się do głównego budynku.

– Tu mi będzie bardzo dobrze – odpowiedział Mikael, jednak nie do końca przekonany, że sytuacja, w której dobrowolnie się znalazł, nie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem.

– Świetnie. Za jakąś godzinę zapadnie zmrok. Proponuję krótki spacer, żebyś mógł zapoznać się z osadą. Jeżeli pozwolisz, to przypomnę ci, żebyś włożył grube skarpety i buty z cholewami. Znajdziesz je w szafie w sieni.

Mikael, wykonawszy polecenie, postanowił, że jutro wybierze się na zakupy i sprawi sobie ciepłe kalesony i porządne zimowe buty.


STARZEC ZACZĄŁ oprowadzanie od wyjaśnienia, że najbliższym sąsiadem Mikaela, po drugiej stronie drogi, jest Gunnar Nilsson, pomocnik, którego Vanger upierał się nazywać stróżem, ale który, co Mikael dość szybko zauważył, był raczej opiekunem wszystkich zabudowań na wyspie i który poza tym pełnił obowiązki administratora wielu nieruchomości w Hedestad.

– Jego ojciec, Magnus Nilsson, pracował u mnie jako stróż w latach sześćdziesiątych i był jednym z tych ludzi, którzy pomagali podczas wypadku na moście. Żyje do dziś, jest emerytem i mieszka w Hedestad. Na wyspie został Gunnar i jego żona, Helen. Ich dzieci już wyfrunęły z domu.

Vanger przerwał na chwilę, po czym znów zabrał głos.

– Mikaelu, oficjalnie jesteś tutaj po to, żeby pomóc mi w pisaniu biografii. Dzięki temu będziesz miał pretekst do myszkowania po wszystkich ciemnych kątach, będziesz mógł zadawać ludziom różne pytania. Ale rzeczywiste zlecenie to rzecz między mną, tobą i Dirchem Frodem. Tylko my trzej wiemy, o co naprawdę chodzi.

– Rozumiem. I powtarzam, co powiedziałem wcześniej: to strata czasu. Nie potrafię rozwiązać tej zagadki.

– Żądam jedynie, żebyś spróbował. Ale musimy zachować ostrożność i zwracać uwagę na to, co mówimy w obecności innych.

– Okej.

– Gunnar ma teraz pięćdziesiąt sześć lat, a to znaczy, że gdy Harriet zniknęła, był zaledwie dziewiętnastolatkiem. Jest pytanie, na które nigdy nie uzyskałem odpowiedzi: Harriet i Gunnar byli dobrymi przyjaciółmi i myślę, że między nimi było coś w rodzaju dziecinnego romansu, przynajmniej on był nią bardzo zainteresowany. W dniu jej zniknięcia był jednak w Hedestad i był jednym z tych odciętych od wyspy, gdy zamknięto most. Z powodu zażyłości z Harriet zlustrowano go szczególnie dokładnie. To było dla niego bardzo nieprzyjemne, ale policja uznała jego alibi za wystarczające. Cały dzień spędził w towarzystwie kolegów i wrócił do domu dopiero późnym wieczorem.

– Wychodzę z założenia, że masz spis osób przebywających wtedy na wyspie i że wiesz, kto się czym zajmował tego dnia.

– Tak, mam. Idziemy dalej?

Zatrzymali się na wzniesieniu za posiadłością Vangera. Stojąc na skrzyżowaniu, Henrik wskazał stary port rybacki.

– Prawie cała wyspa jest w posiadaniu rodziny Vangerów, a dokładniej – w moim. Wyjątek stanowi gospodarstwo rolne Östergården i kilka pojedynczych domów w osadzie. Chaty w porcie są wykupione przez prywatnych właścicieli i zamieszkane głównie latem, zimą stoją puste. Z wyjątkiem tego najdalszego domku. Widzisz dym z komina?

Mikael skinął głową. Był już przemarznięty do szpiku kości.

– Ta nędzna i nieszczelna chata służy mieszkańcom przez okrągły rok. Mieszka w niej Eugen Norman. Ma siedemdziesiąt siedem lat i zajmuje się malarstwem. Jak na mój gust to zwykłe kicze, ale wiem, że Norman jest dość znanym malarzem przyrody. To taki nasz etatowy dziwak we wsi.

Henrik poprowadził Mikaela drogą do cypla, wskazując kolejne zabudowania. Osada składała się z sześciu domów po zachodniej stronie drogi i czterech po wschodniej. Pierwszy, stojący najbliżej chałupki Mikaela i posiadłości Henrika, należał do jego brata Haralda. Nieciekawy, piętrowy budynek z kamienia na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie opuszczonego. Okna były zasłonięte, a ścieżka do drzwi wejściowych pokryta półmetrową warstwą śniegu. Przy dokładniejszych oględzinach można jednak było zobaczyć głębokie ślady stóp, które świadczyły o tym, że ktoś przechodził między drogą a domem.

– Harald to odludek. Nigdy nie było nam się łatwo porozumieć. Jeżeli nie liczyć kłótni w sprawach koncernu, bo też jest jego współwłaścicielem, to w zasadzie nie rozmawialiśmy ze sobą od ponad sześćdziesięciu lat. Jest starszy ode mnie i jako jedyny z moich pięciu braci pozostał przy życiu. Właśnie skończył dziewięćdziesiąt jeden lat. Później opowiem szczegóły, ale studiował medycynę i działał przede wszystkim w Uppsali. Wrócił do Hedestad jako siedemdziesięciolatek.

– Rozumiem, że nie darzycie się sympatią. I mimo to jesteście sąsiadami?

– Uważam, że to ohydny typ, i wolałbym go tu nie widzieć, ale to on jest właścicielem domu. Czy sprawiam wrażenie łajdaka?

– Sprawiasz wrażenie osoby, która nie lubi swojego brata.

– Przez pierwsze dwadzieścia pięć, trzydzieści lat życia zajmowałem się usprawiedliwianiem ludzi pokroju Haralda i przebaczałem im tylko dlatego, że byli moimi krewnymi. Później odkryłem, że więzy krwi nie gwarantują miłości bliźniego i że naprawdę mam niewiele powodów, żeby brać Haralda w obronę.

Następny dom należał do Isabelli, matki Harriet.

– Kończy w tym roku siedemdziesiąt pięć lat, w dalszym ciągu jest wytworną i próżną kobietą. Jako jedyna we wsi rozmawia z Haraldem i odwiedza go czasami, ale nie mają ze sobą dużo wspólnego.

– Jak się układały jej stosunki z Harriet?

– Dobrze myślisz. Kobiety również mogą należeć do podejrzanych. Opowiadałem ci, że puszczała dzieci samopas. Nie wiem, myślę, że chciała dobrze, ale chyba nie była w stanie unieść ciężaru odpowiedzialności. Nie były sobie bliskie, ale też nigdy nie powstała między nimi wrogość. Isabella potrafi być twarda, ale czasami, jak to się mówi, nie zawsze robi to w dobrym momencie. Gdy ją spotkasz, zrozumiesz, o co mi chodzi.

Sąsiadką Isabelli była Cecilia Vanger, córka Haralda.

– Wcześniej, jako mężatka, mieszkała w Hedestad, ale rozstała się z mężem ponad dwadzieścia lat temu. Dom należy do mnie, ale zaproponowałem jej przeprowadzkę. Cecilia jest nauczycielką i pod wieloma względami przeciwieństwem swojego ojca. Dodam, że również oni nie rozmawiają ze sobą częściej, niż to konieczne.

– Ile ma lat?

– Urodzona w 1946 roku. Kiedy Harriet zniknęła, miała więc dwadzieścia. I tego dnia była jednym z gości na wyspie.

Zamyślił się.

– Cecilia może sprawiać wrażenie niepoważnej, ale tak naprawdę jest wyjątkowo bystra. Łatwo jej nie docenić. Jeżeli ktoś tutaj odgadnie twoje prawdziwe zajęcie, to właśnie ona. Mogę powiedzieć, że należy do tych krewnych, których cenię najbardziej.

– Czy to znaczy, że jej nie podejrzewasz?

– Tego nie twierdzę. Chcę, żebyś pogłowił się nad tym bez żadnych uprzedzeń, niezależnie od tego, co ja myślę i co mi się wydaje.

Sąsiedni dom, również należący do Henrika, wynajmowała starsza para, zatrudniona wcześniej w kierownictwie koncernu. Przeprowadzili się na wyspę w latach osiemdziesiątych i tym samym nie mieli nic wspólnego ze zniknięciem Harriet. Następny budynek, od wielu lat opuszczony, należał do Birgera Vangera, brata Cecilii. Właściciel zamieszkał w nowoczesnej willi w Hedestad.


Większość budynków stojących wzdłuż drogi stanowiły solidne domy z kamienia, wzniesione na początku ubiegłego wieku. Ostatni odbiegał jednak charakterem od pozostałych. Stosunkowo nowa, zaprojektowana na zamówienie willa z białej cegły miała fantastyczne położenie. Mikael wyobraził sobie imponujący widok z piętra domu: po wschodniej stronie na morze, po północnej – na Hedestad.

– Tutaj mieszka Martin Vanger, brat Harriet i naczelny całego koncernu. Tę działkę zajmowała wcześniej plebania, ale w latach siedemdziesiątych częściowo strawił ją pożar i gdy Martin przejął kierownictwo, postawił tu dom. W 1978 roku.

W najdalej wysuniętym na północ domu po wschodniej stronie drogi mieszkali Gerda Vanger, wdowa po bracie Henrika Gregerze, i jej syn Alexander.

– Gerda jest bardzo schorowana, cierpi na reumatyzm. Alexander ma trochę udziałów w koncernie, ale prowadzi też własne przedsiębiorstwa, między innymi parę restauracji. Co roku spędza kilka miesięcy na Barbadosie, gdzie zainwestował część pieniędzy w przemysł turystyczny.

Między posiadłościami Gerdy i Henrika znajdowała się działka z dwoma mniejszymi budynkami, które – teraz opustoszałe – służyły za kwatery gościnne dla przyjeżdżających w odwiedziny krewnych. Po drugiej stronie posesji Henrika stał wykupiony dom, zamieszkany przez jeszcze jednego byłego pracownika koncernu. Zimą stał pusty, ponieważ właściciel zwykł wyjeżdżać z żoną do Hiszpanii.

Wrócili do skrzyżowania, tym samym kończąc obchód okolicy. Zaczynało zmierzchać. Mikael odezwał się.

– Henriku, powtórzę tylko, że to jest taki rodzaj ćwiczenia, które raczej do niczego nie doprowadzi, ale postaram się zrobić to, do czego się zobowiązałem. Napiszę twoją biografię i przeczytam cały materiał o Harriet krytycznym okiem na tyle, na ile potrafię. Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że nie jestem żadnym prywatnym detektywem, więc nie spodziewaj się zbyt wiele.

– Niczego nie oczekuję. Chcę tylko po raz ostatni spróbować dotrzeć do prawdy.

– Dobrze.

– Jestem nocnym markiem – oznajmił Vanger. – W ciągu dnia bywam dostępny dopiero od południa. Przygotuję tu na górze gabinet, będziesz mógł nim dysponować, jak zechcesz.

– Nie, dziękuję. Mam już jeden pokój do pracy, w zupełności mi wystarczy.

– Jak sobie życzysz.

– Gdy będę chciał z tobą porozmawiać, chętnie przyjdę do twojego gabinetu, ale zapewniam, że nie przybiegnę z pytaniami już dziś wieczorem.

– Rozumiem.

Starzec sprawiał wrażenie podejrzanie onieśmielonego.

– Lektura całej dokumentacji zajmie mi parę tygodni. Będziemy pracować na dwóch frontach. Przez kilka godzin dziennie będę z tobą rozmawiał i zbierał informacje do biografii. Gdy pojawią się wątpliwości w sprawie Harriet i będę je chciał z tobą przedyskutować, to też się tu pojawię.

– To brzmi rozsądnie.

– Zamierzam działać bardzo swobodnie, bez żadnych stałych godzin pracy.

– Planujesz wszystko sam.

– Zdajesz sobie sprawę, że mam do odsiedzenia kilka miesięcy w więzieniu? Nie wiem kiedy. Nie myślę składać odwołania, no więc to wypadnie kiedyś w ciągu tego roku.

Vanger zmarszczył brwi.

– To niedobrze. Postaramy się to jakoś załatwić. Możesz wystąpić z wnioskiem o przesunięcie terminu.

– Jeżeli to wypali, jeżeli zbiorę wystarczająco dużo materiału, to będę mógł pracować nad książką w więzieniu. Ale zajmiemy się tym, gdy nadejdzie pora. I jeszcze jedno: w dalszym ciągu jestem współudziałowcem „Millennium”, które teraz jest czasopismem w kryzysie. Jeżeli wydarzy się coś, co będzie wymagało mojej obecności w Sztokholmie, będę zmuszony rzucić wszystko i pojechać do domu.

– Nie jesteś moim poddanym. Oczekuję od ciebie konsekwentnej i solidnej pracy nad zleceniem, ale oczywiście to ty planujesz swoje działania i pracujesz wedle własnego pomysłu. Jeżeli będziesz musiał wziąć wolne, to proszę bardzo. Ale jeśli odkryję, że sobie odpuściłeś, to uznam to za zerwanie umowy.

Mikael przytaknął. Henrik odwrócił wzrok w kierunku mostu. Mikaela uderzyła nagle myśl, że ten szczupły mężczyzna wygląda jak nieszczęśliwy strach na wróble.

– Jeżeli chodzi o kryzys w „Millennium”, to powinniśmy o tym porozmawiać, może będę w stanie wam jakoś pomóc.

– Najlepiej byłoby, gdybyś mógł mi podarować głowę Wennerströma już dzisiaj.

– O nie, tego nie mogę zrobić – starzec spojrzał ostro na Mikaela. – Jedynym powodem, dla którego podjąłeś się tej pracy, jest moja obietnica, że ujawnię grzechy Wennerströma. Jeśli zdradzę ci je teraz, będziesz mógł odejść, kiedy ci się spodoba. Informacje dostaniesz za rok.

– Henriku, wybacz, że to mówię, ale przecież nawet nie mam pewności, że za rok będziesz żył.

Vanger westchnął i pogrążony w myślach patrzył na port rybacki.

– Rozumiem. Porozmawiam z Dirchem Frodem, zobaczymy, co się da zrobić. Ale wracając do „Millennium”, może będę mógł wam pomóc w jakiś inny sposób. O ile wiem, problemem są wycofujący się ogłoszeniodawcy.

Mikael skinął wolno głową.

– Ogłoszeniodawcy to problem na dzisiaj, ale kryzys sięga o wiele głębiej. Chodzi o wiarygodność. Jeżeli ludzie nie będą chcieli kupować gazety, to nie ma znaczenia, czy mamy ogłoszeniodawców.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Ciągle jeszcze jestem członkiem zarządu w stosunkowo dużym koncernie, nawet jeżeli mój udział jest dość bierny. I gdzieś musimy zamieszczać swoje reklamy. Możemy o tym później porozmawiać. Zjesz kolację…

– Nie, dziękuję. Chcę się rozpakować, zrobić zakupy i rozejrzeć odrobinę. Jutro pojadę do Hedestad, żeby sprawić sobie zimowe ubrania.

– To dobry pomysł.

– Chciałbym, żebyś przeniósł do mnie archiwum dotyczące Harriet.

– Pamiętaj, że należy się z nim obchodzić…

– …z dużą dozą ostrożności, wiem.


MIKAEL WRÓCIŁ do swojej chatki. Zamykając drzwi, dzwonił zębami. Spojrzał na termometr za oknem. Minus piętnaście. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek był tak zziębnięty po dwudziestominutowym spacerze.

Najbliższą godzinę spędził na urządzaniu się w domu, który przez następny rok miał być jego mieszkaniem. Ubrania z walizki poukładał w szafie w sypialni, przybory toaletowe – w szafce w łazience. Z drugiej walizki, przypominającej prostokątne pudło na kółkach, wyciągnął książki, płyty, odtwarzacz kompaktowy, notatniki, niewielki magnetofon reporterski marki Sanyo, skaner marki Microtec, przenośną drukarkę atramentową, aparat cyfrowy Minolta i inne drobiazgi, które uznał za nieodzowne na czas rocznego wygnania.

Na półce w gabinecie, obok książek i płyt, ustawił dwa skoroszyty z materiałami dotyczącymi Hansa-Erika Wennerströma. Były w tej chwili bezwartościowe, ale Mikael nie potrafił się ich pozbyć. Te teczki w jakiś sposób miały przeobrazić się w cegiełki budujące jego przyszłą karierę.

Na samym końcu otworzył torbę na laptopa i postawił na biurku swojego iBooka. Na chwilę zamarł, wodząc po wszystkim nieprzytomnym wzrokiem. The benefits of living in the countryside. Nagle dotarło do niego, że nie ma gdzie podłączyć kabla dostarczającego sygnał internetowy. Nie było nawet zwykłego gniazdka telefonicznego, żeby mógł skorzystać ze starego modemu. Wrócił do kuchni i zadzwonił z komórki do Telii. Pokonawszy kilka przeszkód, dotarł do osoby, która znalazła zamówienie złożone kilka dni wcześniej przez Vangera. Na pytanie o przepustowość kabla dostał odpowiedź, że zainstalowanie ADSL będzie możliwe dzięki węzłowi sieciowemu w Hedestad. Miało to zająć kilka dni.


KIEDY DOPROWADZIŁ wszystko do porządku, minęła czwarta po południu. Znów włożył grube skarpety, buty z cholewami i jeszcze jeden sweter. Zatrzymał się w drzwiach, uświadamiając sobie, że nie dostał klucza. Jego sztokholmskie instynkty buntowały się przeciwko norlandzkiemu zwyczajowi ignorowania zamków. Wróciwszy do kuchni, zaczął szperać w szufladach. W końcu znalazł klucz. Wisiał na gwoździu w spiżarni.

Temperatura spadła do minus siedemnastu stopni. Mikael przemaszerował raźnie przez most i minął kościół. Pokonując lekkie wzniesienie, dotarł do sklepu, który stał trzysta metrów dalej. Wypełnił dwie papierowe torby zakupami, przytaszczył je do domu i ponownie przeszedł mostem na stały ląd. Tym razem zatrzymał się przy kawiarni U Susanny. Kobieta za barem miała około pięćdziesięciu lat. Mikael zapytał, czy to ona jest Susanną, po czym przedstawił się, wyjaśniając, że w najbliższym czasie będzie u niej stałym gościem. Akurat teraz był jedynym klientem. Gdy oprócz kanapki kupił też bochenek chleba i ciasto drożdżowe, właścicielka zaproponowała mu darmową kawę. Ściągnął z wieszaka na gazety „Hedestads-Kuriren” i usiadł przy stoliku z widokiem na most i oświetlony kościół, który w ciemności wyglądał jak wyjęty z kartki bożonarodzeniowej. Przeczytanie gazety zajęło mu cztery minuty. Jedyną wiadomością godną uwagi był tekst o planach Birgera Vangera, miejscowego radnego reprezentującego Partię Ludową, który chciałby postawić na IT TechCent – centrum rozwoju technologii w Hedestad. Mikael siedział w kawiarni jeszcze pół godziny, aż do zamknięcia lokalu.


O WPÓŁ DO ÓSMEJ zadzwonił do Eriki i usłyszał, że abonent jest chwilowo niedostępny. Siedząc na ławie kuchennej, zaczął czytać powieść, która według informacji na okładce była sensacyjnym debiutem nastoletniej feministki. Książka traktowała o próbach uporządkowania życia seksualnego pisarki w czasie jej podróży do Paryża i Mikael zastanawiał się, czy okrzyczano by go feministą, gdyby naśladując styl licealisty, napisał powieść o swoich doświadczeniach seksualnych. Raczej nie. Kupił tę książkę zachęcony pochwałami wydawcy dla „nowej Cariny Rydberg”. Dość szybko stwierdził, że zachwyty są bezpodstawne, zarówno jeżeli chodzi o formę, jak i treść. Odłożywszy powieść, przeczytał nowelkę z Dzikiego Zachodu o Hopalong Cassidy, którą znalazł w starym numerze „Rekordmagasinet”.

Co pół godziny słychać było przytłumiony dźwięk kościelnego dzwonu. Po drugiej stronie drogi u Gunnara Nilssona paliło się światło, ale Mikael nie mógł tam nikogo dojrzeć. U Haralda Vangera królowały ciemności. O dziewiątej przez most przejechał samochód w kierunku cypla. O północy zgasło oświetlenie fasady kościoła. Widocznie tak wyglądało życie rozrywkowe na Hedeby w piątkowy wieczór na początku stycznia. Było osobliwie cicho.

Spróbował jeszcze raz zadzwonić do Eriki i połączył się z automatyczną sekretarką, która poprosiła, żeby zostawił wiadomość. Powiedział kilka słów, zgasił lampę i poszedł do łóżka. Zanim zasnął, zdążył pomyśleć, że wśród tych wszystkich lasów dokoła może popaść w szaleństwo.


TO BYŁO DZIWNE uczucie obudzić się w absolutnej ciszy. Mikael przeszedł z głębokiego snu do jawy w ciągu ułamka sekundy. Nasłuchiwał. W pokoju było zimno. Odwrócił głowę i spojrzał na zegarek, który położył wczoraj na stołku obok łóżka. Osiem po siódmej. Nigdy nie należał do rannych ptaszków i trudno mu było wstać bez przynajmniej dwóch budzików. Teraz zbudził się sam, i w dodatku wypoczęty.

Nastawił wodę na kawę, a później wziął prysznic. Właśnie w łazience ogarnęło go zabawne uczucie, że sam przygląda się sobie z boku. Kalle Blomkvist – uczestnik ekspedycji naukowej na bezludziu.

Przy najmniejszym dotknięciu baterii z termostatem woda zmieniała się z wrzątku na lodowato zimną. Przy śniadaniu brakowało mu porannej gazety. Masło zamarzło. W żadnej szufladzie nie znalazł noża do sera. Za oknem panowały egipskie ciemności. Termometr wskazywał dwadzieścia jeden stopni mrozu. Była sobota.


PRZYSTANEK AUTOBUSOWY znajdował się naprzeciwko sklepu Konsumu. Mikael rozpoczął swoje życie na wygnaniu od załatwienia planowanych zakupów. Wysiadł przy dworcu kolejowym i zrobił rundę po centrum miasta. Kupił wysokie zimowe buty, dwie pary kalesonów, kilka koszul flanelowych, porządną zimową kurtkę, grubą czapkę i ocieplane rękawiczki. W sklepie z elektroniką znalazł niewielki przenośny telewizor z anteną teleskopową. Sprzedawca zapewniał odbiór co najmniej pierwszego i drugiego programu i przyrzekł, że zwróci Mikaelowi pieniądze, gdyby – mimo wszystko – obietnice się nie spełniły.

Zatrzymał się przy bibliotece, wyrobił sobie kartę czytelnika i wypożyczył dwa kryminały Elizabeth George. Ze sklepu papierniczego wyszedł z zeszytami i przyborami do pisania. Kupił też torbę sportową, do której schował sprawunki.

Na końcu kupił papierosy. Rzucił palenie dziesięć lat wcześniej, ale niekiedy czuł niesamowity pociąg do nikotyny i zdarzało mu się wracać do nałogu. Schował zapieczętowaną paczkę do kieszeni. Ostatni postój zrobił u optyka, gdzie zamówił nowe soczewki i kupił płyn do nich.

Wrócił na wyspę około drugiej i właśnie zrywał metki z ubrań, gdy usłyszał, że ktoś otwiera drzwi wejściowe. Jasnowłosa kobieta około pięćdziesiątki zapukała w kuchenną framugę, jednocześnie przekraczając próg. W ręku trzymała półmisek z ciastem.

– Dzień dobry, chciałam się tylko przywitać. Helen Nilsson, mieszkam po drugiej stronie drogi. Będziemy sąsiadami.

Mikael przedstawił się, podając jej dłoń.

– Widziałam pana w telewizji. To miło, że teraz wieczorami pali się tu światło.

Mikael nastawił wodę na kawę. Kobieta protestowała, ale tak czy owak usiadła przy stole. Zerknęła za okno.

– A oto Henrik i mój mąż. Wygląda na to, że potrzebuje pan kilku kartonów.

Henrik Vanger i Gunnar Nilsson zatrzymali się z wózkiem przed domem. Mikael pospieszył im na spotkanie i przywitawszy się z sąsiadem, pomógł wnieść cztery tekturowe pudła. Zostawili je na podłodze, przy piecu. Mikael postawił na stole filiżanki i pokrojone ciasto Helen.

Gunnar i jego żona byli miłymi ludźmi. Nie dociekali, dlaczego Mikael znalazł się w Hedestad, informacja, że pracuje dla Vangera, była wystarczającym wyjaśnieniem. Obserwując zachowanie obu mężczyzn, Mikael stwierdził, że jest sympatycznie niewymuszone i że nie odzwierciedla wyraźnego podziału na pana i służbę. Gawędzili sobie na temat osady i budowniczego domku, w którym zamieszkał Mikael. Nilssonowie poprawili Vangera, gdy zawiodła go pamięć, a on zrewanżował się zabawną historią o tym, jak Gunnar, wróciwszy pewnego wieczoru do domu, przyłapał na gorącym uczynku włamywacza. „Lokalny talent” z drugiej strony mostu wyłamywał właśnie okno w chatce dla gości. Gunnar podszedł do niego i zapytał, dlaczego nie skorzysta z niezamkniętych na klucz drzwi. Nilsson zlustrował bacznie maleńki telewizor i zaproponował Mikaelowi, żeby przyszedł do nich do domu, gdy tylko będzie chciał obejrzeć wieczorem jakiś program.

Henrik został jeszcze krótką chwilę po wyjściu sąsiadów. Wyjaśnił, że najlepiej będzie, gdy Mikael sam posegreguje dokumenty. A gdyby powstał jakiś problem, zawsze może przyjść do niego i zapytać. Dziękując, Blomkvist zapewnił, że da sobie radę.

Gdy znów został sam, przeniósł pudła do gabinetu i zaczął przeglądać ich zawartość.


PRYWATNE DOCHODZENIE Henrika Vangera w sprawie zniknięcia wnuczki jego brata trwało trzydzieści sześć lat. Mikael nie potrafił rozstrzygnąć, czy to zainteresowanie było niezdrową obsesją, czy też z biegiem lat nie rozwinęło się w coś w rodzaju intelektualnej zabawy. Jedno nie ulegało wątpliwości: stary patriarcha podszedł do zadania ze skrupulatnością archeologa hobbysty. Materiał obejmował prawie siedem metrów bieżących na półce.

Podstawę stanowiło dwadzieścia sześć teczek z dokumentacją śledztwa policji. Mikaelowi trudno było sobie wyobrazić, żeby rezultatem „normalnego” zniknięcia był tak obszerny materiał dochodzeniowy. Z drugiej strony Henrik Vanger zapewne miał na tyle potężne wpływy, że mógł żądać od policji w Hedestad zbadania zarówno tropów możliwych, jak i tych zupełnie nie do pomyślenia.

Oprócz dochodzenia policyjnego Mikael znalazł w kartonach albumy fotograficzne, zeszyty z wycinkami, mapy, pamiętniki, teksty informacyjne o Hedestad i przedsiębiorstwach Vangera, pamiętnik Harriet (który jednakowoż nie zawierał wielu zapisanych stron), podręczniki, zaświadczenia lekarskie i inne papiery. Było tam również szesnaście stukartkowych notatników w twardych okładkach. Były czymś w rodzaju dziennika pokładowego, w którym Henrik, kaligrafując, pisał o własnych przemyśleniach, spostrzeżeniach, czczych domysłach i ślepych uliczkach. Mikael kartkował na chybił trafił. Tekst miał niewątpliwie literacki charakter i Mikael odniósł wrażenie, że tomy stanowiły przepisaną na czysto wersję starych zapisków. Znajdowało się tu również około dziesięciu teczek z materiałami dotyczącymi różnych osób z klanu Vangerów. Notatki były pisane na maszynie i z pewnością powstawały przez dłuższy czas.

Henrik Vanger prowadził śledztwo przeciw własnej rodzinie.


OKOŁO SIÓDMEJ Mikael, usłyszawszy zdecydowane miauczenie, otworzył drzwi. Rudobrązowy kot wślizgnął się zgrabnie do ciepłego wnętrza.

– Świetnie cię rozumiem – zapewnił Mikael.

Kot poobwąchiwał kąty i wychłeptał mleko, które Mikael nalał mu do miseczki. A później wskoczył na ławę, zwinął się w kłębek i ani myślał się przesunąć.


NIE WCZEŚNIEJ niż po dziesiątej wieczorem Mikael zyskał rozeznanie w zawartości kartonów i poukładał wszystko na półkach w zrozumiałym porządku. Wyszedł do kuchni, nastawił kawę, zrobił dwie kanapki. Poczęstował kota kiełbasą i pasztetem. Sam nie jadł prawie nic przez cały dzień, ale był zadziwiająco mało głodny. Skończywszy tę skromną kolację, otworzył paczkę papierosów.

Odsłuchał pocztę głosową. Erika nie dała znaku życia. Spróbował jeszcze raz do niej zadzwonić i jeszcze raz połączył się z automatyczną sekretarką.

Jednym z pierwszych kroków w prywatnym dochodzeniu Mikaela było zeskanowanie pożyczonej od Henrika mapy wyspy. Mając świeżo w pamięci nazwiska mieszkańców, popodpisywał nimi poszczególne domy. Szybko zrozumiał, że klan Vangerów to tak obszerna galeria postaci, że nauczenie się, kto jest kim, zajmie mu trochę czasu.


TUŻ PRZED PÓŁNOCĄ włożył ciepłe ubrania i nowo zakupione buty, po czym udał się na spacer. Za mostem skręcił w drogę biegnącą poniżej kościoła, wzdłuż cieśniny. Wąski pas wody i stary port pokrywał lód, ale w oddali majaczyło otwarte morze. Zgasło oświetlenie fasady kościoła i zrobiło się zupełnie ciemno. Było zimno i bezchmurnie.

Nagle ogarnęło go okropne przygnębienie. Za nic w świecie nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób dał się przekonać do tego niedorzecznego zadania. Erika miała rację, mówiąc, że to kompletna strata czasu. Powinien być teraz w Sztokholmie, na przykład w łóżku z Eriką, i planować totalną wojnę przeciwko Wennerströmowi. Ale nawet w tej sprawie czuł jakąś gnuśność. Nie miał bladego pojęcia, od czego zacząć obmyślanie nowej strategii walki.

Gdyby to było w dzień, w tej chwili poszedłby do Henrika, zerwał kontrakt i wrócił do domu. Ale ze wzniesienia, na którym stał kościół, widział, że w posiadłości Vangera panowały ciemność i spokój. Omiótł wzrokiem wszystkie zabudowania. W domu Haralda też pogasły już światła, ale ciągle paliło się u Cecilii, w wynajętym domku obok, a także w willi Martina na skraju wyspy. W porcie dla jachtów świeciło się u malarza Eugena Normana, a z komina jego przewiewnej chaty strzelał deszcz iskier. Jasno było również na piętrze kawiarni i Mikael zastanawiał się, czy Susanna tam mieszka, a jeżeli tak, to czy sama.


W NIEDZIELNY PORANEK Mikael spał długo. Obudził się w panice, wydało mu się, że wnętrze domu wypełnił potężny huk. Minęła sekunda, zanim zorientował się, że słucha kościelnych dzwonów wzywających na uroczystą mszę, a to oznaczało, że dochodzi jedenasta. Ciągle w niemrawym nastroju postanowił jeszcze trochę poleżeć. Ale natarczywe miauczenie kota zmusiło go do opuszczenia łóżka i otwarcia zwierzęciu drzwi.

Około południa wziął prysznic i zjadł śniadanie. Zdecydowanym krokiem wszedł do gabinetu i wyciągnął pierwszy skoroszyt z policyjnego dochodzenia. Ale po chwili zawahał się. Przez okno szczytowe ujrzał neon kawiarni Susanny. Włożył kurtkę i schował teczkę do przewieszonej przez ramię torby. Gdy dotarł do wypełnionej po brzegi kawiarni, otrzymał odpowiedź na męczące go pytanie: w jaki sposób lokal może przeżyć w takiej dziurze jak Hedeby? Susanna wyspecjalizowała się w obsługiwaniu wiernych po mszy, uczestników styp i innych imprez.

Zamiast kawy zafundował sobie spacer. Konsum był w niedzielę zamknięty. Idąc jeszcze kilkaset metrów w kierunku Hedestad, natknął się na czynną stację benzynową, w której sklepiku kupił gazety. Przez godzinę przechadzał się po wyspie i zapoznawał z najbliższymi okolicami na stałym lądzie. Starsze zabudowania położone w sąsiedztwie kościoła i sklepu stanowiły centrum miejscowości. Mikael szacował, że dwupiętrowe domy z kamienia stojące po obu stronach niedługiej ulicy wzniesiono w pierwszej lub drugiej dekadzie ubiegłego wieku. Na północ od wjazdu stały zadbane domy czynszowe, w których mieszkały rodziny z dziećmi. Wzdłuż brzegu, na południe od kościoła, rozciągały się głównie zabudowania willowe. Hedeby stanowiło bez wątpienia stosunkowo zamożny rejon dla decydentów i urzędników z Hedestad.

Kiedy ponownie stanął na moście, napór na kawiarnię Susanny zdążył zmaleć, ale właścicielka w dalszym ciągu była zajęta sprzątaniem ze stolików.

– Niedzielny najazd? – przywitał się.

Skinęła głową i założyła kosmyk włosów za ucho.

– Dzień dobry, panie Mikaelu!

– Pamięta pani, jak mam na imię?

– Trudno nie zapamiętać – odpowiedziała. – Widziałam pana przed świętami w telewizji, w relacji z procesu.

Mikael poczuł się nagle zażenowany.

– Ech, muszą przecież czymś wypełnić te swoje wiadomości – wymamrotał i odszedł do stolika w narożniku, z widokiem na most.

Uśmiechnęła się, gdy spotkał jej wzrok.


O TRZECIEJ PO POŁUDNIU Susanna zakomunikowała, że zamyka lokal. Po szturmie wiernych kawiarnię odwiedziło jeszcze kilku pojedynczych klientów. Mikael zdążył przeczytać ponad jedną piątą policyjnych dokumentów. Zamknął skoroszyt, schował notatnik do torby i pomaszerował raźno do domu.

Kot czekał na schodkach. Mikael rozejrzał się dookoła, ciekaw, do kogo właściwie należy kocisko. Wpuścił go do środka, zawsze to jakieś towarzystwo.

Jeszcze raz spróbował zadzwonić do Eriki, ale w dalszym ciągu odpowiadała mu tylko jej poczta głosowa. Z pewnością była na niego wściekła. Mógł oczywiście zadzwonić do redakcji albo do jej mieszkania, ale uparł się jak osioł, że tego nie uczyni. Zostawił już wystarczająco dużo wiadomości. Zrobił sobie za to kawę, przesunął kota na skraj ławy i rozłożył na stole skoroszyt.

Czytał powoli i z uwagą, żeby nie przeoczyć żadnego szczegółu. Zanim późnym wieczorem zamknął teczkę, zdążył zapisać w notesie kilka stron. Porządkował informacje w punktach i w pytaniach, na które miał nadzieję znaleźć odpowiedź w kolejnych tomach. Nie był pewien, czy chronologiczny porządek dokumentów był dziełem Henrika, czy wedle tego systemu pracowała policja w latach sześćdziesiątych.

Pierwszą stroną była fotokopia ręcznie zapisanego zgłoszenia w centrali alarmowej policji w Hedestad. Policjant, który odebrał telefon w niedzielę o 11.14, podpisał się O.d. Ryttinger, co Mikael tłumaczył jako „oficer dyżurny”. Zgłaszającym był Henrik Vanger, którego adres i numer telefonu zanotowano na blankiecie. Raport sporządzono 23 września 1966 roku, jego surowy tekst brzmiał następująco:

Telefon od Hrk. Vangera, zgłasza, że bratanica (?) Harriet Ulrika VANGER, ur. 15 sty 1950 (16 lat), zniknęła z domu na w. Hedeby w sobotę po poł. Zgłasz. b. niespokojny.

Kolejna notatka o godzinie 11.20 stwierdza, że P-014 (policyjny samochód? patrol? przewoźnik?) otrzymał polecenie, żeby stawić się na miejscu.

O 11.35 ktoś ze znacznie mniej wyraźnym charakterem pisma niż Ryttinger dodał, że Post. Magnusson meld. most na w. Hedeby ciągle zamknięty. Transp. łodzią. Na marginesie widniał nieczytelny podpis.

O 12.14 powrócił Ryttinger: Kontakt tel. post. Magnusson w H-by meld. 16-letnia Harriet Vanger zniknęła sob po poł. Rodzina b. niespokojna. Nie spała w nocy w łóżku. Nie mogła opuścić wyspy z pow. wypadku na moście. Nikt z zapyt. czł. rodz. nie wie, gdzie jest HV.

O 12.19: G.M. poinfo. o sprawie telef.

Ostatnia notatka pochodziła z 13.42: G.M. na miejscu w H-by przejmuje sprawę.


JUŻ NASTĘPNA KARTKA wyjaśniła, że tajemnicze inicjały G.M. należały do Gustafa Morella, komisarza policji, który przypłynął łódką na wyspę, gdzie przejął dowództwo i sporządził formalne doniesienie o zaginięciu Harriet. W odróżnieniu od wstępnych notatek z nieuzasadnionymi skrótami raporty Morella były napisane na maszynie i czytelną prozą. Na kolejnych stronach z zadziwiającą rzeczowością i bogactwem szczegółów zdawał sprawozdanie z podjętych kroków. Działał systematycznie. Najpierw przesłuchał Henrika w towarzystwie Isabelli, matki Harriet. Następnie rozmawiał po kolei z Ulriką Vanger, Haraldem Vangerem, Gregerem Vangerem, bratem Harriet Martinem, a także z Anitą Vanger. Mikael wywnioskował, że chronologia rozmów odzwierciedla coś w rodzaju hierarchii.

Ulrika Vanger, matka Henrika, cieszyła się poważaniem godnym owdowiałej królowej. Mieszkała w posiadłości Vangerów i nie miała nic do powiedzenia. Poprzedniego wieczoru położyła się do łóżka dość wcześnie, nie widziała Harriet od kilku dni. Wyglądało na to, że domagała się spotkania z komisarzem Morellem tylko po to, żeby wyrazić swoją opinię, to znaczy zażądać natychmiastowych działań policji.

Harald Vanger był bratem Henrika i osobą numer dwa w rankingu najbardziej wpływowych osób w rodzinie. Wyjaśnił, że spotkał Harriet w przelocie, gdy wróciła z festynu w Hedestad, ale nie widział jej od momentu wypadku na moście i nie dysponuje wiedzą na temat jej obecnego miejsca pobytu.

Greger Vanger, brat Henrika i Haralda, oświadczył, że widział zaginioną szesnastolatkę, gdy po powrocie z Hedestad, gdzie przybywała wcześniej tego dnia, weszła do gabinetu Henrika i poprosiła o rozmowę. Sam Greger nie zamienił z nią ani słowa, jeżeli nie liczyć krótkiego powitania. Nie wiedział, gdzie się mogła podziać, ale przychylał się do opinii, że nie informując nikogo, zupełnie bezmyślnie pojechała do jakiejś koleżanki i na pewno niedługo wróci. Na pytanie, jak w takim razie opuściła wyspę, nie był w stanie udzielić odpowiedzi.

Rozmowę z Martinem Vangerem przeprowadzono dość pobieżnie. Był wtedy uczniem klasy maturalnej. Mieszkał w Uppsali u Haralda. Ponieważ zabrakło dla niego miejsca w samochodzie, pojechał na Hedeby pociągiem i przybył na miejsce tak późno, że utkwił po niewłaściwej stronie mostu i nie mógł przeprawić się łodzią wcześniej niż późnym wieczorem. Przesłuchujący Martina liczył na to, że Harriet kontaktowała się z bratem, dając mu do zrozumienia, że zamierza uciec z domu. Takie postawienie sprawy spotkało się z protestem Isabelli, ale komisarz Morell zauważył, że w tej sytuacji ucieczka pozwala raczej żywić nadzieję. Ale Martin nie rozmawiał z siostrą od wakacji i nie miał do powiedzenia nic godnego uwagi.

Millennium

Подняться наверх