Читать книгу Gorąca antologia - Strefa Autora - Страница 11
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ОглавлениеPalce mam wplątane w jego włosy, a owładnięte gorączką usta delektują się wargami Christiana. Rozkoszuję się tańcem naszych języków. I wiem, że on czuje to samo. Jest bosko.
Nagle podciąga mnie do góry, chwyta za skraj T-shirta i ściąga mi go przez głowę, po czym rzuca na podłogę.
– Chcę cię czuć – szepcze mi pożądliwie do ust, a jego dłonie wędrują do tyłu, aby rozpiąć stanik. Sekunda wystarcza i już go nie ma.
Popycha mnie z powrotem na łóżko, wciskając w materac, a jego usta przesuwają się na pierś. Palcami mocniej chwytam jego włosy, gdy bierze do ust brodawkę i mocno pociąga.
Wydaję okrzyk, bo to doznanie rozlewa się po całym moim ciele, napinając mięśnie wokół krocza.
– Tak, mała, chcę cię słyszeć – mruczy z ustami przy mojej rozgrzanej skórze.
Ależ ja pragnę poczuć go w sobie. Natychmiast. Ustami i językiem bawi się brodawką, pociągając za nią, ssąc, sprawiając, że wiję się z podniecenia. Wyczuwam jego pożądanie w połączeniu z – czym? Z czcią. Tak, można by odnieść wrażenie, że on mnie czci.
Pieści mnie palcami, a brodawka pod umiejętnym dotykiem staje się jeszcze twardsza. Jego dłoń przesuwa się do mych dżinsów i sprawnie je rozpina. Następnie wślizguje się pod materiał majtek i ociera palcami o łono.
Z sykiem wypuszczam powietrze, gdy jego palec wsuwa się we mnie. Przyciskam krocze do jego dłoni, oszalała z pragnienia.
– Och, mała – dyszy, patrząc mi prosto w oczy. – Jesteś taka wilgotna – dodaje z zachwytem.
– Pragnę cię – mruczę.
Nasze usta ponownie się łączą i czuję jego głodną desperację.
To nowość – jeszcze nigdy tak nie było, z wyjątkiem może tego razu po powrocie z Georgii – i przypominają mi się jego słowa… „Muszę wiedzieć, że między nami wszystko w porządku. To jedyny sposób, jaki znam”.
Ta myśl mnie rozbraja. Świadomość, że mam na niego taki wpływ, że potrafię dać mu ukojenie… Christian siada i zsuwa ze mnie dżinsy, a sekundę później bieliznę.
Nie odrywając wzroku od mojej twarzy, wstaje, wyjmuje z kieszeni foliową paczuszkę i rzuca mi ją, po czym jednym płynnym ruchem pozbywa się dżinsów i bokserek.
Niecierpliwie rozrywam folię i kiedy on kładzie się znowu przy mnie, powoli nakładam mu prezerwatywę. Chwyta mnie za dłonie i przekręca się na plecy.
– Ty na górze – nakazuje, pociągając mnie na siebie. – Chcę cię widzieć.
Och.
Nakierowuje mnie, a ja z wahaniem opuszczam się na niego. Christian zamyka oczy i unosi biodra, wypełniając mnie, rozciągając, a gdy wypuszcza powietrze, jego usta mają kształt litery O.
Przytrzymuje moje dłonie i nie wiem, czy po to, aby mi pomóc w utrzymaniu równowagi, czy po prostu nie chce dopuścić, abym go dotknęła, choć mam przecież mapę.
– Ale mi dobrze – mruczy.
Ponownie się unoszę, oszołomiona poczuciem władzy, patrząc, jak Christian Grey powoli mi się poddaje. Puszcza moje dłonie i chwyta biodra, a ja kładę ręce na jego ramionach. Wchodzi we mnie ostro, a ja wydaję okrzyk.
– Właśnie tak, maleńka, poczuj mnie.
Odchylam głowę i tak właśnie robię: czuję go całą sobą.
Poruszam się – idealnie dopasowując się do jego rytmu – zagłuszając wszystkie myśli i rozsądek. Jestem jedynie doznaniem, zagubionym w tej bezbrzeżnej rozkoszy. W górę i w dół… jeszcze raz i jeszcze… o tak… Otwieram oczy i wpatruję się w niego. Oddech mam urywany. On także patrzy na mnie płonącym wzrokiem.
– Moja Ana – mówi bezgłośnie.
– Tak – dyszę. – Na zawsze.
Wydaje głośny jęk i ponownie zamyka oczy. Ten widok wystarcza, aby przypieczętować moje przeznaczenie, i dochodzę głośno, wyczerpująco, wirując i wirując, aż w końcu opadam na niego.
– Och, mała – jęczy i doznaje spełnienia, mocno mnie do siebie przyciskając.
Głowę mam opartą na jego klatce piersiowej na obszarze, do którego mój dotyk nie ma wstępu, policzek dotyka kręconych włosków. Oddech mam jeszcze urywany i walczę z pokusą, by go pocałować.
Leżę po prostu na nim, odzyskując świadomość. Christian gładzi moje włosy i plecy, czeka, aż uspokoi mu się oddech.
– Jesteś taka piękna.
Unoszę głowę i patrzę na niego sceptycznie. W odpowiedzi marszczy brwi i nagle szybko siada. Obejmuje mnie mocno, przytrzymując na miejscu. Zaciskam dłonie na jego bicepsach.
– Jesteś. Taka. Piękna – powtarza z emfazą.
– A ty bywasz zaskakująco słodki. – Całuję go.
Unosi mnie i wysuwa się z mojego wnętrza. Krzywię się. Nachyla się i całuje mnie delikatnie.
– Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteś atrakcyjna, prawda?
Oblewam się rumieńcem. Czemu tak się tego uczepił?
– Ci wszyscy chłopcy, którzy się za tobą uganiają, nic ci to nie mówi?
– Chłopcy? Jacy chłopcy?
– Mam ci podać listę? – Christian marszczy brwi. – Fotograf za tobą szaleje, ten chłopak w sklepie, w którym pracowałaś, starszy brat twojej współlokatorki. Twój szef – dodaje gorzko.
– Och, Christianie, to wcale nie jest prawda.
– Uwierz mi. Pragną cię. Pragną tego, co należy do mnie. – Przyciąga mnie do siebie, a ja opieram ręce na jego ramionach i przyglądam mu się z rozbawieniem. – Do mnie – powtarza, a oczy płoną mu zaborczo.
– Tak, do ciebie – odpowiadam uspokajająco, uśmiechając się. Wygląda na udobruchanego, a ja fantastycznie się czuję nago na jego kolanach w sobotnie popołudnie. Kto by pomyślał? Jego idealne ciało znaczą ślady szminki. Zauważam, że pościel nieco się ubrudziła. Ciekawe, co sobie pomyśli pani Jones.
– Granica pozostaje nienaruszona – mruczę i odważnie przesuwam palcem wskazującym po linii na ramieniu. Christian sztywnieje i mruga powiekami. – Mam ochotę trochę pozwiedzać.
Patrzy na mnie sceptycznie.
– Apartament?
– Nie. Chodziło mi raczej o mapę skarbów, którą narysowaliśmy na tobie. – Palce aż mnie świerzbią, aby go dotykać.
Unosi zdziwiony brwi i mruga niepewnie. Pocieram nosem o jego nos.
– A z czym konkretnie będzie się to wiązać, panno Steele?
Przesuwam opuszkami palców po jego twarzy.
– Chcę po prostu dotykać cię wszędzie tam, gdzie mi wolno.
Christian chwyta zębami mój palec wskazujący i lekko przygryza.
– Aua – protestuję, a on uśmiecha się szeroko.
– Dobrze – puszcza mój palec, ale w głosie pobrzmiewa odrobina niepokoju. – Poczekaj. – Ponownie mnie unosi i zdejmuje prezerwatywę, po czym rzuca ją bezceremonialnie na podłogę przy łóżku.
– Nie znoszę ich. Mam ochotę wezwać doktor Greene, żeby zaaplikowała ci zastrzyk.
– I myślisz, że najlepsza ginekolog w Seattle przybiegnie na twoje wezwanie?
– Potrafię być bardzo przekonujący – mruczy, zakładając mi włosy za ucho. – Franco wykonał kawał dobrej roboty. Podoba mi się to cieniowanie.
Słucham?
– Przestań zmieniać temat.
Przemieszcza się tak, że siedzę na nim okrakiem, opierając się o jego zgięte w kolanach nogi. Christian opiera się na łokciach.
– No to dotykaj – mówi bez wesołości. Wygląda na zdenerwowanego, choć próbuje to ukryć.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, wyciągam rękę i przesuwam palcem poniżej linii pozostawionej przez szminkę na wyrzeźbionym brzuchu. Wzdryga się i przerywam.
– Nie muszę tego robić – mówię cicho.
– Nie, w porządku. Muszę się tylko trochę… przestawić. Dawno nikt mnie nie dotykał.
– Pani Robinson? – Te słowa wydostają się nieproszone z moich ust. I zaskakujące jest to, że udaje mi się nie wlać do nich rozgoryczenia ani urazy.
Kiwa głową. Wyraźnie jest skrępowany.
– Nie chcę o niej rozmawiać. To ci popsuje nastrój.
– Jakoś dam sobie radę.
– Nie, Ana. Wściekasz się za każdym razem, gdy o niej wspominam. Przeszłość to przeszłość. To fakt. Nie jestem w stanie jej zmienić. Dobrze, że ty takiej nie masz, inaczej doprowadzałoby mnie to do szaleństwa.
Nie chcę się kłócić.
– Do szaleństwa? Większego niż ogarnia cię teraz? – uśmiecham się w nadziei na rozluźnienie napiętej atmosfery.
Drgają mu usta.
– Szaleję za tobą – szepcze.
Serce przepełnia mi radość.
– Mam zadzwonić do doktora Flynna?
– To chyba nie będzie konieczne – stwierdza sucho.
Popycham jego nogi tak, że je prostuje, po czym kładę palce z powrotem na brzuchu i pozwalam, aby wędrowały po jego skórze. Christian ponownie nieruchomieje.
– Lubię cię dotykać. – Moje palce muskają pępek, a potem przesuwają się w dół. Oddech mu przyspiesza, oczy ciemnieją, a członek twardnieje i drga pod moim dotykiem. A niech to. Runda druga.
– Znowu? – mruczę.
Uśmiecha się.
– O tak, panno Steele, znowu.
Cóż za rozkoszny sposób spędzania sobotniego popołudnia. Stoję pod prysznicem i myję się, uważając, aby nie zamoczyć związanych włosów. Rozmyślam o ostatnich godzinach. Christian i wanilia chyba do siebie pasują.
Tak wiele mi dzisiaj wyjawił. Niełatwa jest próba przyswojenia tych wszystkich informacji i zastanowienia się nad tym, czego się dowiedziałam: ile zarabia – jest obrzydliwie bogaty, co jest po prostu niesamowite jak na kogoś w jego wieku, i że posiada dossier na mój temat i wszystkich swoich ciemnowłosych uległych. Ciekawe, czy tamta szafka kryje wszystkie teczki?
Moja podświadomość sznuruje usta i kręci głową – „Nawet się tam nie zapuszczaj”. Marszczę brwi. A może tylko zajrzę?
No i jeszcze Leila – gdzieś w okolicy, możliwe, że uzbrojona – i jej fatalny muzyczny gust wciąż obecny na jego iPodzie. Ale jeszcze gorsza jest pani Pedo Robinson. Nie pojmuję tej kobiety i nawet nie mam zamiaru podejmować prób pojęcia. Nie chcę, aby była jasnowłosym widmem w naszym związku. Christian ma rację, rzeczywiście mam mroczki przed oczami na samą myśl o niej, więc może lepiej, żebym nie zaprzątała sobie nią głowy.
Wychodzę spod prysznica i wycieram się. I nagle dopada mnie nieoczekiwany gniew.
Ale kto nie miałby mroczków? Która normalna, zdrowa psychicznie kobieta zrobiłaby coś takiego piętnastoletniemu chłopcu? W jakim stopniu przyczyniła się do jego odchyłów? Ja tej kobiety nie rozumiem. A co gorsza Christian twierdzi, że ona mu pomogła. Jak?
Przypominają mi się jego blizny, to skrajne fizyczne ucieleśnienie koszmarnego dzieciństwa i przyprawiające o mdłości przypomnienie o tym, jakie zostawiło to ślady na jego psychice. Mój słodki, smutny Szary. Powiedział mi dzisiaj tyle cudowności. Szaleje na moim punkcie.
Patrząc na swoje odbicie w lustrze, uśmiecham się na wspomnienie jego słów, a serce ponownie mało nie pęka mi z radości. Niewykluczone, że jednak nam się uda. Ale jak długo będzie chciał to robić, zanim zachce mu się sprać mnie na kwaśne jabłko za przekroczenie jakiejś arbitralnej granicy?
Uśmiech znika z mojej twarzy. Tego właśnie nie wiem. To jest ten cień, który wisi nad nami. Perwersyjne bzykanko, zgoda, to może być, ale coś więcej?
Moja podświadomość patrzy na mnie wzrokiem pozbawionym wyrazu, choć raz nie wyskakując ze swoimi mądrościami. Udaję się do sypialni, aby się ubrać.
Christian szykuje się na dole, więc cały pokój jest dla mnie. Oprócz sukienek w szafie mam także szuflady pełne nowej bielizny. Wybieram czarny gorset bez ramiączek: pięćset czterdzieści dolarów. Jest wykończony srebrną tasiemką, a do kompletu ma miniaturowe figi. Do tego pończochy samonośne w cielistym kolorze, tak delikatne, jakby utkano je z czystego jedwabiu. O rany, są… zmysłowe… i nawet podniecające…
Sięgam właśnie po sukienkę, kiedy bezceremonialnie wchodzi Christian. Hola, a zapukać to nie można? Staje jak skamieniały, wpatrując się we mnie wygłodniałym wzrokiem. Mam wrażenie, że nie tylko policzki oblewa mi szkarłatny rumieniec. Christian ma na sobie białą koszulę i czarne spodnie od garnituru. W wycięciu rozpiętego kołnierzyka dostrzegam ślad szminki.
– W czym mogę pomóc, panie Grey? Zakładam, że cel pańskiej wizyty jest inny niż bezmyślne wgapianie się we mnie?
– To bezmyślne wgapianie bardzo mi się podoba, dziękuję, panno Steele – mruczy, robiąc krok do przodu i pożerając mnie wzrokiem. – Przypomnij mi, abym wysłał podziękowania Caroline Acton.
Marszczę brwi. A co to za jedna?
– Osobista stylistka u Neimana – mówi, odpowiadając na moje niewypowiedziane na głos pytanie.
– Och.
– Rozproszył mnie ten widok.
– Właśnie widzę. Czego chcesz, Christianie? – Posyłam mu rzeczowe spojrzenie.
Uśmiechając się, wyjmuje z kieszeni srebrne kulki, a ja nieruchomieję. O cholera! Chce dać mi klapsy? Teraz? Dlaczego?
– To nie to, co myślisz – mówi szybko.
– No to mnie oświeć – szepczę.
– Pomyślałem sobie, że mogłabyś je dzisiaj włożyć.
Implikacje tego zdania w końcu do mnie docierają.
– Na przyjęcie? – Jestem zaszokowana.
Kiwa powoli głową, a oczy mu ciemnieją.
O rety.
– Później dasz mi klapsy?
– Nie.
Przez chwilę mam wrażenie, że to, co czuję, to ukłucie rozczarowania.
Chichocze.
– A chcesz?
Przełykam ślinę. Sama nie wiem.
– Cóż, bądź spokojna, nie zamierzam cię dotknąć w taki sposób, nawet gdybyś mnie o to błagała.
Och! To coś nowego.
– Chcesz się w to zabawić? – kontynuuje, unosząc kulki. – Zawsze możesz je wyjąć, jeśli nie będziesz mogła wytrzymać.
Wpatruję się w niego. Wygląda tak niesamowicie kusząco – potargane włosy, ciemne oczy, w których tańczą erotyczne ogniki, kąciki ust uniesione w seksownym, wesołym uśmiechu.
– Dobrze – zgadzam się cicho. O tak! Moja wewnętrzna bogini odzyskała głos.
– Grzeczna dziewczynka – uśmiecha się Christian. – Włóż najpierw buty, a potem chodź do mnie.
Buty? Odwracam się i zerkam na szpilki z szarego zamszu, pasujące do sukni, na którą się zdecydowałam.
A co tam, może być tak, jak on chce.
Wyciąga rękę, aby mnie podtrzymać, gdy zakładam szpilki od Christiana Louboutina, kupione za trzy tysiące dwieście dziewięćdziesiąt pięć dolarów, czyli jak za darmo. I od razu robię się wyższa o co najmniej dwanaście centymetrów.
Prowadzi mnie do łóżka, ale nie siada, tylko podchodzi do jedynego krzesła w sypialni. Stawia je przede mną.
– Kiedy kiwnę głową, schylisz się i przytrzymasz krzesła. Rozumiesz? – Głos ma schrypnięty.
– Tak.
– Dobrze. A teraz otwórz usta – nakazuje.
Robię, co mi każe, sądząc, że włoży mi do nich kulki, aby je zwilżyć. Nie, on wkłada tam palec wskazujący.
Och…
– Ssij – mówi.
Unoszę rękę i przytrzymuję jego dłoń, po czym zaczynam ssać – widzicie, jak chcę, to potrafię być posłuszna.
Smakuje mydłem… hmm. Ssę mocno, a nagrodą jest widok jego rozchylonych ust. Wygląda na to, że nie będzie mi potrzebny żaden lubrykant. Christian wkłada sobie kulki do ust, gdy tymczasem ja funduję fellatio jego palcowi. Kiedy próbuje go wyjąć, przytrzymuję zębami.
Uśmiecha się szeroko i kręci głową, więc w końcu puszczam.
Gdy widzę, że kiwa głową, pochylam się i chwytam za brzegi krzesła. Przesuwa mi majteczki na bok i bardzo powoli wkłada we mnie palec, zataczając niespieszne kółka, tak że czuję go na wszystkich ściankach. Z mojego gardła wydobywa się bezradny jęk.
Wysuwa palec i ostrożnie wkłada na jego miejsce kulki, jedną po drugiej. Kiedy już są na swoim miejscu, przesuwa z powrotem materiał majtek i całuje mnie w pupę. A potem jego dłonie biegną w górę mych nóg, od kostek aż do ud i Christian lekko całuje miejsca, gdzie kończą się pończochy.
– Ma pani naprawdę piękne nogi, panno Steele – mruczy.
Wstaje i chwyta mnie za biodra, po czym przyciąga moje pośladki do siebie, abym poczuła jego erekcję.
– Może tak właśnie cię przelecę, kiedy wrócimy do domu, Anastasio. Teraz możesz już się wyprostować.
Kręci mi się w głowie i podnieca mnie dotyk obijających się o siebie kulek. Christian nachyla się i całuje mnie w ramię.
– Kupiłem dla ciebie, abyś je założyła na galę zeszłej soboty. – Obejmuje mnie i wyciąga rękę. Na niej spoczywa niewielkie czerwone pudełeczko z napisem „Cartier”. – Ale ty odeszłaś, więc nie miałem w ogóle okazji ci ich dać.
Och!
– To moja druga szansa – mówi cicho głosem nabrzmiałym emocjami. Denerwuje się.
Z wahaniem biorę od niego pudełeczko i je otwieram. Wewnątrz kryje się para kolczyków. Każdy składa się z czterech diamencików, ułożone jeden pod drugim, przy czym górny w lekkim oddaleniu od pozostałych. Są piękne, proste i klasyczne. Sama bym takie wybrała, gdybym miała oczywiście okazję robić zakupy u Cartiera.
– Są śliczne – szepczę i ponieważ to kolczyki drugiej szansy, kocham je. – Dziękuję.
Wyraźnie się odpręża i ponownie całuje mnie w ramię.
– Zakładasz tę suknię ze srebrnej satyny? – pyta.
– Tak. Może być?
– Naturalnie. Pozwolę ci się przygotować. – Po tych słowach wychodzi, nie oglądając się za siebie.
Wkroczyłam do alternatywnego wszechświata. Młoda kobieta patrząca na mnie w lustrze wygląda na godną czerwonego dywanu. Jej długa, satynowa srebrna suknia bez ramiączek jest po prostu oszałamiająca. Może ja też napiszę do Caroline Acton. Jest dopasowana i pięknie podkreśla moje niezbyt imponujące krągłości.
Włosy otaczają moją twarz miękkimi falami, rozsypane na ramionach i piersiach. Z jednej strony zakładam je za ucho, odsłaniając moje kolczyki drugiej szansy. Makijaż ograniczyłam do minimum: eyeliner, tusz, odrobina różu i jasnoróżowa szminka.
Tak naprawdę róż mi niepotrzebny. Jestem nieco zarumieniona dzięki ciągłemu przemieszczaniu się srebrnych kulek. Tak, już one zagwarantują, że kolorków mi dzisiejszego wieczoru nie zabraknie. Kręcąc głową nad zuchwałością erotycznych pomysłów Christiana, schylam się po satynowy szal i srebrną kopertówkę, po czym ruszam na poszukiwanie mojego Szarego.
Tyłem do mnie rozmawia właśnie na korytarzu z Taylorem i trzema innymi mężczyznami. Ich zaskoczone miny pełne uznania oznajmiają mu moją obecność. Odwraca się, a ja stoję skrępowana.
W ustach czuję suchość. Wygląda niesamowicie… Czarny smoking, czarna mucha i pełen podziwu wzrok. Podchodzi do mnie i całuje moje włosy.
– Anastasio, wyglądasz przepięknie.
Rumienię się na ten komplement, wypowiedziany przy Taylorze i pozostałej trójce.
– Kieliszek szampana przed wyjściem?
– Chętnie – bąkam, zdecydowanie zbyt szybko.
Christian kiwa głową Taylorowi, który wyprowadza ekipę do holu.
Wyjmuje z lodówki szampana.
– Ochrona? – pytam.
– Najbliższa. Taylor sprawuje nad nimi kontrolę. Do tego też ma przygotowanie. – Podaje mi smukły kieliszek.
– Jest naprawdę wszechstronny.
– Owszem – uśmiecha się Christian. – Ślicznie wyglądasz, Anastasio. Na zdrowie. – Stukamy się kieliszkami. Szampan jest bladoróżowy i pyszny. – Jak się czujesz? – pyta, obrzucając mnie gorącym wzrokiem.
– Dobrze, dziękuję. – Uśmiecham się słodko, niczego nie zdradzając. Doskonale wiem, że to aluzja do srebrnych kulek.
– Proszę, to ci się przyda. – Wręcza mi duży aksamitny woreczek, który leżał na kuchennym blacie. – Otwórz – poleca między łykami szampana.
Zaintrygowana wkładam do środka rękę i wyjmuję misternie wykończoną srebrną maskę z kobaltowymi piórami i pióropuszem wieńczącym górę.
– To bal maskowy – wyjaśnia.
– Rozumiem. – Maska jest piękna. Krawędzie ma owinięte srebrną wstążką, a wokół oczu srebrne filigrany.
– Ona podkreśli twoje śliczne oczy, Anastasio.
Uśmiecham się do niego nieśmiało.
– Ty też założysz maskę?
– Oczywiście. Na swój sposób zapewniają dużo swobody – dodaje, unosząc brew.
Och. Ale będzie fajnie.
– Chodź. Chcę ci coś pokazać.
Bierze mnie za rękę i prowadzi przez korytarz do drzwi obok schodów. Otwiera je, prezentując duży pokój mniej więcej tej samej wielkości, co pokój zabaw, który musi znajdować się dokładnie nad nami. Ten akurat jest wypełniony książkami. O kurczę, biblioteka, w której każda ściana ma półki od podłogi aż do samego sufitu. Na środku stoi duży stół bilardowy oświetlany podłużną lampą Tiffany.
– Masz bibliotekę! – piszczę radośnie, cała podekscytowana.
– Tak, bilardownię, jak ją nazywa Elliot. Ten apartament jest naprawdę spory. Dzisiaj do mnie dotarło, kiedy wspomniałaś o zwiedzaniu, że jeszcze cię po nim nie oprowadziłem. Teraz nie mamy na to czasu, ale pomyślałem, że pokażę ci ten pokój i może zaproszę na partyjkę bilardu w niedalekiej przyszłości.
Uśmiecham się szeroko.
– No pewnie. – W duchu sobie gratuluję. José i ja zaprzyjaźniliśmy się właśnie przy bilardzie. Od trzech lat gramy w niego regularnie. Jestem mistrzynią kija. José okazał się dobrym nauczycielem.
– No co? – pyta rozbawiony Christian.
Och! Naprawdę muszę przestać natychmiast okazywać wszystkie emocje, jakie się we mnie kłębią.
– Nic – odpowiadam szybko.
Mruży oczy.
– Cóż, może doktorowi Flynnowi uda się odkryć twoje tajemnice. Poznasz go dziś wieczorem.
– Tego kosztownego szarlatana? – O cholera.
– We własnej osobie. Wprost się nie może doczekać, aby cię poznać.
Gdy siedzimy na tylnej kanapie audi i jedziemy w kierunku północnym, Christian ujmuje moją dłoń i delikatnie przesuwa kciukiem po knykciach. Poprawiam się na siedzeniu i zwalczam w sobie pokusę jęknięcia, gdyż Taylor nie słucha dziś iPoda, a obok niego siedzi jeden z ochroniarzy. Chyba nazywa się Sawyer.
Zaczynam odczuwać lekki, całkiem przyjemny ból w dole brzucha, wywołany kulkami. Ciekawe, jak długo uda mi się wytrzymać bez, eee… ulżenia sobie? Zakładam nogę na nogę. Gdy to robię, na powierzchnię wydostaje się w końcu myśl, która od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju.
– Skąd miałeś szminkę? – pytam cicho Christiana.
Uśmiecha się znacząco i pokazuje na Taylora.
Wybucham śmiechem.
– Och. – I szybko przestaję. Ach, te kulki.
Przygryzam wargę. Christian uśmiecha się do mnie, a oczy mu błyszczą szelmowsko. Doskonale wie, co się ze mną dzieje, ten seksowny małpiszon.
– Rozluźnij się – szepcze. – Jeśli to zbyt wiele… – urywa i delikatnie całuje moją dłoń, a potem ssie opuszek małego palca.
Teraz już wiem, że robi to celowo. Zamykam oczy, a tymczasem moje ciało bierze w posiadanie żądza. Poddaję się temu doznaniu, a mięśnie podbrzusza zaciskają się mocno.
Kiedy otwieram oczy, Christian przygląda mi się uważnie, mój mroczny książę. To chyba przez ten smoking i muchę, ale wygląda na starszego, bardziej wyrafinowanego, niesamowicie przystojnego rozpustnika z lubieżnymi zamiarami. Po prostu zapiera mi dech w piersiach. Jestem w seksualnej niewoli i jeśli wierzyć jego słowom, on także. Na tę myśl uśmiecham się szeroko.
– No więc czego możemy się dzisiaj spodziewać?
– Och, taka tam zwykła impreza – odpowiada lekko Christian.
– Dla mnie nie taka zwykła – przypominam mu.
Uśmiecha się czule i znowu całuje moją dłoń.
– Będzie tam wielu ludzi obnoszących się z zamożnością. Aukcja, loteria, kolacja, tańce, moja matka wie, jak się urządza przyjęcie. – Uśmiecha się i po raz pierwszy od rana nieco się rozluźniam na myśl o wieczorze.
Wzdłuż podjazdu prowadzącego do rezydencji Greyów ciągnie się sznur drogich samochodów. Drogę oświetlają im podłużne, jasnoróżowe papierowe lampiony. Gdy podjeżdżamy nieco bliżej, widzę, że są porozwieszane dosłownie wszędzie. W wieczornym świetle wyglądają magicznie, jakbyśmy wkraczali do jakiegoś zaczarowanego królestwa. Zerkam na Christiana. Jak to pasuje do mojego księcia – i budzi się we mnie dziecinne podekscytowanie.
– Maski na twarz – uśmiecha się Christian i kiedy wyjmuje swoją, czarną i prostą w kształcie, mój książę staje się kimś bardziej mrocznym, zmysłowym.
W jego twarzy widać teraz jedynie pięknie wykrojone usta i mocno zarysowaną żuchwę. Na jego widok czuję ukłucie w sercu. Zakładam swoją maskę i ignoruję pączkujące w mym ciele pożądanie.
Taylor zatrzymuje się na końcu podjazdu i chłopak w uniformie otwiera drzwi od strony Christiana. Sawyer wyskakuje z auta, aby otworzyć moje.
– Gotowa? – pyta Christian.
– Tak jest.
– Wyglądasz pięknie, Anastasio. – Całuje moją dłoń i wychodzi z samochodu.
Wzdłuż trawnika biegnie ciemnozielony dywan, prowadzący do rozległego ogrodu na tyłach domu. Christian obejmuje mnie w talii, gdy idziemy po dywanie w towarzystwie elity Seattle w strojach wieczorowych i najprzeróżniejszych maskach. Drogę oświetlają nam lampiony. Dwóch fotografów ustawia gości na tle porośniętej bluszczem altany.
– Panie Grey! – woła jeden z nich. Christian kiwa głową i przyciąga mnie bliżej siebie, gdy przez chwilę pozujemy do zdjęć. Skąd wiedzą, że to on? Pewnie przez tę charakterystyczną zmierzwioną czuprynę.
– Dwóch fotografów? – pytam Christiana.
– Jeden jest z „Seattle Times”, drugi robi zdjęcia pamiątkowe, które potem będzie można kupić.
Och, moje zdjęcie znowu w prasie. Przez głowę przemyka mi myśl o Leili. W taki przecież sposób dowiedziała się o mnie. Ta myśl jest niepokojąca, ale pociesza mnie fakt, że w masce niełatwo mnie rozpoznać.
Na końcu dywanu odziani na biało kelnerzy trzymają tace pełne kieliszków z szampanem i cieszę się, kiedy Christian wręcza mi jeden – to powinno odpędzić ode mnie czarne myśli.
Podchodzimy do dużej białej pergoli obwieszonej mniejszymi wersjami papierowych lampionów. Pod nią błyszczy czarno-biały parkiet do tańca otoczony niskim płotkiem z wejściami z trzech stron. Przy każdym z nich ustawiono dwa rzeźbione w lodzie łabędzie. Czwarty bok zajmuje scena, na której kwartet smyczkowy gra jakiś nieznany mi, piękny, eteryczny utwór. Scena jest duża i podejrzewam, że później zajmie ją cały zespół. Christian bierze mnie za rękę i prowadzi między łabędziami na parkiet, gdzie zbierają się gawędzący z kieliszkami w dłoniach goście.
Kawałek dalej rozstawiono olbrzymi namiot, a w nim elegancko nakryte stoły oraz krzesła. Strasznie ich dużo!
– Ile tu będzie osób? – pytam Christiana, zaskoczona rozmiarem namiotu.
– Coś koło trzystu. Musiałabyś zapytać o to moją matkę. – Uśmiecha się do mnie.
– Christian!
Młoda kobieta zarzuca mu ręce na szyję i od razu wiem, że to Mia. Ma na sobie elegancką długą suknię z jasnoróżowego szyfonu, a jej twarz skrywa prześliczna, delikatnie zdobiona wenecka maska. Wygląda niesamowicie. I w tej chwili zalewa mnie fala wdzięczności za to, że Christian podarował mi tę srebrną suknię.
– Ana! Och, kochana, wyglądasz bosko! – Obdarza mnie mocnym uściskiem. – Musisz poznać moje przyjaciółki. Nie chcą uwierzyć, że mój brat ma w końcu dziewczynę.
Posyłam Christianowi spojrzenie pełne paniki, ale on wzrusza ramionami z rezygnacją, w geście mówiącym „wiem, że jest niemożliwa, znoszę to już od wielu lat”, i pozwala Mii odciągnąć mnie do grupy czterech młodych kobiet. Wszystkie mają na sobie drogie suknie, a także nienaganne fryzury i makijaże.
Mia dokonuje wzajemnej prezentacji. Trzy z nich są sympatyczne, ale Lily, tak chyba ma na imię, patrzy na mnie niechętnie spod czerwonej maski.
– Wszyscy oczywiście sądziliśmy, że Christian jest gejem – oświadcza drwiąco, kamuflując niechęć szerokim, fałszywym uśmiechem.
– Lily, zachowuj się – beszta ją Mia. – To oczywiste, że mój brat ma doskonały gust, jeśli chodzi o kobiety. Czekał, aż pojawi się ta właściwa, i nie okazałaś się nią ty!
Rumieni się nie tylko Lily, ale i ja.
– Drogie panie, czy mogę odzyskać moją towarzyszkę?
Christian obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Cała czwórka płoni się, uśmiecha i przestępuje z nogi na nogę – jego olśniewający uśmiech zawsze tak działa. Mia zerka na mnie i wywraca oczami, a ja wybucham głośnym śmiechem.
– Miło było was poznać – mówię przez ramię, gdy zaczynamy się oddalać. – Dziękuję ci – szepczę do Christiana, kiedy dzieli nas już od nich stosowna odległość.
– Zobaczyłem, że jest tam Lily. A to prawdziwa zołza.
– Podobasz jej się – burczę.
Wzdryga się.
– Cóż, bez wzajemności. Chodź, przedstawię cię paru osobom.
Następne pół godziny to wir prezentacji i powitań. Poznaję dwóch hollywoodzkich aktorów, dwóch prezesów i kilku wybitnych lekarzy. I nie ma takiej możliwości, żebym zapamiętała, jak się wszyscy nazywają.
Christian nie odstępuje mnie ani na krok, co bardzo mnie cieszy. Szczerze mówiąc, to całe bogactwo, glamour i skala imprezy onieśmielają mnie. Nigdy dotąd nie brałam w czymś takim udziału.
Odziani na biało kelnerzy krążą między gośćmi z butelkami szampana, z niepokojącą regularnością napełniając mi kieliszek. Nie mogę zbyt dużo pić. Nie mogę zbyt dużo pić – powtarzam w myślach, ale zaczyna mi się lekko kręcić w głowie i nie wiem, czy to wina szampana, spowodowanej maskami atmosfery tajemnicy, czy srebrnych kulek. Coraz trudniej mi ignorować tępy ból w podbrzuszu.
– Więc pracuje pani w SIP? – pyta łysiejący dżentelmen w masce niedźwiedzia. A może psa? – Słyszałem plotki o nagłym przejęciu.
Rumienię się. Bo rzeczywiście do niego doszło, a dokonał go człowiek, który ma więcej pieniędzy niż rozumu i specjalizuje się w prześladowaniu.
– Jestem jedynie asystentką, panie Eccles. Nic mi o takich sprawach nie wiadomo.
Christian milczy, uśmiechając się blado do Ecclesa.
– Panie i panowie! – Przerywa nam mistrz ceremonii w czarno-białej masce arlekina. – Proszę o zajęcie miejsc. Podano kolację.
Christian bierze mnie za rękę i razem z tłumem ludzi udajemy się do dużego namiotu.
Jego wnętrze jest oszałamiające. Trzy olbrzymie żyrandole rzucają iskierki we wszystkich kolorach tęczy na obite kremowym jedwabiem ściany i sufit. Stolików musi być co najmniej trzydzieści. Przypomina mi się prywatna sala w hotelu Heathman – kryształowe kieliszki, obrusy i pokrowce na krzesła ze śnieżnobiałego lnu, a pośrodku srebrny kandelabr otoczony wymyślną kompozycją z jasnoróżowych peonii. Obok niego stoi owinięty siateczkowym jedwabiem kosz z prezentami.
Christian zerka na plan rozsadzenia gości, po czym prowadzi mnie do stołu na środku namiotu. Siedzą już przy nim Mia i Grace Trevelyan-Grey, pogrążone w rozmowie z młodym mężczyzną, którego nie znam. Grace ma na sobie połyskującą suknię w kolorze mięty, na twarzy zaś dopasowaną kolorystycznie wenecką maskę. W ogóle nie wygląda na zestresowaną i wita się ze mną ciepło.
– Ana, cudownie cię znowu widzieć! Ślicznie wyglądasz.
– Matko. – Christian wita się z nią sztywno i całuje w oba policzki.
– Och, Christianie, jakiś ty oficjalny – beszta go żartobliwie.
Dołączają do nas rodzice Grace, państwo Trevelyan. Są pełni młodzieńczego wigoru, ale pod tymi maskami trudno określić ich wiek. Widok Christiana mocno ich raduje.
– Babciu, dziadku, przedstawiam wam Anastasię Steele.
Pani Trevelyan cała się nade mną rozpływa.
– Och, w końcu kogoś sobie znalazł, to wspaniale, no i jaką piękność! No, mam szczerą nadzieję, że uczynisz z niego przyzwoitego mężczyznę – wyrzuca z siebie, ściskając mi dłoń.
O w mordę. Dzięki niebiosom za maskę.
– Mamo, nie zawstydzaj Any. – Na ratunek przychodzi mi Grace.
– Ignoruj tę niemądrą staruszkę, moja droga. – Pan Trevelyan ściska mi dłoń. – Wyobraża sobie, że skoro jest taka stara, to ma nadane przez Boga prawo mówienia wszystkiego, co jej ślina na język przyniesie.
– Ana, to mój kolega, Sean. – Mia nieśmiało przedstawia mi swego młodego towarzysza, który uśmiecha się do mnie łobuzersko. W jego brązowych oczach tańczy rozbawienie, gdy wymieniamy uścisk dłoni.
– Miło cię poznać, Sean.
Christian także ściska mu dłoń, bacznie się przyglądając. No nie, czyżby biedna Mia także musiała znosić jego nadopiekuńczość? Uśmiecham się do niej ze współczuciem.