Читать книгу Damy z Grace Adieu - Susanna Clarke - Страница 6
Przedmowa
Оглавлениеpióra profesora Jamesa Sutherlanda, kierownika studiów nad Sidhe na Uniwersytecie w Aberdeen
Sięgnąłem po ten zbiór, mając na uwadze dwa bardzo skromne cele. Pierwszym było rzucenie po trosze światła na rozwój magii na Wyspach Brytyjskich w różnych epokach, drugim zaś zapoznanie czytelnika z pewnymi sposobami, w jakie Faerie rzutuje na nasze własne powszednie życie – innymi słowy, stworzenie swoistego kompendium dotyczącego Faerie i elfów.
Tytułowa historia „Damy z Grace Adieu” plasuje się w pierwszej kategorii, w poruszający sposób ukazując trudności, jakim musiały stawić czoło kobiety parające się magią na początku dziewiętnastego wieku – w czasach, kiedy ich praca była zwyczajnie ignorowana przez ich męskich odpowiedników (reprezentowanych tutaj nade wszystko przez Gilberta Norrella i Jonathana Strange’a). O wydarzeniach relacjonowanych w tej historii wspomniano w raczej mało znanej powieści wydanej kilka lat temu. Jeśli któryś z czytelników zetknął się z dziełem „Jonathan Strange i pan Norrell” (Bloomsbury, Londyn 2004), to zwracam uwagę na przypis w rozdziale 43, który opisuje, ile trudu zadał sobie Jonathan Strange, by wyrwać swojego pełniącego obowiązki pastora szwagra z hrabstwa Gloucester i zapewnić mu beneficjum w hrabstwie Northampton. „Damy z Grace Adieu” przedstawiają pełniejsze objaśnienie dość zagadkowej reakcji Strange’a.
Opowiadania „Na Wzgórzu Rozpasania” oraz „Meandry groteski” opisują nieco swobodniejsze, nie tak napięte kontakty z elfami i magią, którymi niegdyś cieszyli się nasi angielscy i szkoccy przodkowie.
„Pan Simonelli albo elfi wdowiec” to wyjątek z pamiętników Alessandro Simonellego. Simonelli to – rzecz jasna – szalenie irytujący pisarz, na każdym kroku ukazuje zarozumiałość i arogancję swojej rasy. (I mówię tu o Anglikach, nikim innym). Redaktorowi zaleca się podchodzić do jego pamiętników ze szczególną ostrożnością. Simonelli opublikował je po raz pierwszy w połowie lat dwudziestych XIX wieku. Dwadzieścia lat później dokonał korekty i opublikował je ponownie. To samo zrobił w latach sześćdziesiątych. W rzeczy samej przez cały wiek XIX i początki XX jego pamiętniki i wspomnienia były nieustannie pisane na nowo i publikowane w nowych wydaniach; i za każdym razem Simonelli przekuwał przeszłość tak, by promować swoją najnowszą obsesję – bez względu na to, czy była to akurat historia starożytnych Sumerów, edukacja kobiet, podniesienie moralności Sidhe (elfów), zaopatrzenie pogan w Biblie, tudzież skuteczność nowego rodzaju mydła. W ramach próby obejścia tej przeszkody wybrałem fragment z pierwszego wydania, który opisuje początki nadzwyczajnej kariery Simonellego. Możemy tylko żywić nadzieję, że zachował on jakiś związek z wydarzeniami, które rzeczywiście miały miejsce.
W latach, które nastąpiły po Waterloo, stosunki między Sidhe (elfami) i Brytyjczykami zacieśniły się. Brytyjscy politycy na wszelkie sposoby rozważali „kwestię elfią”, ale wszyscy zgadzali się, że jest to sprawa kluczowa dla interesów kraju. Jednakże poniższe historie ukazują nic innego, jak tylko przerażający brak przygotowania typowego dziewiętnastowiecznego dżentelmena, kiedy przypadkiem natknie się na Faerie. Książę Wellington to doskonały tego przykład. Kobiety, zdaje się, nieco lepiej radzą sobie w tak kłopotliwych okolicznościach; bohaterka „Pani Mabb”, Venetia Moore, konsekwentnie wykazuje zdolność intuicyjnego wyczuwania zasad obowiązujących w Faerie, czego całkowicie brakuje starszemu i bardziej doświadczonemu księciu.
„Tom Brightwind, czyli jak wybudowano elfi most w Thoresby” to opowiadanie obfitujące w fakty ciekawe dla badacza Faerie. Jednakże nie widzę powodu, by powtarzać moją wcześniejszą ocenę tej historii, przedstawioną w 1999 roku (i zasługującą, moim zdaniem, na szerszy odbiór). Czytelnik znajdzie ją we wstępie do samej opowieści.
Zdecydowałem się zamknąć zbiór historią cudownego pisarza, Johna Waterbury’ego, lorda Portisheada. Poza okresem 1808-1816, kiedy siedział pod pantoflem Gilberta Norrella, pisarstwo Waterbury’ego – a w szczególności jego wersja starych opowieści o Królu Kruków – to niekończąca się przyjemność. „John Uskglass i węglarz z Cumbrii” to przykład historii z rodzaju tych (jakże uwielbianych w średniowieczu), w których ludzie niższego stanu okazują się zdolni przechytrzyć ludzi bogatych i wpływowych. (Myślę tu o opowieściach o Robin Hoodzie czy balladzie o „Królu Janie i opacie Canterbury”). W średniowiecznej północnej Anglii nikt nie był bogatszy i potężniejszy od Johna Uskglassa i w efekcie północnoangielski folklor obfituje w opowieści o Uskglassie, który wpada do dziur w ziemi, zakochuje się w niestosownych damach albo z różnych skomplikowanych i nieprawdopodobnych powodów zobowiązuje się do ugotowania owsianki dla udręczonych żon oberżystów.
Smutny stan rzeczy przedstawia się tak, że podobnie jak we wszystkich okresach naszej historii, tak i obecnie zewsząd atakują nas błędne informacje na temat Faerie. Dzięki takim opowieściom jak poniższe pilny badacz kultury Sidhe może zajrzeć do Faerie, dostrzec przelotnie złożoność tej krainy, panujące tam sprzeczności i pojąć niebezpieczną fascynację, jaką może ona wzbudzić.
James Sutherland
Aberdeen, kwiecień 2006