Читать книгу Płomień Crossa - Sylvia Day - Страница 6
1
ОглавлениеNowy Jork kręcił mnie równie mocno jak jeszcze jedna rzecz w moim życiu. Jak w soczewce odbijały się w tym mieście możliwości nowego świata oraz tradycje świata dawnego. Konserwatyści przyjaźnili się z kochającymi wolność artystami, a szkaradne osobliwości współgrały z unikatowymi okazami. Wibrująca energia miasta napędzała krwiobieg międzynarodowej finansjery i przyciągała jak magnes międzynarodową społeczność.
Mężczyzna, który stanowił ucieleśnienie tej nowojorskiej żywiołowości, nieokiełznanej ambicji i znanej na całym świecie potęgi, właśnie mnie zerżnął i doprowadził do dwóch potężnych orgazmów.
Skradając się na palcach do wielkiej garderoby, zerknęłam na łóżko, na którym leżała zmięta od naszego baraszkowania pościel. Już na samo wspomnienie poczułam dreszcz podniecenia. Wciąż miałam wilgotne włosy po prysznicu, a moje nagie ciało skrywał tylko ręcznik, którym się owinęłam. Miałam się stawić w pracy za półtorej godziny, co oznaczało pośpiech. Uświadomiłam sobie, że będę musiała uwzględnić w grafiku czas na poranny seks, bo inaczej zawsze będę w niedoczasie. Gideon Cross właśnie się budził, żeby kolejny raz podbić świat. Zaczynał od podboju mojej skromnej osoby, co sprawiało mu wyjątkową przyjemność.
Prawda, jaką byłam szczęściarą?
W Nowym Jorku czuć było w powietrzu czerwcowe lato i wyraźnie się ociepliło. Postanowiłam włożyć spodnie z naturalnego lnu oraz sweterek bez rękawów w ciepłym szarym kolorze, który pasował do moich oczu. Ponieważ nie umiałam układać sobie włosów, związałam je w zwykły kucyk. Zrobiłam sobie makijaż i kiedy wreszcie wyglądałam jako tako, wyszłam z sypialni.
Przechodząc przez korytarz, usłyszałam głos Gideona. Był niski i ostry, więc zadrżałam ze strachu, że się rozzłościł. Nie wkurzał się łatwo… chyba że na mnie. Wtedy krzyczał i klął, a nawet szarpał dłońmi swoje wspaniałe kruczoczarne włosy sięgające mu do ramion.
Zazwyczaj Gideon potrafił poskromić swoją gwałtowną naturę. Po co miał krzyczeć na ludzi, skoro i tak trzęśli portkami, kiedy tylko przelotnie na nich spojrzał albo rzucał pod ich adresem zdawkowy komunikat.
Gideon był w swoim gabinecie. Stał odwrócony plecami do drzwi, ze słuchawką bluetooth w uchu i ze skrzyżowanymi rękami wyglądał przez okno na Piątą Aleję. Wydawał się samotny, odcięty od otaczającego go świata, a zarazem w pełni gotowy, żeby nim władać.
Z ręką na klamce przyglądałam mu się szeroko otwartymi oczami. Byłam pewna, że to, co widzę, robi jeszcze większe wrażenie niż panorama rozpościerająca się przed Gideonem. Z miejsca, w którym stałam, widziałam jego górującą nad drapaczami chmur sylwetkę, tak samo władczą i imponującą jak one. Gideon zdążył się wykąpać, zanim wygrzebałam się z łóżka. Jego ciało, od którego byłam całkowicie uzależniona, opinały dwie części drogiego, szytego na miarę trzyczęściowego garnituru, do którego miałam wyjątkową słabość. Patrzyłam na jego idealny tyłek i masywne plecy wbite w kamizelkę.
Na ścianie wisiał duży kolaż naszych zdjęć, wśród nich jedno intymne, które mi pstryknął, gdy spałam. Większość fotek zrobili nam paparazzi, śledzący każdy krok Gideona Crossa. Był właścicielem Cross Industries i w wieku dwudziestu ośmiu lat, kiedy jego rówieśnicy jeszcze rozwozili pizzę, wspiął się na listę dwudziestu pięciu najbogatszych ludzi na świecie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to do niego należała lwia część Manhattanu. Bez dwóch zdań był najgorętszym ciachem na tej planecie, a na dodatek we wszystkich swoich gabinetach robił wystawy z moich zdjęć, jakbym była dla niego równie przyjemnym widokiem, jak on dla mnie.
Gideon odwrócił się z wdziękiem w moją stronę i przygwoździł mnie swymi lodowatobłękitnymi oczami. Nie był zdziwiony, widząc mnie gapiącą się na niego w progu. Kiedy tylko znajdowaliśmy się blisko siebie, przelatywały między nami iskry, nabrzmiewało przeczucie tego, co zaraz nastąpi, podobne do zastygłej ciszy przed nadejściem burzy z grzmotami i błyskawicami. Możliwe, że specjalnie poczekał, zanim odwrócił się w moją stronę, wyłącznie po to, abym mogła napatrzeć się na niego do woli. Dobrze wiedział, że uwielbiałam to robić.
Gideon Cross był mrocznym i niebezpiecznym człowiekiem. I należał do mnie.
Mój Boże… Jego twarz wciąż robiła na mnie kolosalne wrażenie – wyrzeźbione kości policzkowe, czarne skrzydlate brwi, grube rzęsy, chabrowe oczy, no i te usta… Tak perfekcyjnie wycyzelowane, że były zmysłowe i figlarne, a zarazem zbójeckie. Ubóstwiałam, kiedy śmiały się do mnie i zapraszały do erotycznych igraszek, gdy zaś prostowały się w cienką surową kreskę, czułam strach. A kiedy Gideon muskał ustami moje ciało, zamieniałam się w ogień.
Jezu, dziewczyno, czy ty w ogóle siebie słyszysz? Wydęłam wargi na wspomnienie koleżanek, które działały mi na nerwy, kiedy plotły dyrdymały o urodzie swoich chłopaków. Tymczasem stałam się jedną z nich, zniewolona wspaniałością tego skomplikowanego, irytującego, pochrzanionego i do bólu seksownego faceta, w którym byłam coraz bardziej zakochana.
Nie odrywaliśmy od siebie oczu. Mimo że na twarzy Gideona wciąż było widać złość, kiedy rugał jakiegoś biedaka, którego miał na linii, jego wzrok powoli tracił lodowatą wrogość i stawał się coraz gorętszy.
Już dawno powinnam była przywyknąć do zmiany, jaka w nim zachodziła, kiedy na mnie patrzył, ale świadomość tego faktu wciąż robiła na mnie wstrząsające wrażenie. Jego spojrzenie mówiło mi, jak mocno i głęboko miał ochotę mnie rżnąć – co zresztą robił, kiedy tylko nadarzała się okazja – a także pozwalało uchylić rąbka tajemnicy o jego surowej, nieposkromionej i nieustępliwej sile woli. Siła i przywództwo determinowały wszystko, co Gideon robił w życiu.
– Do zobaczenia w sobotę o ósmej wieczorem – zakończył rozmowę, po czym wyjął z ucha słuchawkę i rzucił ją na biurko. – Podejdź do mnie, Evo.
Znowu poczułam dreszcz na dźwięk mojego imienia, które wypowiedział władczo, tak jak w chwilach, gdy mówił – „Teraz, Evo”, kiedy leżałam przygnieciona ciężarem jego ciała, wypełniona nim, pragnąc ze wszystkich sił osiągnąć orgazm, żeby uczynić go szczęśliwym.
– Nie mamy czasu, mistrzu.
Na wszelki wypadek wyszłam na korytarz. Sama jego delikatna chrypka i subtelny, kulturalny głos doprowadzały mnie do orgazmu. Kiedy tylko mnie dotykał, miękły mi kolana. Jemu jednemu oddawałam się bez walki.
Pobiegłam do kuchni, żeby zaparzyć nam kawę.
Gideon mruknął coś głośno pod nosem i ruszył za mną, sadząc wielkie kroki. Gdy się ze mną zrównał, przyszpilił mnie do ściany mierzącym sto dziewięćdziesiąt centymetrów, gorącym, twardym ciałem.
– Wiesz dobrze, aniołku, co się dzieje, gdy uciekasz przede mną. – Gideon chwycił zębami moją dolną wargę, a następnie złagodził ukąszenie, pieszcząc mnie językiem. – Zawsze cię dogonię.
Moje ciało westchnęło radośnie, kiedy mu uległam, i zmiękło z rozkoszy pod jego ciężarem. Pożądałam go nieustannie i tak silnie, że czułam fizyczny ból. Opanowała mnie żądza, ale też coś znacznie potężniejszego, coś drogocennego i głębokiego. Pożądanie Gideona nie przywoływało złych skojarzeń, jak działo się wtedy, gdy byłam z innymi mężczyznami. Gdyby ktokolwiek inny próbował poskromić mnie ciężarem swojego ciała, wpadłabym w panikę i uciekła przerażona. Nigdy tak się nie czułam z Gideonem, który dobrze wiedział, czego potrzebuję i ile jestem w stanie znieść.
Kiedy nagle się do mnie uśmiechnął, na chwilę zabrakło mi tchu.
Patrząc na zapierającą dech w piersiach twarz, okoloną lśniącymi kruczoczarnymi włosami, poczułam, jak miękną mi kolana. Pomijając dekadencką długość jego jedwabnych włosów, Gideon był wyrafinowany i pełen ogłady.
Trącił mój nos swoim.
– Nie możesz najpierw się do mnie uśmiechać, a potem odchodzić. Natychmiast się przyznaj, o czym myślałaś, kiedy rozmawiałem przez telefon.
Wydęłam usta.
– Że jesteś fantastycznym facetem. To się robi nudne, że wciąż o tobie myślę. Muszę się wziąć w garść.
Gideon chwycił mnie za udo i jeszcze bardziej do siebie przycisnął, przygniatając po mistrzowsku moje biodra swoimi. Był niezwykle dobry w te klocki, i świetnie o tym wiedział. – Akurat ci pozwolę.
– Ach tak? – Fala ciepła rozeszła się po moim ciele, które chciwie go łaknęło. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz ochotę na kolejną uwieszoną na tobie kobietę z oczami rozżarzonymi jak dwa węgielki, o panie, który nienawidzisz wygórowanych oczekiwań.
– Pragnę tylko – Gideon zamruczał jak kot, chwycił w obie dłonie moją twarz i potarł kciukiem dolną wargę – żebyś myślała o mnie na tyle często, byś nie miała czasu myśleć o kimś innym.
Oddychałam z trudem, bo jego palący wzrok całkiem mnie uwiódł, podobnie jak prowokacyjny głos, żar i zapach jego ciała. Ślinka napłynęła mi do ust. Gideon był moim narkotykiem, a ja nie miałam ochoty walczyć z nałogiem.
– Gideonie – westchnęłam jak urzeczona.
Mężczyzna jęknął cicho i przywarł gorącymi ustami do moich warg. Myśli o tym, która jest godzina, pierzchły pod wilgotnym i głębokim pocałunkiem. Niemal udało mu się odwrócić moją uwagę od tego, że odkrył przede mną swoją niepewność.
Chwyciłam dłońmi jego włosy, żeby go przytrzymać, i pocałowałam go. Mój język dotykał jego i wirował razem z nim. Byliśmy parą niespełna od miesiąca. Co gorsza, żadne z nas nie wiedziało, jak zbudować związek, w którym nie musielibyśmy ukrywać, że oboje jesteśmy poharatani, a taki związek właśnie próbowaliśmy stworzyć.
Cross objął mnie mocno i władczo.
– Chcę spędzić z tobą weekend na Florida Keys, nago – oznajmił.
– Miło się zapowiada – odparłam. A nawet bardzo miło. Uwielbiałam Gideona w trzyczęściowym garniturze, ale wolałam go nagiego. Trochę bałam mu się przyznać, że miałam już plany na weekend…
– Muszę poświęcić weekend na sprawy zawodowe – wymamrotał, muskając moje usta.
– Te, które przez mnie odkładałeś? – Gideon wychodził wcześniej z pracy, żeby spędzać czas ze mną, i dobrze wiedziałam, ile to go musiało kosztować. Moja matka była trzykrotnie zamężna, a wszyscy jej małżonkowie byli zamożnymi i odnoszącymi sukcesy magnatami. Zdawałam sobie sprawę, że ceną ambicji były długie godziny spędzane w pracy.
– Nie skąpię moim pracownikom grosza, żeby być z tobą.
Niezły wynik, lecz ujrzawszy w jego oku błysk irytacji, zmieniłam temat i powiedziałam:
– Dziękuję. Napijmy się kawy, póki mamy czas.
Gideon przesunął językiem po mojej dolnej wardze i puścił mnie.
– Chcę się ulotnić jutro o ósmej wieczorem. Spakuj dosłownie kilka letnich ubrań. W Arizonie panują upały.
– Co takiego? – Zamrugałam, spoglądając na jego plecy, kiedy wchodził do gabinetu. – Masz interesy w Arizonie?
– Niestety.
O rany. Postanowiłam nie wspominać więcej o kawie ani się z nim nie spierać i poszłam do kuchni. Po drodze minęłam przestronny salon zaprojektowany w przedwojennym stylu, ze smukłymi łukowymi oknami. Zastukałam obcasami, idąc po twardej i lśniącej drewnianej podłodze, a potem stąpałam bezgłośnie po ręcznie tkanych dywanach z Aubusson. Salon Gideona wyłożony był ciemnym drewnem i udekorowany stonowanymi tkaninami. W tym luksusowym miejscu roiło się od drogocennych drobiazgów i z każdego kąta wyzierał przepych, ale jednocześnie zachowało ono ciepły i kameralny urok. Zapraszało gościa, żeby poczuł się jak u siebie i pozwolił gospodarzowi się porozpieszczać.
Kiedy tylko weszłam do kuchni, natychmiast podstawiłam pod ekspres podróżny kubek do kawy. Po chwili pojawił się Gideon. Zarzucił na ramię marynarkę, w dłoni trzymał komórkę. Podstawiłam jeszcze jeden kubek dla Gideona, a potem otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej niskokaloryczną śmietankę.
– Może dobrze się złożyło. – Odwróciłam się do niego i przypomniałam o moim problemie ze współlokatorem. – W ten weekend muszę rozmówić się z Carym.
Gideon włożył telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki i przewiesił ją przez stołek barowy przy wyspie w kuchni.
– Jedziesz ze mną, Evo – powiedział.
Zaczerpnęłam szybko tchu i wlałam niskokaloryczną śmietankę do kawy.
– Co takiego miałabym tam robić? Leżeć na golasa i czekać, aż skończysz pracę, żeby się ze mną pieprzyć?
Gideon rzucił mi twarde spojrzenie, wziął do ręki kubek i upił łyk gorącej kawy. Wydawał mi się coś za bardzo spokojny.
– Masz ochotę pokłócić się ze mną? – zapytał.
– Nie utrudniaj mi życia – odparłam. – Przecież już o tym rozmawialiśmy. Dobrze wiesz, że nie mogę zostawić Cary’ego po tym, co się wydarzyło ostatniej nocy. Ta plątanina ciał, którą odkryłam w pokoju gościnnym, nadała nowe znaczenie słowu grupenseks.
Wkładając do lodówki karton ze śmietanką, czułam, że Gideon przyciąga mnie do siebie siłą swojej woli. Tak było od samego początku. Kiedy tylko chciał, sprawiał, że odczuwałam jego potrzeby. Ciężko było mi zignorować tę część mnie, która błagała, żeby mu dać to, czego pragnął.
– Ty się zajmiesz interesami, a ja moim przyjacielem, a potem zajmiemy się sobą nawzajem – wyjaśniłam.
– Wracam dopiero w niedzielę wieczorem.
Och… Poczułam szarpnięcie w brzuchu, kiedy usłyszałam, że wyjeżdża na tak długo. Większość par nie spędzała ze sobą każdej wolnej chwili, ale my byliśmy inni. Oboje mieliśmy własne problemy i wątpliwości. Uzależniliśmy się od siebie nawzajem, co wymagało regularnych kontaktów, byśmy mogli prawidłowo funkcjonować. Nie znosiłam być z dala od niego. Wciąż o nim myślałam.
– Przecież widzę, że nie wyobrażasz sobie rozłąki ze mną – stwierdził ze spokojem Gideon, przyglądając mi się badawczo i zauważając najdrobniejszy szczegół. – Do niedzieli uschniemy z tęsknoty.
Podmuchałam kawę, żeby szybciej wystygła, i upiłam łyk. Myśl o tym, że będę musiała spędzić całe dwa dni bez niego, wytrąciła mnie z równowagi. Co gorsza, wkurzało mnie, że spędzi tak wiele czasu beze mnie w miejscu, gdzie kobiety nie były tak popieprzone i nieznośne jak w Nowym Jorku.
– Oboje wiemy, że to nie jest dla nas dobre – udało mi się wykrztusić.
– Kto tak uważa? Nikt nie wie, jak to jest być na naszym miejscu.
W tej akurat kwestii byłam z nim zgodna.
– Musimy jechać do pracy – powiedziałam, wiedząc, że ta patowa sytuacja doprowadzi nas tego dnia do szaleństwa. Za jakiś czas rozwiążemy problem, ale na razie bez wątpienia utknęliśmy w miejscu.
Gideon oparł się biodrem o ladę, skrzyżował nogi w kostkach i powtórzył z uporem maniaka:
– Oboje chcemy, żebyś ze mną pojechała.
– Gideonie. – Zastukałam nogą w kafelek z trawertynu. – Nie mogę poświęcić ci całego mojego życia. Jeśli będę na każde twoje zawołanie, szybko się mną znudzisz. Do cholery, ja sama nie będę mogła na siebie patrzeć. Przecież nie umrzemy, jeśli przez kilka dni zajmiemy się własnymi problemami, nawet jeśli nie mamy na to wielkiej ochoty.
Gideon świdrował mnie wzrokiem.
– Sprawiasz zbyt wiele kłopotu, żeby sądzić, że jesteś na każde zawołanie.
– Raczej ty sprawiasz zbyt wiele kłopotu!
Gideon się wyprostował. Zniknęła jego groźna i tajemnicza zmysłowość, a na jej miejsce pojawiła się surowa intensywność. Był tak samo zmienny i nieprzewidywalny jak ja.
– Sporo się ostatnio o tobie pisze i mówi, Evo. Jest tajemnicą poliszynela, że mieszkasz w Nowym Jorku. Nie mogę cię tu zostawić samej na pastwę losu. Jeśli już koniecznie chcesz, to weź ze sobą Cary’ego. Możecie chwytać się za łby, kiedy będziesz na mnie czekała, żebym skończył robotę i potem cię rżnął.
– Rozumiem. – W chwili gdy przyjęłam za dobrą monetę jego próbę rozładowania atmosfery za pomocą żartu, zrozumiałam, dlaczego nie chciał zostawić mnie samej w Nowym Jorku. Obawiał się Nathana, mojego byłego brata przyrodniego, który był żyjącym koszmarem z mojej przeszłości. Gideon był przerażony, że Nathan zjawi się ponownie w mojej teraźniejszości. Ze strachem przyznałam mu w myślach rację. Tarcza anonimowości, która osłaniała mnie przez lata, roztrzaskała się w drobny mak dzięki temu, że media nagłośniły nasz związek.
Boże… Naprawdę nie mieliśmy czasu, żeby rozpoczynać kolejny drażliwy temat, ale wiedziałam dobrze, że Gideon nie odpuści mi w tej kwestii. Był człowiekiem, który uzurpował sobie prawo do wszystkiego, co do niego należało, i w bezwzględny sposób zwalczał swoich rywali. Nikomu nie pozwoliłby mnie skrzywdzić. Byłam jego bezpiecznym schronieniem, co czyniło mnie wyjątkową i nieocenioną.
Zerknął na zegarek.
– Czas na nas, aniołku.
Wziął marynarkę i ruchem ręki pokazał, żebym poszła przodem. Zabrałam z jego luksusowego salonu torebkę na ramię oraz torbę, w której były moje buty i inne artykuły pierwszej potrzeby. Po chwili zjechaliśmy jego prywatną windą na sam dół i wślizgnęliśmy się na tylne siedzenie jego czarnego bentleya SUV-a.
– Witaj, Angusie – przywitałam się z kierowcą, który dotknął daszka swojej czapki szofera.
– Dzień dobry, panno Tramell – odparł z uśmiechem Angus. Był starszym jegomościem, z rudą czupryną obficie przyprószoną siwizną. Lubiłam go z wielu powodów, między innymi dlatego, że woził Gideona od czasu, kiedy ten był jeszcze uczniem w podstawówce, i szczerze go kochał.
Kiedy zerknęłam na mojego roleksa, którego dostałam w prezencie od matki i ojczyma, wiedziałam, że mamy szansę zdążyć do pracy, pod warunkiem że nie utkniemy w korku. Gdy o tym myślałam, Angus zgrabnie włączył się do ruchu w morzu taksówek i samochodów. Po pełnej napięcia ciszy, która panowała w apartamencie Gideona, hałas Manhattanu przywołał mnie do życia tak skutecznie jak zastrzyk kofeiny. Ryk klaksonów i dudnienie kół na włazach kanalizacyjnych natychmiast postawiły mnie na nogi. Strumień spieszących się przechodniów płynął po obu stronach zakorkowanej ulicy, a pobliskie budynki wyciągały się wyzywająco w górę ku niebu, pozostawiając nas w mroku, chociaż wzeszło już słońce.
Boże, naprawdę zakochałam się w tym mieście. Każdego dnia chłonęłam od nowa jego atmosferę i na nowo się nią syciłam.
Umościłam się wygodnie na skórzanym siedzeniu z tyłu samochodu i delikatnie ścisnęłam Gideona za rękę.
– Czy poczułbyś się lepiej, gdybym na weekend wyjechała z Carym z miasta? Może skoczylibyśmy na chwilę do Vegas?
Gideon zmrużył oczy.
– Czy Cary obawia się mnie z jakiegoś powodu i dlatego Arizona nie wchodzi w grę?
– Co takiego? Nie. Nie sądzę. – Przysunęłam się nieznacznie i spojrzałam na niego. – Czasami muszę poświęcić całą noc na to, żeby się przede mną otworzył.
– Nie sądzisz? – powtórzył Gideon, ignorując wszystko inne, co powiedziałam.
– Może się czuć pozostawiony sam sobie w chwilach, kiedy ma potrzebę porozmawiania ze mną, ponieważ każdą wolną minutę spędzam z tobą – wyjaśniłam, przytrzymując dwiema dłońmi kubek, kiedy najechaliśmy na właz. – Posłuchaj mnie, musisz przestać być zazdrosny o Cary’ego. Kiedy ci mówię, że traktuję go jak brata, nie żartuję. Nie musisz go lubić, ale pogódź się z faktem, że Cary jest częścią mojego życia.
– Czy mówisz mu o mnie to samo?
– Nie muszę. On o tym wie. Próbuję osiągnąć w tej sprawie kompromis…
– Nie uznaję kompromisów.
Uniosłam brwi.
– Jestem pewna, że nie uznajesz kompromisów w interesach. W tym wypadku chodzi jednak o przyjaźń, która wymaga ustępstw…
Gideon przerwał mi i warknął:
– Polecisz do mojego hotelu moim samolotem, a jeśli opuścisz teren hotelu, moi goryle będą cię śledzić.
Zdumiała mnie jego raptowna i niechętna kapitulacja. Milczałam przez całą minutę, na tyle długo, że jego brwi wygięły się w końcu w wysoki łuk nad przeszywającymi mnie na wskroś błękitnymi oczami, które zdawały się mówić, że nie mam nic więcej do gadania.
– Czy ty czasami nie przesadzasz? – Nie chciałam odpuścić. – Przecież Cary będzie ze mną.
– Wybacz, ale nie uważam, żebyś była z nim bezpieczna po tym, co zrobił wczoraj. – Gideon popijał kawę, dając mi jednocześnie swoją postawą do zrozumienia, że nasza rozmowa dobiegła końca. Przedstawił mi opcje, które był w stanie zaakceptować.
Może i złościłabym się na niego za jego zuchwały i despotyczny ton, gdyby nie to, że tak naprawdę kierowała nim chęć opieki nade mną. Moja przeszłość skrywała brzydkie tajemnice, a kiedy zostałam dziewczyną Gideona, znalazłam się w świetle jupiterów, które mogły sprowadzić Nathana Barkera na próg mojego domu.
Poza tym kontrolowanie wszystkiego wokół siebie stanowiło część osobowości Gideona. To było w pakiecie, musiałam się z tym pogodzić.
– Masz rację – zgodziłam się. – Który hotel należy do ciebie?
– Mam kilka. Sama wybierz któryś z nich. – Odwrócił głowę i wyjrzał przez okno. – Scott wyśle ci listę mejlem. Kiedy się zdecydujesz, on się zajmie rezerwacją. W obie strony lecimy razem.
Oparłam ramię o siedzenie i napiłam się kawy, patrząc, jak dłoń Gideona zwija się w pięść. Jego odbicie w przyciemnionym oknie było chłodne, obojętne i pozbawione emocji, chociaż miałam wrażenie, że się zasępił.
– Dziękuję ci – rzekłam cicho.
– Nie masz mi za co dziękować. Wcale mnie to nie cieszy, Evo. – Zauważyłam, jak drgnął mu mięsień w szczęce. – Przez to, że twój współlokator nawarzył piwa, ja muszę spędzić weekend bez ciebie.
Zrobiło mi się go żal, że z mojego powodu jest taki nieszczęśliwy. Wzięłam od niego kubek z kawą i włożyłam go do uchwytu. Następnie usiadłam okrakiem na jego kolanach i objęłam go ramionami.
– Jestem ci ogromnie wdzięczna za to, że się o mnie troszczysz. To wiele dla mnie znaczy.
Gideon spojrzał na mnie swoimi dzikimi błękitnymi oczami.
– Wiedziałem, że oszaleję na twoim punkcie, kiedy tylko cię zobaczyłem.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania.
– Gdy leżałam na tyłku w holu budynku Crossfire?
– Jeszcze wcześniej. Na zewnątrz.
Marszcząc czoło, zapytałam:
– Na zewnątrz czego?
– Na chodniku przed budynkiem. – Gideon chwycił mnie mocno za biodra i ścisnął w ten butny, apodyktyczny sposób, który powodował, że czułam ból na myśl o tym, jak bardzo go pragnę. – Miałem spotkanie na mieście i gdybym wyszedł minutę później, nie spotkałbym ciebie. Właśnie wsiadłem do samochodu, kiedy wyszłaś zza rogu.
Po jego słowach przypomniałam sobie, że przed budynkiem Crossfire stał bentley, ale byłam pod zbyt wielkim wrażeniem gmachu, żeby wtedy zwrócić uwagę na lśniący samochód. Zauważyłam go dopiero, kiedy odjechał.
– Od razu cię dostrzegłem – dodał szorstko. – Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Zapragnąłem cię natychmiast. Strasznie i bez umiaru. Szaleńczo.
Dlaczego wcześniej nie wpadłam na to, że coś się kryło za naszym pierwszym spotkaniem? Byłam pewna, że wpadliśmy na siebie przez przypadek. Ale przecież tego dnia właśnie wychodził… Co tylko znaczyło, że specjalnie wrócił do środka. Z mojego powodu.
– Stanęłaś tuż przy samochodzie – ciągnął – i wysoko zadarłaś głowę, żeby spojrzeć na budynek, a ja wyobraziłem sobie, jak klęczysz i patrzysz na mnie w taki sam sposób.
Kiedy Gideon wydał z siebie niski pomruk, zaczęłam się wić na jego kolanach.
– Czyli jak? – wyszeptałam, urzeczona jego ognistym spojrzeniem.
– Z podnieceniem. Podziwem i… przestrachem. – Chwycił mnie za tyłek i przyciągnął do siebie. – Żadna siła nie mogła mnie powstrzymać przed wejściem za tobą do środka. I nagle zobaczyłem cię dokładnie tam, gdzie chciałem: tuż obok, na klęczkach przede mną. W tej jednej sekundzie przemknęły mi przez głowę fantazje o tym, co zrobię z tobą, kiedy zobaczę cię nagą.
Z ledwością przełykałam ślinę, przypominając sobie, że dokładnie to samo myślałam o nim.
– Kiedy po raz pierwszy na ciebie spojrzałam, od razu pomyślałam o seksie. O głośnym, namiętnym seksie.
– Zauważyłem. – Jego dłonie pieściły moje plecy. – I wiedziałem, że zauważyłaś mnie. Zobaczyłaś coś we mnie. Przejrzałaś mnie na wskroś.
Właśnie z tego powodu wylądowałam na tyłku, w dosłownym znaczeniu tego słowa. Zajrzałam mu głęboko w oczy i zorientowałam się, jakie kierowały nim ograniczenia i jaką miał mroczną duszę. Dostrzegłam w nim siłę i głód, dominację i potrzebę komenderowania. W głębi duszy wiedziałam, że mną zawładnie. Poczułam ulgę, dowiedziawszy się, że on także doznał wstrząsu emocjonalnego na mój widok.
Gideon dotknął moich łopatek i przyciągnął mnie ku sobie jeszcze bliżej, tak że nasze czoła się zetknęły.
– Nikt wcześniej tego we mnie nie zauważył. Jedynie ty – powiedział.
Poczułam ucisk w gardle. W gruncie rzeczy Gideon był twardzielem, ale potrafił być równocześnie słodki jak dziecko, co w nim ubóstwiałam, ponieważ to było czyste i niewinne. Jeśli nikt poza mną nie zadał sobie trudu, żeby dowiedzieć się, co się kryje za jego uderzająco pięknym obliczem i pokaźnym kontem w banku, to tylko oznaczało, że inni nie zasługiwali na to, aby go znać.
– Nie zdawałam sobie sprawy. Byłeś całkowicie rozluźniony. Wydawało mi się, że ta sytuacja w ogóle cię nie obeszła.
– Rozluźniony – prychnął. – Ja płonąłem. Od tamtej chwili wciąż nie doszedłem do siebie. Kompletnie mi odwaliło.
– Łał. Dzięki.
– To ty sprawiłaś, że cię pożądam – wydyszał. – I teraz nie mogę znieść myśli, że mam spędzić dwa dni z dala od ciebie…
Trzymając jego twarz w dłoniach, pocałowałam go czule, kusząco i przepraszająco zarazem.
– Ja też cię kocham – szepnęłam, muskając jego piękne usta. – Nie znoszę być z dala od ciebie.
Odwzajemnił się chciwym, żarłocznym pocałunkiem, chociaż jego uścisk był łagodny i pełen szacunku. Tak jakbym była mu bardzo droga. Kiedy się ode mnie oderwał, oboje ciężko dyszeliśmy.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.