Читать книгу Słowa cienkie i grube - Tadeusz Boy-Żeleński - Страница 4

Rozważania świąteczne

Оглавление

Prosił mnie redaktor, aby poruszyć coś, co by mogło czytelników zająć przez święta. Jestem w kłopocie; żyję tak na uboczu, tak z dala od świata, że dalibóg nie wiem, co kogo dziś interesuje. Ale jest jedno zagadnienie, które oblega mnie od wielu lat: mianowicie, czemu ludzie, kiedy się całują, muszą prztyknąć ustami. Niech kto spróbuje: samo przyłożenie ust i trzymanie tak, choćby najdłuższe, nie daje moralnego zadowolenia; pozostawia uczucie czegoś niepełnego, niedoskonałego. Koniecznie musi nastąpić choćby lekki ruch warg, wydający owo charakterystyczne cmoknięcie. Pytanie to nie jest tak błahe, jakby się mogło zdawać; w najdrobniejszej rzeczy odbija się tajemnica wszechświata. To daje miarę, jak gęstym otoczeni jesteśmy mrokiem, jeżeli mechanizm rzeczy tak pospolitej – aby nie rzec codziennej – jest nam zupełnie niezrozumiały. Jeżeli coś wydaje się nam proste, to jedynie dlatego, że wskutek nawyku przestaliśmy się nad tym zastanawiać, ale w gruncie wszystko jest równie cudowne, wszystko równie tajemnicze.

Co znaczy zatem owo prztyknięcie, zamykające w sobie misterium pocałunku? Czy ono jest czysto konwencjonalne, obyczajowe, tak jak trącenie się kieliszkiem przy piciu wódki? Ale czy w takim razie mogłoby ono powodować tak potężny nieraz wstrząs, tak bezwzględny afirmatyw rozkoszy? Czy wargi opatrzone są swoistym aparatem miłosnym? Ależ są na świecie ludy, które znają miłość a nie znają pocałunku. Czy to jest błyskawicznie wywiązująca się reakcja chemiczna, przy której ten mechaniczny wstrząs odgrywa rolę niby potrząśnięcia epruwetki13 przy doświadczeniu chemicznym? Czy to jest krótkie spięcie elektrycznego prądu, połączone czasem ze spaleniem stopki? Przeciw temu przemawiałaby znów okoliczność, że pocałunek nie jest wszak wyłącznie przewodem miłości. Dlaczego to prztyknięcie tak samo odbywa się przy zwykłym pocałunku przyjaźni między mężczyznami? Czemu nawet pielgrzym, oglądający po latach ziemię rodzinną, przypadłszy do niej twarzą, nie poprzestaje na przyłożeniu do niej ust, ale musi prztyknąć? Ten ostatni przykład przemawiałby przeciw teorii elektrochemicznej. I znów pogrążeni jesteśmy w ciemnościach.

Zasięgam zdania mędrców: patrzę do małego Larousse'a14. Definicja: Poser les lèvres – przyłożyć usta… Oczywisty fałsz: przyłożenie ust nie jest pocałunkiem, tak jak położenie rąk na klawiszach nie jest graniem na fortepianie.

Biorę polski słownik Arcta15:

Pocałować: dotknąć kogoś ustami na znak szacunku, miłości, przyjaźni…

Zatem ten sam błąd; dotknąć, tylko dotknąć. Ale jest tu coś więcej, coś bardzo ważnego: pocałunek jest dla Arcta tylko znakiem, znakiem miłości; coś tak jak posłanie kwiatów kobiecie w dniu oddania się, obowiązujące w czasach, które tak dobrze opisuje Alfred Konar16. Zanotujmy zatem: dla Arcta (biedny człowiek!) pocałunek jest tylko symbolem. Znam innych księgarzy, dla których pocałunek jest bezpośrednim wrażeniem, wartym, aby dla niego zaniedbać czasem księgarnię.

Ale coś mnie tknęło: zajrzałem jeszcze do tegoż samego Arcta pod wyraz „całować”. Chcecie przykładu jak lekkomyślnie traktuje się tę kwestię? Pocałować, całować, to wszak jedno i to samo; i oto czytajcie:

Całować (kogo, co, lub w co), cmoknąć, dotykając ustami ściśniętymi ciała lub przedmiotu, jako znak pieszczoty, czci, uszanowania…

Zatem pocałować było tylko dotknąć; natomiast całować jest cmoknąć ściśniętymi ustami; w jednym podręczniku dwie zupełnie różne definicje tej samej rzeczy. („Cmoknąć” Arcta pokrywałoby się mniej więcej z moim „prztyknąć”). W jednym tylko jest Arct konsekwentny: wciąż pocałunek jest dla niego jedynie znakiem.

Nie poprzestałem na tym; biorę jeszcze innego Arcta: Słownik frazeologiczny. Czy uwierzylibyście? – mamy trzecią definicję!

Całować, synon. cmokać, przycisnąć usta do czegoś.

Utrzymało się zatem cmokać, ale poprzednie dotykać zmieniło się na przyciskać. Nieścisłość czy ewolucja? Trzeba by wiedzieć, kiedy Arct zaczął cmokać, kiedy zaczął przyciskać, zamiast dotykać? Dałoby się to może ustalić przez porównanie dat wydania słowników. Słownik języka polskiego wyszedł w r. 1916; ba, ale Słownik frazeologiczny ma trzy daty: pierwsze wydanie w r. 1898, ostatnie w r. 1928… Trzeba by mieć wszystkie trzy wydania i stwierdzić, w którym roku na przestrzeni 30 lat – Arct zaczął przyciskać, jeżeli mamy przyjąć ewolucję, a nie prostą nieścisłość.

Zanim przejdę do innych autorów, zaglądam po drodze do Słownika etymologicznego Brücknera17: nie jest do pogardzenia, co ten wytrawny pisarz powie o pocałunku. I w istocie, znajduję tam wywód niezmiernie ciekawy: pocałunek, całować, wywodzi Brückner od słowa cały, całość. Zważcie: ten jurny starzec nie waha się wyznać, że czuje się jedynie niekompletną cząstką w chwilach gdy nie całuje. Całować jest, wedle Brücknera, najściślej spokrewnione z matematycznym całkować.

Ale idźmy dalej. Biorę Encyklopedię Trzaski, Everta i Michalskiego18, świeżutko wydaną pod redakcją Lama. Nie ma w ogóle słowa całować w żadnej kombinacji!

Biorę dawniejszą Encyklopedię Orgelbranda19:

Całowanie polega na tym, że przykłada się usta do ciała; przez wciąganie powietrza przyłożone usta silnie przylegają i przy ich oderwaniu tworzy się dźwięk właściwy; fizjologiczne więc wytłumaczenie tej czynności jest bardzo proste…

Zaiste dziwne rozumowanie! Nie widzę, co się Orgelbrandowi wydaje tu tak proste; chyba to, jak powstaje dźwięk; ależ przecież tutaj nikomu nie chodzi specjalnie o dźwięk… O, ci uczeni, nieśmiertelnie molierowscy! Czytajmy dalej:

…trudniej to zrozumieć, dlaczego ruch ten stał się powszechnie przyjętym symbolem dla wyrażenia rozmaitych dodatnich uczuć między ludźmi, miłości, szacunku, przyjaźni?…

Nareszcie Orgelbrandowi coś jest trudno zrozumieć: odzyskał poczucie tajemnicy; to go rehabilituje w moich oczach.

Zaglądam do starej Encyklopedii Sikorskiego20:

Całowanie, używane w ceremoniach wszystkich religii, służyło za najogólniejszy symbol uczczenia…

I cały czas Sikorski rozważa pocałunek wyłącznie z punktu religijnego: całowanie papieskiego trzewika, całowanie sprzętów i naczyń świętych… O innym zastosowaniu pocałunku – cisza. Panie Sikorski?!

Już mam dać za wygraną, kiedy jeszcze przychodzi mi na myśl zajrzeć do najstarszego wydania Orgelbranda z r. 1860. I tam dopiero znajduję kopalnię wiadomości:

…Pod względem mechanicznym jest to pewna odmiana przyssania, o ile przez to ostatnie rozumiemy przylgnięcie jakiegoś przedmiotu do ust, sprawione mocą przewagi ciśnienia powietrza zewnętrznego nad tym, które przez wciąganie go w siebie i dłuższe utrzymywanie wdechu (obacz oddychanie) w jamie ust rozrzedzonym zostało. Mniejsze lub większe zaciśnięcie warg, tudzież prędsze lub wolniejsze oderwanie ich od przedmiotu, daje początek słabszemu lub mocniejszemu odgłosowi towarzyszącemu całowaniu…

To się przynajmniej nazywa definicja, coś jak słynne półkule magdeburskie21. Widać, że artykulik wyszedł spod odpowiedzialnego pióra, mimo że podpisany jest skromnie literami Dr J.M.

Czytamy dalej:

Czucie miejscowe, jakiego się przy tym doświadcza, zależy od nerwów zaopatrujących wargi, i jako takie różni się jedynie według rodzaju powierzchni z ustami zetkniętej. W miarę celu i udziału duszy, za tym miejscowym czuciem idzie ogólniejsze, napawające wskroś niewypowiedzianą lubością…

Nareszcie!! Był już czas!

Ale czytajmy dalej:

Przede wszystkim (?) daje się to dostrzegać w pocałunku miłosnym. Wszystko co, stosownie do swojej przyrody, człowiek ma w sobie zwierzęcego, jest w nim zarazem, a przynajmniej być powinno, więcej uduchowione i odznaczone tym sposobem szlachetniejszą cechą. Tak więc i popęd utrzymania swojego rodzaju przechodzi tu właściwy zwierzętom zakres prostej zmysłowości, a wplatając się niepoliczonymi pasmami we wszystkie stosunki życia, rozkwita miłością. Pierwszym miłości zadatkiem i zewnętrzną psychiczno-zmysłową oznaką jest pocałunek. Stykają się tu ściśle części ciała, które przyczyniają się nie pomału do utworzenia ludzkiego oblicza, owego światła i zwiastuna tego, co się dzieje w sercu i umyśle, części, których udział ich w mowie nadaje przed innymi wyraz żywotności, części, celujące nad wszystkimi wytwornością czucia. To zespolenie części symbolicznie takiego znaczenia, obok chwilowej ułudy, że razem z tchnieniem ukochanej osoby jako bezpośrednią oznaką życia napawamy się tym drogim nam życiem, nadaje czysto miłosnemu pocałunkowi nieopisaną lubość, pewną uroczystość i zadowolenie żywsze nad wszelkie wrażenia zmysłowe…

„Zadowolenie żywsze nad wszelkie wrażenia zmysłowe”… Słyszycie? Czy mogłem wam dać lepszy tekst do refleksji świątecznych, na te dnie opilstwa i obżarstwa? Jakie wyciągnięcie z tego konsekwencje, to wasza sprawa.

Co do mnie, pragnę stwierdzić jeszcze jedną rzecz, rzucającą ogólniejsze a dość niewesołe światło na naszą współczesną kulturę. Mianowicie że, aby znaleźć obszerne omówienie, wyczerpującą i szlachetną definicję pocałunku, trzeba nam było sięgnąć aż do roku 1860, do najstarszego Orgelbranda! Już nowy Orgelbrand uboższy jest w tym paragrafie i bardziej powierzchowny. Bałamutne definicje Arcta (dotykać czy przyciskać?) świadczą, jak mu ta kwestia jest w gruncie obojętna. Ale czy może być coś bardziej znamiennego niż to, że w wydanej w roku 1928 encyklopedii Trzaski, Everta i Michalskiego słowo pocałunek w ogóle znika, podczas gdy o słowie „penis” jest cała stronica, trzy razy tyle co o Słowackim? Czy trzeba wymowniejszego dokumentu świadczącego o zmaterializowaniu, aby nie powiedzieć zezwierzęceniu miłosnym naszej epoki!

Wymieniłem tu same szanowne nazwiska księgarzy: oni wzięli na siebie niejako odpowiedzialność za traktowanie tej materii; kwestią ich zawodowego honoru jest tedy wypełnić tę lukę, uzgodnić te rozbieżności i nieścisłości. Proponuję zwołanie posiedzenia najpoważniejszych firm księgarskich w tym celu: to będzie godne zamknięcie „miesiąca książki polskiej”. Porządek dzienny: pocałunek. Już widzę, jak Wolff22, obrany przewodniczącym, rumieni się po białka, zagajając obrady, jak Mortkowicz23 gładzi poważną brodę… A Marian Steinsberg24 patrzy wilgotnymi oczyma w dal i szepce strofę Heinego: Am Tische war noch ein Plaetzchen, – da hast du, mein Liebchen, gefehlt25

13

epruwetka (daw., z fr.) – probówka. [przypis edytorski]

14

Larousse – wydawnictwo encyklopedyczne założone przez francuskiego pisarza, leksykografa Pierre'a Larousse; mały Larousse to podręczny słownik języka francuskiego. [przypis edytorski]

15

Arct, Michał (1840–1916) – wydawca i współautor Słownika ilustrowanego języka polskiego oraz Słownika wyrazów obcych. [przypis edytorski]

16

Konar, Aleksander Alfred a. Konar, Alfred Aleksander (1862–1941) – pisarz, autor m.in. powieści Ojcowie i my, W pogoni za szczęściem. Powieść z czasów przedwojennych, Siostry Malinowskie itp. Odznaczony Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury za wybitną twórczość literacką w 1935 r. Zginął w getcie warszawskim. [przypis edytorski]

17

Brückner, Aleksander (1856–1939) – filolog, historyk kultury i literatury polskiej, członek Akademii Umiejętności. [przypis edytorski]

18

Trzaska, Evert i Michalski – wydawnictwo Księgarnia i Dom Wydawniczy TEM, założone w 1920 r. przez księgarzy Władysława Trzaskę i Jana Michalskiego oraz handlowca Ludwika Everta. [przypis edytorski]

19

Orgelbrand, Samuel (1810–1868) – wydawca, encyklopedysta; prowadził też drukarnię, księgarnię i wypożyczalnię książek. Zorganizował powstanie 28-tomowej Encyklopedii Powszechnej (1859–1868). Pochodził z tradycyjnej rodziny żydowskiej, był zwolennikiem asymilacji Żydów w polskim społeczeństwie. [przypis edytorski]

20

Encyklopedia SikorskiegoWielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana, powstała z inicjatywy Saturnina Sikorskiego, wydawcy i dziennikarza. Nie została ukończona: w latach 1892–1914 ukazało się 55 tomów, do litery P. [przypis edytorski]

21

półkule magdeburskie – doświadczenie fizyczne z 1654 r., które zademonstrował w Magdeburgu Otto von Guericke (niem. polityk i uczony, 1602–1686); był to efektowny dowód na istnienie powietrza i działanie ciśnienia. Po wypompowaniu powietrza spomiędzy dwóch doskonale dopasowanych półsfer próbowano je rozdzielić, do czego okazała się niezbędna siła kilkunastu koni. [przypis edytorski]

22

Wolff, Gustaw a. Wolff, Kazimierz Gustaw (1872–1951) – pisarz, księgarz i wydawca, syn Augusta Roberta Wolffa (1833–1910), współzałożyciela wydawnictwa Gebethner i Wolff. [przypis edytorski]

23

Mortkowicz, Jakub (1876–1931) – księgarz, popularyzator czytelnictwa, wydawca m.in. polskich tłumaczeń Nietschego. Współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Księgarń Kolejowych RUCH. [przypis edytorski]

24

Steinsberg, Marian (1887–1943) – księgarz, wydawca m.in. Skamandrytów i Witkacego. [przypis edytorski]

25

Am Tische war noch ein Plaetzchen, da hast du, mein Liebchen, gefehlt (niem.) – Przy stoliku było jedno puste miejsce, brakowało tam ciebie, kochanie; cytat z wiersza Heinricha Heinego Sie saßen und tranken am Teetisch (Siedzieli i pili herbatkę), opisującego salonową dyskusję na temat miłości. Cytat pochodzi z ostatniej strofki i wskazuje na niedopowiedzenie: ten, kto wie naprawdę, czym jest miłość, milczy. [przypis edytorski]

Słowa cienkie i grube

Подняться наверх