Читать книгу Dalej - Teresa Torańska - Страница 3

Оглавление

Brakuje Teresy. Nie ma komu wypełnić luki.

Trudno mi jednoznacznie określić, co sprawiało, że to właśnie ona i właśnie w ten swój wyjątkowy sposób potrafiła do ludzi docierać i zapraszać ich do rozmowy. To niedocieczona tajemnica.

Ale jest coś takiego w postawie człowieka – i było właśnie Teresy udziałem – co powoduje, że ludzie dookoła zebrani odbierają go jako tego, z którym trzeba współdziałać, pomóc w zrealizowaniu celu. Udziela im się jego zamysł. Teresa taka była, jej wewnętrzne przywództwo było niekwestionowane, stanowiło o jej wielkiej sile. Umiała zjednać sobie ludzi, znaleźć sojuszników w rozwiązywaniu problemu – a tym problemem były pytania, które w danym temacie należy postawić i odpowiedzi, które trzeba wydobyć, a wcześniej stworzyć taki klimat, by to w ogóle było możliwe.

Sojuszniczkę znalazła i we mnie. Trudno wskazać moment, w którym zaczęła się nasza współpraca. Może wtedy, kiedy zaczęła brać udział w Warsztatach Dziennikarskich Młodych POLIS? „Ciocia Teresa”, jak mówili o niej uczestnicy, nadała im rangę i blask. Zawdzięczamy jej nie tylko zdobycie konkretnych warsztatowych umiejętności, ale też, a może przede wszystkim, rozszerzanie wrażliwości i świadomość centralnych tematów nie do wymijania. Umiała pokazać, co jest ważne, o czym trzeba światu opowiedzieć. Z naszymi uczestnikami dzieliła się doświadczeniem, tym, czego się dowiedziała, ale i tym, czego sama nie umiała rozstrzygnąć – swoimi wątpliwościami. Teresa była odważna, mężna, śmiała w oddawaniu sprawiedliwości światu, który widziała, a także we współczuciu. Bez Teresy tu, między nami, jesteśmy słabsi, nie mogąc już sięgać po jej wsparcie.

Może dlatego miałam to dziwne wrażenie, jakbym ją znała od zawsze.

W latach 1997–2000 Teresa prowadziła w TVP2 cykl programów pt. Teraz Wy. Po zakończeniu emisji zadecydowano w „Gazecie Wyborczej”, by tematy, nad którymi pracowano, a których już nie udało się zrealizować, wykorzystać inaczej. Powstała koncepcja Sądu nad..., przypominającego debatę nad bieżącym, ważnym problemem z udziałem zainteresowanych stron. Teresa zaprosiła mnie, prof. Hannę Świdę-Ziembę i prof. Krzysztofa Kicińskiego do udziału – występowaliśmy w roli komentatorów. Teresa prowadziła dyskusję. To ona wybierała tematy, korzystając ze swego doświadczenia i intuicji wskazującej, gdzie dzieją się rzeczy szczególne, nad którymi trzeba wspólnie pomyśleć, coś wydobyć na powierzchnię, odnotować, może wzbudzić niezbędny alarm. Powzięła sobie pomysł, żeby to nie była tylko wymiana zdań, chodziło jej o coś więcej. Jakby to nazwać? Reportaż analityczny? Analityczno-interwencyjny?, bo przecież w wielu przypadkach zależało Teresie nie tylko na rozmowie, ale i na załatwieniu konkretnej sprawy.

Mniejsza o nazwę. Teresie udało się stworzyć i zaaranżować te rozmowy tak, że czytane i dzisiaj mówią nam coś o świecie – i o samej Teresie, o tym, w jak zręczny, ale zawsze pełen szacunku do swoich rozmówców sposób prowadziła spotkanie, wydobywała z nich ich poglądy, zestawiała je ze sobą. Umiała gości Sądów naprawdę przekonać, że warto się spotkać, rozmawiać, że ta wymiana ma sens, nawet, jeśli tyle nas różni i być może – takie było ryzyko – nie dojdziemy do porozumienia. A później, przy autoryzacji, cierpliwie i wytrwale pracowała, by nic z tego nie umknęło, nie zostało wykreślone, wycofane. Dużo się nauczyłam, obserwując jej pracę. Była w niej fundamentalna uczciwość, taka, której można było zaufać. I szczerość – intencją Teresy było zawsze przede wszystkim wysłuchać drugiego człowieka, tego, co ma do powiedzenia. Spierać się z nim – tak, ale nigdy przychodzić z tezą. Być przygotowanym do rozmowy na najwyższym poziomie, ale nie atakować ani nie zabierać rozmówcy przestrzeni, w której pozostałby w zgodzie ze sobą.

Pamiętam te nasze Sądy bardzo dobrze. Dzięki nim miałam okazję zetknąć się z tematami, których nie znałam, a przede wszystkim z inną perspektywą spojrzenia na to, na co sama miałam już swoje wyrobione zdanie. Widzieć Polskę inaczej, niż pozwolił mi na to mój własny horyzont.

Wracam do tych prób osądu wydarzeń, przyglądając się dzisiejszym różnicom zdań i narastaniu podziałów, które już wtedy zaczynały między nami istnieć. Wznowienie tych szkiców – naszych „sądowych” rozważań i rozmów Teresy sprzed lat – to bardzo cenny pomysł. Więcej, myślę dziś, czytając te teksty: może lepiej byłoby już dłużej nie odkładać niezałatwionych spraw, o których dyskutowaliśmy wtedy, o których mówili rozmówcy Teresy? Ona nam je nadal wskazuje, a naszym zadaniem jest nadać im wreszcie klauzulę pilności. Zwłaszcza w obszarach, które wymagają konfrontacji z tym, co już zbyt długo doskwiera ludziom tylko pozornie mało znaczącym.

Sama się temu dziwię, ale czuję, że to wszystko są sprawy dalej aktualne – to też przede wszystkim wielka zasługa talentu Teresy. Docierała do uniwersalnych prawd i wartości, doraźność nie interesowała ją bardziej niż jako pretekst, punkt wyjścia do pokazania tego, co jest głębiej. I to zostaje.

Warszawa, wrzesień 2016 r.

Dalej

Подняться наверх