Читать книгу Rubinowe zbiory - Tessa Afshar - Страница 8

ROZDZIAŁ 1

Оглавление

Ósmy rok panowania króla Artakserksesa[1], Persja

W moje dwunaste urodziny ojciec dowiedział się, że umiem czytać.

Tego wieczora wrócił do domu na długo przed kolacją, co zdarzało się tak rzadko, że z przerażenia zapomniałam wyjść mu na powitanie. Siedziałam osłupiała, ściskając zakazaną glinianą tabliczkę.

– Co robisz? – spytał ojciec, patrząc na ten cenny przedmiot, który przytuliłam do piersi.

Mój ojciec, królewski skryba na perskim dworze, traktował swoje akcesoria do pisania jak święte przedmioty z Arki Przymierza. Zanim jeszcze nauczyłam się chodzić i mówić, wiedziałam już, że nie wolno mi się zbliżać do jego zwojów i tabliczek, bo mogłabym je uszkodzić.

– Przecież wiesz, że nie możesz ich dotykać – powiedział, kiedy nie zareagowałam.

Przełknęłam kłąb rosnącego przerażenia, który utkwił mi w gardle, gdy uświadomiłam sobie, że dałam się przyłapać. Prawda wydała mi się najlepszym wyjściem.

– Czytałam – wyjaśniłam, odkładając tabliczkę z nadzwyczajną ostrożnością.

Ojciec przyjrzał mi się spod nasrożonych brwi.

– Nawet, gdybyś potrafiła – a to nieprawda – nie powinnaś się zbliżać do moich przyborów pisarskich. Bardzo niedobrze, że skłamałaś, Saro.

– Nie kłamię.

Ojciec westchnął ciężko. Skinął w stronę tabliczki w geście ironicznej zachęty.

– Udowodnij.

Tabliczka zawierała tekst w języku perskim, jednym z najbardziej skomplikowanych na świecie. Mogłam się nauczyć aramejskiego, łatwiejszego dla kogoś początkującego i bardziej stosownego dla Żydówki, ale większość aramejskich dokumentów zapisywano na pergaminie, więc uznałam, że gliniane i kamienne tabliczki trudniej przypadkiem uszkodzić niż delikatne pergaminowe zwoje.

Oblizałam wargi i skupiłam się na złożonym alfabecie. Symbole wyglądały jak szereg cienkich gwoździków, stojących lub leżących, z nielicznymi trójkątami, dorzuconymi dla zmylenia czytającego. Zaczęłam czytać pierwszy wers – utykając, lecz bez pomyłek – od lewej do prawej strony. Potem drugi i trzeci.

Ojciec powoli osunął się na dywan obok mnie. Bardzo długo milczał.

– Kto nauczył cię perskiego? – spytał w końcu.

– Nikt. Ja sama. Uczę się od pięciu miesięcy.

Ojciec oniemiał. Potem, gwałtownymi ruchami, wyjął trzy małe gliniane cylindry i położył je przede mną.

– Co oznacza to słowo? A to? Potrafisz przeczytać to zdanie?

Siedzieliśmy tak godzinami, a ojciec sprawdzał moją wiedzę, poprawiał wymowę i wyjaśniał zasady gramatyczne. Zapomniał, że od miesięcy łamię jego zakaz dotykania tabliczek. Zapomniał mnie skarcić za nauczenie się czytania bez jego zgody.

Ale zapomniał też spytać mnie, dlaczego chciałam się nauczyć. Choć zdziwiło mnie, że nie wpadł w gniew, jego brak zainteresowania był mi aż nadto znany. Od śmierci matki – miałam wtedy siedem lat – ojciec rozmawiał ze mną prawie wyłącznie o trywialnych sprawach domowych, a i to rzadko. Moje pragnienia, marzenia, nadzieje wcale go nie interesowały.

Później, po wielu godzinach spędzonych w jego towarzystwie, gdy kładłam się na materacu wypchanym bawełną, moją twarz rozjaśniał szeroki uśmiech. W końcu znalazłam sposób, by zwrócić na siebie uwagę ojca. Spędził ze mną w jeden wieczór więcej czasu niż przez dwa tygodnie. Dzięki miesiącom ciężkiej pracy spełniłam moje marzenie: ojciec dostrzegł we mnie coś godnego jego uwagi.


Po śmierci matki ciotka Lea, jej jedyna siostra, zaczęła przychodzić do nas raz w tygodniu, by pomóc nam w pracach domowych. Starała się nauczyć mnie szycia, sprzątania i gotowania. Nasze rozmowy na te tematy były frustrujące dla niej i bolesne dla mnie.

– Nie uważałaś, kiedy pokazywałam ci, jak oskubać kurę?

– Nie, ciociu. Przepraszam.

– Nie możesz tak zamiatać. W ten sposób przesuwasz tylko kurz z jednego miejsca na drugie. To nie zamiatanie, to przepychanie śmieci.

– Tak, ciociu. Przepraszam.

– Ten garnek nie stanie się czysty od twojego patrzenia i wzdychania.

W takich razach najlepszym wyjściem było milczenie. Nie mogłam obrazić jedynej ciotki, wyjawiając jej prawdę: że wolałabym walnąć się tym garnkiem w głowę, żeby się ogłuszyć niż skazywać się na frustrującą nudę szorowania jego przypalonego dna.

Jedyną pociechę stanowiła ciasnota naszego domu – cztery pokoje i korytarz, a na zapleczu ogródek wielkości dywanu. Nie było wiele do sprzątania. Nasze nieliczne dywany były tkane, nie plecione, więc wystarczyło je wytrzepać, uderzając nimi o kamienny murek na dworze. Nasze meble, zawsze skromne, służyły rodzinie dobre dwadzieścia lat. Nawet moje niecierpliwe ruchy nie mogły im zaszkodzić.

Ciotka Lea odwiedziła nas nazajutrz po moich dwunastych urodzinach i zastała mnie przy ćwiczeniu perskiego alfabetu na nowej glinianej tabliczce. Tabliczka mieściła mi się w dłoni, trzymałam ją kciukiem, a rysikiem żłobiłam słowa w jej mokrej powierzchni. Ponieważ ojciec poznał moją tajemnicę i zdawał się ją zaakceptować, nie uważałam za stosowne dalej się ukrywać.

Ciotka uderzyła się dłonią w głowę.

– W dodatku zaczęłaś pisać?

– Tak – odparłam z dumą, rozprostowując na szorstkim dywanie zdrętwiałe nogi.

– Skandal! Co powie twój ojciec?

– Sam mnie uczy.

– Skandal – powtórzyła ciotka. Kazała mi odłożyć tabliczkę i rysik i pomagać jej w praniu aż do powrotu ojca.

Choć na czas swojej rozmowy mnie odprawili, słyszałam urywki zdań przez zaciągnięte zasłony rozdzielające prostokątny pokój na dwie części. Moje serce wystukiwało trwożny rytm, gdy dotarło do mnie, że ciotka mogłaby przekonać ojca, żeby przestał mnie uczyć. Czekałam, pełna urazy, ledwo powstrzymując się przed stanięciem przed nimi i zażądaniem, żeby przestała się wtrącać do pierwszej od lat dobrej rzeczy, która mi się przytrafiła.

– To dziecko chce się tylko nauczyć czytać i pisać. Nie ma w tym nic złego. Zdradza nawet iskierkę talentu.

Zdziwiłam się, że ojciec mnie broni. Nie pamiętam, żeby robił to kiedykolwiek wcześniej. Te proste słowa ukoiły mój wzbierający gniew.

– To dziecko jest dziewczynką!

– Świat znał już uczone kobiety. Podobno królowa czyta równie dobrze, jak skrybowie.

– Sara nie pochodzi z perskiej rodziny królewskiej. To zwykła żydowska panna.

Nie dosłyszałam odpowiedzi ojca. Ale słowa ciotki Lei dotarły do mnie głośno i wyraźnie.

– Z tego nie będzie nic dobrego, Symeonie! Wspomnisz moje słowa. Twoja uparta niechęć do wysłuchania głosu rozsądku przyniesie temu dziecku tylko szkodę.

Wypadła z domu, nie tracąc czasu nawet, żeby włożyć buty jak należy. Gdy tylko odeszła, wzięłam ćwiczebną tabliczkę i pożyczone narzędzia i poszłam do pokoju ojca. Siedział na podłodze, pochyliwszy głowę. Zasłaniał oczy ręką.

Położyłam to wszystko przed nim.

– Chciałbyś zobaczyć, co dziś zrobiłam? Nie ma tego wiele, ciotka Lea przerwała mi naukę.

To była dla mnie nowość – że mogę podejść tak śmiało do ojca. Od lat wiedziałam, że jestem dla niego ciężarem. Rozmowy ze mną niecierpliwiły go; moja obecność go bolała. Ale mój zapał do nauki dał mi nową pewność siebie. Wiedziałam, że ojciec kocha swoją pracę. Ja byłam dla niego ciężarem, ona – nie. Zrozumiałam, że zniesie mnie tak długo, jak długo między nami będzie leżeć tabliczka.

Ojciec podniósł głowę i patrzył na mnie długo. Kącik ust uniósł mu się w bladym uśmiechu. Odetchnęłam – nie odmówił.

– Zatem zobaczmy, jakie zrobiłaś postępy.


Tydzień później ciotka Lea wróciła z posiłkami. Poznałam kuzyna Nehemiasza wiele lat wcześniej, w czasie choroby matki, ale ostatnio tylko słyszałam opowieści o jego wielkich sukcesach na dworze. Awansował na królewskiego podczaszego.

W Persji rangę dworzanina określało to, na ile może się on zbliżyć do władcy. Tylko ci najważniejsi otrzymywali funkcje zezwalające im na nieustanny kontakt z królem. Nehemiasz pełnił rolę żywej osłony przed trucizną – kosztował królewskiego wina. Ale był także jednym z doradców, gdyż władca miał w zwyczaju pytać o opinię tych, którzy znajdowali się najbliżej niego. Nawet ja, dwunastoletnia dziewczynka, wiedziałam, że Artakserkses darzy go wielką estymą. To wystarczyło, żeby jego wizyta mnie przeraziła. Jednak najbardziej zmroziło mnie, że ten wspaniały, dostojny gość zjawił się wraz z ciotką. Czy miał za jej namową skłonić ojca, by mnie nie uczył? Jeśli tak, zdania tak wybitnej osobowości nie można było zlekceważyć.

– Saro, przynieś panu Nehemiaszowi poczęstunek – rozkazała ciotka, widząc mnie osłupiałą, w korytarzu.

– Nie, nie, niczego mi nie trzeba. Pozwól dziewczynce do nas dołączyć. Od dawna jej nie widziałem. Wyrosłaś na dużą pannę.

Nehemiasz był wysokim mężczyzną o efektownych ciemnorudych włosach i nieskazitelnych manierach. Nawet paznokcie miał wypielęgnowane, tak inne od ubrudzonych, spracowanych rąk mojego ojca. Dygnęłam niezręcznie, nieprzywykła do pałacowej etykiety.

– Bądź pozdrowiony, panie. Proszę tędy – odezwałam się głosem osłabłym ze strachu. – Sprowadzę ojca – dodałam i umknęłam, z ulgą uciekając przed jego dostojną obecnością.

Ojciec wybiegł ze swojej ciasnej komnaty i pospieszył co tchu, by przywitać gościa.

– Zaszczycasz nas – powiedział do Nehemiasza. Ciotkę Leę powitał jedynie skinieniem głowy. Wskazał im gestem, by usiedli na płaskich poduszkach na podłodze.

– Zbyt wiele czasu minęło od mojej ostatniej wizyty, Symeonie. Wiesz, jak pałac potrafi zająć czas. Ale to żadna wymówka. Wybacz mi tak długą nieobecność. Cieszę się, że cię widzę.

– I ja się cieszę, panie, choć obawiam się, że moja szwagierka niepotrzebnie cię zajmowała drobnymi sprawami mojego domu.

– Rzeczywiście, Lea wspomniała o jakiejś pilnej sprawie dotyczącej Sary.

Przewróciłam oczami. Ojciec ograniczył się do jednego słowa:

– Czyżby?

Ciotka, urażona do żywego, wyprostowała się i zaczęła podniesionym głosem:

– Żydowskiej pannie nie uchodzi czytać i pisać po persku. Powinna się uczyć kobiecych cnót, a nie nabijać sobie głowę wiedzą, z której nie będzie żadnego pożytku.

Jej słowa obudziły we mnie gorący gniew.

– Czy nie okażę się pożyteczna, jeśli zdołam pomóc ojcu w pracy? Jeśli będę umiała prowadzić domowe rachunki, dzięki czemu uwolnię go od kolejnego obowiązku?

– Miarkuj się, Saro – rzucił ojciec ze zmęczeniem.

– Wysłuchajmy dziewczynki. W tej sprawie ma najwięcej do powiedzenia. – Przenikliwe spojrzenie brązowych oczu mojego kuzyna spoczęło na mnie, a ja drgnęłam nerwowo. – Powiedz, Saro, chcesz się uczyć?

– O tak, panie. Bardziej niż czegokolwiek. I bardzo dobrze mi to idzie. Spytaj ojca. Sama nauczyłam się czytać po persku.

– Widzicie? – Ciotka Lea uniosła dłonie ku niebu. – Już zapomniała o cnocie skromności.

– Przecież to prawda – wymamrotałam.

Nehemiasz przez chwilę zasłaniał usta wypielęgnowaną dłonią. Cienkie zmarszczki pod jego oczami stały się wyraźniejsze. Przez chwilę podejrzewałam, że uśmiecha się pod osłoną palców, ale kiedy opuścił rękę, miał poważną twarz.

– Skoro Pan obdarzył tę dziewczynkę talentem, to może zaplanował dla niej życie, które będzie wymagać takich umiejętności. A kimże jesteśmy, by sprzeciwiać się Jego woli?

– Pan? – Głos mojej ciotki zabrzmiał jak pęknięta pasterska fujarka.

Nehemiasz zignorował ten wtręt.

– Pamiętasz królową Esterę, Leo?

Każdy perski Żyd słyszał o Esterze. Gdyby nie jej odwaga i pomysłowość, zaledwie pokolenie temu, cała żyjąca w Persji żydowska społeczność zostałaby zgładzona. Święto Purim obchodzimy właśnie na cześć jej tryumfu.

– Oczywiście, że tak.

– Została obdarzona wyjątkową urodą, a jej najbardziej uderzającą cechą była słodycz. Wiesz, poznałem ją w dzieciństwie. Niezapomniana kobieta. – Przez chwilę twarz Nehemiasza stała się nieodgadniona, jakby wspomnienia były dla niego bardziej realne od naszego towarzystwa. Gdy znowu się odezwał, jego głos brzmiał łagodniej. – Jej inteligencja i wdzięk uczyniły ją królową największego imperium, jakie widział ten świat. Ale to Bóg posadził ją na tym tronie. Pan, który wiedział, jakie niebezpieczeństwo grozi Jego ludowi, przygotował ją do zajęcia tego miejsca.

– Nie rozumiem – przerwała moja ciotka, skrzywiona, jakby jadła wiśnie. – Co Estera ma wspólnego z tą sytuacją?

– Chodzi mi o to, że musimy podążać za Panem, dokądkolwiek nas zaprowadzi. Estera stała się królową nie wiedząc, że pewnego dnia jej talenty i wpływy przydadzą się do realizacji bożego planu, by uratować Jego lud. Musimy przeciskać się przez ciasne drzwi, które Pan dla nas otwiera, gdyż za nimi mogą się znajdować szersze drogi. Powtarzam: kimże jesteśmy, by sprzeciwić się planom Boga wobec Sary? Jeśli jej talent okaże się użytecznym narzędziem w Jego rękach, musimy go rozwijać – nie tłumić.

Gdy w końcu dotarło do mnie, że Nehemiasz wystąpił w mojej obronie, rozpromieniłam się w uśmiechu. Usiłowałam go zetrzeć z twarzy, wiedząc, że ciotka będzie mi go miała za złe. Dlatego, choć chciało mi się skakać i tańczyć, przybrałam maskę skromności i pokory, której wcześniej mi brakowało.

– Panie, chcesz, żeby Żydówka uczyła się na skrybę? – wybuchła ciotka Lea.

– Chcę, żeby Żydówka spełniła swoje przeznaczenie. Nie wiem, jakie ono jest, ale powinna być przygotowana na to, co jej przeznaczył Bóg.

Po tych słowach zapadła cisza. Czułam wagę jego słów. Taka interpretacja moich dziecinnych zachcianek przenosiła uwagę z mojej woli na wolę Boga. Była to zbyt niepokojąca koncepcja; pogrzebałam ją gdzieś w głębi serca, co łatwo przychodzi młodym. O wiele przyjemniej było skupić się na fakcie, że spełni się moje najpiękniejsze marzenie.

– W takim razie musisz obiecać, że będziesz się pilnie uczyć, by doskonalić swój talent – zwrócił się do mnie Nehemiasz.

Równie dobrze mógłby wymagać od dziecka przysięgi, że będzie jeść słodkie miodowe ciastka.

– Obiecuję, panie – powiedziałam, nie potrafiąc opanować szerokiego uśmiechu.


Od tego czasu ojciec zaczął mnie uczyć na poważnie. Gdy skończyłam szesnaście lat, oprócz perskiego, opanowałam czytanie i pisanie w kolejnym trudnym języku – akadyjskim, którym posługiwali się tylko królewscy skrybowie do prowadzenia ważnych akt administracyjnych.

Zabawne, ale najpopularniejszym językiem Imperium Perskiego nie był perski – zbyt skomplikowany, by mogli się go nauczyć prości ludzie z obcych krajów. Łatwiejszy w mowie i piśmie aramejski, którym i tak od dwustu lat posługiwało się wiele ludów, wysiedlonych z powodu asyryjskich i babilońskich wojen, stawał się coraz popularniejszy w imperium wschodnim. Dlatego nauczyłam się także tego języka.

Uczyłam się pisać na glinianych tabliczkach, żłobiąc w ich mokrej, surowej powierzchni ostrą trzciną. Ojciec przynosił mi także pergaminy z cielęcej lub owczej skóry, wyprawione i rozpięte na drewnianej ramie, by łatwiej było na nich pisać. Czasami dawał mi nawet wielki zwój papirusu, najdelikatniejszego ze wszystkich materiałów piśmienniczych, wrażliwego na wilgoć i gorąco.

Ojciec, robiąc ze mnie sprawną archiwistkę w imperium stojącym na umiejętnościach administracyjnych, zyskał w mojej osobie cenną pomoc. Nauczyłam się mówić i tłumaczyć z kilku języków w królestwie pełnym barier językowych, które musiało je codziennie przełamywać, żeby funkcjonować. Nauczyłam się także sztuki prowadzenia rachunków. Dzięki mnie ojciec mógł dostawać więcej zleceń.

Odkąd rozpoczęłam naukę, ciotka Lea odwiedzała nas coraz rzadziej. Podejrzewam, że nigdy nie pogodziła się z decyzją kuzyna Nehemiasza. A jednak chodziło o coś więcej. Gdy zyskałam dostęp do świata skrybów, przestałam tolerować jej świat. Spędzałam mniej czasu w jej towarzystwie. Wykręcałam się napiętym planem dnia, by uciec przed jej próbami wciągnięcia mnie w świat kobiet. Ojciec wynajął służącą, która raz na tydzień pomagała w gospodarstwie, a ja starałam się dbać najlepiej jak mogłam o nasze codzienne potrzeby.

Niegdyś ciotka przystąpiłaby do walki i jakoś mnie zdyscyplinowała. Zdaje się jednak, że ojciec, Nehemiasz i ja, stanowiliśmy dla niej zbyt silną opozycję.

Wątpię, by kuzyn chciał, żebym dorosła bez wpływu kobiet – a jednak to właśnie udało mi się osiągnąć dzięki temu, że tak uparcie broniłam się przed wpuszczeniem ciotki do mojego życia. Wkraczając w dwudziesty rok życia byłam bardziej skrybą niż kobietą. Ciotka, zmęczona moimi ciągłymi odmowami, wreszcie dała za wygraną.


Kuzyn Nehemiasz odwiedzał nas czasem, sprawdzając moje postępy. Raz przyniósł własny zwój i kazał mi czytać. Rozwinęłam kruchy papirus na stoliku ojca i ujrzałam pięknie wypisany hebrajski tekst.

– Nie potrafię tego przeczytać, panie.

– Nie znasz hebrajskiego? – Nehemiasz uniósł brew. – Języka własnego ludu?

Wzruszyłam ramionami.

– Niewielki z niego pożytek w dworskich dokumentach.

Kuzyn zacisnął usta.

– Zatem może pamiętasz te słowa. Przeczytam ci kilka wersów:

Bóg jest dla nas ucieczką i mocą,

Łatwo znaleźć u Niego pomoc w trudnościach[2]

Pamiętałam je dobrze, choć było to bolesne wspomnienie, które wolałabym wymazać z pamięci. Zastanawiałam się, dlaczego Nehemiasz przyniósł mi akurat ten psalm. Uciekając przed emocjami, które budziły te słowa, powiedziałam jedynie:

– Pamiętam.

– Gdy byłaś małą dziewczynką słyszałem, jak recytujesz te wersy. Wiedziałaś o tym?

– Nie, panie.

Nehemiasz spuścił głowę.

– Działo się to już za czasów choroby twojej matki. Była moją ulubioną kuzynką i jej cierpienie doprowadzało mnie do rozpaczy. W tamtych czasach często was odwiedzałem, modląc się o cud. Raz, już pod koniec, wszedłem do jej pokoju. Tylko ty jej towarzyszyłaś. Matka trzymała cię za rączkę. Nie zauważyłyście mojej obecności, a ja milczałem, żeby wam nie przeszkadzać. Wtedy usłyszałem, jak recytujesz jej ten psalm. Od początku do końca, bez jednego błędu. Nie mogłaś mieć więcej niż osiem lat.

– Siedem.

Nehemiasz skinął głową.

– Twoja matka słuchała cię z zamkniętymi oczami.

Była już bardzo wycieńczona, a jednak jakimś cudem nadal śliczna. W takich chwilach zdawało się, że otacza ją świętość. Kompletny brak strachu. Pomyślałem: Bóg naprawdę stał się jej ucieczką i mocą. Nawet ta przebrzydła choroba nie mogła jej zabrać spokoju ducha.

Odkaszlnęłam, wpatrując się w podłogę. Miło, że zachował takie wspomnienia o chorobie matki. Nie mogłam powiedzieć o sobie tego samego.

– Nadal pamiętasz słowa całego psalmu?

– Tak, panie.

– Wtedy w nie wierzyłaś. Czy wierzysz w nie teraz? Czy wierzysz, że łatwo znaleźć u Boga pomoc?

Podniosłam głowę.

– Nie, panie.

Miał twarz, na której malowały się wszystkie emocje. Rozczarowanie przesłoniło jego rysy jak cienki welon.

– Tak podejrzewałem. Trudno patrzeć na cierpienie ukochanych, nie wątpiąc w Boga.

– Nie czczę bóstw – dodałam, broniąc swoich uczuć. – Wierzę w Pana. Tylko że te piękne obietnice straciły dla mnie znaczenie. Może mamy pomagać sami sobie. Może Bóg jest zbyt zajęty, by troszczyć się o nasze codzienne potrzeby.

– Nigdy nie widziałem w Torze takiej zasady.

– Możliwe. Ja spotkałam ją w życiu.

Nehemiasz wyszedł wkrótce po tej rozmowie. Bałam się, że przez to szczere wyznanie utraciłam jego względy. Ale znów złożył nam wizytę i zachowywał się, jakbyśmy nie rozmawiali o ulubionym psalmie mojej matki. I od tej pory dbał, żebym nauczyła się czytać i pisać po hebrajsku.


Praca skryby zajmowała mi czas do tego stopnia, że miałam mało okazji, żeby cieszyć się typowymi przyjemnościami młodych kobiet. Nigdy nie spędzałam czasu w towarzystwie rówieśniczek. Nie interesowały mnie ich rozrywki, które wydawały mi się powierzchowne. Otrzymywaliśmy niewiele zaproszeń i nasze życie towarzyskie ograniczało się do kilku dorocznych obowiązkowych świąt.

W rezultacie mój świat skurczył się i ograniczył. Ojciec nigdy nie zauważył tego braku, ale chyba nie uszedł on uwagi Nehemiasza, który jednym szybkim ruchem rozszerzył granice mojego życia.

Jego wizyty, choć nieczęste, stały się na tyle zwyczajne, że nie zaniepokoiłam się, gdy pewnego wieczora pojawił się w drzwiach.

Była pora kolacji, więc poczęstowałam go krupnikiem z jęczmienia i świeżym chlebem. Nehemiasz spojrzał na wodnistą breję, którą ugotowałam i odmówił.

– Jak postępy Sary? – spytał mojego ojca.

Ten przez chwilę nie odpowiadał, siorbiąc zupę.

– Gotuje okropnie, ale już mnie przewyższyła umiejętnościami pisarskimi. Braki w doświadczeniu nadrabia wiedzą.

Nehemiasz uśmiechnął się z zadowoleniem.

– To powinno ją zadowolić.

– Kogo? – spytałam szybko, uszczęśliwiona, że ktokolwiek mógłby uznać moje umiejętności za zadowalające.

– Królową.

Ojciec wyprostował się gwałtownie.

– Coś ty zrobił? – spytał ledwie słyszalnie.

Nehemiasz cofnął się o krok. Powiewny rękaw jego jedwabnej szaty poruszył się w świetle lampy niczym fala.

– Postąpiłem zgodnie z interesem Sary.

– Ale jak?

Zaskoczyła mnie wrogość ojca. Zaczęło do mnie docierać, że kuzyn podjął jakieś decydujące kroki w mojej sprawie.

– Panie…?

– Saro, zwolniło się stanowisko głównego skryby królowej.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

1 457 r. p.n.e

2 Wszystkie cytaty za Biblią Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 2000.

Rubinowe zbiory

Подняться наверх