Читать книгу Europa. Historia naturalna - Tim Flannery - Страница 6

Wstęp

Оглавление

Książka, którą mamy w ręku, zabiera nas w niezwykłą podróż w czasie: przez ostatnie około 100 milionów lat dziejów geologicznych, ewolucji i ekologii naszego kontynentu. Oprowadzać nas będzie błyskotliwy przewodnik, co ciekawe, nie-Europejczyk, nieraz więc może nas zaskoczyć jego spojrzenie na naszą europejską przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Na Czytelnika czeka spora przyjemność – i czytania, i poznawania, bo ten tom zawiera napisany ze swadą i humorem, podany w przystępny sposób niezwykle obszerny zasób niecodziennej wiedzy. Wielkie bogactwo ogólniejszych informacji i szczegółów może okazać się cennym uzupełnieniem stanu wiedzy nawet dla niejednego znawcy tematu.

Książka, choć opisuje dzieje Europy w ujęciu paleontologii, nie jest suchym katalogiem znalezisk i zapisem ewolucji gatunków. To także ciekawy kurs historii ekologii naszego kontynentu i syntetyczne ujęcie wpływu cywilizacji ludzkiej na środowisko, czyli sozologii. W tym miejscu warto przypomnieć, że ekologia to nauka o strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy organizmami a ich środowiskiem (gr. oíkos + lógos = dom + nauka). Termin ten wprowadził niemiecki biolog i ewolucjonista Ernst Haeckel w 1869 roku, by określić badania nad zwierzętami i ich relacjami z otaczającym światem – zarówno nieorganicznym, jak i organicznym, ze szczególnym uwzględnieniem interakcji, przyjaznych lub wrogich, z organizmami roślinnymi i zwierzęcymi, z którymi wchodzą w kontakt. Często termin „ekologiczny” jest w języku potocznym używany w znaczeniu „przyjazny dla środowiska” lub „mający [jakiś] wpływ na środowisko”, co jest oczywistą nieścisłością – ale staje się on powoli, jako uzus językowy, pojęciem normatywnym. Nie jest to jednak pojęcie akceptowane przez wszystkich w tym rozumieniu, bywa więc, że ta wieloznaczność może być powodem nieporozumień lub wręcz zarzutów niekompetencji – jak na przykład kilka lat temu w rozmowach na temat ochrony Puszczy Białowieskiej podnoszone przez niektórych naukowców i polityków zastrzeżenia wobec organizacji ekologicznych, że nie są one „ekologiczne”, bo przecież nie zajmują się badaniami w zakresie ekologii rozumianej jako nauka. Warto więc pamiętać o zdefiniowaniu pojęć, gdy zaczynamy rozmawiać z profesjonalistami.

Czas na drugą z definicji: sozologia (gr. sódzo = ochraniam, sódzein = ochraniać + lógos = nauka) to nauka o czynnej i biernej ochronie przyrody oraz zmianach w niej zachodzących, m.in. pod wpływem cywilizacji ludzkiej. Termin „sozologia” jako nowe pojęcie oraz odrębną dziedzinę nauki wprowadził w 1965 roku polski profesor, geolog i ekolog, a także działacz społeczny Walery Goetel. Nawiasem mówiąc, był on również współtwórcą trzech parków narodowych: Tatrzańskiego, Pienińskiego i Babiogórskiego. Warto więc mieć świadomość, czym jest ekologia, a czym sozologia – a także tego, że sozologia jest naszym polskim wkładem w zasoby naukowe ludzkości.

To, co od początku lektury przykuwa uwagę, zmuszając do przyjęcia innego spojrzenia na nasze – tak całej cywilizacji ludzkiej, jak i indywidualne – działania i podejście do życia, to skala mierzenia czasu. Naszą codzienną aktywność często mierzymy w latach, w niektórych zawodach czy branżach – nawet w półroczach czy kwartałach. Media społecznościowe potęgują w nas poczucie, że wszystko rozgrywa się właśnie teraz lub rozegra się za chwilę. Stosunkowo rzadko do oceny codzienności i do planowania przyszłości stosujemy miarę „długiego czasu” – choć na lekcjach historii uczeni byliśmy rozumienia i wartości stosowania takiej skali. Kilkanaście czy kilkadziesiąt lat to zwykle najdłuższy horyzont czasowy, jakim jesteśmy w stanie się posługiwać – a w tej książce jesteśmy zaproszeni do spojrzenia oczami paleontologa, dla którego kilkanaście milionów lat to tylko dłuższa chwila, a o dziesiątkach tysięcy lat różnicy mówi się „zaledwie o włos”. To doświadczenie innej skali wielkości czasu może być zrazu onieśmielające, ale powinno być dla Czytelnika raczej momentem uświadomienia, że istniejemy i funkcjonujemy w kilku „wymiarach czasowych” jednocześnie: w czasie indywidualnym, społecznym i planetarnym. Daje to inne spojrzenie na posiadane przez nas zasoby wiedzy, na metody, sposoby i motywacje postępowania jednostek i społeczeństw w przeszłości. Takie spojrzenie może dać lepszą perspektywę na przygotowanie i organizowanie przyszłości, pozwalając na wyjście z sfery używania stereotypów, uproszczeń i mitów na rzecz faktów i wiedzy.

Niezwykle charakterystyczny i sugestywny jest także język narracji – czytając niezwykły wykład Flannery’ego można wręcz odczuć jedność wielkiej rodziny istot żyjących na Ziemi, gdzie poszczególne gatunki są raczej rodzeństwem niż oderwanymi od siebie bytami – i razem z autorem żałować, że z niektórymi z sióstr i braci nie zdążyliśmy się spotkać.

Ciekawe, dla ilu Czytelników książka niniejsza będzie źródłem refleksji, że nic nie jest takie, jakim na pierwszy rzut oka się wydaje, gdy spojrzymy na jakieś zagadnienie z perspektywy pełniejszej wiedzy oraz ze świadomością zasad i mechanizmów, którym podlegają procesy „długiego trwania”. To wielka zaleta tej pracy, mająca dla nas, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym, duże znaczenie praktyczne, bo zachęca, aby inaczej, pełniej, spojrzeć na kluczowe problemy ekologiczne i wyzwania cywilizacyjne teraźniejszości. Są one w opowieści autora wyraźnie przywoływane. Wymieranie gatunków, katastrofy i zmiany geologiczne, zmiany klimatyczne, mieszanie się gatunków, rola człowieka i jego wpływ na przyrodę – kondycję i rozwój różnych form życia na Ziemi – ukazane zostały bardzo plastycznie, prosto i zrozumiale.

Z kolei opinie i wnioski autora o naturze tych zjawisk oraz ostrożne przewidywania co do przyszłości Ziemi, Europy i cywilizacji ludzkiej mogą być zaskakujące. Należy mieć nadzieję, że będzie to dla Czytelników inspirujące i motywujące do lepszego poznania zjawisk, którym aktualnie podlegamy i których – także według Flannery’ego – jesteśmy jednym z głównych reżyserów i aktywnych uczestników. Prace naukowców, decyzje i wypowiedzi polityków oraz opinia publiczna na temat tych zjawisk, jak też ich obraz w mediach są najczęściej przedmiotem gorącej, emocjonalnej dyskusji – choć do sporej części z tych burzliwych wypowiedzi bardziej adekwatnym określeniem byłoby „przepychanka”. To bardzo szkodliwe, bo w sytuacji, gdy debatę opartą o wiedzę i analizę stanu faktycznego środowiska zastępuje powoływanie się na przeświadczenia lub „postprawdziwą” narrację partykularnych grup interesów, niemożliwe staje się wypracowanie skutecznych rozwiązań dla zagrożeń dla naszej cywilizacji (ale także obiektywnie rozumianej ochrony środowiska).

Dobitnym tego przykładem są zmiany klimatyczne. W Polsce ten problem szeroko dyskutowany jest od roku 2008, kiedy zaczęły się przygotowania do Konferencji Klimatycznej ONZ w Poznaniu (odbyła się ona w roku 2009). W krótkim czasie opinia publiczna została tak skutecznie „zgrillowana”, że po ponad dwuletniej dyskusji w przestrzeni publicznej najważniejsze stało się nie pytanie o to, co jest istotą i przyszłym skutkiem zmian klimatycznych, tylko nieważna dla istoty sprawy kwestia, kto ma rację – czy ośrodki twierdzące, że będzie globalne ocieplenie, czy te, które zwiastowały globalne oziębienie. Teraz, po kolejnych dziesięciu latach, wiemy znacznie więcej o mechanizmach zmian klimatycznych, o czynnikach naturalnych wpływających na klimat i o wpływie naszych działań na kondycję klimatyczną Ziemi. To efekt pracy zespołów naukowych, w tym szczególnie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) – ciała doradczego złożonego z kilkuset naukowców z całego świata, powstałego w 1988 roku z inicjatywy ONZ, utworzonego przez Światową Organizację Meteorologiczną (WMO) i Program Środowiskowy ONZ (UNEP). Przypomnijmy, że zgodnie ze stanem wiedzy i badań, ludzkość powinna podjąć takie działania, dzięki którym emisje gazów cieplarnianych i procesy przez nie uruchamiane nie podgrzeją ziemskiej atmosfery o więcej niż 1,5 stopnia Celsjusza (w stosunku do ery przedindustrialnej). Dane do wyciągnięcia takich wniosków zebrane zostały w pierwszej części najnowszego raportu IPCC i postulują one bardziej zdecydowane działania niż przyjęte na konferencji klimatycznej w Paryżu w 2015 roku porozumienie 192 państw, mówiące o nieprzekroczeniu granicy ocieplenia o 2 stopnie Celsjusza. Wskazuje się odejście od spalania paliw kopanych (węgla brunatnego, węgla kamiennego i ropy naftowej) na rzecz odnawialnych źródeł energii uzupełnianych energią atomową. Ustalenia naukowców i deklaracje polityczne są jednak stale podważane. Nie brakuje sceptyków kwestionujących niektóre argumenty, ale aktywni są także tzw. negacjoniści, zaprzeczający w ogóle zmianom klimatycznym. Daje to niektórym rządom (w tym i polskiemu) argumentację do opóźniania działań wynikających z porozumienia paryskiego lub wręcz do nierespektowania podjętych ustaleń i wycofania się z porozumienia (jak to w praktyce niemal uczyniła administracja prezydenta USA, Donalda Trumpa). Inne kraje za to podwyższają standardy swoich działań, jak np. Chiny. Niepokojące w tych postawach jest jednak to, że działania te mają podłoże polityczne i koniunkturalne, obliczone są na prymitywne „odcięcie kuponów gospodarczych” kosztem reszty świata i przyszłości obywateli samych krajów kontestujących.

Fakt, że zmiany klimatyczne postępują i jest coraz cieplej, to już nie jest kwestia wiary w raporty IPCC, ale coraz częściej obserwacji i badań prowadzonych tuż obok nas. Aktualnie stan klimatu Ziemi jest na krawędzi załamania tych warunków, które dawały stabilizację funkcjonowaniu całej aktualnej ziemskiej florze i faunie, wliczając w to człowieka. Jeśli nie powstrzymamy wzrostu temperatury, a na to się niestety zanosi, to w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat warunki na planecie przestaną sprzyjać człowiekowi i większości aktualnie występujących gatunków zwierząt i roślin. Staną się zbliżone do tych z około 5,3–2,6 miliona lat temu. Dodajmy, że już zachodzą procesy tzw. sprzężenia zwrotnego z nadmiernej emisji i koncentracji gazów cieplarnianych – jak rozmarzanie wiecznej zmarzliny i uwalnianie metanu, zwiększające się zakwaszenie oceanów i zmniejszona przez to absorpcja CO2, które będą przez dziesięciolecia powodowały wzrost temperatury. Wraz z topnieniem lodowców i lądolodów doprowadzi to do zalania części terenów aktualnie zamieszkałych. Istnieją symulacje zmian linii brzegowej, przygotowane przez organizacje ekologiczne i instytucje naukowe – dostępne są w internecie. W Polsce należy przygotować się na zalanie rozległych terenów na Pomorzu Zachodnim, części Wybrzeża Środkowego, Półwyspu Helskiego, obszaru i okolic Trójmiasta, Żuław i doliny Wisły praktycznie aż po Płock…

Obok zmian klimatycznych zachodzi także zjawisko wymierania gatunków spowodowane naszą cywilizacją. Naukowcy od lat zwracają uwagę, że ludzie, wywierając niezwykle silny i bezkompromisowy wpływ na ekosystem Ziemi, zainicjowali nową epokę. Żyjemy już nie w plejstocenie – jak uczono nas kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, lecz w antropocenie. Wymieraniu, które dzieje się na naszych oczach i którego mogą nie przetrwać na przykład płazy – choć dały sobie radę z kilkoma poprzednimi wymieraniami i żyją w Europie od ponad 66 milionów lat – poświęcony był ogłoszony na przełomie kwietnia i maja 2019 roku raport Międzyrządowej Platformy ds. Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych (IPBES). IPBES zostało powołane w 2012 roku, aby zapewnić platformę współpracy pomiędzy światem nauki i polityki, służącą celom długofalowym, takim jak zachowanie bioróżnorodności, zrównoważony rozwój czy zapewnienie dobrostanu ludzkości. Jako obserwatorzy w IPBES uczestniczą organizacje pozarządowe, eksperci akademiccy, przedstawiciele społeczności lokalnych i sektora prywatnego – w sumie kilka tysięcy osób. Na zlecenie ONZ 145 specjalistów z 50 krajów opisało obecny stan naszej planety, wykorzystując ku temu około 15 tysięcy naukowych i rządowych tekstów źródłowych, posiłkując się wiedzą kolejnych 310 ekspertów zewnętrznych oraz relacjami lokalnych mieszkańców różnych regionów świata. Raport opisuje zmiany, które nastąpiły w środowisku w ciągu ostatnich 50 lat i jest to najszersze sprawozdanie na temat wpływu wzrostu gospodarczego na przyrodę i środowisko życia człowieka, jakie dotychczas powstało.

Wnioski płynące z raportu są alarmujące – tempo wymierania gatunków na Ziemi przyspiesza, ukazując niewystarczający zasięg działań podjętych dla ochrony przyrody. Utrzymanie się takiej sytuacji w dalszej perspektywie może zagrozić również przeżyciu naszego gatunku, zależnemu od funkcjonowania biosfery. Jak podkreślił sir Robert Watson, przewodniczący IPBES: „Jako ludzkość podkopujemy fundamenty, na których opierają się nasza gospodarka, środki do życia, bezpieczeństwo żywnościowe, zdrowie i jakość życia”. Dodał on, że tylko natychmiastowe podjęcie działań o charakterze systemowym i globalnym może zatrzymać obserwowany proces i uchronić nasze środowisko życia od ostatecznego wyniszczenia.

To pesymistyczne. Autor Europy pazerne, nieodpowiedzialne a często bezmyślne postępowanie współczesnego homo sapiens pointuje stwierdzeniem, że może wraz z zainicjowaniem nowej epoki w dziejach ziemi – antropocenu – zasłużymy sobie na nazwę postulowaną przez wspomnianego już Ernsta Haeckla dla gatunku, który ostatecznie nazwany został homo neandertalenisis. O jaką (uprzedźmy, że niezbyt chwalebną) nazwę chodzi – Czytelnicy łatwo zorientują się, wertując tekst książki…

Ale ten pesymistyczny wątek nie jest dla Flannery’ego ostateczną konkluzją, bo książka jest koniec końców optymistyczna. To wielka zasługa entuzjastycznego języka i równie entuzjastycznego, pełnego pasji nastawienia badacza. Nic bowiem – zdaje się mówić autor – nie jest jeszcze do końca przesądzone. Zawarta w ostatnim rozdziale wizja przyszłości tchnie nadzieją i optymizmem, ale jak ostatecznie będzie – to zależy także od nas, od naszych decyzji i działań. Od solidarności, determinacji i odpowiedzialności. Od wizji przyszłości. Od zrozumienia praw natury. Od korzystania z wiedzy i jej zdobywania.

Z punktu widzenia polskiego czytelnika kilka kwestii poruszanych lub nieporuszanych w tej pracy wymaga wyjaśnienia lub co najmniej zasygnalizowania. Po pierwsze, historii centralnej i wschodniej części Europy nie ma w książce za dużo, co wynika zapewne z dostępnego materiału badawczego i planu autora na układ materiału w pracy, a może również z ograniczonej kwerendy. Pojawia się tu od razu także problem słabego rozpowszechniania za granicami kraju wyników polskich badań i odkryć oraz pytanie, jak ten stan rzeczy zmienić. To bardzo ważne zadanie nie tylko dla instytucji badawczych i ośrodków naukowych. Powinno być ono poważnie podjęte przez instytucje państwa – tym bardziej że problem słabego popularyzowania wyników polskich badań jest zidentyfikowany od lat, a nauka i odkrycia paleontologiczne od pokoleń uznaje się za dodające prestiżu. Praca Flannery’ego mogłaby, być może, dzięki temu być bogatsza choćby o wzmiankę o najstarszym czworonogu chodzącym po lądzie – tetrapodzie, którego tropy odkryte zostały w kamieniołomie Zachełmie (gmina Zagnańsk w Górach Świętokrzyskich). Z całą pewnością inaczej zostałoby opisane występowanie i ochrona dużych ssaków – niedźwiedzia i łosia, których populacje w Polsce są co najmniej zauważalne, stanowią bowiem przedmiot udanej ochrony i reintrodukcji. W stanie wolnym występują zresztą także wilki, rysie i, licznie, kolejny duży ssak – jeleń. W książce jako północna granica występowania niedźwiedzi oznaczone są rumuńskie Karpaty – aktualnie w Polsce mamy ponad 200 sztuk niedźwiedzi żyjących w stanie dzikim, co w porównaniu z liczbą około 8000 niedźwiedzi żyjących w stanie dzikim w Rumunii nie jest wynikiem oszałamiającym, ale niezaprzeczalnie gatunek występuje i jego liczebność rośnie. Z kolei Skandynawia wskazana jest jako jedyny obszar występowania łosi w Europie – podczas gdy w Polsce jest ich teraz około 21 000 sztuk. Populacja ta odbudowana została ze stanu krytycznego po drugiej wojnie światowej, którą przetrwało zaledwie kilkanaście osobników w rezerwacie Czerwone Bagno (obecnie w obrębie Biebrzańskiego Parku Narodowego). Wskutek nadmiernej eksploatacji łowieckiej w latach 80. i 90. XX wieku nastąpił drugi znaczny spadek liczebności łosi w Polsce – o ponad 75 procent (z 6,2 tysiąca do około 1,5 tysiąca osobników). Co ważne i ciekawe, w 2008 roku po raz pierwszy opublikowano badania, które wskazują odrębność w mitochondrialnym DNA łosi znad Biebrzy, z których wynika, że jest to reliktowa, autochtoniczna polska populacja, różniąca się genetycznie od innych. Grupa biebrzańska, czyli centralna, to jedna z trzech grup genetycznych łosi europejskich. Pojawiła się, kiedy ustąpiło zlodowacenie, kilka czy kilkanaście tysięcy lat temu, a dzisiejsza biebrzańska populacja wywodzi się właśnie od tych łosi. Pozostałe dwie grupy to północna, czyli skandynawska, oraz wschodnia, czyli pochodząca z Uralu – tych łosi jest w Polsce najwięcej.

Warto wspomnieć, jaki jest stan polskich badań na historią pradziejową naszych ziem – zarówno w ujęciu badań nad ewolucją świata zwierząt i roślin, jak i historii człowieka czy praczłowieka. Bibliografia polska jest dość okazała, wskazać jeszcze należy prace, odkrycia i doświadczenie takich instytucji badawczych jak Polski Instytut Geologiczny (m.in. z Oddziałem Świętokrzyskim PIG w Kielcach i Zbigniewem Złonkiewiczem oraz Piotrem Szrekiem, współodkrywcami i badaczami tetrapoda), Muzeum Ziemi Polskiej Akademii Nauk, Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński. Obszarami uznawanymi za najciekawsze są Góry Świętokrzyskie, jeden z najstarszych obszarów Ziemi na terenie Polski (i znowu przywołujemy tetrapoda, ale przypominamy także o cennym stanowisku w podkieleckiej jaskini Raj), choć najświeższe, niezwykle interesujące i cenne stanowisko z dużą liczbą pozostałości sprzed około 16 tysięcy lat odkryto na początku lipca 2019 roku także w Tatrach Bielskich, w jaskini na zboczach Kobylego Wierchu. Ekipa polskich archeologów z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz archeologów słowackich zlokalizowała tam i bada miejsce obozowania lub miejsce obrzędowe ludzi należących do kultury magdaleńskiej, dobrze znanej z terenów Francji, Szwajcarii, Hiszpanii, Niemiec, Czech, Moraw czy Belgii, a także terenów południowej Polski. Do tej kultury należeli ludzie, którzy tworzyli sztukę, na przykład bardzo piękne sanktuaria jaskiniowe. Najbardziej znana z tych czasów i z tej kultury jest na przykład grota z Lascaux. Natkniemy się na nią w książce, choć w kontekście kultury solutrejskiej, nieco starszej niż kultura magdaleńska. Ale to kolejny trop ukazujący wspólne dzieje ewolucyjne, ekosystemowe i cywilizacyjne „starej” Europy, z reprezentacją na ziemiach polskich.

Sławomir Brzózek

Prezes Zarządu Fundacji Nasza Ziemia

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Europa. Historia naturalna

Подняться наверх