Читать книгу Komar - Timothy C. Winegard - Страница 6

Rozdział 1

Оглавление

Toksyczne bliźnięta: komarzyca i roznoszone przez nią choroby

Od 190 mln lat bzyczenie komara jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i irytujących odgłosów na świecie. Wyobraźcie sobie, że podczas biwaku z rodziną lub przyjaciółmi po długim dniu spędzonym na pieszych wędrówkach bierzecie szybki prysznic, siadacie na krześle turystycznym, otwieracie schłodzone piwo i wzdychacie głęboko, z zadowoleniem. Przed wypiciem pierwszego smacznego łyku napoju słyszycie jednak ten zbyt dobrze znany dźwięk świadczący o tym, że zbliżają się do was wygłodniali prześladowcy.

Nadchodzi zmierzch. O tej porze komarzyca najbardziej lubi żerować. Usłyszeliście jej bzyczenie, ale nie poczuliście tego, że łagodnie wylądowała na waszej kostce. Zazwyczaj gryzie w pobliżu ziemi. Przy okazji nadmienię, że to zawsze jest samica. Przeprowadza delikatny, wnikliwy dziesięciosekundowy rekonesans w poszukiwaniu najlepszego naczynia krwionośnego, po czym unosi odwłok i wybiera miejsce, w które następnie wkłuwa się swoimi sześcioma wyspecjalizowanymi igłami. Wbija dwie ząbkowane ostre szczęki (przypominają elektryczny nóż o dwóch ostrzach poruszających się tam i z powrotem), a następnie przecina skórę. Dwa inne haczyki rozwierają otwór, aby zmieściła się w nim ssawka, która wygląda jak strzykawka wysuwająca się z osłony zabezpieczającej. Za pomocą tej trąbki ssącej komarzyca wypija od trzech do pięciu miligramów waszej krwi i natychmiast wydala znajdującą się w niej wodę, a jednocześnie zagęszcza 20% zawartego w niej białka. W tym czasie szósta igła pompuje do środka ślinę, która zawiera antykoagulant – zapobiegający krzepnięciu krwi w miejscu nakłucia[3]. Ta procedura skraca czas żerowania i zmniejsza prawdopodobieństwo tego, że poczujecie ugryzienie i rozgnieciecie komarzycę siedzącą na waszej kostce[4]. Antykoagulant wywołuje reakcję alergiczną i pozostawia swędzącą opuchliznę, która jest prezentem pożegnalnym od tego owada. Jego ugryzienie to skomplikowany rytuał związany z żerowaniem. Komarzyca potrzebuje waszej krwi, żeby jej jaja mogły się rozwijać i dojrzewać[5].

Nie ma jednak powodów, abyście czuli się wyróżnieni albo wyjątkowi. Nie jesteście wybrańcami. Komarzyca gryzie wszystkich, ponieważ taka po prostu jest jej natura. Nie ma za grosz prawdy w rozpowszechnionych mitach mówiących o tym, że komarzyce wolą kobiety od mężczyzn albo osoby jasnowłose i rudowłose od osób ciemnowłosych. Błędne jest również przekonanie, że ludzie z ciemniejszą i twardszą skórą są mniej narażeni na ich ugryzienia. Nie zmienia to jednak faktu, że komarzyce mają swoje preferencje i niektórych ludzi atakują częściej niż innych.

Wiele wskazuje na to, że grupa krwi 0 smakuje im bardziej niż grupy A, B oraz AB. Ludzi z grupą 0 gryzą bowiem dwa razy częściej niż ludzi z grupą A, a ludzie z grupą B plasują się gdzieś pośrodku. W 1998 r. pracownicy wytwórni Disney Pixar dobrze się spisali podczas tworzenia filmu Dawno temu w trawie, w którym pijana komarzyca zamawia „Krwawą Mary z grupą 0Rh+”. Atrakcyjne dla tych owadów są również osoby, które w naturalny sposób mają wyższy poziom określonych substancji w skórze – zwłaszcza kwasu mlekowego. Na podstawie tych informacji komarzyca potrafi wywnioskować, jaką grupę krwi ma dany człowiek. Te same substancje wpływają również na waszą indywidualną florę bakteryjną skóry i na wasz unikatowy zapach. Nieświeżość i ostra woń ciała mogą być odstręczające dla was i dla innych ludzi, ale w przypadku ochrony przed komarami są czymś dobrym. Świadczą bowiem o dużej liczbie bakterii na waszej skórze i powodują, że stajecie się mniej ponętni dla komarów. Pod tym względem czystość nie jest jedną z największych cnót. Wyjątkiem są cuchnące stopy, ponieważ rozwijają się na nich bakterie, które działają na komary jak afrodyzjak (one też odpowiadają za dojrzewanie niektórych serów i tworzą twardą skórkę na ich powierzchni). Owady te lgną również do dezodorantów, mydeł, perfum i innych użytkowych pachnideł.

Oprócz tego z niezrozumiałych względów komary mają upodobanie do osób pijących piwo, co wielu ludziom może wydawać się niesprawiedliwe. Zakładanie jasnych ubrań również nie jest dobrym pomysłem, ponieważ podczas polowania komarzyce używają wzroku i zapachu. Reagują przede wszystkim na dwutlenek węgla wydychany przez potencjalną ofiarę i potrafią go wyczuć z odległości ponad 60 m. Wymachiwanie rękami, sapanie i dyszenie przyciąga je jak magnes i sprawia, że stajecie się bardziej narażeni na ich ataki. Przykładem mogą być ćwiczenia fizyczne, podczas których zaczynacie szybciej oddychać i emitujecie więcej dwutlenku węgla. Na dodatek się pocicie i wydzielacie substancje przykuwające uwagę komarów – przede wszystkim kwas mlekowy. Podnosi się również temperatura waszego ciała, przez co stajecie się bardziej widoczni dla waszych prześladowców. Ciężarne kobiety przeciętnie dwa razy częściej padają ofiarą komarów, ponieważ wydychają o 20% dwutlenku węgla więcej i mają nieznacznie podwyższoną temperaturę. Z tego względu łatwiej mogą się zarazić wirusem Zika i malarią. Jest to zła wiadomość zarówno dla nich, jak i dla ich płodów.

Nie rezygnujcie jednak z kąpieli, dezodorantów, ćwiczeń, ukochanego piwa i jasnych koszulek. Niestety 85% waszej atrakcyjności w oczach komarów zależy od uwarunkowań genetycznych, które decydują o grupie krwi, składzie chemicznym organizmu, florze bakteryjnej, ilości wydychanego dwutlenku węgla, metabolizmie i zapachu ciała. W ostatecznym rozrachunku komarzyca wyczuje krew każdej potencjalnej ofiary, która znajduje się w pobliżu.

Samce komara różnią się od samic między innymi tym, że nie gryzą. Cały ich świat kręci się wokół dwóch rzeczy: nektaru i seksu. Kiedy są gotowe do spółkowania, gromadzą się nad jakimś widocznym elementem otoczenia – na przykład kominem, anteną, drzewem albo człowiekiem. Podobnie zachowują się inne latające owady. Czasami zdarza się tak, że w trakcie spaceru nad waszymi głowami pojawia się zawzięta chmara insektów, które was śledzą i nie dają wam spokoju. W takich sytuacjach wielu ludzi zaczyna narzekać i wymachiwać rękami w przypływie frustracji. Tego rodzaju osoby nie popadły w paranoję ani nie wyobraziły sobie tego zjawiska, a wręcz mogą potraktować całą sytuację jako komplement. Grupa samców komara uznała je bowiem za obiekt nadający się do tego, aby uformować nad nim rój. Istnieją fotografie komarów tworzących chmary, które wznoszą się na wysokość 300 m i wyglądają jak tornada. Kiedy już samce komara zgromadzą się nad waszą głową, samice wlecą w tę męską hordę i zaczną szukać sobie partnera. W ciągu swojego życia samiec może spółkować bardzo często, a jedna dawka spermy wystarcza samicy do tego, żeby wydać na świat wiele miotów potomstwa. Komarzyca przechowuje nasienie i stopniowo używa go do zapładniania kolejnych partii jaj. Dzięki krótkiej chwili namiętności jest w stanie zdobyć jeden z dwóch elementów potrzebnych do prokreacji. Jedynym brakującym składnikiem jest wasza krew.

Powróćmy jeszcze na chwilę do biwakowania. Niedawno skończyliście wyczerpującą pieszą wędrówkę, poszliście pod prysznic i umyliście się dużą ilością mydła oraz szamponu. Wytarliście się ręcznikiem i dokładnie spryskaliście dezodorantem, a następnie włożyliście strój kąpielowy w jasnych odcieniach czerwieni i niebieskiego. Zbliża się zmierzch, czyli pora obiadowa komarów z rodzaju Anopheles (komar widliszek). Siadacie na krześle turystycznym, aby się rozluźnić i wypić zasłużone zimne piwo. Zrobiliście wszystko co w waszej mocy, by zwabić samice komarów Anopheles (przy okazji nadmienię, że właśnie przesiadłem się jak najdalej od was). Chwilę wcześniej spółkowały w chmarze podekscytowanych zalotników, więc chętnie dają się skusić na waszą przynętę, wysysają kilka kropel waszej krwi i uciekają.

Spożywają posiłek, który waży trzy razy więcej niż ich ciało. Szybko znajdują więc najbliższą pionową płaszczyznę, aby z pomocą grawitacji kontynuować proces usuwania wody z waszej krwi. W ciągu kilku kolejnych dni komarzyca użyje skoncentrowanej krwi do wytworzenia około 200 jaj, a następnie złoży je na małej powierzchni wody, która zebrała się w zgniecionej puszce po piwie. Być może nie zauważyliście tej puszki, gdy wraz z przyjaciółmi sprzątaliście obozowisko przed powrotem do domu. Komarzyca zawsze składa jaja w wodzie, ale nie potrzebuje jej dużo. Zadowoli się dosłownie każdym zbiornikiem wodnym – począwszy od stawu lub strumienia, a skończywszy na odrobinie płynu, który zalega w starym pojemniku, zużytej oponie albo dziecięcych zabawkach stojących w ogródku. Niektóre gatunki komarów preferują określony rodzaj wody (świeżą, słoną albo słonawą), a innym jest wszystko jedno.

Komarzyca dalej będzie gryźć i składać jaja przez całe swoje krótkie życie, którego długość przeciętnie wynosi od jednego do trzech tygodni. W rzadkich przypadkach może się jednak wydłużyć nawet do pięciu miesięcy. Komarzyce są w stanie przelecieć ponad 3 km, ale większość z nich nie oddala się od miejsca swoich narodzin na więcej niż 400 m. Jeżeli temperatura będzie stosunkowo wysoka, po upływie dwóch lub trzech dni z jaj wyklują się larwy żyjące w wodzie (odpowiednik ludzkich dzieci). W niższych temperaturach ten proces będzie trwał o kilka dni dłużej. Larwy pływają i szukają pożywienia, ale szybko zmieniają się w poczwarki (odpowiednik ludzkich nastolatków), które wyglądają jak przecinki odwrócone do góry nogami i oddychają za pomocą dwóch „trąbek” sterczących z zanurzonego odwłoka. Kilka dni później zabezpieczające powłoki pękają i wychodzą z nich zdrowe dorosłe komary gotowe do lotu. Rodzi się nowe pokolenie drapieżnych samic, które chcą się pożywić waszą krwią. Ten imponujący proces dojrzewania i osiągania dorosłości zajmuje około tygodnia.

Powyższy cykl życiowy powtarza się nieprzerwanie na naszej planecie od momentu, w którym pojawiły się współczesne komary. Według badań owady te wyewoluowały aż 190 mln lat temu i od tamtego czasu pozostają w niezmienionej postaci. Bursztyny zasadniczo powstały ze skamieniałych soków drzew albo żywicy i niekiedy zawierają w sobie wyraźnie widoczne obiekty – takie jak sieci, jaja albo idealnie zachowane wnętrzności owadów. Z tego względu możemy je uznać za coś w rodzaju klejnotów koronnych należących do insektów z dawnych epok. Dwa najstarsze komary znalezione przez ludzi znajdują się wewnątrz bursztynów pochodzących z Kanady i Birmy. Pierwszy z nich ma 105 mln lat, a drugi 80 mln lat. Owady te żyły w zupełnie innym świecie niż my, a mimo to ich potomkowie wyglądają dokładnie tak samo.

Za ich czasów nasza planeta bardzo różniła się od dzisiejszego otoczenia i zamieszkiwały ją inne zwierzęta niż obecnie. Gdy prześledzimy ewolucję życia na ziemi, zależności między owadami i chorobami staną się zaskakująco widoczne. Jednokomórkowe bakterie były pierwszą formą życia, która pojawiła się niedługo po powstaniu naszej planety, mniej więcej 4,5 mld lat temu. Wyłoniły się z mieszaniny gazów i pierwotnego oceanicznego mułu, a następnie szybko ugruntowały swoją pozycję przez uformowanie biomasy 25 razy większej niż wszystkie inne rośliny i zwierzęta razem. Położyły również podwaliny pod powstanie ropy naftowej i innych paliw kopalnych. W ciągu jednego dnia pojedyncza bakteria jest w stanie doprowadzić do narodzin kolonii złożonej z ponad czterech tryliardów (dwadzieścia jeden zer) osobników, czyli wydać na świat więcej potomków niż jakakolwiek inna forma życia. Bakterie stanowią niezbędny składnik i budulec całego życia na ziemi. Są aseksualne i rozmnażają się przez podział komórkowy. Gdy życie na naszej planecie stawało się coraz bardziej wyspecjalizowane, bakterie dopasowywały się do nowych warunków i znajdowały sobie bezpieczniejsze i wygodniejsze siedziby na innych formach życia albo wewnątrz nich. Ciało człowieka zawiera sto razy więcej komórek bakteryjnych niż komórek ludzkich. Ogólnie rzecz biorąc, te symbiotyczne relacje w większości przypadków są korzystne zarówno dla gospodarza, jak i dla lokatorów.

Problemy pojawiają się w rzadkich sytuacjach, w których mamy do czynienia z niedopasowaniem. Dotychczas zidentyfikowano ponad milion drobnoustrojów, ale zaledwie 1400 może wyrządzić szkodę człowiekowi[6]. Na przykład 350 ml (mniej więcej taką pojemność ma standardowa puszka z napojem gazowanym w USA) toksyn wyprodukowanych przez bakterie wywołujące zatrucie jadem kiełbasianym wystarczyłoby do zabicia wszystkich ludzi na ziemi. Następnie pojawiły się wirusy, a niedługo później pasożyty. Oba te twory odzwierciedlały sposób funkcjonowania swojego bakteryjnego rodzica i doprowadziły do powstania silnych kombinacji powodujących choroby oraz śmierć. Jedynym rodzicielskim obowiązkiem tych mikrobów jest rozmnażanie i… rozmnażanie[7]. Bakterie, wirusy i pasożyty wraz z robakami oraz grzybami były sprawcami nieopisanych cierpień i wpłynęły na bieg ludzkiej historii. Dlaczego te patogeny zmieniły się ewolucyjnie i zaczęły zabijać swoich żywicieli?

Jeżeli na chwilę uwolnimy się od naszych uprzedzeń, będziemy mogli zobaczyć, że te mikroby przeszły przez proces doboru naturalnego w taki sam sposób jak my. To właśnie dlatego w dalszym ciągu wywołują choroby i trudno jest je pokonać. Być może to dla was zaskakujące, ponieważ uśmiercanie własnego żywiciela wydaje się bezcelowe i szkodliwe. Choroba nas zabija, ale symptomy, które z niej wynikają, powodują, że mikrob może nas wykorzystać, abyśmy pomogli mu się rozprzestrzenić i rozmnożyć. Po chwili namysłu zdacie sobie sprawę, że ta strategia jest niesamowicie sprytna. Zarazki wywołują chorobę i zapewniają sobie replikację przed zabiciem gospodarza.

Niektóre z nich (na przykład bakterie salmonelli, odpowiedzialne za „zatrucia pokarmowe”, oraz różnego rodzaju robaki) czekają na to, aż zostaną połknięte, czyli aż jedno zwierzę zje inne zwierzę. Istnieje wiele patogenów, które przenoszą się poprzez wodę/biegunkę i prowadzą do lambliozy, cholery, tyfusu brzusznego, czerwonki i zapalenia wątroby. Inne rozprzestrzeniają się za pośrednictwem kasłania albo kichania i są przyczyną takich dolegliwości jak zwykłe przeziębienie, jednodniowa grypa albo grypa prawdziwa, trwająca przez dłuższy czas. Niektóre z nich – na przykład ospa wietrzna – przenoszą się bezpośrednio lub niebezpośrednio przez skaleczenia, otwarte rany, skażone przedmioty albo kaszel. Moim osobistym faworytem (oczywiście wyłącznie z ewolucyjnego punktu widzenia) są jednak te, które potajemnie zapewniają sobie reprodukcję w tym samym czasie co ludzie! Chodzi mi tutaj o cały wachlarz mikrobów powodujących choroby przenoszone drogą płciową. Wiele złowrogich patogenów przechodzi z kobiety na płód rozwijający się w jej macicy.

Zarazki wywołujące tyfus plamisty, dżumę dymieniczą, chorobę Chagasa, trypanosomatozę (śpiączkę afrykańską) i wiele dolegliwości opisanych w tej książce rozprzestrzeniają się za pośrednictwem wektorów (organizmów przenoszących chorobę) takich jak pchły, roztocza, muchy, kleszcze i nasze ukochane komarzyce. Aby zmaksymalizować swoje szanse na przetrwanie, wiele drobnoustrojów posługuje się kombinacją kilku metod. Różnorodne symptomy i sposoby transportu wykorzystywane przez mikroorganizmy są wyrafinowanymi mechanizmami ewolucyjnymi, które pozwalają skutecznie się rozmnażać i zagwarantować istnienie własnego gatunku. Te zarazki walczą o przetrwanie tak samo jak my. Można wręcz powiedzieć, że wyprzedzają nas o krok w ewolucyjnym wyścigu, ponieważ przez cały czas się zmieniają, aby przechytrzyć nasze najlepsze metody eksterminacji.

Dinozaury pojawiły się 230 mln lat temu, a wyginęły 65 mln lat temu. Władały więc naszą planetą przez zdumiewająco długi okres, który wynosił 165 mln lat. Nie były jednak same na ziemi. Owady i roznoszone przez nie dolegliwości istniały przed rządami dinozaurów, a także podczas nich i po ich zakończeniu. Zaczęły istnieć 350 mln lat temu i szybko przyciągnęły do siebie toksyczną armię chorób, wskutek czego powstał bezprecedensowy śmiercionośny sojusz. Jurajskie komary i muchy piaskowe szybko uzbroiły się w tę biologiczną broń masowego rażenia. Bakterie, wirusy i pasożyty przez cały czas podstępnie i umiejętnie ewoluowały, zwiększając swoją przestrzeń życiową, żeby objęła szeroki wachlarz zwierząt. Klasyczna Darwinowska koncepcja doboru naturalnego wskazuje, że większa liczba gospodarzy potęguje prawdopodobieństwo przetrwania i prokreacji.

Waleczne hordy komarów nie zrażały się wielkością dinozaurów i traktowały je jako swoje ofiary. W książce What Bugged the Dinosaurs? paleobiolodzy George i Roberta Poinarowie snują następujące teorie: „Układy immunologiczne dinozaurów nie były w stanie poradzić sobie z infekcjami przenoszonymi przez owady ani z istniejącymi od dawna pasożytami. Gryzące insekty dysponowały śmiercionośną bronią i były na samej górze łańcucha pokarmowego. Mogły kształtować świat dinozaurów w taki sam sposób, w jaki kształtują w dzisiejszych czasach nasz świat”. Miliony lat temu nienasycone komarzyce potrafiły znaleźć sposób na to, żeby najeść się krwią innych istot. Obecnie również to robią. Ich bzyczenie i preferencje kulinarne pozostają bez zmian.

Dinozaury o cienkiej skórze były smacznym kąskiem dla maleńkich i niepozornych komarzyc – tak samo jak dzieje się to w przypadku współczesnych kameleonów i heloderm (oba te stworzenia często cierpią z powodu chorób przenoszonych przez komary). Nawet opancerzone bestie były narażone na niebezpieczeństwo, ponieważ fragmenty skóry znajdujące się między grubymi keratynowymi łuskami (nasze paznokcie również są zbudowane z keratyny) stanowiły łatwy cel dla komarzyc. Podobnie było ze skórą dinozaurów pokrytych piórami i puchem. Mówiąc w skrócie: wszystkie te stworzenia mogły zostać zaatakowane w taki sam sposób jak współczesne ptaki, ssaki, gady i płazy.

Pomyślcie o okresach wzmożonej aktywności komarów albo o waszych osobistych i często długotrwałych walkach z tymi nieustępliwymi wrogami. Zasłaniamy skórę, spryskujemy się środkami odstraszającymi owady, zapalamy świece z olejkiem z citronelli albo specjalne spiralki antykomarowe, gromadzimy się wokół ognia, wymachujemy rękami i zabezpieczamy naszą przestrzeń życiową za pomocą siatek, parawanów oraz namiotów. Robimy wszystko co w naszej mocy, a mimo to komarzyca zawsze znajdzie szparę w naszej zbroi i ugryzie nas w piętę achillesową. Nikt nie jest w stanie odebrać jej oczywistego i niezbywalnego prawa do rozmnażania się z pomocą naszej krwi. Zlokalizuje każdy odsłonięty fragment naszego ciała, przebije odzież i przeciwstawi się wszystkim naszym działaniom, którymi próbujemy przeszkodzić jej w przeprowadzeniu bezlitosnego ataku i spożyciu uroczystego posiłku. Podobnie było w przypadku dinozaurów. Różnica polega jednak na tym, że one nie miały do dyspozycji żadnych środków ochronnych[8].

W epoce dinozaurów panowały wilgotne tropikalne warunki. Dzięki temu komary przez cały rok mogły się rozmnażać i pozostawać aktywne, zwiększając liczebność i siłę. Eksperci przyrównują je do chmar komarów w kanadyjskiej Arktyce. „W ich otoczeniu jest niewiele zwierząt, którymi mogą się pożywić. Kiedy więc wreszcie znajdują jedno z nich, nie mają dla niego litości”, mówi dr Lauren Culler, entomolożka z Dartmouth’s Institute of Arctic Studies. Są nieustępliwe i nie dają za wygraną. W ciągu zaledwie kilku sekund pokryłyby całe wasze ciało”. Im więcej czasu renifery poświęcają na uciekanie przed atakami komarów, tym mniej go mogą przeznaczyć na jedzenie, migrowanie albo kontakty z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Prowadzi to do spadku liczebności ich populacji. Chmara wygłodniałych komarzyc może ukąsić młodego renifera 9 tys. razy w ciągu minuty i dosłownie zagryźć go na śmierć. Wyssanie połowy krwi z organizmu dorosłego człowieka zajęłoby im zaledwie dwie godziny!

Komary zatopione w bursztynach często zawierają w sobie krew dinozaurów zainfekowaną różnymi chorobami przenoszonymi przez te owady – między innymi malarią i dawną wersją żółtej febry. Znajdują się w nich również pasożyty podobne do tych, które wywołują dirofilariozę u psów oraz słoniowaciznę u ludzi. W książce Park Jurajski autorstwa Michaela Crichtona naukowcy wydobyli krew/DNA dinozaura z wnętrza komarów zatopionych w bursztynach, a następnie dzięki technologii opartej na systemie CRISPR powołali do życia nowe sklonowane dinozaury i umieścili je w lukratywnym prehistorycznym parku rozrywki przypominającym African Lion Safari. W 1993 r. Steven Spielberg nakręcił kasowy film będący adaptacją tej powieści, ale popełnił w nim pewien drobny błąd: przedstawił komara należącego do jednego z niewielu gatunków, które nie potrzebują krwi do rozmnażania!

Komary przenoszą wiele chorób, które współcześnie prześladują ludzi i zwierzęta, a istniały już w epoce dinozaurów i wyniszczały ich populację ze śmiertelną precyzją. Jakiś czas temu znaleziono naczynie krwionośne tyranozaura noszące znamiona malarii i innych chorób wywoływanych przez pasożyty. Podobnie jest z koprolitami (skamieniałymi odchodami dinozaurów i innych zwierząt) pozostawionymi przez różne gatunki. W dzisiejszych czasach komary zarażają 29 formami malarii, ale z upływem czasu gady nabyły odporność na tę pradawną chorobę, więc są w stanie znieść jej symptomy albo w ogóle ich nie doświadczają. Dinozaury nie dysponowały takim zabezpieczeniem. W ich epoce malaria była bowiem czymś nowym, a komary zaczęły ją roznosić mniej więcej 130 mln lat temu. Poinarowie snują następujące hipotezy: „Gdy malaria przenoszona przez stawonogi była stosunkowo nową chorobą, z pewnością miała niezwykle destrukcyjny wpływ na dinozaury aż do pojawienia się pewnego stopnia odporności […] malaryczne organizmy zdążyły już wtedy wykształcić swój skomplikowany cykl życiowy”. Niedawno przeprowadzono eksperyment, podczas którego wstrzyknięto kilka tego rodzaju chorób w ciała kameleonów, i wszystkie zwierzęta zdechły. Wiele z tych dolegliwości na ogół nie prowadzi do śmierci, lecz po prostu osłabia organizm. W dawnych czasach prawdopodobnie wywoływały identyczne symptomy. Przez nie dinozaury stawały się niesprawne, wycieńczone albo apatyczne i były łatwym łupem dla mięsożerców.

Historii nie można skatalogować i umieścić w starannie oznaczonych pudłach. Wynika to z tego, że poszczególne sytuacje nie zachodzą w sterylnej izolacji, lecz są powiązane z mnóstwem innych zjawisk, które na siebie oddziałują i kształtują siebie nawzajem. Wydarzenia rzadko opierają się na jednym fundamencie. W większości stanowią wytwór skomplikowanej sieci wpływów i relacji przyczynowo-skutkowych wpisanej w szerszy kontekst historyczny. Nie inaczej jest w przypadku komarów i przenoszonych przez nie chorób.

Weźmy na przykład hipotezy dotyczące przyczyn wyginięcia dinozaurów. W ciągu ostatniej dekady teoria mówiąca o chorobach zyskała na popularności i stała się bardziej wiarygodna, ale nie zastąpiła i nie wyparła rozpowszechnionej i od dawna akceptowanej teorii mówiącej o meteorycie. Różne dziedziny nauki dostarczyły wielu dowodów i informacji wskazujących na to, że 65,5 mln lat temu na powierzchnię naszej planety spadł duży obiekt, który pozostawił krater wielkości stanu Vermont. Uderzył w miejscu położonym na zachód od meksykańskiego miasta Cancún, które znajduje się na uczęszczanym przez turystów półwyspie Jukatan.

Nie zmienia to jednak faktu, że stan zdrowia dinozaurów nie był już wtedy najlepszy i gwałtownie się pogarszał. Jedna z teorii głosi, że nawet 70% regionalnych gatunków zdążyło wyginąć albo było zagrożonych. Uderzenie asteroidy, a także późniejsza nuklearna zima i katastrofalna zmiana klimatu stały się po prostu gwoździem do ich trumny i przyspieszyły nieuchronne wyginięcie dinozaurów. Poziom mórz i temperatury gwałtownie się obniżył, a zdolność Ziemi do podtrzymywania życia uległa nagłej destabilizacji. Poinarowie doszli do następującego wniosku: „Nie można wykluczyć, że choroby odegrały ważną rolę w wymieraniu dinozaurów – zwłaszcza choroby przenoszone przez małe owady. Nie ma znaczenia, czy jesteście zwolennikami katastrofizmu, czy gradualizmu”. Na długo przed pojawieniem się homo sapiens komar dokonywał spustoszeń i zmieniał historię życia na ziemi. Przyczynił się do wyginięcia drapieżnych dinozaurów zajmujących najwyższe miejsca w łańcuchu pokarmowym, dzięki czemu różne ssaki – między innymi nasi bezpośredni przodkowie żyjący przed pojawieniem się hominidów – mogły ewoluować i pomyślnie się rozwijać.

Stosunkowo nagłe zniknięcie dinozaurów spowodowało, że niewielka grupa ocalałych stworzeń mogła wygrzebać się spod popiołów i rozpocząć trudną walkę o przetrwanie na ciemnym, bezwzględnym pustkowiu. Były oszołomione, ale jednocześnie pełne determinacji. Musiały radzić sobie z pożarami, trzęsieniami ziemi, wybuchami wulkanów i opadami kwaśnych deszczy. Ten apokaliptyczny krajobraz bezustannie patrolowały zastępy komarów poszukujących ciepła. Po uderzeniu asteroidy mniejsze zwierzęta dobrze się rozwijały, ponieważ wiele z nich potrafiło widzieć w ciemnościach. Potrzebowały mniej pożywienia, nie były wybredne, mogły znaleźć sobie więcej kryjówek przed dzikim morzem ognia i nie musiały już obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Ssaki i owady szybko przystosowały się do nowych warunków, dzięki czemu przetrwały i świetnie się rozwijały, a następnie doprowadziły do powstania nowych gatunków. Dużą zdolność adaptacyjną wykazały również ptaki – jedyne żyjące współcześnie zwierzęta, które uważa się za bezpośrednich potomków dinozaurów. Za sprawą tego nieprzerwanego drzewa genealogicznego pozostają one siedliskiem wielu chorób przenoszonych przez komary i przekazały je innym gatunkom zwierząt. Ich organizmy nadal są głównymi nośnikami licznych wirusów roznoszonych przez komarzycę – takich jak wirus Zachodniego Nilu i różne patogeny wywołujące zapalenie mózgu (łac. encephalitis). W tym wirze odrodzenia, regeneracji i ekspansji ewolucyjnej rozpoczęła się trwająca aż do dziś wojna pomiędzy człowiekiem a komarem.

Dinozaury wyginęły, ale owadowi, który przyczynił się do ich wymarcia, udało się przetrwać. Przez całą naszą historię komary sprowadzały na nas choroby i śmierć. Są niezwykle wytrzymałe. Owady od dawna pozostają najliczniejszą i najbardziej zróżnicowaną grupą stworzeń na nasze planecie. Stanowią 57% żywych organizmów i aż 76% wszystkich zwierząt. Ssaki to natomiast zaledwie 0,35% gatunków. Te liczby pokazują, jak duży jest całościowy wpływ owadów na nasz świat. Szybko stały się one wymarzonymi gospodarzami dla różnego rodzaju bakterii, wirusów i pasożytów. Liczebność i różnorodność insektów zwiększyły tym mikroorganizmom szansę na przetrwanie.

Naturalny proces przechodzenia zarazków ze zwierząt na ludzi nazywa się zoonozą (w języku greckim termin ten oznacza „chorobę odzwierzęcą”). W dzisiejszych czasach choroby odzwierzęce stanowią 75% wszystkich dolegliwości nękających ludzi i ten odsetek wzrasta. W ciągu ostatnich 50 lat najszybciej rozrastającą się grupą patogenów były arbowirusy. Przenoszą je stawonogi takie jak kleszcze i komary. W 1930 r. znaliśmy zaledwie sześć arbowirusów wywołujących choroby u ludzi, w tym śmiercionośną – żółtą febrę. Współcześnie znamy ich 505. Udało nam się zidentyfikować wiele starych wirusów, ale również nowe (między innymi Zachodniego Nilu i Zika), które przeniosły się ze zwierząt na ludzi za pośrednictwem owadów takich jak komary.

20% ludzkich chorób dotyka również naszych małpich kuzynów i przenosi się z nich za pośrednictwem różnego rodzaju wektorów – między innymi komarzyc. Wynika to z podobieństw genetycznych i wspólnego pochodzenia. Komarzyca i jej choroby prześladowały nas przez całą ewolucję ze zręczną darwinowską precyzją. Skamieniałości sugerują, że pewien rodzaj malarycznego pasożyta (który po raz pierwszy pojawił się 130 mln lat temu u ptaków) zaczął prześladować naszych ludzkich przodków już 8 mln lat temu. Dokładnie wtedy pierwsze hominidy i szympansy (nasi najbliżsi krewni z DNA identycznym w 96%) miały ostatniego wspólnego przodka, a linia rozwojowa człowieka oddzieliła się od linii małp człekokształtnych[9].

Nasz pradawny pasożytniczy malaryczny towarzysz dręczył obie linie ewolucyjne, a obecnie prześladuje zarówno ludzi, jak i małpy człekokształtne. Pojawiły się wręcz teorie, że nasi człowiekowaci przodkowie stopniowo zrzucali grubą sierść, chcąc utrzymać niższą temperaturę organizmu na afrykańskiej sawannie, aby z większą łatwością znajdować i zwalczać pasożyty oraz gryzące owady. „Malaria towarzyszy nam od samego początku naszej ludzkiej historii. Jest najstarszą i – ogólnie rzecz biorąc – najbardziej śmiercionośną spośród wszystkich chorób zakaźnych nękających człowieka”, podkreśla historyk James Webb w książce Humanity’s Burden, zawierającej obszerny opis tej choroby. „Prześladowała nas w starożytności i prześladuje nas również obecnie. Przez większość swojego istnienia pozostawiała po sobie niewiele śladów. Atakowała nas w dawnych epokach na długo przed tym, nim zaczęliśmy zapisywać nasze doświadczenia. Nawet w ostatnich tysiącleciach często pomijano ją w różnorodnych kronikach dotyczących naszej przeszłości, ponieważ była zbyt pospolita, aby ktokolwiek poświęcał jej dużo uwagi. Nie zmienia to jednak faktu, że w niektórych okresach epidemie malarii gwałtownie wdzierały się do historii świata, pozostawiając za sobą śmierć i cierpienie”. Malariolog dr W.D. Tiggert ze szpitala Walter Reed Army Medical Center lamentował: „Malaria tak jak pogoda wydaje się towarzyszyć ludzkości od zawsze, a Mark Twain trafnie zauważył, że dużo mówimy o pogodzie, ale do tej pory bardzo niewiele w związku z nią zrobiliśmy”. W porównaniu z komarami i malarią jesteśmy nowymi mieszkańcami darwinowskiego świata. Panuje powszechne przekonanie, że rozpoczęliśmy nasz szybki rozwój jako homo sapiens („człowiek rozumny”) zaledwie 200 tys. lat temu[10]. W każdym razie jesteśmy stosunkowo nowym gatunkiem.

Aby zrozumieć długotrwały i niewidoczny wpływ komara na historię i dzieje ludzkości, musimy trochę lepiej poznać tego owada i przenoszone przez niego choroby. Nie jestem entomologiem, malariologiem ani lekarzem specjalizującym się w chorobach tropikalnych. Nie jestem również jednym z wielu niedocenionych bohaterów, którzy nieustannie prowadzą medyczną i naukową wojnę z komarami. Jestem historykiem. Skomplikowane naukowe wyjaśnienia dotyczące komarzycy i przekazywanych przez nią chorób wolę pozostawić ekspertom z innych dziedzin. Entomolog dr Andrew Spielman radzi: „Abyśmy mogli sobie poradzić ze zdrowotnymi zagrożeniami narastającymi w wielu zakątkach świata, musimy poznać komara i wyraźnie określić jego miejsce w przyrodzie. Jeszcze ważniejsze jest jednak to, abyśmy zrozumieli liczne spojrzenia na naszą relację z tym małym wszechobecnym owadem i zdali sobie sprawę, że prowadzimy z nim długą historyczną walkę o nasze miejsce na tej planecie”. Żeby jednak lepiej zrozumieć pozostałą część naszych dziejów, musimy najpierw ustalić, z czym mamy do czynienia. Chiński generał Sun Zi w VI w. p.n.e. napisał traktat Sztuka wojenna, który można podsumować następująco: „Poznaj swojego wroga”.

Charlesowi Darwinowi często błędnie przypisuje się stwierdzenie: „Przetrwają gatunki najlepiej przystosowujące się do zmian, a nie te, które są najsilniejsze albo najinteligentniejsze”[11]. Nie znamy dokładnego pochodzenia tej wypowiedzi, ale jej prawdziwość widać wyraźnie na przykładzie komarzycy i przenoszonych przez nią chorób – zwłaszcza malarii. Komary są mistrzami ewolucyjnej adaptacji. Potrafią się rozwinąć w ciągu zaledwie kilku pokoleń i szybko przystosowują się do zmiennych warunków. Podczas bombardowania Londynu przez Niemców w latach 1940–1941 odosobnione populacje komarowatych z rodzaju Culex zostały uwięzione wraz z mieszkańcami miasta w tunelach metra, które posłużyły jako schrony przeciwlotnicze. Owady szybko przystosowały się do sytuacji i zaczęły się żywić krwią myszy, szczurów i ludzi, a nie ptaków. Obecnie są innym gatunkiem niż ich przodkowie żyjący nad powierzchnią ziemi[12]. W przypadku większości stworzeń tego rodzaju zmiany zachodzą w ciągu tysięcy lat ewolucji, ale u tych uwięzionych pod ziemią pojawiły się zaledwie po stu latach. „Niewykluczone, że za następne sto lat w tunelach pod Londynem będą gatunki komara przypisane do poszczególnych linii metra – na przykład Circle Line, Metropolitan Line i Jubilee Line”, żartuje Richard Jones, były przewodniczący Brytyjskiego Towarzystwa Entomologii i Historii Naturalnej.

Komar ma cudowne zdolności adaptacyjne, a jednocześnie jest niezwykle narcystycznym stworzeniem. W odróżnieniu od innych owadów nie zapyla roślin w żaden znaczący sposób, a także nie spulchnia gleby i nie pochłania odpadów. Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu komar nie jest nawet niezbędnym źródłem pożywienia dla żadnego innego zwierzęcia. Jego jedynym celem jest namnażanie własnego gatunku i być może zabijanie ludzi. Ten śmiercionośny drapieżnik towarzyszy nam od zarania dziejów i wygląda na to, że jego rola w naszej wzajemnej relacji polega przede wszystkim na przeciwdziałaniu niekontrolowanemu rozrostowi ludzkiej populacji.

W 1798 r. angielski duchowny i badacz Thomas Malthus opublikował przełomowe dzieło Prawo ludności, w którym przedstawił swoje poglądy na temat ekonomii politycznej i demografii. Twierdził, że jeżeli zwierzęca populacja rozwija się szybciej niż jej zasoby, to katastrofy naturalne albo przeszkody takie jak susza, głód, wojna czy choroby zmniejszą jej liczebność do rozsądniejszych rozmiarów i przywrócą zdrową równowagę. Malthus pisał ze smutkiem: „Występki ludzkie są czynnymi i skutecznymi środkami depopulacji. One jakoby wyprzedzają całą tę wielką armię, niosącą zniszczenie, a często one kończą dzieło. Jeśli nie występują na szeroką skalę, wówczas to choroby, epidemie, zarazy i plagi posuwają się w strasznym pochodzie i sieją zniszczenie. Jeśliby zniszczenie było jeszcze niewystarczające, wówczas wkracza można i nieuchronna klęska głodu”[13]. W tej ponurej apokaliptycznej wizji główną maltuzjańską przeszkodą są dla człowieka komary, które zadają śmierć, ale same nie doznają żadnej krzywdy. Największe zagrożenie stanowią owady z rodzaju Aedes oraz z rodzaju Anopheles. Przodujące samice należące do tych dwóch rodzajów są wektorami całego katalogu złożonego z ponad 15 chorób przenoszonych przez komary.

W ciągu całej naszej historii dominującą przyczyną śmierci i przemian kulturowych były toksyczne bliźnięta roznoszone przez komara: malaria i żółta febra. Choroby te nadal będą odgrywać rolę antagonistów w trwającej od dawna wojnie między człowiekiem a komarem. „Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z wpływu żółtej febry i malarii na dzieje ludzkości. Komary i patogeny nie pozostawiają po sobie wspomnień ani manifestów. Przed 1900 r. nikt nie rozumiał ich pełnego znaczenia, a dominujące koncepcje na temat chorób i zdrowia nie uwzględniały ich roli”, twierdzi J.R. McNeill. „Późniejsi historycy żyjący w złotej epoce zdrowia zazwyczaj również nie dostrzegali ich znaczenia […]. Nie zmienia to jednak faktu, że komary i patogeny przez cały czas towarzyszyły ludziom […] i wywierały wpływ na ich sprawy, co znalazło odzwierciedlenie w archiwach i pamiętnikach”.

Należy jednak pamiętać, że malaria i żółta febra to zaledwie dwie spośród ponad piętnastu chorób, które komary przenoszą na ludzi. Pozostałe również pojawią się w mojej opowieści. Patogeny roznoszone przez komary można podzielić na trzy grupy: wirusy, robaki i pasożytnicze pierwotniaki.

Najliczniejszą kategorią są wirusy wywołujące następujące choroby: żółtą febrę, dengę, chikungunyę, gorączkę Mayaro, gorączkę Zachodniego Nilu, Zika i różne formy zapalenia mózgu – między innymi St. Louis, a także końskie i japońskie. Osłabiają organizm, ale oprócz żółtej febry na ogół nie prowadzą do śmierci. Gorączka Zachodniego Nilu, gorączka Mayaro i Zika są stosunkowo nowymi elementami w katalogu dolegliwości przenoszonych przez komary. Obecnie nie istnieją szczepionki przeciwko tym chorobom – z wyjątkiem żółtej febry. Po przejściu przez nie u większości ludzi pojawia się jednak dożywotnia odporność. Są one ze sobą blisko spokrewnione, więc wywołują podobne objawy: gorączkę, bóle głowy, wymioty i wysypkę, a także ból mięśni i stawów. Te symptomy zazwyczaj zaczynają się po upływie od trzech do dziesięciu dni od zarażenia spowodowanego ugryzieniem komara. Ogromna większość zainfekowanych osób wraca do zdrowia w ciągu tygodnia. Poważne przypadki zdarzają się niezwykle rzadko, ale mogą doprowadzić nawet do śmierci będącej skutkiem gorączki krwotocznej albo zapalenia mózgu. Te wirusowe infekcje przenoszą głównie komary z rodzaju Aedes, a ich śmiertelnymi ofiarami przeważnie padają dzieci, osoby w podeszłym wieku, ciężarne kobiety i ludzie cierpiący na przewlekłe problemy zdrowotne. Występują na całym świecie, ale najczęściej pojawiają się w Afryce.

Pierwsze miejsce na liście wirusowych chorób przenoszonych przez komary zajmuje żółta febra, która często towarzyszyła endemicznej malarii i ją wzmacniała. Jest niezwykle skutecznym mordercą i zaczęła prześladować ludzi w Afryce mniej więcej 3 tys. lat temu. Do niedawna była czynnikiem wpływającym na ogólnoświatową historię. Atakuje nawet zdrowych ludzi w kwiecie wieku. Skuteczna szczepionka przeciwko tej chorobie została odkryta w 1937 r., ale i tak co rok na żółtą febrę umiera od 30 do 50 tys. osób. 95% przypadków śmiertelnych występuje w Afryce. U 75% osób żółta febra wywołuje takie same symptomy jak jej wirusowi kuzyni wymienieni powyżej i trwa od trzech do czterech dni. W przypadku pechowych 25% po jednym dniu wytchnienia choroba przechodzi w drugą toksyczną fazę, której towarzyszą takie objawy jak delirium spowodowane gorączką, żółtaczka związana z niewydolnością wątroby, silne bóle brzucha, rozwolnienie i krwawienie z ust, nosa oraz uszu. Wewnętrzne uszkodzenie układu żołądkowo-jelitowego i nerek sprawia, że ludzie wymiotują żółcią i krwią, a następnie zapadają w śpiączkę i umierają. Wymiociny mają konsystencję i kolor fusów z kawy, więc w języku hiszpańskim żółta febra jest nazywana vómito negro (czarnymi wymiotami). Śmierć zazwyczaj następuje po dwóch tygodniach od pojawienia się pierwszych objawów i niewykluczone, że wielu ofiarom przynosi upragnioną ulgę.

Ten opis jest dość makabryczny, ale dobrze odzwierciedla głęboki strach, jaki wywoływała żółta febra – zwłaszcza w europejskich koloniach w Nowym Świecie. Za jej sprawą ludzie na całym globie wpadali w popłoch i długo rozpamiętywali jej konsekwencje. Choroba ta przypłynęła do obu Ameryk wraz z afrykańskimi niewolnikami i komarami, a pierwszą dużą epidemię rozwinęła tam w roku 1647[14]. Brytyjscy kolonizatorzy nazwali ją Yellow Jack i na pewno zadręczali się myślami o tym, kiedy i gdzie zaatakuje ich ponownie. Odsetek zgonów spowodowanych żółtą febrą wynosił przeciętnie około 25% i był zależny od typu wirusa oraz od warunków, w jakich dochodziło do epidemii. W wielu miejscach sięgał jednak 50%, a na Karaibach osiągnął nawet 85%. Opowieści o statkach widmach pływających po słonych morzach – takich jak Latający Holender – opierają się na prawdziwych historiach. Czasami zdarzało się bowiem tak, że cała załoga umierała na żółtą febrę, a okręt dryfował bez celu przez wiele miesięcy, aż w końcu znajdowali go jacyś żeglarze. Nikt jednak nie witał osób wchodzących na pokład. Na statku rozchodził się zapach śmierci, a jedynymi dźwiękami było grzechotanie szkieletów. Nie znano przyczyny śmierci całej załogi. Po ataku żółtej febry ludzie zazwyczaj przez kilka tygodni są osłabieni, ale na szczęście dla nich przez tę chorobę przechodzi się tylko raz w życiu. Jeżeli bowiem uda im się pokonać tego upartego wirusa, pojawi się u nich dożywotnia odporność. Denga jest bliską kuzynką żółtej febry, ale ma znacznie łagodniejsze symptomy. Prawdopodobnie pojawiła się dwa tysiące lat temu i pochodzi od małp żyjących w Afryce lub Azji (albo na obu tych kontynentach). Wirusy powodujące dengę i żółtą febrę mogą prowadzić do powstania częściowej oporności krzyżowej.

Jedynym robakiem przenoszonym przez komary jest nicień wywołujący filariozę, powszechnie nazywaną słoniowacizną. Choroba ta rozprzestrzenia się za pośrednictwem owadów z rodzajów Aedes, Anopheles i Culex. Atakuje i blokuje układ limfatyczny, przez co w kończynach zaczynają gromadzić się płyny, a to skutkuje powstaniem ogromnej, robiącej duże wrażenie opuchlizny w nogach i genitaliach. Zarażenie często prowadzi również do ślepoty. W przypadku wielu mężczyzn nabrzmiała moszna staje się większa od dużej piłki plażowej. U kobiet zaś opuchnięte wargi sromowe mogą wyglądać niemal groteskowo. Tę stygmatyzującą chorobę leczy się za pomocą niedrogich współczesnych leków, ale niestety każdego roku z powodu filariozy wciąż cierpi 120 mln ludzi – głównie w tropikach Afryki i Azji Południowo-Wschodniej.

Malaria jest natomiast jedyną chorobą wywoływaną przez pasożytnicze pierwotniaki przenoszone przez komary. W 1883 r. szkocki biolog Henry Drummond nazwał pasożyty „naruszeniem zasad ewolucji i największą zbrodnią przeciwko ludzkości”. Malaria to jedna z największych zmor ludzkości. W dzisiejszych czasach każdego roku ponad 800 mln pechowców zaraża się tą chorobą w wyniku ugryzienia przez komara z rodzaju Anopheles – tego samego owada, który was ugryzł i ukradł waszą krew podczas wakacyjnego biwaku. Bez waszej wiedzy pasożyt powołujący do życia malarię wniknął do waszego układu krwionośnego i rzucił się na waszą wątrobę, w której może odpocząć, zebrać siły i zaplanować prokreacyjny atak na wasze ciało. W tym czasie wróciliście do domu z biwaku i szaleńczo drapiecie ugryzienia komarów. Malaryczny pasożyt ukradkiem drzemie w waszej wątrobie, ale po jakimś czasie wywołuje u was chorobę. Prawdopodobieństwo śmierci zależy od tego, jaką odmianą malarii zostaliście zainfekowani.

Człowiek może zarazić się więcej niż jedną jej odmianą, ale w takich sytuacjach najbardziej śmiercionośna spośród nich zazwyczaj przyćmiewa wszystkie pozostałe. Malarię roznosi 70 z 480 gatunków owadów z rodzaju Anopheles. Ponad 450 gatunków pasożytów wywołujących tę chorobę prześladuje zwierzęta w różnych częściach świata, ale tylko pięć z nich daje się we znaki ludziom. Trzy typy o nazwach knowlesi, ovale i malariae nie tylko są niezwykle rzadkie, ale również nieczęsto prowadzą do śmierci. Knowlesi niedawno przeszedł na ludzi z makaków w Azji Południowo-Wschodniej, a ovale i malariae występują wyłącznie w Afryce Zachodniej. Zapewne nie zaraziliście się od żadnego z tych trzech typów, więc pozostają nam do wyboru dwaj najgroźniejsi i najbardziej rozpowszechnieni kandydaci, którzy walczą o hegemonię nad naszym zdrowiem i życiem: vivax oraz falciparum.

Malaryczny pasożyt w waszej wątrobie przejdzie przez imponujący cykl złożony z siedmiu etapów. Musi mieć wielu gospodarzy, aby przetrwać i móc się rozmnażać. Potrzebuje komara i całego zastępu dodatkowych wektorów: ludzi, małp, szczurów, nietoperzy, królików, jeżozwierzy, wiewiórek, stada ptaków, mnóstwa płazów i gadów oraz chmary innych stworzeń. Niestety to wy zostaliście gospodarzami.

Po tym brzemiennym w skutki ukąszeniu komara pasożyt będzie się przeobrażać i rozmnażać w waszej wątrobie przez okres od jednego do dwóch tygodni. W tym czasie nie pojawią się u was żadne symptomy. Następnie toksyczna armia złożona z nowej formy pasożytów rozprzestrzeni się poza wątrobę i zaatakuje układ krwionośny. Przyczepią się do waszych czerwonych krwinek i szybko przedostaną przez ich zewnętrzne osłony, po czym znów się przemienią i przejdą przez kolejny cykl reprodukcyjny. Po jakimś czasie nabrzmiałe komórki krwi wybuchną i wyrzucą z siebie zduplikowane formy pasożyta, które przystąpią do ataku na świeże czerwone krwinki. Wydalą z siebie również nowe „aseksualne” formy, które będą ze spokojem krążyć po waszym układzie krwionośnym i czekać, aż komar przeniesie je na inne stworzenie. Pasożyt jest zmiennokształtny, a jego genetyczna elastyczność powoduje, że trudno go zwalczyć lub okiełznać za pomocą leków albo szczepionek.

Zaczynacie być ciężko chorzy i czujecie narastające dreszcze, a następnie pojawia się gorączka sięgająca 41°C. Malaria schwytała was w swoje szpony i jesteście zdani na łaskę pasożyta. Cierpicie katusze i leżycie plackiem w pościeli przemoczonej od potu. Macie drgawki, a wasze ruchy są niezdarne. Klniecie i zawodzicie. Zaglądacie w głąb swojego organizmu i zauważacie, że śledziona i wątroba są wyraźnie powiększone. Wasza skóra stopniowo żółknie i od czasu do czasu wymiotujecie. Otępiająca gorączka atakuje was w precyzyjnych interwałach, podczas których z waszych krwinek wydostają się kolejne pasożytnicze pierwotniaki. W przerwach pomiędzy tymi napadami temperatura ciała się obniża, a pasożyty ucztują i rozmnażają się w nowych komórkach krwi.

Pierwotniaki posługują się skomplikowanym systemem sygnalizacji, aby synchronizować kolejne sekwencje swoich działań, a cały ten cykl opiera się na precyzyjnym harmonogramie. Nowe aseksualne formy pasożyta rozsyłają po waszej krwi chemiczny sygnał mówiący: „Ugryź mnie”, przez co znacząco zwiększają prawdopodobieństwo tego, że komar wyssie je z zainfekowanego człowieka, dzięki czemu będą mogły dokończyć swój cykl reprodukcyjny. W żołądku komara te komórki ponownie się przeobrażają, po czym zmieniają w formy żeńskie i męskie. Szybko zaczynają spółkować i płodzą potomstwo o nitkowatym kształcie. Nowe formy wydostają się z żołądka i trafiają do ślinianek komarzycy, a następnie sprytnie manipulują owadem, aby częściej kąsał swoje ofiary. Zmniejszają produkcję środków przeciwkrzepliwych, przez co wypija on mniej krwi podczas jednego żerowania. W rezultacie musi gryźć częściej, żeby zdobyć jej niezbędną ilość. Dzięki temu pasożyty maksymalizują szybkość i zasięg swojej ekspansji, a tym samym zwiększają własne szanse na prokreację i przetrwanie. Malaria jest niesamowitym przykładem ewolucyjnej adaptacji.

To właśnie tę „ślinową” formę pasożyta przekazał wam przeklęty komar podczas biwaku ponad dwa tygodnie temu. Pozostaje jednak jedno pytanie: jaki typ malarii was obezwładnił i wywołuje nawracające symptomy? Jeżeli zostaliście zainfekowani budzącym postrach gatunkiem falciparum, być może uda się wam powrócić do zdrowia. Istnieje jednak ryzyko, że wejdziecie w drugą fazę choroby nazywaną malarią mózgową. W ciągu dnia lub dwóch dni doświadczycie drgawek, po czym zapadniecie w śpiączkę i umrzecie. Odsetek zgonów w przypadku infekcji spowodowanych przez falciparum zależy od odmiany pasożyta, lokalizacji i wielu innych czynników, ale zazwyczaj wynosi od 25 do 50%. Osoby mające za sobą malarię mózgową w 25% cierpią przez trwałe uszkodzenia neurologiczne – takie jak ślepota, utrata mowy, poważne problemy w nauce albo paraliż kończyn. Malaria co 30 sekund odbiera komuś życie. Niestety jej ofiarami w 75% są dzieci przed piątym rokiem życia. Falciparum jest wampirycznym seryjnym mordercą i odpowiada za 90% śmierci spowodowanych przez malarię, a 85% malarycznych zgonów wydarza się w Afryce. W przeciwieństwie do żółtej febry malaria atakuje osoby młode i mające słabą odporność. Szczególnie narażone na tę chorobę są również ciężarne kobiety. Jeśli jednak zostaliście zainfekowani gatunkiem vivax, prawdopodobnie nie umrzecie. Jest to najbardziej rozpowszechniona forma malarii (zwłaszcza poza Afryką) i odpowiada za 80% wszystkich zachorowań, ale na ogół nie prowadzi do śmierci. Odsetek zgonów, do których prowadzi, wynosi mniej więcej 5% w Afryce i 1–2% w pozostałych częściach świata.

Prawie niemożliwe jest opisanie skali zniszczeń, które może spowodować malaryczna komarzyca z rodzaju Anopheles. Nawet współcześnie trudno jest ogarnąć umysłem okropieństwa wywoływane przez malarię. W dawniejszych epokach sytuacja była jeszcze gorsza, ponieważ ludzie nie znali przyczyn choroby i nie dysponowali żadnymi kuracjami. W pierwszej połowie XX w. malariolog J.A. Sinton doszedł do wniosku, że ta choroba „stanowi jedną z najważniejszych przyczyn ekonomicznych niepowodzeń, ponieważ prowadzi do ubóstwa, zmniejsza jakość i ilość zapasów jedzenia, obniża fizyczny i intelektualny standard narodu oraz pod każdym względem ogranicza dobrobyt i rozwój gospodarczy”. Do tego opisu należy dodać fizyczne, emocjonalne i psychologiczne skutki wynikające z tak ogromnych żniw śmierci. Według dzisiejszych szacunków za sprawą endemicznej malarii mieszkańcy Afryki w każdym roku tracą od 30 do 40 mld dolarów, które mogliby przeznaczyć na produkcję towarową. Rozwój gospodarczy w malarycznych krajach jest o 1,3–2,5% niższy od ogólnoświatowej średniej. To oznacza, że w obecnej epoce po drugiej wojnie światowej łączny produkt krajowy brutto (PKB) tych państw jest o 35% mniejszy, niż mógłby być w przypadku nieobecności malarii. Ta choroba osłabia i paraliżuje gospodarkę.

Na wasze szczęście los okazał się łaskawy i po miesiącu udaje się wam pokonać malarię wywołaną przez gatunek vivax. Ze smutkiem muszę was jednak poinformować, że wasze cierpienie prawdopodobnie nie dobiegło jeszcze końca. O ile gatunki falciparum i knowlesi nie prowadzą do nawrotów malarii i aby mogło dojść do reinfekcji, komar musi was ugryźć po raz drugi, o tyle trzy pozostałe gatunki pasożytów roznoszących tę chorobę – w tym również vivax – mogą się ukryć w wątrobie i wywoływać kolejne ataki nawet przez następnych 20 lat. W okresie drugiej wojny światowej pewien brytyjski żołnierz zaraził się w 1942 r. podczas kampanii birmańskiej i doświadczył nawrotu dopiero po 45 latach. W waszym przypadku ponowny atak pasożyta z gatunku vivax prawdopodobnie nastąpi po upływie od jednego roku do trzech lat. Oczywiście istnieje również prawdopodobieństwo, że ugryzie was kolejny zainfekowany komar.

Temperatura ma duże znaczenie zarówno dla reprodukcji komarów, jak i dla cyklu życiowego pasożytów wywołujących malarię. Istnieje między nimi symbiotyczna relacja i są bardzo wrażliwe na zmiany klimatu. W chłodniejszych miejscach jaja komara potrzebują więcej czasu na to, żeby dojrzeć i by wylęgły się z nich nowe owady. Oprócz tego komary są zmiennocieplne i w przeciwieństwie do ssaków nie mogą regulować temperatury własnych ciał. Po prostu nie są w stanie przetrwać w miejscach, w których jest mniej niż 10°C. Szczytową formę i stan zdrowia zazwyczaj osiągają w temperaturach powyżej 23°C, ale już powyżej 40 umierają z przegrzania. W miejscach o umiarkowanym, nietropikalnym klimacie komary są stworzeniami sezonowymi, które kopulują, wylęgają się i gryzą od wiosny do jesieni. Malaryczne pasożyty nigdy nie widzą zewnętrznego świata, ale muszą się borykać z problemami wynikającymi z krótkiej długości życia komara i warunków temperaturowych, żeby zapewnić sobie replikację. Czas trwania okresu reprodukcyjnego jest zależny od temperatury zmiennocieplnych komarów, a ona z kolei zależy od temperatury otoczenia. Im organizm komara chłodniejszy, tym wolniej rozmnażają się pasożyty wywołujące malarię, aż w końcu docierają do dolnego progu swoich możliwości reprodukcyjnych. W temperaturze 15–21°C (w zależności od typu malarii) cykl reprodukcyjny pasożyta może trwać nawet miesiąc i przekraczać przeciętną długość życia komara. W takiej sytuacji malaryczne pierwotniaki umrą wraz z owadem.

Moglibyście więc uniknąć męczarni związanych z malarią, gdybyście postanowili spędzić wakacje w jakimś chłodniejszym lub gorętszym miejscu albo gdybyście nie zdecydowali się na wycieczkę do dziczy w szczycie sezonu komarowego (w większości stref klimatycznych sezon ten trwa od późnej wiosny do początku jesieni). Ewentualnie moglibyście całkowicie zrezygnować z wakacyjnego biwaku.

Mówiąc w skrócie: w cieplejszym klimacie populacje komarów mogą być aktywne przez cały rok i podtrzymywać endemiczną (bezustanną i wszechobecną) cyrkulację przenoszonych chorób. Wyjątkowo wysokie temperatury wywołane przez anomalie La Niña albo El Niño prowadzą do sezonowych epidemii (nagłych wybuchów zarazy, która dziesiątkuje miejscową ludność i stopniowo traci na sile) tych chorób w regionach, w których na ogół są nieobecne albo pojawiają się okresowo. Naturalne lub sztucznie wywołane globalne ocieplenie również sprawia, że ten owad i jego patogeny rozprzestrzeniają się na większe terytorium. Gatunki przenoszące choroby zazwyczaj występują tylko na południu i na niższych wysokościach, ale wraz ze wzrostem temperatury przemieszczają się na północ i na obszary położone wyżej.

Dinozaury nie były w stanie przetrwać zmiany klimatu spowodowanej przez uderzenie meteorytu i nie ewoluowały na tyle szybko, aby wygrać w wyścigu z patogenami roznoszonymi przez komara. Ten maleńki owad pomógł utorować drogę do ich wymarcia, przez co przyczynił się do nadejścia epoki ssaków, naszych człowiekowatych przodków i współczesnego homo sapiens. Komarowi nie tylko udało się przeżyć katastrofę, ale też wraz z upływem czasu zapanował nad całym światem. W odróżnieniu od dinozaurów ludzie ulegli ewolucyjnym zmianom, aby stawić mu opór. Za sprawą szybkiego doboru naturalnego członkowie drzewa genealogicznego homo sapiens przekazują sobie dziedziczny pancerz immunologiczny zapewniający ochronę przed komarami. Nasze DNA zawiera tę genetyczną pamiątkę, która przypomina nam o tym, że nasi przodkowie prowadzili śmiertelnie niebezpieczną i długotrwałą walkę z bezlitosnym wrogiem: komarem.

[3] Z tego względu komary nie mogą przekazywać ofierze HIV ani żadnego innego wirusa przenoszonego przez krew. Podczas ugryzienia nie oddają nawet odrobiny krwi. Za pomocą specjalnej rurki wstrzykują w ciało ofiary wyłącznie ślinę, która nie może zawierać HIV. Do picia krwi używają natomiast innej rurki.

[4] Pod adresem https://www.youtube.com/watch?v=rD8SmacBUcU znajdziecie niesamowity trzyminutowy film z serii Deep Look stworzonej przez telewizję PBS. Pokazuje on z bliska żerującą komarzycę i wyjaśnia wykonywane przez nią czynności. Warto go obejrzeć.

[5] Najnowsze badania wskazują, że możemy nauczyć komary tygrysie, aby za sprawą instynktu samozachowawczego unikały nieprzyjemnych interakcji przez dwadzieścia cztery godziny. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy próbujemy zabić je packą na muchy. W rezultacie zmniejsza się prawdopodobieństwo tego, że zaatakują po raz kolejny.

[6] Według szacunków na naszej planecie żyje mniej więcej bilion gatunków drobnoustrojów. Oznacza to, że jeszcze nie odkryliśmy 99,999% spośród nich.

[7] W odróżnieniu od bakterii wirusy nie są komórkami, lecz skupiskami molekuł i materiału genetycznego. Nie uznaje się ich za „żywe”, ponieważ brakuje im trzech fundamentalnych cech łączonych z żyjącymi organizmami. Po pierwsze, nie są w stanie rozmnażać się bez pomocy komórki gospodarza. Po prostu przejmują kontrolę nad jej aparaturą reprodukcyjną i za jej pomocą kopiują swój własny kod genetyczny. Po drugie, nie mogą się rozmnażać przez podział komórkowy. Po trzecie, nie mają jakiegokolwiek metabolizmu, a to oznacza, że nie potrzebują i nie konsumują energii, żeby przetrwać. Aby mogły się rozmnażać, absolutnie niezbędny jest im gospodarz. Z tego względu wywierają wpływ na niemal wszystkie formy życia na naszej planecie.

[8] Niektórzy naukowcy spekulują, że dinozaury miały na plecach nadmiar skóry i mogły ją fałdować w razie potrzeby. Podobnie jest w przypadku pomarszczonych współczesnych słoni. Gdy na ich gładkiej skórze siada chmara komarów, gwałtownie ją fałdują. Wtedy pojawiają się na niej zmarszczki, które przypominają z wyglądu miech akordeonu, i zgniatają niczego niepodejrzewające komary. Słonie nie są w stanie dosięgnąć do swoich pleców za pomocą ogona lub trąby, ale ta pomysłowa adaptacja ewolucyjna rozwiązuje problem.

[9] Ludzie i szympansy mają w 99,4% identyczne wspólne sekwencje niesynominiczne lub inaczej „ważne funkcjonalnie” DNA, przez co są ze sobą 10 razy bliżej spokrewnieni niż myszy i szczury. Przez wzgląd na tę bliską relację genetyczną niektórzy naukowcy uważają, że dwa żyjące obecnie gatunki szympansa (bonobo i szympans zwyczajny) są przedstawicielami rodzaju Homo, do którego obecnie zalicza się wyłącznie współczesnych ludzi.

[10] Podawane przeze mnie daty w wielu przypadkach stanowią przedmiot sporów. Dla naszych celów skupimy się więc na chronologii i ogólnych ramach czasowych, a nie na ściśle określonych datach.

[11] Ten często przytaczany cytat nie pojawia się w żadnym z opublikowanych dzieł, dzienników i listów Darwina.

[12] Brytyjski samolot myśliwsko-bombowy Mosquito [ang. „komar” – przyp. tłum] znalazł się w wyposażeniu armii pod koniec 1941 r. niedługo po bitwie o Anglię.

[13] Tłum. K. Stein.

[14] Pracownicy akademiccy w dalszym ciągu debatują nad datą pojawienia się żółtej febry w obu Amerykach i niektórzy z nich sugerują, że pierwsze epidemie tej choroby zdarzyły się tam już w 1616 r.

Komar

Подняться наверх