Читать книгу Leśne ostępy - Tomasz Czarny - Страница 4

Оглавление

– Spróbuj dirty sanczeza, szalona – powiedziała chłodnym tonem, a reszta zebranych wybuchła śmiechem.

– Tak? A co to właściwie jest? To jakaś nowa, egzotyczna potrawa? – całkiem serio spytała blondynka. Mateusz, jej chłopak, oderwał się na chwilę od pałaszowania Big Maca.

– Daga, kunwa, ogajnij sę, ja jepie! – powiedział z pełnymi ustami. Kawałki mięsa i bułki spadły na stolik.

– Dobra, już dobra – zaśmiała się Czarna. – O co te nerwy?

– Szalonego to znaczy co? Może wybierzemy się na jakiś undergroundowy koncert? – zaproponowała Kaja.

– Może gryza, panno wege? – zapytał Mateusz i podsunął dziewczynie ubranej na czarno swojego hamburgera pod nos. Ta wsadziła dwa palce w gardło, udając, że wymiotuje.

– Nie, dzięki, jakoś nie kręcą mnie wymiona i ogony – odgryzła się.

– Coś szalonego… Wiem! Może po prostu się pouczymy, to dopiero byłby szalony pomysł, nie uważacie? – zabrała głos Czarna. Wszyscy ponownie się zaśmiali.

– To ja w takim razie jestem najzupełniej normalny – oznajmił Zjawa. – Kurde, nie rozumiem, czemu w Macu nie leją piwa albo łychy, przecież to znacznie podniosłoby im obroty. I wpłynęło na apetyt ludzi. Wiem! Pożyczę maszynkę do dziarania od kumpla i wszyscy się wytatuujemy, ale najpierw spalimy piątkę zioła. To dopiero jest zajebista myśl! – stwierdził i wziął łyka ze swojego wielkiego kubka ze słomką.

– Przecież ty, człowieku, nie umiesz tatuować – zauważyła Czarna.

– No właśnie! I to jest najbardziej szalone w tym wszystkim! A po kilku workach zielonego to dopiero byłaby zabawa! – wykrzyknął. Wszyscy popatrzyli na niego z politowaniem. – Ależ jestem głodny – powiedział i zaczął ostentacyjnie pochłaniać swojego WieśMaca.

– Ty, ile ty już dzisiaj tego spaliłeś? – zapytała Kaja. Zjawa popatrzył na nią, jakby nie wiedział, o co jej chodzi.

– Dziś, wczoraj, jutro… nie wiem, zresztą nieważne. Ważne, że wujek Zjawa ma zawsze dostęp do dobrej jakości glonów, co nie? Wielkie, dobre szyszunie. Jestem jak, kurwa, nie wiem co, wiewiórka! – podsumował radośnie.

– Hej, a może po prostu weźmiemy trochę trawki, alko i wyjedziemy gdzieś na weekend? Może w góry? – zaproponowała Dagmara.

– Albo nad morze, ja bym poleciał nad morze, nawet na weekend. Zajebista sprawa – odezwał się Mateusz.

– W sumie zaraz mamy wolne, pomysł jest mega. Tylko z kasą krucho… – zmartwiła się Czarna.

– Z kasą krucho, ale w sumie to czego my potrzebujemy? Ja zmotam palenie, wy dołożycie wodę ognistą, panie wyczarują zestaw zupek chińskich i innych niezdrowych rzeczy do żarcia i wsio! Sukces murowany – podniecał się Zjawa. – Oczywiście ja potrzebuję jeszcze dobrą muzę i nieograniczony limit seksu, ale to przecież mam zapewnione ze strony foczek, nieprawdaż? – W tym momencie Zjawa zobaczył trzy środkowe palce żeńskiej części paczki.

– Nauczyłeś się już sam sobie robić loda? Co za odciski, bleeeee… – odezwała się Czarna. Zjawa aż poczerwieniał ze wstydu.

– Nasz przyjaciel nadal uprawia rękodzieło? Prawdziwy z niego artysta – roześmiał się Krzysztof, ruszając dłonią jak przy masturbacji. Małżeństwo w średnim wieku siedzące nieopodal popatrzyło na młodzież wymownie.

– Upsss… – skwitował Mateusz. Zrobiło im się trochę głupio i zaczęli rozmawiać trochę ciszej, hamując się w docinkach i wulgaryzmach.

– Dobra, więc tak: tak jak mówiłem, ja załatwiam ziołolecznictwo i inne proszki. Wy zajmujecie się alko, a wszyscy składamy się na żarcie, bajurę i takie tam. Pasuje taki układzik? – zaproponował Zjawa. – Odpowiecie mi, jak wrócę, bo idę jeszcze coś wszamać. Kurna, jaki ja głodny jestem… To chyba od tej nauki. Ktoś coś? – Wstał od stolika i poszedł złożyć następne zamówienie. Czarna sprawdzała smartfon, Kaja leniwie jadła z Krzyśkiem frytki, a Dagmara z Mateuszem całowali się.

– Ale gdzie pojedziemy? Nad morze to mi się za bardzo nie chce, szkoda zachodu, no chyba że na tydzień, ale na tak długo to mega siana potrzeba. No i urlop – powiedziała Czarna. – Poza tym tydzień z tym świrem, co to ma papkę zamiast mózgu i napycha się na gastro? No way! Chyba bym nie wytrzymała. – Spojrzała w stronę Zjawy, który właśnie wskazywał palcem tablicę z produktami oferowanymi przez sieciówkę.

– Weekend to chyba lepszy pomysł – powiedział Krzysiek. – Ja tam bym wolał pojechać w góry, ale w sumie się dopasujemy, prawda skarbie? – zerknął na Kaję, a ta pokiwała głową. – Chcemy mieć tylko osobną sypialnię, ewentualnie namiot – zaśmiał się.

– Świntuch – podsumowała go dziewczyna i pocałowali się. – A może pojedziemy nad jakieś jezioro? Jest bliżej, wyjdzie też taniej. Myśleliście o tym? – zapytała. Zjawa właśnie wracał z tacą, na której znajdowały się nowe przekąski i napój.

– Ta, nad Crystal, kurwa, Lake, dzieciaki! Jason jest już wliczony w cenę! Ha… hahaha! Jadę, jak Pamela tam będzie! Wydymam ją! – Zasymulował stosunek z krzesłem. Facet siedzący obok z małżonką rzucił hamburgera na tackę i zaczął gestykulować nerwowo w kierunku żony. Była zażenowana. Usłyszeli tylko: „uspokój się” z jej ust.

– Facet zaraz cię pobije, Dominik – Dagmara rzuciła w kierunku Zjawy. Gdy mężczyzna obrócił się na chwilę, szukając czegoś w kurtce, chłopak wskazał najpierw na siebie, następnie na kobietę, rozsunął dwa palce i zaczął ruszać pomiędzy nimi językiem. Kobieta zbladła. Po chwili małżeństwo opuściło lokal.

– Zjawa, kurwa, ty jesteś zdrowo pojebany! Odbiło ci?! – wzdrygnęła się z niesmakiem Czarna. – A gdyby powiedziała o tym mężowi? Podbiłby do nas i zmiótłby cię jednym strzałem. Freak do potęgi z ciebie, jesteś niebezpieczny! – Zapiekliła się. Reszta nie zwróciła na całą sytuację najmniejszej uwagi.

– Jeśli chodzi o Piątki[1], to ja uznaję tylko od jedynki do trójki. No, może jeszcze czwórka obleci. Reszta dla mnie nie istnieje. Przykro mi – odezwał się Zjawa. – Jestem piątkowym ortodoksem.

– Trójka. Zdecydowanie. Scena z harpunem. Miazga – Czarna wyraziła swoją opinię.

– Ej, remake nie jest taki zły, mogło być o wiele gorzej, tak jak z Martwym złem – powiedział Mateusz.

– Ja tam lubię czwórkę, Ostatni rozdział – stwierdził Krzysiek. – Dziewczyny?

– Jestem za dwójką i Jason zdobywa Manhattan – odpowiedziała Kaja.

– A ja wolę Halloween. – Dagmara wystawiła język, imitując odgłos pierdzenia.

– Dobra, dobra, Halloween to odrębny temat. Nie dam się podpuścić.

– Na czym stanęliśmy? Jezioro. Cóż, myślę, że to bardzo fajny pomysł – uznał Krzysztof. – Znacie jakieś niezłe jeziorko niedaleko? W miarę czyste? – spytał pozostałych.

– Jak byłem szczylem, to starzy zabierali nas nad takie jeziorko, ale nie pamiętam jak się nazywało, musiałbym zapytać. Pamiętam za to, że wokół były tylko krzaczory, las i nic więcej. Normalnie taki wypizdów, że nawet sklepu brak. Wszystko braliśmy z domu. Fajnie się wspomina, złote czasy – rozmarzył się Mateusz.

– My, jak wyjeżdżałam z rodzicami na wakacje, to zawsze raczej lecieliśmy nad morze albo w góry. Najczęściej nad morze, więc ja wam nie pomogę, jak coś – powiedziała Kaja i wzięła kęsa jabłkowego ciasteczka. – Jezu, jak ja je uwielbiam.

– Pojedźmy do Czarnobyla! To jest myśl! – krzyknął Zjawa. Znajomi popatrzyli na niego jak na wariata. – Albo na Słowację. Poszukajmy jakiegoś fajnego hostelu – zaśmiał się tak, że kawałki cheeseburgera wyleciały mu z ust.

– Zamknij się! Ty już naprawdę przesadzasz… – skarciła Zjawę Dagmara. – Mateusz, powiedz mu coś.

– Zjawa, oficjalnie mówię ci „coś”!

– Co mówisz? Nic nie słyszę, mam chyba pogłuchość mroczną. Zjawa do bazy, Zjawa do bazy… czas na palonko, hehehe, bip… bip. Artuditu, ale się zbakałeś, ty już nie jarasz – świrował Zjawa. Wszyscy wybuchli śmiechem.

– Dobra dzieciaki, czas już chyba zawijać z tego tłuszczowego przybytku – zaproponowała Czarna. – Ale pomysł z tym wypadem naprawdę mi się podoba, jest w pytę. Ja obstawiałabym weekend, myślę, że to najlepsza opcja. Kto jest za?

Wszyscy ochoczo podnieśli ręce do góry.

– Kto przeciw? – Zjawa się zgłosił. Obecni bardzo się zdziwili. – Jestem przeciw. Będzie tyle jarania, że nie przerobimy tego w weekend. Poza tym chce mi się kupę.

* * *

– Wydaje mi się, że to świetny pomysł z tym wyjazdem – Dagmara ogarniała wspólne mieszkanie. Mateusz był strasznym bałaganiarzem.

– Ta, byle był czas tylko dla nas, jeśli wiesz, o co mi chodzi – zaśmiał się.

– Jasne, że wiem, zboczeńcu. Ty tylko o jednym: albo ci w głowie cycki i moja szparka, albo kasa. W sumie to dobrze, że chociaż poprzestajesz na moich atrybutach – powiedziała, składając jego czyste koszulki.

– Skąd wiesz? Może tylko ci się tak wydaje. Kobiety same rzucają mi się na szyję, muszę je odganiać. Zobacz, jaki jestem honorowy. Tylko ty – teatralnym gestem położył dłoń na sercu.

– I bardzo dobrze, bo gdybym tylko zobaczyła, jak obściskujesz się z inną, to obcięłabym ci pana Fiutka i wyrzuciła do śmieci – pokazała mu figę.

– Jasne. Kochanie, chirurgia plastyczna przeżywa teraz renesans, przyszyliby mi go raz-dwa…

– No, chyba żebyś go nie znalazł… prawda? – odpowiedziała. Podszedł do niej i przytulił się.

– Ale ja kocham tylko ciebie, maleńka. Przez myśl by mi nie przeszło, żeby tknąć jakieś inne mięsko. – Dagmara odepchnęła go.

– Mięsko? Mięsko, mówisz? To tak nazywa się według ciebie kobiety? No pięknie… A mamusia mnie przed tobą ostrzegała. – Dziewczyna demonstracyjnie opadła na kanapę.

– Twoja mamusia… mhmm… dobrze, że jej tu nie ma – roześmiał się Mateusz i zajął miejsce koło dziewczyny.

– Masz coś do mojej mamy? Grabisz sobie, oj grabisz, chłopaku – pogroziła mu palcem.

– Ja właściwie nic nie mam, to piękna kobieta jest. I dojrzała. Zrobiłbym z nią to, co ten gość z matką Stiflera.

– Maaaattttttttt!!! – Dagmara wyprowadziła cios poduszką.

– No co!? Nie mogę być szczery? Albo dwie pieczenie na jednym ogniu… Jedna kiełbaska, dwie bułeczki!

– Aggghhhhh!!! To obrzydliwe! Jak możesz!? To moja matka, nie wstyd ci??? Kurwa, co ty odpierdalasz? Naćpałeś się? – Dagmara wkurzyła się naprawdę, a on wiedział, co to znaczy. Zero seksu przez kilka dni. Musiał jakoś wybrnąć z tej sytuacji.

– Ja… ja… Daga… – próbował coś powiedzieć, ale wiedział, że było już za późno.

– Teraz to spierdalaj i zejdź mi z oczu. Przegiąłeś pałę. Co ty sobie, kurwa, myślisz? Ty, ja i moja matka? Pojeb. – Dagmara rozgniewała się nie na żarty. Mateusz zaczął żałować, że ma tak niewyparzoną gębę. Już nieraz były z tego same kłopoty.

– Daguś, ja przecież żartowałem, kochanie, naprawdę. Ty naprawdę myślisz, że ja… ty i twoja mama? No weź przestań, proszę cię, kotku.

– Nie odzywaj się do mnie i nie jestem żadnym kotkiem. Kotka na pewno też byś nie oszczędził, co? Śpisz na kanapie albo na podłodze. W sumie wszystko mi jedno, byle z dala ode mnie. Zejdź mi z oczu albo sama gdzieś wyjdę, zanim coś albo kogoś uszkodzę… – Dagmara zaczęła nerwowo zaciskać wargi i unikać jego wzroku. To był ewidentnie zły znak.

– Kurwa, Dagi, na żartach się nie znasz? No ja pierdolę, żartowałem! Co mam ci jeszcze powiedzieć? Jest mi przykro, przesadziłem. Przepraszam – kajał się.

– W dupę sobie wsadź to swoje „przepraszam”, wiesz? Teraz to przepraszam? Przepraszam, przepraszam, kurwa. Trzeba było pomyśleć zawczasu. Aha, i od dzisiaj masz nową dziewczynę – Renia Rączkowska się nazywa. Renia, to jest Mateusz. Mateusz to jest Renia. Poznajcie się. Spędzicie ze sobą trochę czasu. – Naprawdę się wściekła. Mateusz wolał się nie odzywać, ale nie wytrzymał.

– Teraz to chyba ty przesadziłaś! Jak możesz wygadywać takie bzdury?! Przecież ja cię kocham, dziewczyno! – Chciał ją przytulić, ale Dagmara odepchnęła go i wybiegła z mieszkania. Z jej oczu leciały łzy.

– Debil – usłyszał jeszcze na odchodne.

– Kurwa mać… jestem kretynem – powiedział do siebie, przewracając oczami.

* * *

Dziewczyna weszła do mieszkania. Ściągnęła ciężkie, wojskowe buty i rzuciła na podłogę skórzaną torbę. Kawalerka miała trzydzieści pięć metrów. Odziedziczyła ją w spadku po babci, która zmarła dwa lata temu. Lovecraft leżał rozwalony na kanapie i ani w głowie mu było przywitać się ze swoją panią.

– Ani „dzień dobry”, ani „jak ci minął dzień”… Na co komu taki kot? Ty żyjesz w ogóle? – Zwierzak leniwie podniósł łepek i popatrzył na nią.

– No sorry, że ci przeszkadzam w ogóle. Śpij dalej, sierściuchu – rzuciła w jego stronę. Była zmęczona. Praca w księgarni wykańczała ją, a do tego gównianie płacili. Ale kochała czytać, więc decyzję o poszukiwaniach lepszego zajęcia zawsze odkładała na później. Jakoś starczało do dziesiątego. No i były jeszcze książki. To, co kręciło ją od dziecka. Trawka, koncerty i oglądanie horrorów było ok, ale książki… to prawdziwa magia. A gdy mogła jeszcze czuć ich zapach, mieć dostęp do nowości, przyglądać się tym wszystkim cudownym okładkom i grzbietom… To było coś. Jak seks, jak zastrzyk adrenaliny. Endorfiny uwalniały się i dawały szczęście. Nie mogłaby żyć bez książek. Nie, na pewno nie. Życie stałoby się nudne i szare, nie miałoby sensu.

Wyjęła z kieszeni komórkę. Sprawdziła maila i Messengera. Nic. Cisza. No i dobrze, pomyślała. Przynajmniej trochę odpocznę. Kawy, królestwo za kawę. Podeszła do aneksu kuchennego i nastawiła wodę w czajniku elektrycznym. Z górnej szafki wyjęła duży słoik z ziarnami kawy oraz młynek. Wsypała do niego trochę ziaren ze słoja i zmieliła je. Otworzyła młynek i wsypała trzy łyżeczki do czarnego kubka z podobizną Cthulhu, który zdjęła z suszarki. Boże, uwielbiam ten zapach. Mam wrażenie, że rozchodzi się po całym mieszkaniu, a nawet po klatce schodowej. Dobrze mieć w domu porządną kawę i się nią delektować. Dobrze mieć dom. Dom…

Zamyśliła się. Woda zagotowała się, a ona nawet nie zwróciła na to uwagi. Stała tak i błądziła myślami gdzie indziej. Wyraz jej twarzy stał się posępny i smutny. Kawa! Przecież robię swoją ulubioną kawę. Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Chyba za dużo jarasz i za dużo się smucisz. Ogarnij się! Zalała gorącą wodą zawartość kubka, dodała spienione mleko, cukier i szczyptę cynamonu. Z kawą w ręce podeszła do stolika, klapnęła na swój ulubiony fotel. Upiwszy łyk, włączyła laptopa. Od razu lepiej, co nie Love? Jak myślisz?

Kocur popatrzył na nią, by za chwilę odwrócić się tyłem. Tak myślałam. „Pocałuj mnie w dupę”. Słodziak. Postanowiła sprawdzić aktualizację ulubionych stron internetowych: Dread Cental, Gorezone i Bloody Disgusting. Zanurzyła się w swoim świecie, popijając kawę. Tak odpoczywała. W międzyczasie zalogowała się na fejsa i przejrzała także polskie serwisy, ale nie znalazła tam nic interesującego. Przeczesała dłonią włosy i związała je w koński ogon. Coś by się jeszcze przydało po ciężkim dniu pracy, prawda Howardzie? Uśmiechnęła się do siebie. Wstała i skierowała kroki do półki z książkami. Wsadziła dłoń pomiędzy Everville a Imajicę Barkera i wyciągnęła mały woreczek z marihuaną. Podeszła do kredensu, otworzyła szufladę i wyjęła z niej paczkę cienkich L&M oraz bibułki w małym, zielonym opakowaniu. Ej, coś tu cicho jakoś… Włączyła zestaw grający Phillipsa i nastawiła An American Prayer The Doors. No, teraz to możemy się zrelaksować, ty oślizły, przedwieczny kocie. Jim, stary, dobry Jim. Łyknęła kawy i rozsiadła się w fotelu. Płynnymi ruchami kręciła papierosa, tak by tytoń wysypywał się z niego na blat. Następnie wyjęła topa z worka i ugniatała go w palcach, by po chwili zmieszać zielone grudki z tytoniem. Zwilżyła językiem bibułkę i rozprowadziła na niej mieszankę marihuany z tytoniem. Fuck. Zapomniałam o czymś. Lovecraft! Kot nawet się nie poruszył. Śmierdzący leń! Muzyka Doorsów uspokajała ją, a głos Jima Morrisona hipnotyzował. Był… taki podniecający. Wstała z fotela, podeszła do kuchni i odpaliła skręta zapalarką do gazu. Sztachnęła się głęboko. Czuła, jak jej całe ciało zaczyna wypełniać błogi spokój, a mięśnie rozluźniają się. Jak ja mam jechać ze swoją paczką na wycieczkę, odpocząć, palić taki stuff i piwkować, to jestem na tak! Jak najbardziej. Mimowolnie uśmiechnęła się. Podeszła do okna, otworzyła je i wpatrywała się w ciemność. Niespiesznie paliła jointa, a zmęczenie ustępowało. Co dziś porobimy, Howardzie Philipsie, co? Może dokończę Beware Laymona, a może nadrobię zaległości filmowe? Fulci, Argento, Rollin, D’Amato. Oni wszyscy czekają. A może przed snem zacznę czytać Szepczącego w ciemności? Wszystkie opcje wydają się nader interesujące. Hmmm…

Wpatrywała się w mrok. Czuła, jak owiewa ją przyjemnie orzeźwiające powietrze. Wydawało jej się, że cała przesiąkła zapachem trawki, ale nie przeszkadzało jej to. Miała tylko nadzieję, że ten aromat nie był zbyt wyczuwalny dla sąsiadów.

Bird of prey, bird of prey,

Flying high,

Flying high,

Am I going To Die? [2]

Skończyła skręta, podeszła do zlewu i zgasiła niedopałek wodą. Kręciło jej się w głowie. Była głodna. Z lodówki wyciągnęła gotowe, wegetariańskie danie. Czemu nie? Chyba nie ma nic lepszego. No, może oprócz megapaki Laysów o smaku zielonej cebulki. Włożyła plastikową tackę do mikrofali i nastawiła ją na trzy minuty. Zaczęła zmysłowo tańczyć. W międzyczasie dopiła zimną już kawę. Sygnał dźwiękowy poinformował ją, że danie jest już gotowe. Wyciągnęła je z mikrofali, wzięła widelec i ponownie usadowiła się w fotelu. Mmmm… pychota, powiedziała w myślach. Jak na danie z Tesco wymiata, choć mogłoby być trochę większe. Zaśmiała się do siebie, pałaszując warzywa z kaszą. Jednym pilotem wyłączyła wieżę, a drugim włączyła telewizor. Akurat nadawali wiadomości. Podgłośniła. Jak zwykle tylko morderstwa, huragany, defraudacje, katowanie dzieci i pijani kierowcy. Kurwa, jaki ten świat jest głupi i beznadziejny. On dąży do samozniszczenia, samozagłady. Mamy tyle, a nie umiemy tego docenić. Szatan rządzi tym światem. Co za syf! Zdegustowana zmieniła kanał. Zielona mila, któryś Harry Potter i Władca Pierścieni albo Hobbit Jacksona. Ja pierdolę, dajcie jeszcze Kevina poza świętami i mamy komplet…

Nie lubiła uczyć się filmów na pamięć. To była strata czasu i życia, a życie jak wiadomo jest krótkie. Nie mają szmalu, bo wykładają wszystko na pajaców skaczących do basenu, tańczących na lodzie, podróżujących po świecie i zamkniętych w hotelu, gdzie bzykają się narąbani, każdy z każdym, i to jest dopiero show. A teraz jeszcze hipnoza. Teraz wiem, czemu nie oglądam telewizji, tylko czytam książki. Nastawiła kanał, na którym wytatuowana dziewczyna pokazywała, jak sadzić zioła i inne rośliny w przydomowym ogródku. Takie programy ją odprężały. Spoko laska. Mogłaby jeszcze przeszkolić ludzi, jak hodować ziółko, wtedy byłoby mniej przemocy, gwałtów i agresji. Marzenie. Skończyła jeść i beknęła cicho.

– Przepraszam, Lovecraft – powiedziała cicho. Kot nawet nie zareagował. Wstała i zamknęła okno. Było już późno. Poczuła się senna.

Poszła do łazienki i odkręciła wodę. Wanna powoli zaczęła się wypełniać. Nalała płynu do kąpieli, wsypała trochę soli i kilka kropli olejku lawendowego. Zapalarką zapaliła trzy świece znajdujące się na wysokiej szafce pod grzejnikiem. Czegoś mi tu jeszcze brakuje. Właściwie to dwóch rzeczy. Wyszła z łazienki i skierowała się do kuchni. Z lodówki wyciągnęła napoczętą już butelkę wina Carlo Rossi, w górnej szafce znalazła kieliszek. Obie rzeczy zaniosła do łazienki i postawiła na brzegu wanny. Wróciła do pokoju i z szuflady z ubraniami wzięła coś jeszcze. Nastawiła The Dark Side of The Moon w odtwarzaczu. Kojąca muzyka Floydów wypełniła przestrzeń.

W łazience pachniało lawendą i wanilią. Wyciągnęła korek z butelki i nalała wina do kieliszka. Powoli i leniwie zdjęła ubranie. Czarny, koronkowy sweterek, czarny stanik, spodnie i majteczki, w takim samym kolorze, wylądowały na kafelkach. Nawet skarpetki miała czarne. Napiła się wina.

Miała boskie ciało. Smukłe i wysportowane. Była drobna, co nie przeszkadzało Stwórcy w obdarzeniu jej naprawdę pokaźnym i pięknym biustem. Wąska w talii, ze zjawiskowym tyłkiem, na widok którego ślinili się wszyscy faceci. Twarz miała również niczego sobie; doskonale wyważone proporcje, szlachetne rysy. Błękitne oczy, wydatne usta oraz mały, zadarty nosek sprawiały, że musiała wręcz opędzać się od adoratorów, co nieraz ją męczyło. Jej dłonie i stopy były zadbane, lakier na paznokciach miał czarny kolor. Spojrzała w lustro. No, niczego sobie ciałko, malutka! Prawdziwa dżaga z ciebie. Ale te oczy… ale się najarałam, masakra. Ale relaks to relaks, nie?

Jej skórę pokrywały tatuaże. Na lewym ramieniu widniał czarno-biały portret Lovecrafta. Nad piersiami miała wytatuowaną wielkich rozmiarów czaszkę kozła, na prawym barku zaś Cthulhu sporych rozmiarów, w kolorze. Przedramiona zdobiły groby, motyw wisielca oraz kilka czaszek i ćma trupia główka. Miała też kilka kolczyków; jeden w nosie, okrągły, po jednym na każdym z sutków, jeden w łechtaczce i jeden w języku. Wyglądała, jakby należała do Suicide Girls. Zresztą kiedyś myślała o sesji dla nich. W końcu przecież chyba nie jestem taka brzydka, co? – pomyślała.

Wzięła kolejny łyk alkoholu i weszła do przyjemnie gorącej wody. Koiła jej ciało. Położyła się wygodnie, popijając wino. Lubiła, gdy wannie było dużo piany. Przyzwyczajenie z dzieciństwa. Słuchała Pink Floyd i odprężała się. Nie myślała o niczym, oczyściła umysł. Postawiła kieliszek na murku z kafli. Podniosła żel Bioliq, nalała trochę na dłonie i umyła twarz. Następnie użyła delikatnego, czarnego peelingu, by po kilku minutach zmyć go. Namoczyła gąbkę i nalała na nią swojego ulubionego brzoskwiniowego żelu. Delikatnie muskała gąbką nagie ciało. Najpierw wyszorowała dokładnie szyję i kark, by za chwilę przejść do ramion, obojczyków i piersi. Zatrzymała się chwilę dłużej przy sutkach. Mydliła je i nacierała z widoczną na przyjemnością. Zostawiła gąbkę na wannie, by pieścić swój biust i nabrzmiałe już sutki palcami. Lewa ręka powędrowała pod wodę, by dotykać wargi sromowe. Dziewczyna zagryzła wargi. Nie, jeszcze nie teraz…

Kontynuowała mycie, szorując brzuch, pupę i nogi. Usunęła warstwę martwego naskórka z pięt przy pomocy pumeksu. Wciąż popijała wino. Rozparła się wygodnie w wannie i zamknęła oczy. Nie słyszała już nawet muzyki dochodzącej z pokoju. Znajdowała się w innym świecie. Marzyła o kimś przystojnym, na poziomie, kto wypełni pustkę w jej sercu, będzie jej całym światem. Do tej pory nikogo takiego nie spotkała na swej drodze. Byli tylko pajace, marzący tylko o tym, by zrobiła im dobrze na tylnym siedzeniu samochodu. Nic z tego, panowie. Jej lewa ręka drażniła sutki, a prawa dotykała warg sromowych. Wkrótce palce zaczęły penetrować wnętrze. Myślała o wysportowanym, umięśnionym, śniadym nieznajomym, który wprowadza ją w arkana cielesnej miłości. Jej oddech stał się płytszy, a ruchy bardziej płynne. Sięgnęła po czarny wibrator w kształcie fallusa. Był słusznych rozmiarów, z obu stron zakończony imitacjami męskich żołądzi. Na jego środku znajdowały się wypustki. Oblizała wargi i poczuła, jak wzbiera w niej pożądanie. A może dwóch ogierów mogłoby się zająć delikatnie taką małą, bezbronną czarnulką jak ja? Co…? Potrafię być taka niegrzeczna… i potrzebuję tego. Tak bardzo tego potrzebuję. Jestem taka samotna… tak bardzo samotna…

Masowała piersi, by przerwać na chwilę pieszczoty i wprowadzić powoli i delikatnie dildo w swoją pochwę. W wodzie było to jeszcze lepsze. Poruszała nim powoli, czując jego przyjemną twardość. Wróciła do ugniatania i masowania swego namydlonego i mokrego biustu. Mmmm… jest mi tak dobrze. Tak, wkładaj mi go, tego właśnie chcę. Chcę go czuć w całej jego okazałości, jak posuwa moją cipkę! Właśnie tak… jak teraz! Jej ruchy stały się coraz szybsze i bardziej nerwowe. Zaczęła popiskiwać. Szeptała do siebie te wszystkie świńskie słówka i przekleństwa. Jej ciało naprężyło się, poczuła, jak zaraz ogarnie ją obezwładniający orgazm. Porzuciła pieszczoty piersi, skupiając się, by wibrator wchodził w jej wnętrze szybciej i głębiej. O tak, właśnie tak. Dokładnie tego potrzebuję, wypełnij ją całą. Czuję go, jest taki wielki! Posuwaj moją małą cipkę! Zadarła nogi do góry, najwyżej jak umiała, ściągnęła palce u stóp i poruszała wibratorem, zadając zdecydowane, ostre i głębokie pchnięcia. Czuła, że dochodzi. Lewą ręką chwyciła się brzegu wanny i zaczęła jęczeć. Orgazm, który nadszedł, był POWALAJĄCY! Coś niesamowitego, aż zabrakło jej tchu. Jej ciałem targały przyjemne dreszcze.

Gdy opadła fala erotycznego uniesienia, umyła cipkę. To samo zrobiła z wibratorem. Wyszła z wody, nalała sobie jeszcze wina i wytarła się. Nie wiedzieć czemu, w ostatniej fali orgazmu stanął jej przed oczami… Zjawa. Zjawa? To niemożliwe, to nie mógł być on. A tfu! Zgasiła świece i z kieliszkiem poszła do pokoju. Ze stolika wzięła laptopa i położyła się naga na łóżku. Przejrzała katalog filmów, które miała aktualnie na dysku. Miasto żywej śmierci, Hotel siedmiu bram, Za murami klasztoru, Suspiria, Header czy Man Behind the Sun. Wybrała Hotel siedmiu bram. A więc jednak mistrz Fulci. Stary, dobry Fulci. A ty się posuń, Lovecraft!

* * *

Kolejki przy kasach sprawiły, że Krzysztof stracił cały zapał do robienia zakupów. Wiedział jednak, iż nie przekona Kai do przełożenia tego przykrego obowiązku na następny dzień. Chłopak nienawidził marketów. Na całe szczęście byli teraz w Auchan, który jeszcze tolerował. Największym horrorem dla niego były Biedronki. Te ciasne alejki pełne staruszek. Istny koszmar!

Szli między stoiskami z warzywami i owocami. Kaja pchała wózek. Dziewczyna również decydowała, co kupić. Krzysiek był tylko od dźwigania toreb i płacenia. I ten podział ról odpowiadał obojgu.

Kaja wsadziła do wózka jabłka i skierowała się na dział z nabiałem. Nie dosyć, że było tam zimno, to i ludzi więcej. Chłopak modlił się w myślach o jak najszybsze wyjście. Najbardziej irytowało go to, jak Kaja czytała dokładnie skład każdej rzeczy, którą zamierzała kupić. Porównywanie ilości cukru w dwóch praktycznie takich samych serkach doprowadzało Krzyśka do białej gorączki. Potrafił jednak zachować spokój. W duchu przeklinał, na zewnątrz się uśmiechał. Taki po prostu był. Piętnaście długich minut później chłopak wziął od kasjerki resztę z paragonem, opuszczając tym samy swoje prywatne piekło.

– Jezu, myślałem, że nigdy stąd nie wyjdziemy.

– Dlaczego ty zawsze tak marudzisz?

– Bo nienawidzę chodzić z tobą po sklepach. Każdy produkt musisz dotknąć, przeczytać skład, dobrze, że jeszcze nie próbujesz nic jeść!

– No, chyba muszę poznać skład, żeby kupić to, co najlepsze, prawda?

– Dobrze już, dobrze. Nie kłóćmy się, ok? – Krzysiek wiedział, że nie wygra z Kają. Dziewczyna była niższa od niego o ponad głowę, ale za to charakterkiem nadrabiała wszystko. W dodatku jej uśmiech rozmiękczał najtwardsze męskie serca. Nie było mocnych na tę piękną brunetkę. Ruszyli do głównego wyjścia. Po drodze chłopak zauważył księgarnię.

– Kajka, chodźmy zobaczyć, czy mają coś fajnego, proszę.

– A co mogą mieć, czego ty nie czytałeś? – Dziewczyna przewróciła oczami.

– Ja zniosłem zakupy, to teraz twoja kolej na próbę cierpliwości. – Krzysiek wyszczerzył się do swojej dziewczyny i już maszerował w stronę księgarni. Zatrzymał się jak zawsze w dziale sensacja/thriller/horror. – Hmm, może coś Mastertona? Dawno niczego jego nie czytałem.

– Ty czegoś dawno nie czytałeś? – zdziwiła się Kaja.

– Ostatnio nadrabiam małe wydawnictwa. Chłopak sięgnął po Dziedzictwo. – Tego nie czytałem, a podobno jest świetne! – Krzysztof poszedł do kasy z książką. Zapłacił i wyszli. Jak zawsze oglądał nową zdobycz z wypiekami na twarzy. Czytał opis z tyłu i kartkował. Taki rytuał i demonstacja szczęścia z kupna nowej książki. Już nie pamiętał o „horrorze” w Auchan.

Leśne ostępy

Подняться наверх