Читать книгу Skrzydła ognia. Księga 3. Ukryte królestwo - Tui T Sutherland - Страница 10

Prolog

Оглавление

Piątka smocząt walczyła.

Znowu.

W jaskrawych łuskach w zielonym, czerwonym i złotym kolorze odbijało się wschodzące słońce, kiedy młode smoki śmigały między skałami, błyskając szponami i zębami. Pięć rozwidlonych języków syczało wściekle. Za smoczętami, u podnóża klifu morze rozbijało się o piach ze stłumionym hukiem, jakby nie chciało konkurować ze smoczymi wrzaskami.

To było żenujące, nie dało się tego inaczej opisać. Nautilus zerknął niespokojnie na stojącego obok potężnego czarnego smoka. Smoczęta były tak zajęte wrzeszczeniem na siebie, że nawet go nie zauważyły. Nautilus żałował, że nie potrafi czytać w umyśle Wieszcza, tak jak Wieszcz bez wątpienia czytał w jego.

Żałował też, że nie ma tu innych Szponów Pokoju, ale kiedy rozeszła się wieść o wizycie Nocoskrzydłego, większość nagle odkryła, że ma gdzieś indziej pilną misję do wypełnienia. Kryjówka organizacji pokojowej w nadmorskim klifie praktycznie całkowicie opustoszała tego ranka. Czasem jakiś smoczy pysk wynurzał się z którejś z jaskiń, dostrzegał Wieszcza i natychmiast znikał.

Na szczycie urwiska znajdowała się tylko piątka smocząt. Chociaż jeszcze kilka innych młodych smoków mieszkało ze Szponami Pokoju, wszystkie zabrano z widoku.

Najwyraźniej nikt nie uznał za właściwe uprzedzenia przedmiotów kontroli Wieszcza o jego wizycie ani ostrzeżenia, że zostaną poddane inspekcji.

– Cóż – powiedział Nocoskrzydły – są... Bardzo energiczne.

– To tylko plan awaryjny – bronił się Nautilus. – Nikt nie spodziewał się, że będziemy ich potrzebować. A już na pewno nie tego, że przydadzą się wszystkie. Myśleliśmy, że może jedno albo dwoje, gdyby coś poszło nie tak z oryginałami. Nie poświęciliśmy ich szkoleniu zbyt wiele czasu.

– Widzę.

Wieszcz zmrużył ciemne oczy, kiedy Żmija, Piaskoskrzydła smoczyca, wpadła do szczeliny, a Błotoskrzydły zaraz potem potknął się i spadł na nią. Żmija błyskawicznie obróciła się z sykiem i ugryzła Burego w ogon. Błotoskrzydły wydarł się w niebogłosy.

– Przepraszam na chwilę – powiedział Nautilus.

Widział już, dokąd zmierza ta awantura. Podszedł, trzepnął Żmiję w ucho i zabrał Kalmara, małego zielonego Morskoskrzydłego smoczka, nim pozostałe smoczęta podpaliły mu ogon.

– Przestańcie! – syknął. – Jesteście obserwowane!

Płomień, czerwone Nieboskrzydłe smoczę, zamknął paszczę na kłódkę i obrócił błyskawicznie głowę, rozglądając się po poszarpanych skałach nadmorskiego klifu. Wieszcz wyszedł na światło jutrzenki i wyniośle spojrzał na niego z góry.

– Wiedziałam! – zawołała triumfalnie mała Nocoskrzydła smoczyca, Profetka. Zeskoczyła z kamiennego filaru, wymachując dumnie skrzydłami. – Wiedziałam, że Nocoskrzydły przyjdzie nas zobaczyć! A nie mówiłam wam, że tak się stanie?

– Mówiłaś? – Bury podrapał się po wielkim brązowym łbie.

– Nie – odrzekła Żmija.

– Nie wydaje mi się – wtrącił Kalmar, wyglądając zza Nautilusa.

– Nawet jeśli mówiłaś, to przewidziałaś także trzęsienie ziemi, nowego Szpona Pokoju i to, że w tym tygodniu dostaniemy na śniadanie coś poza mewami – powiedział Płomień. – A ponieważ żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła, sama rozumiesz, dlaczego mogliśmy przestać cię słuchać.

– Ale ja wiedziałam – odrzekła beztrosko Profetka. – Widziałam to dzięki moim mocom! I przewidziałam, że przyniesie nam coś świetnego na śniadanie. Prawda? – Rozpromieniła się, patrząc na Wieszcza.

Nocoskrzydły zamrugał powoli.

– Hm, Nautilusie, pozwól na słówko.

– Ja też mogę iść? – zapytała czarna smoczyca, podbiegając w podskokach do Wieszcza. – Pierwszy raz spotykam drugiego Nocoskrzydłego. Chociaż, rzecz jasna, odczuwam bardzo silną nadprzyrodzoną więź z całym naszym plemieniem.

– Zostań. Tutaj.

Wieszcz przycisnął jeden szpon do jej pierś i odsunął ją w stronę pozostałych smocząt. Naburmuszona usiadła i z prychnięciem owinęła ogon wokół łap.

Wieszcz zszedł po skałach poza zasięg słuchu smocząt. Kiedy odwrócił się, zobaczył, że Nautilus jest tuż za nim, ale jego ogona uczepiło się Morskoskrzydłe smoczę. Wieszcz spojrzał z dezaprobatą na Kalmara.

– Nie mogę zostawić go z nimi samego – wyjaśnił przepraszająco Nautilus. – Kiedy tylko spuszczę ich z oczu, jedno z nich go gryzie.

– Albo wszystkie naraz – dodało smoczę, pociągając nosem.

Wieszcz w zamyśleniu wysunął i schował język.

– To jasne dla mnie – powiedział po chwili – że zostawienie smocząt z przepowiedni pod opieką Szponów Pokoju było pomyłką. Zarówno prawdziwych, jak i fałszywych.

– Kogo? – spytało smoczę.

– Cicho – powiedział Nautilus, zasłaniając pysk smoczęcia łapą. Zauważył minę Wieszcza, więc dodał szybko: – Wiesz przecież, Kalmarze. Uczyliśmy was o przepowiedni. Pamiętasz o wojnie, w której walczą wszystkie smocze plemiona?

– To ta, którą chcecie zakończyć – odpowiedział Kalmar. – Ponieważ my jesteśmy ci dobrzy! Chcemy pokoju!

– Racja – przytaknął Nautilus. – Zasadniczo masz rację. Zatem przepowiednia mówi, że pięć smocząt, które wykluły się jakieś sześć lat temu, Morskoskrzydłe, Nieboskrzydłe, Błotoskrzydłe, Piaskoskrzydłe i Nocoskrzydłe, zakończy wojnę. Muszą wybrać, która z sióstr powinna zostać nową Piaskoskrzydłą królową: Pożoga, Żagiew czy Iskra.

– Och – mruknął Kalmar. – Ej, ja się wyklułem jakieś sześć lat temu!

– Doprawdy? – powiedział Wieszcz. – A jesteś rozmiarów ledwie trzyletniego smoczęcia.

– Mam za to wielką osobowość – poinformował go Kalmar, jakby powtórzono mu to tyle razy, że nabrał pewności, że wszyscy o tym wiedzą.

– A twoi przyjaciele też mają jakieś sześć lat – dodał szybko Nautilus.

– To nie są moi przyjaciele – burknął Kalmar. – To sami okrutnicy. Z wyjątkiem Profetki, która jest zwyczajnie szurnięta.

Wieszcz obejrzał się na Profetkę, Nocoskrzydłe smoczę. Siedziała na szczycie skręconej kamiennej kolumny, wychylając się w ich stronę tak mocno, że wyglądała, jakby w każdej chwili mogła stracić równowagę i spaść.

– No cóż, Kalmarze – powiedział Nautilus. – A gdybyś był jednym ze smocząt z przepowiedni? Co byś na to powiedział?

Morskoskrzydły zerknął przebiegle na Wieszcza.

– A dostanę skarb?

– Zdobędziesz sławę i władzę – powiedział Wieszcz. – Oczywiście, jeśli będziesz robił to, co ci się każe.

– A co ze skarbem? – dopytywał się Kalmar.

Wieszcz rzucił Nautilusowi pełne niedowierzania spojrzenie.

– Czy to smoczę targuje się ze mną?

– Lubię skarby – zauważył Kalmar. – Szpony Pokoju są beznadziejne, bo żaden z nich nie ma skarbu.

– Porzuciliśmy doczesne dobra, żeby walczyć o sprawy wyższe – powiedział Nautilus. – Pokój jest ważniejszy od klejnotów i złota.

– E tam, ja wolę złoto – odrzekł Kalmar.

– Byłbyś gotów wybrać na królową tę Piaskoskrzydłą, którą ci wskażemy? – zapytał Wieszcz. – Jeśli tak, to może moglibyśmy porozmawiać o złocie.

– W porządku – odpowiedział Kalmar z błyskiem w oku – ale nie chcę, żeby brał w tym udział Płomień. On zostaje tutaj.

– Dlaczego? Co jest nie tak z waszym Nieboskrzydłym? – zapytał Nautilusa Wieszcz.

– Nic. Po prostu pobili się dzisiaj.

– I każdego innego dnia! – wtrącił Kalmar. – Bo on jest podły!

– Udział Nieboskrzydłego nie podlega negocjacjom – orzekł Wieszcz.

– Sam nie nalegasz polegacjom.

– Kalmar, zachowuj się – upomniał go zmęczonym tonem Nautilus.

– Już widzę, że tego pożałuję – powiedział Wieszcz, patrząc chmurnie na Morskoskrzydłego – ale sam zajmę się szkoleniem smocząt z przepowiedni. Zbyt długo niewłaściwie się nimi zajmowano. To oczywiste, że potrzebują klarowniejszego przewodnictwa.

– Co to znaczy? – zapytał Nautilus.

Po jego łuskach zaczęła się skradać groza. Zerknął na Kalmara. Może powinni byli znaleźć innego Morskoskrzydłego na fałszywe smoczę przeznaczenia.

Jeśli Wieszcz skrzywdzi Kalmara... Jeśli małemu się cokolwiek stanie... Jego matka mnie zabije, rozmyślał Nautilus.

– To znaczy, że idą ze mną – odpowiedział Wieszcz i machnął ogonem.

– Dokąd? – dopytywał się Kalmar.

– Dowiesz się, kiedy tam dotrzemy – odparł Wieszcz. – A dla własnego dobra skończ ze wścibskimi pytaniami i zacznij robić to, co ci się każe.

– Ja to potrafię – zapewnił go Kalmar – ale życzę powodzenia z Płomieniem albo Żmiją. – Zastanowił się chwilę. – I Profetką, skoro już o tym mowa.

– Chwileczkę, protestuję – wpadł im w słowo Nautilus. Próbował napełnić umysł hałasem, żeby Nocoskrzydły nie mógł odczytać jego myśli. – Nie możesz ich zabrać. Z wyjątkiem Profetki, która zjawiła się z tobą, rodzicami wszystkich są Szpony. W taki sposób zdobyliśmy jaja. Nie zgodzą się, żeby smoczęta odeszły.

– Z wyjątkiem Burego – wtrącił usłużnie Kalmar. – Jego mama ma to w nosie. Takie są Błotoskrzydłe.

– Zamknij się! – rozkazał Wieszcz.

Przyjrzał się Nautilusowi, mrużąc czarne oczy.

Nie myśl, nie myśl, nie myśl, powtarzał sobie Nautilus.

– Na trzy księżyce – powiedział z niesmakiem Wieszcz – to smoczę jest twoim synem.

Nautilus spuścił wzrok na łapy. To wydawało się takim dobrym pomysłem, kiedy Szpony zdecydowały, że warto mieć zapasowe smoczęta. Kalmar wykluł się mniej więcej we właściwym czasie, nawet jeśli nie dokładnie w najjaśniejszą noc. Ponadto to gwarantowało, że wszyscy w organizacji będą traktowali jego smoczę jak bezcenne stworzenie, którym rzeczywiście było. Zdaniem Nautilusa.

– Oczywiście, że tak – odpowiedział Kalmar. – Czy to nie zabawny zbieg okoliczności? Rety! Jestem synem przywódcy Szponów Pokoju i na dodatek smoczęciem przeznaczenia. – Wypiął pierś. – Jestem jeszcze ważniejszy, niż myślałem.

Odszedł dostojnym krokiem do pozostałych smocząt, zapomniawszy (jak to często mu się zdarzało), że żadne z nich nie lubi słuchać o tym, jaki to Kalmar jest ważny i że zanim się obejrzy, znowu skończy z przypalonym pyskiem.

Nautilus patrzył za nim, zastanawiając się, dlaczego wszystko potoczyło się tak katastrofalnie źle. Dlaczego Szpony zgodziły się współpracować z Wieszczem? Dlaczego w ogóle zaangażowały się w wypełnienie przepowiedni? I jak to się stało, że straciły prawdziwe smoczęta? To pytanie doprowadzało go do szaleństwa.

Pustułka, Barchan i Płetwonóg powinni poradzić sobie z piątką smocząt, zwłaszcza że tak się szczęśliwie składało, że siedziały uwięzione w sekretnej jaskini. A mimo to piątka uciekła, prawdopodobnie zabiła królową Czerwień z Nieboskrzydłych, wywołując niepokoje w całym Królestwie Nieba. Małe smoki podburzyły królową Koralę przeciwko jej sojusznikom, obróciły w perzynę pałac Morskoskrzydłych i ponownie zniknęły w dzikich ostępach Pyrrii.

A co gorsza, nie było kogo ukarać. Pustułka i Barchan nie żyli, podczas gdy Płetwonóg wyrwał się Szponom i przepadł. I kto wie, gdzie się podziewały smoczęta i kiedy znowu pojawią się ze swoim spektakularnym talentem do robienia kłopotów i wywoływania chaosu.

– Rzeczywiście to niezwykły zbieg okoliczności – powtórzył słowa Kalmara Wieszcz, chociaż nie był pod dużym wrażeniem.

– No wiesz – bąknął Nautilus – pomyślałem: czemu nie? Oczywiście żadne z tych smocząt nie wykluło się w najjaśniejszą noc, bo wtedy byłyby prawdziwymi smoczętami przeznaczenia, prawda? Są jednak w mniej więcej właściwym wieku i nikt nie musi wiedzieć nic więcej.

– Kłopot tylko z tymi, którzy byli przy ich wylęgu – zamyślił się na głos Wieszcz. – Byłoby schludniej, gdybyśmy zabili wszystkich świadków.

Nautilus pobladł. Czy rodzice liczyli się jako świadkowie? – zastanowił się, zanim zdławił tę myśl.

– Zrobimy, co trzeba, kiedy nadejdzie taka potrzeba – orzekł pośpiesznie Wieszcz. – Ponieważ nie mamy jeszcze pewności, którymi ze smocząt się posłużymy, a których się pozbędziemy.

Zmarszczył czoło, patrząc na Profetkę, która żywo przesłuchiwała Kalmara.

Nautilus był teraz bliski omdlenia.

– Pozbędziemy się? – powtórzył.

Wieszcz prychnął.

– Dobrze więc. Twoje oddam z powrotem w jednym kawałku. – Zmarszczył nos i zdaniem Nautilusa sprawiał wrażenie bez mała rozbawionego. – Czy pokój nie jest najważniejszy, Nautilusie? Czy nie powtarzasz cały czas swoim Szponom, że dla zakończenia wojny trzeba ponieść wszelkie niezbędne ofiary?

– Tak, ale...

– Alternatywne smoczęta to był twój pomysł. Dobry pomysł, jak widać, zwłaszcza kiedy prawdziwe okazały się niezadowalające. – Wieszcz syknął cicho. – Pozbędziemy się więc tych najbardziej niebezpiecznych, a zastępców wyszkolę osobiście.

Uśmiechnął się w sposób, od którego Nautilusa zemdliło aż po czubki szponów.

– A potem dopilnujemy, żeby przepowiednia spełniła się we właściwy sposób.

Skrzydła ognia. Księga 3. Ukryte królestwo

Подняться наверх