Читать книгу Smocze proroctwo. Księga 1 Sagi Skrzydła ognia - Tui T Sutherland - Страница 13

Rozdział 1

Оглавление

Łupek nie uważał, że jest smokiem o Wielkim Heroicznym Przeznaczeniu.

Och, chciał takim być. Chciał być wielkim zbawcą smoczego świata, wspaniałym i odważnym. Chciał dokonać tych wszystkich cudownych rzeczy, jakich się po nim spodziewano. Chciał spojrzeć na świat, zorientować się, co jest zepsute, i to naprawić.

Jednakże nie wykluł się jako bohater. Nie miał żadnych legendarnych przymiotów. Bardziej lubił spać niż się uczyć i wiecznie gubił kurczaki w jaskiniach podczas nauki polowania, bo więcej uwagi zwracał na przyjaciół niż na pióra.

Przyzwoicie radził sobie w walce. Niestety, „przyzwoicie” nie wystarczy, żeby zakończyć wojnę i ocalić smocze plemiona. Musiał być nadzwyczajny. Był największy ze smocząt, więc powinien być tym przerażającym i twardym. Opiekunowie chcieli, żeby był przerażająco niebezpieczny.

Łupek czuł, że jest mniej więcej równie niebezpieczny jak kalafior.

– Walcz! – zawyła jego przeciwniczka, rzucając się na niego przez jaskinię.

Łupek wpadł na skalną ścianę i z trudem się podniósł, próbując rozłożyć skrzydła w kolorze błota dla złapania równowagi. Czerwone szpony omal nie przeorały mu pyska, ale zdążył się uchylić.

– Dalejże! – szydziła czerwona smoczyca. – Przestań się powstrzymywać. Musisz być bezwzględny. Znajdź w sobie zabójcę i go uwolnij.

– Staram się! – odpowiedział Łupek. – Może, gdybyśmy przestali walczyć i porozmawiali o tym...

Znowu go zaatakowała.

– Zamarkuj atak w lewo i przeturlaj się na prawo! Wykorzystaj ogień!

Łupek spróbował uskoczyć pod jej skrzydło, żeby zaatakować ją od dołu, ale oczywiście przeturlał się w niewłaściwą stronę. Przyszpiliła go do ziemi łapą i Łupek zaskamlał z bólu.

– W które lewo skoczyłeś, niezguło?! – ryknęła mu do ucha Pustułka. – Wszystkie Błotoskrzydłe są takie głupie? Czy po prostu jesteś głuchy?!

Cóż, jeśli dalej będziesz tak wrzeszczeć, to z pewnością wkrótce ogłuchnę, pomyślał Łupek.

Nieboskrzydła uniosła łapę, żeby mógł się podnieść.

– Niby skąd miałbym wiedzieć, jakie są inne Błotoskrzydłe? – zaprotestował, oblizując obolałe szpony. – Może moglibyśmy powalczyć bez tego całego wrzasku i przekonać się...

Urwał, słysząc znajomy syk, który zawsze rozlegał się przed ogniowym atakiem Pustułki.

Osłonił głowę skrzydłami, schował długą szyję i przeturlał się w gąszcz stalagmitów wyrastających z podłoża jaskini w jednym kącie.

Płomienie rozlały się po skałach wokół niego, przypalając mu czubek ogona.

– Tchórz! – ryknęła stara smoczyca.

Roztrzaskała jedną ze skalanych kolumn, sypiąc gradem ostrych czarnych kamyków. Łupek zakrył oczy i niemal natychmiast poczuł, że przydepnęła mu z całej siły ogon.

– Auć! – wrzasnął. – Mówiłaś, że przydeptywanie ogonów jest nieuczciwe!

Złapał się najbliższego stalagmitu szponami i wdrapał się na niego. Spod sklepienia jaskini spiorunował wzrokiem ogromną Nieboskrzydłą.

– Jestem twoją nauczycielką – warknęła Pustułka. – Każde moje zagranie jest uczciwe. Złaź tu i walcz jak Nieboskrzydły.

Tyle że ja nie jestem Nieboskrzydły, zbuntował się w myślach Łupek. Jestem Błotoskrzydły! Nie lubię niczego podpalać ani latać w kółko i wgryzać się w smocze szyje.

Zęby nadal go bolały po tym, jak próbował wgryźć się w twarde jak klejnoty łuski Pustułki.

– Nie mogę walczyć z którymś z pozostałych? – spytał. – Wtedy o wiele lepiej sobie radzę.

Pozostałe smoczęta były jego rozmiarów (prawie) i nie oszukiwały (przeważnie). Walkę z nimi naprawdę lubił. Chociaż nigdy nie udawało mu się wygrać, gdy obserwowała go Pustułka. W jej obecności za bardzo się denerwował.

– Tak? A na którego przeciwnika miałbyś ochotę? Karłowatą Piaskoskrzydłą czy leniwą Deszczoskrzydłą? – spytała Pustułka. – Bo jestem pewna, że będziesz mógł wybierać na polu bitwy.

Jej ogon jarzył się jak czerwone węgielki, kiedy machała nim w tę i z powrotem.

– Gloria nie jest leniwa – lojalnie bronił przyjaciółki Łupek. – Po prostu nie jest zbudowana do walki. Płetwonóg mówi, że w lesie deszczowym nie ma specjalnie o co walczyć, bo Deszczoskrzydłe mają tyle jedzenia, ile zechcą. Mówi, że to dlatego do tej pory trzymały się z dala od wojny. Zresztą żadna z rywalizujących królowych nie chce Deszczoskrzydłych w swojej armii. Mówi...

– Przestań pytlować i złaź tutaj! – ryknęła Pustułka.

Uniosła się na tylnych łapach i rozłożyła skrzydła, przez co wyglądała na trzy razy większą.

Przerażony Łupek próbował z krzykiem przeskoczyć na sąsiedni stalagmit, ale za wolno rozwinął skrzydła i tylko uderzył w skalny naciek. Posypały się iskry, kiedy, zjeżdżając w dół, przeszorował szponami po poszarpanej skale. Znowu zawył z bólu, gdy Pustułka wsunęła głowę między skalne kolumny, złapała go zębami za ogon i wyciągnęła z powrotem na otwarty teren.

Zacisnęła szpony na jego szyi i syknęła mu do ucha:

– Gdzie ten mały agresywny potwór, którego widziałam, kiedy się wyklułeś? Takiego smoka potrzebujemy do przepowiedni.

– Jejku – pisnął Łupek, szarpiąc się w jej chwycie.

Wyczuwał dziwne blizny po oparzeniach na jej przednich łapach.

Tak zawsze kończyła się nauka walki z Pustułką – Łupek tracił przytomność, a potem chodził obolały albo kulał przez kilka następnych dni. Odpowiedz atakiem, zagrzewał siebie w myślach. Oszalej! Zrób coś! Chociaż był największym ze smocząt, wszystkim im brakowało roku do osiągnięcia pełnych rozmiarów i Pustułka zdecydowanie nad nim górowała.

Próbował przywołać trochę pomocnej agresji, wściekłości, ale jedyne, o czym myślał, to że wkrótce to się skończy i będzie mógł iść na kolację. Nie był to najbardziej heroiczny tok myślenia.

Nagle czerwona smoczyca ryknęła i go wypuściła. Ogień buchnął nad głową Łupka, który uderzył z hukiem o podłogę.

Pustułka obróciła się błyskawicznie. Za nią, dysząc wyzywająco, stała młodziutka Morskoskrzydła smoczyca, Tsunami. Czerwonozłota łuska utkwiła między jej ostrymi białymi zębami. Wypluła ją i zgromiła wzrokiem nauczycielkę.

– Przestań znęcać się na Łupkiem – warknęła – bo znowu cię ugryzę.

W świetle pochodni jej ciemnoniebieskie łuski lśniły jak szkło kobaltowe. Skrzela na długiej szyi pulsowały jak zawsze, gdy była rozgniewana.

Pustułka przysiadła i podwinęła ogon, żeby sprawdzić ślad po ugryzieniu. Wyszczerzyła zęby na Tsunami.

– Ależ ty jesteś słodka. Bronisz smoka, który próbował cię zabić, kiedy jeszcze siedziałaś w jajku.

– Na całe szczęście, wy, wielkie smoki, byłyście na miejscu, żeby ocalić nam życie – odparła z przekąsem Tsunami – i bez wątpienia doceniamy to teraz, bo bez przerwy o tym słyszymy.

Obeszła Pustułkę dumnym krokiem i stanęła między nią a Łupkiem.

Łupek się skrzywił. Nie cierpiał słuchać tej historii. Nie rozumiał jej. Nigdy nie chciał skrzywdzić pozostałych smocząt. Dlaczego więc zaatakował ich jaja w czasie wylęgu? Naprawdę gdzieś w jego wnętrzu krył się zabójczy potwór?

Pozostali opiekunowie, Płetwonóg i Barchan, powiedzieli, że był naprawdę zajadły w czasie wylęgu; musieli wrzucić go do rzeki, żeby chronić przed nim pozostałe jaja. Pustułka chciała, żeby odnalazł w sobie tego potwora i posłużył się nim w czasie walki. Bał się jednak, że gdyby to zrobił, znienawidziłby siebie i znienawidziliby go pozostali. Myśl, że o mały włos nie zamordował swoich przyjaciół, sprawiała, że czuł się, jakby uszedł z niego cały ogień.

Nieszczególnie chciał się stać maszyną do zabijania, nawet jeśli Pustułka uznałaby to za zdecydowaną poprawę.

A może to był jedyny sposób, żeby wypełnić przepowiednię?

– W porządku – rzuciła lekceważąco Pustułka. – Zresztą i tak na dziś skończyliśmy. Zaznaczę kolejną porażkę na twoim zwoju, Błotoskrzydły.

Wypuściła płomyk ognia w powietrze, odwróciła się i dostojnie wymaszerowała z jaskini.

Łupek sfrunął na podłogę, kiedy tylko jej czerwony ogon zniknął mu z oczu. Miał wrażenie, że pali go od poparzeń każda łuska na ciele.

– Jutro w czasie treningu będzie dla ciebie wyjątkowo wredna – powiedział do Tsunami.

– O rety! – Morskoskrzydłej wyrwał się słaby okrzyk. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby Pustułka była wredna! To byłoby takie nieoczekiwane i zupełnie do niej niepodobne!

– Jejku – jęknął Łupek. – Nie rozśmieszaj mnie. Mam chyba połamane żebra.

– Nie masz połamanych żeber – powiedziała Tsunami, szturchając go w bok nosem. – Smocze kości są prawie tak twarde jak diamenty. Nic ci nie będzie. Wstawaj i skocz do rzeki.

– Nie! – Łupek schował głowę pod skrzydłem. – Woda jest za zimna!

„Skocz do rzeki” – to była odpowiedź Tsunami na każdy kłopot. Nudzisz się? Bolą cię kości? Masz suche łuski? Głowa ci pęka od wkuwania historii wojny? „Skocz do rzeki!” – wykrzykiwała, kiedy tylko któreś z pięciorga smocząt narzekało. Z pewnością nie przejmowała się tym, że jako jedyna z nich potrafiła oddychać pod wodą i że większość smoczych plemion nie cierpi się moczyć.

Łupek nie miał nic przeciwko, ale nie cierpiał marznąć, a podziemna rzeka, która płynęła przez ich jaskinię, była zawsze lodowata.

– Wskakuj – rozkazała Tsunami. Złapała jego ogon w przednie łapy i zaczęła go ciągnąć do rzeki. – Od razu lepiej się poczujesz.

– Nieprawda! – krzyknął Łupek, drapiąc szponami gładką skałę, żeby się zatrzymać. – Będzie mi zimniej! Przestań! Puszczaj! Aj!

Jego protesty zamieniły się w chmurę bąbelków, kiedy Tsunami wrzuciła go do lodowatej wody.

Gdy się wynurzył, Tsunami dryfowała obok niego, zanurzając głowę i opryskując wodą łuski niczym piękna, przerośnięta ryba. Łupek czuł się przy niej jak niezdarna brązowa klucha.

Z pluskiem przelazł na płyciznę i położył się na zatopionej skalnej półce, opierając głowę na brzegu rzeki. Nie przyznałby się do tego, ale Tsunami miała rację: poparzenia i otarcia mniej mu dokuczały w wodzie. Prąd pomagał wymyć dymiący skalny pył spomiędzy wysuszonych łusek.

Niemniej było mu zimno. Łupek podrapał skałę pod sobą. Dlaczego nie ma tu nawet odrobiny błota?

– Pustułka pożałuje pewnego dnia, kiedy zostanę królową Morskoskrzydłych – powiedziała Tsunami, podpływając, a potem odpływając wąskim korytem.

– Myślałem, że tylko córka królowej może rzucić jej wyzwanie, żeby zająć tron – powiedział Łupek.

Tsunami pływała naprawdę szybko. Żałował, że nie ma jak ona błon pławnych między szponami, skrzeli ani jej ogona – tak silnego, że niemal wychlapywała całą wodę z rzeki jednym uderzeniem.

– Cóż, może Morskoskrzydła królowa rzeczywiście jest moją matką, a ja jestem zaginioną księżniczką – odrzekła. – Jak w tej opowieści.

Wszystko, co smoczęta wiedziały o zewnętrznym świecie, pochodziło ze zwojów zebranych przez Szpony Pokoju. Ulubiona opowieść Tsunami nosiła tytuł „Zaginiona księżniczka” i była to legenda o młodziutkiej Morskoskrzydłej smoczycy, która uciekła z domu, a jej królewska rodzina przetrząsała całe morze w jej poszukiwaniu. Ostatecznie smoczyca znalazła drogę do domu i rodzice powitali ją z otwartymi skrzydłami, a potem radowano się i ucztowano.

Łupek zawsze pomijał środek opowieści – przygody księżniczki. Podobała mu się tylko końcówka – szczęśliwa matka i szczęśliwy ojciec. I ucztowanie. Ucztowanie też brzmiało naprawdę fantastycznie.

– Ciekawe jacy są moi rodzice – powiedział.

– Ciekawe, czy którekolwiek z naszych rodziców jeszcze żyje – dodała Tsunami.

Łupek nie lubił o tym myśleć. Wiedział, że smoki codziennie giną w wojnie – Pustułka i Płetwonóg wracali z wieściami o krwawych bitwach, wypalonej ziemi i płonących stosach smoczych ciał. Musiał jednak wierzyć, że jego rodzice nadal żyją i są bezpieczni.

– Myślisz, że czasem za nami tęsknią?

– Na pewno. – Tsunami machnęła ogonem i opryskała go wodą. – Założę się, że moi oszaleli z niepokoju, kiedy Płetwonóg ukradł moje jajo. Jak w tej historii.

– A moi przetrząsnęli całe moczary – dodał Łupek.

Odkąd byli małymi smoczętami, wszyscy wyobrażali sobie sceny z rodzicami, którzy rozpaczliwie ich szukają. Łupkowi podobała się myśl, że ktoś tam w świecie go szukał... Że ktoś za nim tęsknił i chciał go odzyskać.

Tsunami obróciła się na grzbiet i zapatrzyła się w kamienne sklepienie półprzezroczystymi zielonymi oczami.

– Cóż, Szpony Pokoju wiedziały, co robią – rzuciła z goryczą. – Tutaj nikt nas nigdy nie znajdzie.

Przez chwilę słuchali, jak rzeka bulgocze, a pochodnie trzaskają.

– Nie będziemy wiecznie siedzieć pod ziemią – powiedział Łupek, próbując pocieszyć Tsunami. – Znaczy, jeśli Szpony Pokoju chcą, żebyśmy zakończyli wojnę, to kiedyś muszą nas wypuścić. – Podrapał się w zamyśleniu za uchem. – Gwiezdny Lotnik mówi, że zostały nam tylko dwa lata.

Dwa lata zniewag i ataków. Tylko tyle musiał jeszcze wytrzymać.

– A potem będziemy mogli wrócić do domu i zjeść tyle krów, ile zechcemy.

– Najpierw musimy ocalić świat – zauważyła Tsunami. – A potem możemy wrócić do domu.

– Racja.

To, w jaki właściwie sposób mieli ocalić świat, było dość mgliste, ale najwyraźniej wszyscy uważali, że dojdą do tego we właściwym czasie.

Łupek wyszedł z rzeki. Jego mokre skrzydła były ciężkie i oklapnięte. Powlekł się pod ścianę i rozłożył je przed pochodnią, wyginając szyję i próbując się rozgrzać. Słabe fale ciepła przepłynęły po jego łuskach.

– Chyba że... – zaczęła Tsunami.

Łupek pochylił głowę, żeby na nią spojrzeć.

– Chyba że co?

– Chyba że odejdziemy wcześniej.

Obróciła się i wyszła z wody jednym płynnym ruchem.

– Odejdziemy? – powtórzył zdumiony Łupek. – Jak? Sami?

– A czemu nie? Gdybyśmy zdołali znaleźć wyjście z jaskiń, to czemu mielibyśmy czekać kolejne dwa lata? Jestem gotowa ratować świat. A ty nie?

Łupek nie był pewien, czy kiedykolwiek będzie gotowy ratować świat. Myślał, że Szpony Pokoju powiedzą im, co trzeba zrobić. Tylko trójka smoczych opiekunów – Pustułka, Płetwonóg i Barchan – wiedziała, gdzie ukryto smoczęta, ale istniała cała siatka Szponów szykujących się do wypełnienia proroctwa.

– Nie zdołamy sami zakończyć wojny – powiedział. – Nie wiedzielibyśmy od czego zacząć.

Tsunami ze złością zatrzepotała skrzydłami, opryskując go zimnymi kropelkami wody.

– Możemy też sami zakończyć wojnę – obstawała. – O to właśnie chodzi w przepowiedni.

– Może za dwa lata – powiedział Łupek.

Może do tego czasu odnajdę swoją niebezpieczną naturę. Może do tej pory stanę się zajadłym wojownikiem, jakiego chce Pustułka.

– A może wcześniej – upierała się Tsunami. – Zastanów się tylko nad tym, dobrze?

Przestąpił z nogi na nogę.

– W porządku, zastanowię się.

Przynajmniej dzięki temu mógł zakończyć tę sprzeczkę.

Tsunami przekrzywiła głowę.

– Słyszę obiad!

Słaby dźwięk przerażonego muczenia rozlegał się echem w tunelu za nimi. Szturchnęła wesoło Łupka.

– Kto pierwszy, ten lepszy!

Obróciła się i pognała przed siebie, nie czekając na jego reakcję.

Pochodnie w sali do walk jakby przygasły, a spod łusek Łupka sączyła się zimna woda. Złożył skrzydła i przesunął ogonem po rumoszu ze strzaskanej skalnej kolumny.

Tsunami oszalała. Ich piątka nie była gotowa, żeby zakończyć wojnę. Nie zdołaliby nawet samodzielnie przetrwać. Może Tsunami była dostatecznie odważna i twarda, jak prawdziwy bohater, ale Słonko, Gloria i Gwiezdny Lotnik... Łupek pomyślał o wszystkim, co mogło wyrządzić im krzywdę, i żałował, że nie może oddać im własnych łusek, szponów i zębów, żeby mieli dodatkową ochronę.

Poza tym nie było jak uciec z jaskiń. Szpony Pokoju już o to zadbały.

Mimo to jakaś cząstka jego istoty wbrew wszystkiemu zastanawiała się, jak to by było wrócić do domu, zamiast czekać jeszcze dwa lata. Nigdy nie poznał niczego poza jaskiniami, w których się wykluł, ale dostatecznie często wyobrażał sobie świat na zewnątrz. Wróciłby na moczary, na bagna, do plemienia Błotoskrzydłych, które było podobne do niego i myślało jak on... Z powrotem do rodziców, kimkolwiek byli...

A gdyby im się udało?

Gdyby smoczęta zdołały uciec, przetrwać i ocalić świat... po swojemu?

Smocze proroctwo. Księga 1 Sagi Skrzydła ognia

Подняться наверх