Читать книгу Romeo i Julia - Уильям Шекспир - Страница 8

Akt pierwszy
Scena piąta

Оглавление

Sala w domu Kapuletów. Wchodzą muzykanci i słudzy

PIERWSZY SŁUGA

Gdzie Potpan? Czemu nie pomaga sprzątać? Gęsi mu paść, nie służyć.


DRUGI SŁUGA

Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają ludziom złej maniery; na diabła się to

zdało.


PIERWSZY SŁUGA

Powynoście stołki! usuńcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie,

braciszku, kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu, żeby wpuścił Zuzannę

Grindston i Nelly; jak mię kochasz! Antoni! Potpan!


DRUGI SŁUGA

Dobrze, chłopcze, gotowe.


PIERWSZY SŁUGA

Wołają was, pytają o was, czekają na was, niecierpliwią się na was w wielkiej sali.


TRZECI SŁUGA

Nie możemy być tu i tam razem. Dalej, chłopcy, pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekać,

wszystkiego się doczeka.


Oddalają się. KAPULET i inni wchodzą z gośćmi i maskami

KAPULET

Witaj, cna młodzi! Wolne od nagniotków

Damy rachują na waszą ruchawość.

Śliczne panienki, któraż z was odmówi

Stanąć do tańca? O takiej wręcz powiem,

Ze ma nagniotki. A co? Tom was zażył!

Dalej, panowie! I ja kiedyś także

Maskę nosiłem i umiałem szeptać

W ucho pięknościom jedwabne powieści,

Co szły do serca; przeszło to już, przeszło.

Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!

Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta!

Muzyka gra. Młodzież tańczy.

Hej! więcej światła! Wynieście te stoły!

I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco.

Siadajże, siadaj, bracie Kapulecie!

Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły.

Jakże to dawno byliśmy obydwaj

Po raz ostatni w maskach?


DRUGI KAPULET

Będzie temu

Lat ze trzydzieści.


KAPULET

Co? Co! Nie tak dawno.

Było to, pomnę, na godach Lucencja;

Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,

Będzie dwadzieścia pięć lat.


DRUGI KAPULET

Dawniej, dawniej,

Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.


KAPULET

Co mi waść prawisz? Przede dwoma laty

Syn jego nie był jeszcze pełnoletni.

ROMEO do jednego ze sług

Co to za dama, co w tej chwili tańczy

Z tym kawalerem?


SŁUGA

Nie wiem, jaśnie panie,


ROMEO

Ona zawstydza świec jarzących blaski;

Piękność jej wisi u nocnej opaski

Jak drogi klejnot u uszu Etiopa.

Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.

Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona

Świeci wśród swoich towarzyszek grona.

Zaraz po tańcu przybliżę się do niej

I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.

Kochałem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!

Boś jeszcze nie znał równego uroku.


TYBALT

Sądząc po głosie, z Montekich to któryś.

Daj no mi rapir, chłopcze. Jak się waży

Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą

Szyderczo naszej urągać zabawie?

Na krew szlachetną, co mi wzdyma serce,

Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę.


KAPULET

Tybalcie, co ci to? Czego się zżymasz?


TYBALT

Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:

Jeden z Montekich, twych śmiertelnych wrogów,

Śmie tu znieważać gościnność twych progów.


KAPULET

Czy to Romeo?


TYBALT

Tak, ten to nikczemnik.


KAPULET

Daj mu waść pokój; nie wychodzi przecie

Z granic wytkniętych dobrym wychowaniem;

I, prawdę mówiąc, cała go Werona

Ma za młodzieńca pełnego przymiotów;

Nie chciałbym za nic w świecie w moim domu

Czynić mu krzywdy. Uspokój się zatem,

Miły synowcze, nie zważaj na niego;

Taka ma wola; jeśli ją szanujesz,

Okaż uprzejmość i spędź precz z oblicza

Ten mars niezgodny z weselem tej doby.


TYBALT

Taki gość w domu nabawia choroby;

Nie ścierpię go tu.


KAPULET

Chcę go mieć cierpianym.

Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to?

Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem?

Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść!

Waść mi chcesz gości porozpędzać? kołki

Na łbie mi strugać? przewodzić w mym domu?


TYBALT

Stryju, to zakał.


KAPULET

Cicho! burdą jesteś.

Z tą porywczością doigrasz się waszmość.

Zawsze mi musisz się sprzeciwiać! – Brawo,

Kochana młodzi! – Urwipołeć z waści!

Siedź cicho albo… Hola! Więcej światła! —

Ja cię uciszę. Patrz go! – Żwawo, chłopcy!


TYBALT

Gniew dobrowolny z flegmą przymuszoną

Na krzyż się schodząc wstrząsają mi łono,

Muszę ustąpić; wkrótce się atoli

W gorzką żółć zmieni ta słodycz wbrew woli.


Oddala się

ROMEO do JULII

Jeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma,

Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe

Odpokutować usta me gotowe

Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma.


JULIA do ROMEA

Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,

Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;

Jestli ujęcie rąk pocałowaniem,

Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni.


ROMEO

Nie mająż święci ust tak jak pielgrzymi?


JULIA

Mają ku modłom lub kornej podzięce.


ROMEO

Niechże ich usta czynią to co ręce;

Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij.


JULIA

Niewzruszonymi pozostają święci,

Choć gwoli modłów niewzbronne ich chęci.


ROMEO

Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie,

I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie,


Całuje ją

JULIA

Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty.


ROMEO

Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!

Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!

Pozwól.


Całuje ją znowu

JULIA

Jak z książki całujesz, pielgrzymie.


MARTA

Panienko, jejmość pani matka prosi.


ROMEO

Któż jest jej matką?


MARTA

Jej matką? Bajbardzo!

Nikt inny, jedno pani tego domu;

I dobra pani, mądra a cnotliwa.

Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił.

Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił.


ROMEO

Julia Kapulet! O dolo zbyt sroga!

Życie me jest więc w ręku mego wroga.


BENWOLIO

Wychodźmy, wieczór dobiega już końca.


ROMEO

Niestety!

z wschodem dla mnie zachód słońca.


KAPULET do rozchodzących się gości

Ejże, panowie, pozostańcie jeszcze:

Mają nam wkrótce dać małą przekąskę.

Chcecie koniecznie? Muszę więc ustąpić.

Dzięki wam, mili panowie i panie.

Dobranoc. Światła! Idźmy ż spać.


do DRUGIEGO KAPULETA

Braciszku,

Zapóźniliśmy się; idę wypocząć.


Wychodzą wszyscy prócz JULII i MARTY

Romeo i Julia

Подняться наверх