Читать книгу Wyzwanie - Vanessa Fewings - Страница 7

Rozdział pierwszy

Оглавление

Potrzebowałam tego.

I to bardzo.

Po drugiej stronie długiego stołu z ciemnego drewna siedziały trzy piękne kobiety. Moje dotychczasowe odpowiedzi nie zrobiły na nich żadnego wrażenia. Wyglądało na to, że zawalę tę rozmowę o pracę i zaprzepaszczę swoją przyszłość.

Enthrall, najbardziej prestiżowy klub BDSM w Los Angeles, zamierzał zatrudnić nową recepcjonistkę. Wiele wskazywało na to, że nią nie zostanę i że nie będę pobierać jej niewiarygodnie wysokiej pensji. To nie była kwestia chciwości, ale przetrwania. Dość miałam jedzenia chińskich zupek, mieszkania w kawalerce i jazdy rowerem po mieście, żeby zaoszczędzić na benzynie. Praca na dwóch etatach mnie wykańczała.

Od poniedziałku do piątku byłam sprzedawczynią w Willem’s, sklepie z artykułami dla plastyków w West Hollywood, gdzie kręciło się wielu marzących o sukcesie niedoszłych artystów. W weekendy obsługiwałam stoliki w Cheesecake Factory. Lubiłam oba te zajęcia, ale brak wolnych dni zaczynał dawać się we znaki.

Ta rozmowa o pracę była jak lina ratunkowa, chociaż czułam, że z jakiegoś powodu moje ręce osuwają się po niej w kierunku klęski.

Dwie z kobiet naprzeciw mnie nawet się nie przedstawiły, co uznałam za dziwne i co sprawiało, że sytuacja stała się jeszcze bardziej niezręczna. Tara, dziewczyna mojej najlepszej przyjaciółki, mogła mnie uprzedzić. Pracowała tu jako recepcjonistka przez wiele lat, więc zapewne przywykła do tej wysokoenergetycznej atmosfery pełnej intensywności i nawet nie zwracała uwagi na seksualne napięcie emanujące nawet z tych designerskich murów z czerwonej cegły.

Murów, które wydawały się na mnie napierać.

Czterdziestokilkuletnia kobieta po prawej, ubrana w drogi kostium od Chanel, miała szkocki akcent i stylowe okulary, zza których patrzyła na ekran swojego blackberry i coś na nim pisała. Olśniewająca brunetka po drugiej stronie była piękna jak modelka i obleczona od stóp do głów w czarną skórę, bardzo kontrastującą z konserwatywnym strojem jej koleżanki. I okazała się na tyle uprzejma, żeby od czasu do czasu obdarzyć mnie uśmiechem.

– Twoje CV jest skromniutkie – oznajmiła Pani Scarlet, surowa szatynka w środku, przeglądając moje papiery.

Zastanawiałam się, po co w ogóle to robię. Pięć minut temu, kiedy siedziałam w poczekalni, jedna z poprzednich kandydatek wypadła stąd i pokazała mi uniesione kciuki.

– Świetnie mi poszło! – wykrzyknęła, a jej biust radośnie podskakiwał, kiedy paradowała po korytarzu.

Moja czarna spódnica i biała bluzka zupełnie tu nie pasowały. Postawiłam na poważny look, wręcz naukowy, żeby wyglądać jak profesjonalistka. Ale one pewnie szukały kogoś eleganckiego, pracownicy, która nie będzie się tu wyróżniała. Wyprostowałam się, nie chcąc jeszcze przyznać się do porażki.

Parkiet z twardego drewna, przyciemnione oświetlenie i czarno-białe fotografie miasta zawieszone nisko na ścianach składały się na elegancki klimat typowy raczej dla Wschodniego Wybrzeża. Jeśli miał na celu onieśmielanie gości, znakomicie spełniał swoją funkcję.

– Dlaczego chcesz tu pracować? – nie odpuszczała Pani BlackBerry.

– Cóż… – Uniosłam rękę, żeby zaakcentować swoje słowa. – Naprawdę wierzę, że w tym wolnym od uprzedzeń otoczeniu i wśród zróżnicowanej klienteli dojrzeję wewnętrznie.

Pani Scarlet wydawała się tym rozbawiona.

– Czyli nie chodzi o wynagrodzenie?

– Jest bardzo hojne – przyznałam i postanowiłam rozpamiętywać upokorzenie później, topiąc smutki we flaszce wina.

Zarumieniłam się pod ich uważnym spojrzeniem. Przysięgłabym, że przejrzały mnie na wylot i zauważyły, jak kulę się po każdej odpowiedzi innej niż ta, której oczekiwały.

– Skąd jesteś? – zapytała Pani Scarlet.

– Z Charlotte – odparłam.

– Na pewno nie tęsknisz za wilgocią – wtrąciła brunetka.

– Nie.

– Jesteś bardzo młoda – dodała.

– Mam dwadzieścia jeden lat.

Pani Scarlet wydawała się spięta.

– Co wiesz o naszej działalności?

– Zaspokajacie niecodzienne potrzeby wyjątkowych klientów. – Byłam dumna z tej dyplomatycznej odpowiedzi.

– Proszę odpowiedzieć – zażądała Pani BlackBerry, nie przerywając pisania.

Poczekałam, aż wyśle wiadomość.

– To prywatny klub – oznajmiłam.

Usta Pani Scarlet wykrzywiły się w półuśmiechu.

– S&M – dodałam.

Już potrafiłam sobie wyobrazić, jak czują się jej klienci.

– Sadyzm i masochizm? – W moich ustach faktycznie zabrzmiało to jak pytanie.

– Rozkosz i ból – oznajmiła kobieta od blackberry. – Co twoja mama myśli o tym, że zamierzasz tu pracować?

Naturalnie nie zadano mi tego pytana, kiedy ubiegałam się o pracę w sklepie z artykułami dla plastyków.

– Zmarła wiele lat temu. Mam macochę.

– Przykro mi. – Położyła telefon na stole. – Czy macocha wie, że tu jesteś?

– Tak, oczywiście – skłamałam.

Scarlet złączyła palce.

– Szczycimy się tym, że wysłuchujemy sekretów i dotrzymujemy tajemnic. To nie jest zwykły klub. To społeczność zrównoważonych dorosłych, którzy lubią badać swoje upodobania w bezpiecznym i przychylnym otoczeniu.

– Muszę być z tobą szczera, to nasza zasada – oznajmiła Pani BlackBerry. – Zdaje się, że nie czujesz się swobodnie ze swoją seksualnością.

Na to nie znalazłam odpowiedzi.

– Nie możemy zatrudnić recepcjonistki, która rumieni się na widok każdego wchodzącego klienta – dodała Scarlet.

– Koleżanka chce powiedzieć, że odwiedzają nas klienci z całego świata – wyjaśniła Pani BlackBerry. – Ekskluzywni członkowie. Ich zadowolenie to nasz priorytet.

– Moja najlepsza przyjaciółka jest lesbijką – oznajmiłam. – Nie mam uprzedzeń. Mieszkałyśmy razem w akademiku.

– A ty jesteś lesbijką? – zapytała Pani BlackBerry.

Skrępowana, poprawiłam się na krześle. Czy podczas tej rozmowy nie obowiązywały żadne zasady?

Scarlet spojrzała na koleżankę, po czym skinęła na mnie głową.

– Mia, jesteś lesbijką?

– Nie – odparłam, rumieniąc się.

– Nie kierujemy się tu zasadami obowiązującymi w innych miejscach zatrudnienia – dodała brunetka. – Może czułabyś się lepiej w pracy innego rodzaju. Doceniamy, że dzisiaj tu przyszłaś, naprawdę.

Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani słowa.

Scarlet wychyliła się w moim kierunku.

– Samokontrola, takt, dojrzałość, mądrość, to cechy, których wymagamy od pracowników.

W pomieszczeniu zapadło milczenie.

– Ludzie zawsze czuli się przy mnie swobodnie – powiedziałam cicho.

Gdzieś w głębi korytarza zadzwonił telefon. Jego dźwięk zakłócił ciszę, lecz nie rozładował napięcia.

– Potrzebujemy recepcjonistki do umawiania spotkań – oświadczyła Pani Scarlet – zapisywania klientów. To odpowiedzialna praca. Potrzebny nam ktoś, kto uszanuje prywatność naszych klientów i sprawi, że poczują się mile widziani. Oczekujemy, że osoba na tym stanowisku wykaże się umiejętnością doskonałej komunikacji i organizacji.

– Mam te umiejętności – zapewniłam.

– Doskonale. – Brunetka uniosła głowę.

Znowu zapadła niezręczna cisza.

– Dziękujemy, że przyszłaś – powiedziała w końcu Scarlet.

Wstałam i sięgnęłam po torebkę.

– To… eee… z Victoria’s Secret. – I położyłam swoje koronkowe figi na blacie przed Panią Scarlet.

Czując, jak płoną mi policzki, odwróciłam się i ruszyłam do drzwi.

– Poczekaj chwilę – odezwała się brunetka.

Podniosła się z krzesła i obeszła stół.

Zerknęłam na jej sięgające uda skórzane buty na zabójczo wysokich obcasach. Zbliżała się do mnie eleganckim krokiem. Ta olśniewająca kobieta była pierwszą dominą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Emanowała z niej seksualna pewność siebie; owionął mnie piżmowy zapach świeżo ściętych kwiatów i ambry, mocny aromat Poison Diora. O dziwo, było w niej jednak coś kojącego. Czułam, że poradziłaby sobie właściwie ze wszystkim. I wszystkimi.

– Co dokładnie powiedziała ci Tara? – Poprawiła mój kołnierzyk, który najwyraźniej przez cały czas był wywinięty.

Obejrzałam się na Panią Scarlet i Panią BlackBerry, usiłując jednocześnie zapanować nad kołnierzykiem.

– Wspomniała, że potraktują to panie jako gest mojego zaangażowania w…

– Mów dalej – wymruczała te słowa jak pantera, piękna, ale gotowa do ataku. To był właśnie czar dominy.

– Powiedziała, że dzięki temu dostała tu pracę.

Pochyliła się ku mnie.

– Tyle że ona zdjęła je w naszej obecności.

Zastanawiałam się, dlaczego Tara nie raczyła mi o tym wspomnieć.

Pani Scarlet wskazała na moją spódnicę.

– Masz majtki.

Wbiłam spojrzenie w drzwi, z trudem powstrzymując się od grymasu. W drodze tu zdążyłam wpaść do centrum handlowego, gdzie kupiłam nowe stringi, od których oderwałam metkę. Nie przyszłabym tu bez majtek, niezależnie od tego, jak bardzo potrzebowałam tej pracy. Nie byłam gotowa na nic w tym stylu.

Te kobiety specjalizowały się w mroczniejszym rodzaju seksu. Skoro chciałam tu pracować, musiałam udowodnić, że dam sobie radę ze wszystkim, czym mnie obarczą. Z twarzy moich jurorek wywnioskowałam, że zdecydowanie nie uwierzyły, bym umiała żyć na krawędzi. Ja tylko na niej balansowałam, bliska poobijania sobie tyłka po upadku z oszałamiającej wysokości swojego przeraźliwego zażenowania.

– Chętnie się czegoś nauczę. – Doszłam do wniosku, że już po wszystkim, i przejechałam palcami przez włosy. – Chcę się uczyć.

Pantera spojrzała na mnie spod długich czarnych rzęs.

– Nie znam pani imienia – zauważyłam.

– Charlotte.

– Ja jestem z Charlotte.

– Mówiłaś.

Tak, mówiłam, a teraz raz jeszcze udało mi się zrobić z siebie głupka.

– Mów mi Lotte – zaproponowała.

Blackberry Pani BlackBerry pisnął, a ona podniosła wzrok.

– Będziemy w kontakcie – oznajmiła.

Lotte nadal stała bardzo blisko mnie, jakby badając granice mojej przestrzeni osobistej.

– Odprowadzę cię – oznajmiła.

Ruszyłyśmy długim korytarzem. Wystrój był oszałamiający – na ścianach po obu stronach wisiały ciemne gotyckie obrazy i żałowałam, że nie mam czasu im się przyjrzeć. Atmosfera pokoju, w którym mnie egzaminowano, wydawała mi się wręcz namacalna. Może to była kombinacja wyrafinowanych perfum, na które ja nie mogłabym sobie pozwolić, oraz drapieżnej pewności siebie tych kobiet.

Zastanawiałam się, jak tutaj trafiły. Co sprawiło, że zdecydowały się na to życie z czarną skórą i czymś niepokojącym, co kryło się w pełnych seksualnego napięcia lochach. Które na pewno tu mieli, gdzieś na najniższym poziomie. Ból i rozkosz. W tym wszystkim skrywał się mrok i bardzo chciałam się dowiedzieć, co tak naprawdę się tam działo.

Minęłyśmy kolejne drzwi, przez które przechodziłam w drodze tutaj, i ruszyłyśmy w kierunku windy. Lotte nacisnęła przycisk, żeby ją ściągnąć, a wtedy na jej szyi zamigotał największy brylant, jaki kiedykolwiek widziałam.

Okręciła delikatny łańcuszek na palcu.

– Od bardzo niegrzecznego klienta – powiedziała.

Zanim się w ogóle zorientowałam, uniosłam brwi.

– Czym się wcześniej zajmowałaś? – spytałam.

– Byłam farmaceutką.

– Tutaj lepiej płacą?

Lotte zatopiła we mnie uważne spojrzenie.

– Nie robię tego dla pieniędzy. Ja leczę – odparła i przeniosła wzrok na drugą windę, tuż za recepcją.

– Dokąd ona prowadzi?

– Tam zabieramy naszych klientów – wyjaśniła niskim głosem.

Ciarki przeszły mi po plecach. Dyskretnie przyjrzałam się jej strojowi. Miała na sobie sięgające do uda buty na obcasie i obcisły skórzany gorset, który uwodzicielsko skrzypiał przy każdym jej ruchu. Znad obszycia z ażurowej koronki wyłaniał się głęboki blady dekolt. W powietrzu czułam korzenną woń kadzidełek, a z ukrytych głośników sączyła się muzyka. Niskie dźwięki monotonnego śpiewu w obcym języku brzmiały kojąco i kusząco zarazem. Poczułam ucisk w żołądku. To wszystko wydawało się takie zakazane…

Powolnym ruchem owinęła kosmyk moich długich włosów wokół swojego palca.

– Jesteś naturalną blondynką? – zapytała.

– Tak – potwierdziłam.

– Piękna – powiedziała. – Wyglądasz, jakbyś zeszła z obrazu Williama-Adolphe’a Bouguereau.

– Hmm…

– To malarz. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Umiał pokazać duszę kobiety. Idealnie uchwyciłby twoją kruchą figurę, ciemnoniebieskie oczy i różane usta. – Przysunęła się bliżej. – Tylko dawni mistrzowie potrafiliby namalować twoją niewinność.

Byłam zakłopotana jej słowami.

Po wejściu do windy wstrzymywałam oddech, dopóki drzwi się za mną nie zamknęły. Pani Lotte ociekała zmysłowością, o której dotąd tylko czytałam. Ostatnich kilka minut przyprawiło mnie o zawrót głowy, czułam się tak, jakbym właśnie się obudziła. Popatrzyłam na kosztowne lustrzane ściany, luksusową wykładzinę i supernowoczesne przyciski. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kamer, ale nie dostrzegłam ani jednej.

Mój mini cooper stał między srebrnym bmw a czarnym jaguarem. Jęknęłam na widok plamy oleju, który wyciekał spod mojego auta i brudził beton. Miałam nadzieję, że mini przynajmniej odpali i że nie będę musiała niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi, gdy silnik zawyje przy uruchamianiu.

Przez kilka minut zwlekałam, stojąc na świeżym powietrzu, żeby nasycić się przepychem tego miejsca. Klub Pacific Palisades onieśmielał nawet od zewnątrz szykownie zaprojektowaną i bogato zdobioną fasadą, która wznosiła się niczym majestatyczne świadectwo uprzywilejowania. Czy naprawdę wierzyłam, że taka dziewczyna jak ja znajdzie pracę w tak eleganckim miejscu jak Enthrall?

Co ja sobie myślałam, do cholery?

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Wyzwanie

Подняться наверх