Читать книгу Zakazane miejsca: Lekarz - opowiadanie erotyczne - Vanessa Salt - Страница 3
ОглавлениеJest tu tylko pełno staruszków. Dziadki z laskami albo balkonikami, wyglądający, jakby dawno temu przekroczyli datę przydatności do użycia, babcie ze śmierdzącym oddechem, babcie ze sztuczną szczęką, babcie z brodą i wreszcie – te, które zaczepiają. Spragnione towarzystwa cholernice, które mówią: „Hej” i „Jak tam?” do każdziusieńskiej przechodzącej osoby. Nawet do tych, które wyraźnie okazują, że nie są zainteresowane – telefon zakrywający niemal całą twarz ewidentnie o tym świadczy. W każdym razie dla mnie.
Poza tym nie gada się z obcymi. Nie tutaj, w Uppsali, ani też w Sztokholmie. Coś takiego robi się chyba tylko za granicą?
– Agda. Mamy tu jakąś Agdę?
Kobieta w charakterystycznym białym fartuchu zagląda do poczekalni. Okulary. Krótko przycięte włosy. Wygląda tak, jakby pracowała tu zdecydowanie zbyt długo. Może miała kiedyś ambicje, chciała pracować w „prawdziwym” szpitalu, ale została w przychodni. Wiele osób chyba zostaje. Dużo bardziej lubię swoją pracę biurową, podczas której nie muszę całymi dniami oglądać tyłków ani ran innych ludzi.
Wzdycham i zmieniam pozycję na skrzypiącym krześle. Gdyby telefon zupełnie się nie rozładował, bawiłabym się dużo lepiej, ale teraz nie mam innego wyboru, jak siedzieć i obserwować. Jak taka wariatka, obok której wszyscy nienawidzą zajmować miejsca, bo zawsze siedzi bardzo blisko, a potem zerka, czym się zajmujesz. Bo nie ma nic, czym sama mogłaby się rozerwać.
Wstają dwie Agdy i lekarka musi wszystko sprawdzić oraz poprosić jedną z nich, żeby usiadła z powrotem. Dramat na najwyższym poziomie. Chcę zobaczyć, która godzina, ale wtedy sobie przypominam. Telefon. Cholera.
Gdy jedna Agda poszła za lekarką i wyszła z pomieszczenia, wchodzi następny lekarz. Gapię się na niego. Gapię się.
Nie mogą przecież istnieć tak atrakcyjni lekarze? Choćby same włosy… Ciemne i potargane, jakby był na zewnątrz podczas letniej burzy. Nie czesze ich? Czy robią się takie niezależnie od tego, jak bardzo się wysila? Szalenie seksowne, oto jakie są. I zarost też. Z pewnością kłujący, gdy się przykłada do niego rękę. Boże, ależ bym chciała to zrobić.
Cassandro, opanuj się! Pamiętasz, co się stało poprzednim razem, gdy próbowałaś flirtować z lekarzem?
Julia, która mnie zachęciła. Łaskotanie w ciele. Pamiętam, jak przybrałam swój najzalotniejszy uśmiech, gdy zsunęłam nieco koszulkę na piersi i trochę tak za bardzo kołysałam biodrami. Plan był taki – sprawić, by lekarz mnie pocałował. Mizianie nie było konieczne. Julia siedziała w poczekalni i na mnie czekała.
Nigdy w całym moim życiu nie przydarzyło mi się coś tak żenującego. Lekarz ściskał moje piersi – tak, bo oczywiście zmyśliłam historyjkę o tym, że gdzieś tam wyczułam guzek – i podczas gdy to robił, położyłam mu rękę na policzku i…
To zbyt bolesne.
Jakbym mogła w ogóle przypuszczać, że uda mi się taka bezsensowna rzecz. Lekarze są profesjonalni. Trochę tak, jakbym ja wciągnęła kolegę z biura do schowka na przybory do sprzątania, tak pewnie oni podrywaliby pacjentki. Prawdopodobnie jest to też zabronione. Jak przecież wszystko, co przyjemne.
– Cassandra – czyta z kartki mężczyzna. Patrzy. Przyjazne ciemne oczy napotykają moje.
– Tak? – Mój głos brzmi jak pisk. Szybko biorę z podłogi torebkę, wstaję i poprawiam sukienkę. Robię kilka kroków do przodu, nie zrywając kontaktu wzrokowego. I napotykam jego wyciągniętą rękę.
Z bliska źrenice są czarne jak otchłań, a tęczówki brązowe jak trawa o zachodzie słońca. Ręka jest ciepła. Nie uśmiecha się jednak. Jest taki poważny wobec wszystkich czy tylko wobec mnie?
– Marco – mówi.
– Cassandra.
– Wiem. Chodź.
Wiem?Można być aż tak zarozumiałym?
Odwraca się, wychodzi z poczekalni i wchodzi do długiego i wąskiego korytarza. Białego, oczywiście. Wszystko w przychodni jest białe. Idę za nim i kiwam grzecznie głową, gdy spotykamy pielęgniarkę. Na ścianach wiszą obrazy. Buty stukają o lśniącą podłogę. Marco nagle się zatrzymuje, otwiera drzwi i macha mi, żebym weszła.
– Proszę, wejdź i usiądź. Jeśli chcesz, możesz odwiesić torebkę na wieszak.
– Dziękuję.
Zagłębia się w swoim bordowym krześle biurowym przed komputerem, a ja siadam na drewnianym, które zdaje się przeznaczone dla pacjentów. W milczeniu wpatruje się w jeden z ekranów komputera. Klika parę razy myszką. Przewija.
No?Zakładam jedną nogę na drugą i czekam. Nie zapyta, dlaczego tu jestem?
Światło słoneczne sączy się przez żaluzje, na parapecie stoi kilka roślin. Żywych roślin. Krawędzie ekranów komputerowych są pokryte karteczkami samoprzylepnymi w różnych kolorach, a z drugiej strony ściany wiszą dziwne przyrządy. Może takie, które trzyma się w uszach?
– Skończyłaś kontrolę?
Podskakuję.
– Niczego nie kontroluję. Czekam tylko, aż zaczniemy.
– Dobrze. – Wzrok wbija w moje oczy. – Więc jesteś tu, żeby zbadać kilka znamion, zgadza się?
– Tak.
– Ponieważ niepokoisz się rakiem?
– Nie tak, jak wszyscy? – Lekko pociągam nitkę sukienki, muszę się na czymś skupić, żeby nie przestać oddychać. – Lubię się opalać i po prostu chcę sprawdzić, na wszelki wypadek.
Przesuwa spojrzenie dalej po mojej odsłoniętej skórze. Ramiona, klatka piersiowa, nogi. Ciasna sukienka sięga jedynie do połowy ud, ale nie miałam rano wielkiego wyboru, kiedy musiałam zdecydować. Dwadzieścia osiem stopni to naprawdę nie jest pogoda na dżinsy. Całe szczęście, że chyba tu mają klimatyzację. Odwraca wzrok do ekranu.
– Widzę.
– Co widzisz?
– Że lubisz się opalać.
– Mam to potraktować jako komplement?
– Jeśli chcesz.… – Notuje coś, a na czole pojawia mu się zmarszczka. – Ale pomyśl, że nie wszyscy lubią opaloną skórę.
– Ty lubisz? – Święty Boże, powiedziałam to na głos?
Przestaje pisać.
– Pokaż mi znamiona, to je obejrzę.
Ciekawe. Nie zamierza odpowiadać. Powoli zaczynam pociągać za cienkie ramiączko sukienki. W dół. W dół. Gdy to ukończyłam, odwijam materiał do bioder, tak że cała górna część ciała odsłania się przed nim. Czarny stanik z koronki jest właściwie zupełnie za mały. Wiem, że połowę otoczek brodawek widać niezależnie od tego, co robię, i to może jakiś demon sprawił, że wybrałam właśnie ten. W tym uroczystym dniu.
Lekarz sapie?
Tak to brzmi. Tak powściągliwe wcześniej spojrzenie wbija się w moje wytęsknione sutki, które są tak sztywne, że wydaje się, jakby miały zamiar rozsadzić cienką koronkę. Unoszę brwi i się odwracam.
– Znamiona są na plecach.
– Oczywiście. – Zimny koniuszek palca przesuwa się po moim karku. Wzdrygam się, drżę.
– Przepraszam – mamrocze niemal szeptem. – Bolało?
– Absolutnie nie. – Przeciwnie. – Kontynuuj…
– Możesz opisać, gdzie mniej więcej znajdują się te znamiona?
– Jedno między łopatkami, jedno dość nisko, dokładnie przy… brzegu majtek i trzecie na barku. Prawym.
Palce zsuwają się w dół. Zatrzymują się od czasu do czasu, ale potem idą dalej. Na ramionach pojawia mi się gęsia skórka, podnoszą się włosy. Nagle klimatyzacja wydaje się bardzo zimna. Gapię się w kierunku zamkniętych drzwi i czekam, aż Marco skończy. Jednocześnie chcę, żeby nie kończył nigdy, ale muszę już dać sobie spokój z lekarzami – to po prostu głupie chodzić i usychać z tęsknoty za czymś, czego nigdy nie będzie można dostać. Powinnam zamiast tego znaleźć zwyczajnego chłopaka, takiego, który ubiera się w zwyczajne ubrania, ma zwyczajną pracę i rozmawia o zwyczajnych rzeczach. Jak będę potrzebować ujścia dla swojej fantazji, zawsze możemy wymyślić jakieś ostrzejsze zabawy w sypialni. Odgrywanie ról, może to coś dla mnie?
– Nie, nie ma się czym niepokoić. – Marco przyciska koniec palca do mojego barku. – Jak na razie wyglądają zupełnie normalnie, ale byłoby dobrze, gdybyś je kontrolowała i pozostała uważna. Proszę tak robić i natychmiast dać znać, jak zauważysz jakieś zmiany.