Читать книгу Droga Szamana - Wasilij Machanienko - Страница 5
ROZDZIAŁ 2
ОглавлениеKOPALNIA „PRYKA”. POCZĄTEK
Moim oczom ukazała się Kopalnia Miedzi „Pryka” w całej swojej okazałości. Wysokie na prawie sto metrów ogromne kamienne klify wypełniały całe pole widzenia. Szczyty skał wisiały nad kopalnią, tworząc daszek nad całym perymetrem. Jak dach dla kibiców nad stadionem – skojarzyło mi się. Nawet jeśli zechcesz, nie wdrapiesz się po takich ścianach, choć znajdujące się tam występy skalne dosłownie zapraszały: chodź i spróbuj. Ciekawe, zacząłem się zastanawiać – czy kopalnia jest okrążona górami czy jednak wydrążona w ziemi? Trzeba będzie kogoś o to zapytać, na wypadek gdyby nagle wpadł mi do głowy pomysł, żeby wykopać sobie stąd dziurkę na zewnątrz. Chociaż kolejna myśl była nie mniej intrygująca – czy ta kopalnia w ogóle ma jakiekolwiek połączenia ze światem zewnętrznym, czy została odseparowana w pamięci serwera? Wykopię dziurę – i znajdę się pośrodku pustkowia. Sama kopalnia na pierwszy rzut oka zajmowała miłą oku dolinę – dość długą i szeroką na około kilka kilometrów – o lekko nieregularnej, zróżnicowanej powierzchni. Była podzielona na dwie części. W pierwszej, o długości około trzystu metrów, stały drewniane budynki; jeden z nich od razu rozpoznałem – kuźnia – reszty na razie nie mogłem zidentyfikować, ale prawdopodobnie były to baraki dla więźniów. Drugą część doliny oddzielał nieduży drewniany, miejscami powykrzywiany płot. Z tej części kopalni dobiegały donośne uderzenia kilofów i krzyki więźniów. Oto ono – miejsce mojej pracy. Stąd, gdzie stałem, nie było zbyt dobrze widoczne; zasłaniała je ogromna chmura szarego pyłu. Dziwne, widziałem kurz, ale zupełnie go nie czułem. Najwyraźniej to po prostu efekt wizualny nałożony na daną lokalizację, żeby stworzyć wrażenie wiarygodności.
Z dala od innych zabudowań i niedaleko od miejsca, gdzie się pojawiłem, stał budynek, na którym widniała tabliczka z napisem: „Witamy w Kopalni Miedzi »Pryka«”. Aha, czyli to jest budynek lokalnej administracji i pewnie mieszka w nim jakiś groźny naczelnik, od którego będzie zależało moje wyjście do ogólnego świata Gry.
Ech, wyjście do ogólnego świata Gry. Dosłownie przed samym zamknięciem w kapsule zobaczyłem, co oznacza artykuł 78 paragraf 24, na który powoływał się sędzia, mówiąc o możliwości mojego przejścia do świata gry. Jakoś umknęło mi to na etapie przygotowań. Kiedy więc przeczytałem, o co chodzi, nawet się ucieszyłem. Zapis artykułu brzmiał następująco: „W razie zdobycia Szacunku wśród strażników miejsc zamknięcia więzień ma możliwość przeniesienia się do ogólnego świata Gry”. Reszta tekstu głosiła, że pierwsze pół roku – nawet jeśli w drugim dniu zamknięcia zdobędziesz Szacunek – trzeba będzie spędzić w specjalnej osadzie i że 30% wszystkich otrzymanych pieniędzy w momencie wyjścia z kopalni zostanie przekazane na rzecz korporacji. Było tam jeszcze coś… Już nie pamiętam, co dokładnie. Najistotniejsze, że mam możliwość przejścia do ogólnego świata Gry.
Czyli najważniejszym celem na najbliższy czas jest zdobyć Szacunek i spodobać się naczelnikowi kopalni. A raczej odwrotnie: spodobać się i zdobyć. Ech, nieważne, byle osiągnąć cel: wyjść z kopalni. Świetnie! Pobyłem w kopalni kilka minut, a już planuję z niej uciec.
Teraz pozostało tylko dojść do ładu z tym, z czym przyjdzie mi pracować, grać, no i ogólnie żyć przez najbliższe osiem lat. Muszę przyjrzeć się swojej postaci, jej parametrom i opisowi. Przygotowując się do pobytu w więzieniu, nawet nie mogłem przypuszczać, że dadzą mi Szamana, ponieważ na wszystkich forach była mowa o tym, że zazwyczaj przydzielają albo Wojowników, albo Łotrzyków. To o nich czytałem: można powiedzieć, że zostałem ekspertem w tym temacie. Ale żaden gad na żadnym forum nie napisał, że mogą więźniowi dać klasę, która posługuje się zaklęciami. Cholera, nawet nie wiem, jak to się robi, a samodzielne zgłębienie tematu będzie bardzo trudne.
Wyświetliłem okno z opisem postaci, żeby móc się z nią zaznajomić:
Bonus rasowy:
Zyskiwanie reputacji wśród wszystkich frakcji zostało zwiększone o 10%.
„Świetne” parametry. Moje wirtualne serce ścisnęło się, kiedy porównałem tego Szamana z moim Łowcą z poziomu osiemdziesiątego siódmego. Jakże ubogo wygląda Szaman w zestawieniu z moim poprzednim bohaterem. Ech…
Energia. Współczynnik przyprawiający wszystkich więźniów o największy ból głowy. W ogólnym świecie Gry, jeśli poziom Energii spada do zera, postać po prostu nagle się zatrzymuje i kilka minut odpoczywa, odzyskując Energię, a następnie kontynuuje wykonywanie komend gracza. Tu, jak mówią, nie jest to takie proste. Jeśli poziom Energii spada, naprawdę zaczynasz się męczyć, a liczba twoich Punktów Życia powolutku się zmniejsza. Gwałtowny spadek Energii może doprowadzić do śmierci postaci. Trzeba będzie dokładnie przetestować ten parametr – grając Łowcą, jakoś nie zawracałem sobie tym głowy.
Wytrzymałość. Od niej zależą Punkty Życia w stosunku 1:10; im wyższa Wytrzymałość, tym wolniej spada Energia. Jakie tu są proporcje, nie bardzo pamiętam, ale wiem, że istnieje dokładnie określona współzależność. Trzeba będzie powolutku zwiększać Wytrzymałość – to ważne dla utrzymania się przy życiu.
Siła. Podstawowa cecha, niezbędna do wydobycia rudy. Jaki ma wpływ na samą rudę, nie wiem, tego nie było w poradnikach. Ten parametr wpływa także na siłę mojego ciosu fizycznego. Ponieważ nie jestem mistrzem walki wręcz, to rachunek jest dość prosty: Cios Fizyczny = Siła + Cios Bronią. Nie ma żadnych modyfikatorów. Jak nie ma, to znaczy, że nie ma.
Zręczność. Ech. To była podstawa mojej egzystencji, kiedy grałem Łowcą, a teraz nawet nie wiem, co z nią zrobić. W moim wypadku od Zręczności zależy tylko szansa wykonania uniku i szansa zadania ciosu krytycznego. A jeśli nie będę uczestniczyć w walce wręcz, to dla mnie ten parametr i tak pozostanie bezużyteczny.
Intelekt. To, czego nie miał Łowca, nie miał Wojownik, Łotrzyk i jeszcze kilka klas. Oni zamiast tej cechy posiadają Wściekłość. Od Intelektu zależy ilość many w stosunku 1:10, szybkość jej regeneracji, ale dokładnej formuły nie pamiętam. Od Intelektu zależy także siła mojego magicznego uderzenia. Tu istnieje modyfikator: Cios Magiczny = 3 × Intelekt. Nie miałem pojęcia, jak to wszystko działa, ale widziałem Szamanów w akcji – walili w swoje Tamburyny, tańczyli, śpiewali jakieś pieśni. Na pewno wszystko to miało jakiś głębszy sens.
Nie wybrano. Oto ona, ta sama kość niezgody, z powodu której praktycznie wszyscy gracze pomstują na Barlionę. Ciskają przekleństwami, ale kontynuują grę. Coś jak bagno, które cię wciąga, ale ty nadal w nie brniesz. W Barlionie każdemu graczowi oprócz czterech podstawowych parametrów, w pełni standardowych dla wszystkich gier, proponowano jeszcze cztery do wyboru. Przy czym nie po prostu z istniejącej listy, lecz po wykonaniu kilku akcji, po których system proponuje określony parametr do wyboru. Na przykład grając Łowcą, potrzebowałem Celności, żeby zawsze trafiać w przeciwnika i mieć szansę na trzykrotne zadanie ciosu. Już wcześniej wiedziałem, że ta cecha jest mi potrzebna, dlatego przez jakiś czas biłem manekina, dopóki system nie zaproponował mi wybrania Celności. Dostępne były tylko cztery dodatkowe cechy, dlatego ich wybór trzeba było dobrze przemyśleć. Usunięcie niepożądanej cechy było oczywiście możliwe (niezależnie od tego, że system komunikował, że taka operacja jest niewykonalna). Tyle że usuwał ją osobiście Imperator, a dostanie się szeregowego gracza na audiencję u niego było praktycznie nieosiągalne. Poczucie satysfakcji związane z możliwością usunięcia postaci (jeśli mimo wszystko udało się dostać na audiencję) kosztowało około dwudziestu tysięcy Złotych Monet, dlatego gracze pisali gniewne wiadomości na forach, grozili, że odejdą z Gry, ale i tak po jakimś czasie usuwali nieudaną postać i tworzyli nową. Gra mamiła i przyciągała.
Tak, i to Jubilerstwo. Zerowy poziom specjalizacji oznacza, że jest ona ustawiona domyślnie, a aktywować ją może wyłącznie nauczyciel. Tylko skąd ja wezmę nauczyciela Jubilerstwa w kopalni?
Teraz krótko o podwyższaniu samych statystyk. Z każdym poziomem gracz otrzymuje po pięć punktów, które może zainwestować w wybrany parametr, zwiększając w ten sposób jego znaczenie. To jednak jeszcze nie wszystko. Wykonywanie określonych czynności wpływa na wzrost konkretnego parametru, który jest kluczowy dla tych właśnie działań. Przypuśćmy, że zabiłem z łuku jakiegoś moba. Wówczas rośnie mi nie tylko Doświadczenie za zabójstwo, ale też o kilka procent podnosi się Zręczność. Jak tylko ta wartość dojdzie do stu, Zręczność rośnie o jedną jednostkę, a sam parametr zbijany jest do zera, żeby znów zacząć rosnąć. Tym sposobem im więcej mobów zabijam za pomocą łuku, tym większa jest moja Zręczność. Tutaj, w kopalni, gdzie główną sprawnością jest Siła, to ona będzie wzrastać najbardziej.
Nieoczekiwanie wyrwano mnie ze świata marzeń.
– Co tak stoisz?! No dalej, rusz się! – przywołał mnie do „rzeczywistości” ordynarny krzyk nadzorcy.
Jeśli wierzyć przewodnikom, to wszyscy nadzorcy w więzieniach byli NPC-ami, ale przewidziany dla nich standardowy model behawioralny zależał wyłącznie od architektów projektujących daną lokalizację. A ponieważ nikt nie lubi więźniów, strażników wyposażono w odpowiednie cechy. Wszystko to błyskawicznie przemknęło mi przez głowę i delikatnie wstrząsnęło posadami mojego wątłego bastionu wolności.
– No dalej, ruszaj się, naczelnik nie lubi czekać – powtórzył nadzorca i prostacko pchnął mnie w kierunku siedziby administracji.
We wnętrzu budynku ku mojemu zaskoczeniu było przyjemnie i cicho. Miałem wrażenie, że trafiłem do zupełnie innego świata – wytworne statuetki, obrazy na ścianach, duży kryształowy żyrandol, dywany, przedmioty z rzeźbionego drewna, lekki wietrzyk przyjemnie owiewający ciało. Wszystko to tak harmonijnie współgrało ze sobą, że czułem się nie jak w budynku administracji kopalni, lecz jak w podmiejskiej rezydencji bogatego arystokraty. W oddzielnym gabinecie, za luksusowym stołem, rozsiadł się naczelnik kopalni – ogromny, prawie dwumetrowy zielony ork, groźny, zresztą jak wszyscy przedstawiciele tego plemienia.
– Szaman Machan – w pokoju rozległ się niski i spokojny bas naczelnika czytającego jakiś dokument, najprawdopodobniej moje dossier. Ork mi kogoś przypomniał, tylko nijak nie mogłem sobie przypomnieć kogo. Naczelnik był spokojny i majestatyczny jak Królowa Śniegu, ale oczywiście nie był do niej podobny. W takim razie do kogo? – Skazany na osiem lat. Przyczyna: włamanie do programu zarządzającego miejską siecią kanalizacyjną, które doprowadziło do zatrzymania systemu.
– To był twój pomysł, czy ktoś ci to zaproponował? – ork zadał pytanie, praktycznie nie okazując emocji. Z tak fantastyczną intonacją, a właściwie jej całkowitym brakiem, tylko pieśni śpiewać. Pieśni. A teraz ja będę śpiewał swoją ostatnią pieśń… Akela!
Oto kogo przypomniał mi ork! Akelę z Księgi Dżungli Kiplinga. Wilka samotnika, opiekuna Mowgliego. Przed oczami pojawił mi się obraz siedzącego na skale majestatycznego wilka ze starej kreskówki. W rzeczy samej – gdyby tego wilka ufarbować na zielono, dać mu w mordę, żeby ją spłaszczyć, wyciągnąć kły na zewnątrz – wykapany naczelnik Kopalni Miedzi „Pryka”. Chociaż nie, jeszcze trzeba oczy wilka pomalować na czerwono, żeby podobieństwo było pełne.
– Czyli gramy w ciszę na morzu. Cóż. Twój wybór – powiedział naczelnik, kiedy z radością wyobrażałem go sobie w wilczej skórze.
Nagle przytłoczył mnie ciężar, nogi się pode mną ugięły i runąłem na podłogę, nie odrywając wzroku od naczelnika kopalni. Przed moimi oczami natychmiast pojawił komunikat:
Twoja reputacja wśród strażników Kopalni „Pryka” została pomniejszona o 10 punktów. Do Braku Zaufania 990 punktów.
Uwaga! W lokalizacji Kopalnia Miedzi „Pryka” nie działają bonusy rasowe.
– Powtarzam pytanie! – Ożeż, potrafi podnieść głos. Aż dostałem na całym ciele gęsiej skórki, a język był gotów mówić wszystko. To rozumiem. Siła autorytetu. Na pewno wyposażono go w Charyzmę na najwyższym poziomie. – Sam postanowiłeś zniszczyć Symulator czy ktoś ci to zaproponował?
Ciało zrobiło się jak z ołowiu, jednak w głowie w końcu mi zatrybiło i wróciła zdolność logicznego myślenia. À propos: rozmyślać, leżąc na podłodze, było bardzo przyjemnie. Powinienem dodać taką metodę do mojej broni. Tak oto mam dwie możliwości – nadal milczeć lub wszystko opowiedzieć. W pierwszym wypadku najprawdopodobniej zapracuję na negatywną reputację i zostanę wysłany do pracy w kopalni. W drugim – wyjdzie na to, że opowiem jednemu symulatorowi, jak zniszczyłem inny symulator. I również zapracuję sobie na złą reputację – kto wie, jak został zaprogramowany ten ork. Trzeba myśleć o najgorszym. Tak czy siak, przegram…
Cholera, nie ma wyjścia, trzeba odpowiadać.
– Nie zniszczyłem symulatora. Miałem zamówienie na sprawdzenie zabezpieczeń i je zrealizowałem – starałem się mówić głosem spokojnym, ale pod ciężarem spojrzenia orka wydobywałem z siebie zaledwie szept. – A to, że symulator został tak źle zabezpieczony, to już nie moja wina. Wykonałem zlecenie – powtórzyłem jeszcze raz.
Zebrawszy siłę woli w pięściach, ze wszystkich sił spróbowałem podnieść się chociaż na kolana, ale ręce mnie zawiodły i runąłem na podłogę.
– Zamówienie… – z zadumą powtórzył ork. O, jeśli się wsłuchać, to można odnaleźć emocje w jego głosie. Po prostu są głęboko ukryte. – No dobrze, niech będzie, że to było zamówienie. Zapamiętaj więc, zleceniobiorco niszczenia symulatorów. Udasz się teraz do Rajna, gdzie otrzymasz specjalizację Górnictwo i worek startowy do zbierania rudy. Następnie pokażą ci twoje miejsce pracy. Wszystkich więźniów obowiązują takie same prawa; codziennie należy wyrabiać normę: dziesięć jednostek, czyli kawałków rudy na każdym poziomie specjalizacji Górnictwo. Wszystko, co będzie ponad normę, należy do ciebie i możesz to sprzedać Rajnowi. Jemy dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Wodę znajdziesz w kopalni. Pytania? Pytań brak! Jesteś wolny!
Uczucie ciężkości ustąpiło i znowu poczułem władzę w ciele. Stanąwszy na nogi, popatrzyłem na orka, który pochylając się nad kolejnym dokumentem, sprawiał wrażenie, że już zapomniał o mojej osobie. Niech to diabli, nie wolno kończyć rozmowy w taki sposób! Trzeba go o coś zapytać, ale o co? O kopalnię? Natychmiast wyśle mnie do Rajna. O to, jak się stąd wydostać? Odpowie, że można się wydostać po zapłaceniu stu milionów Złotych Monet. O co zapytać? Chwileczkę! Przecież jestem Jubilerem!
– Jeśli znajdę Drogocenny Kamień, komu mam go oddać? I czy mogę go oszlifować samodzielnie? – zapytałem naczelnika, kiedy strażnik zaczął mnie już dosłownie wyciągać z pokoju.
Mojej wiedzy w zakresie wydobycia rudy starczyło zaledwie na zadanie tak głupiego pytania. Programiści Barliony zrobili Jubilerom taki kawał: Nieoszlifowanych Drogocennych Kamieni nie można po prostu kupić od NPC-ów, którzy nimi tylko handlują, a wydobywa je ktoś inny. Jest mała szansa, że Kamienie wypadną z mobów, z Żył kopalnianych albo zostaną znalezione po przesianiu rudy. Więcej miejsc, w których mogły pojawić się Drogocenne Kamienie, nie było. Kiedy byłem Łowcą, widywałem, jak ludzie znajdowali kawałki Topazów i Rubinów, które zostały po mobach wysokopoziomowych. Tych ostatnich jakoś nie było tu widać, a przesiewania rudy nie umiałem sobie wyobrazić; na pewno potrzebne są do tego specjalne narzędzia. Tymczasem wydobycie kamienia z Żyły jest całkiem możliwe. W każdym razie moim zdaniem.
W pokoju zawisła cisza. Nawet mój konwojent przestał oddychać, skierowawszy się w stronę naczelnika.
– Kamieni mamy dużo, trafne spostrzeżenie. – Ciekawe, naczelnika można wyprowadzić z równowagi? Spokojny jak dusiciel przed atakiem. Nagle, jakby słysząc moje myśli, ork uśmiechnął się, mówiąc: – Ale jeśli znajdziesz pośród nich Drogocenny, to za każdy z nich osobiście zapłacę za ciebie dzienną normę rudy. Jeden Kamień to jedna norma. Co do obróbki: jesteś Jubilerem, dlatego jeśli znajdziesz Drogocenny Kamień, otrzymasz przepis na jego obróbkę. Możesz też sprzedać Kamień Rajnowi, on nie oszuka na cenie. No więc, zaczynaj, Machanie Wydobywco Rudy, Pogromco Symulatorów i Łowco Drogocennych Kamieni, odwagi: wszystko w twoich rękach i w twoim kilofie! – Odchyliwszy się na oparciu swojego fotela, który bardzo mocno przypominał tron, ork nie przestawał się uśmiechać.
Przed oczami wyświetlił mi się komunikat:
Twoja reputacja wśród strażników Kopalni „Pryka” wzrosła o 10 punktów. Bieżący poziom: Neutralny.
Fiu, fiu! Mało brakowało. Ależ bym się wkurzył, gdyby odjęli mi dziesięć punktów od reputacji. Tracenie jej w pierwszy dzień byłoby wyjątkowo głupie, zważywszy na moje plany dotyczące wyjścia z kopalni. Trzeba być ostrożniejszym w kontakcie z Rajnem; tylko tego mi jeszcze brakowało, żeby z nim zadrzeć. Zawróciłem i w towarzystwie nadzorcy podszedłem do Rajna.
Rajn okazał się gnomem. W pobliskiej kuźni wykuwał jakieś żelastwo. Niski, około metr dwadzieścia, krępy i tęgi, z potężnymi rękami i gęstymi brwiami, spod których zaczepnie błyszczały oczy, a pod nimi sterczał nos w kształcie kartofla. Taki typowy gnom, jakich nieraz już spotykałem w Barlionie. Podchodząc do Rajna, uśmiechnąłem się w duchu do siebie, myśląc: сóż innego mógłby robić, jeśli nie pracować w kuźni lub nie wydobywać rudy?
– Widzę, że przybyły do nas posiłki – poważnie przemówił Rajn, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół. – Bardzo dobrze, akurat brakuje nam rąk do pracy. Czyli że trzeba cię nauczyć machać kilofem, żebyś sobie nogi nie odrąbał, co?
Nauczony gorzkim doświadczeniem spotkania z naczelnikiem kopalni, tym razem nie milczałem.
– Masz rację, Szanowny Mistrzu Rajnie, na najbliższe osiem lat stanę się jednym z pracowników kopalni, dlatego chciałbym, byś przekazał mi choć drobinę twojej mądrości i doświadczenia w wydobywaniu rudy – zacząłem z zapałem.
– Mam wystarczająco dużo doświadczenia, słusznie to zauważyłeś – z zadowoleniem wymamrotał gnom. – Nie będzie trudno nauczyć cię wydobycia rudy, pamiętaj tylko, żeby nie trafić kilofem we własne kończyny; cała reszta będzie prosta. Patrz: to jest Żyła z Rudą Miedzi, którą będziesz wydobywać. – Obok gnoma pojawiła się nagle góra kamieni z jakimiś grudkami. – Bierzesz kilof i zaczynasz nim drążyć – ciagnął gnom. – No, co tak stoisz? Łap za kilof i do dzieła, wal w tę stertę!
– A co dzieje się z tymi, którzy odmawiają wykonywania pracy? Którzy nie wypełniają normy dziennej i po prostu siedzą i odpoczywają? – zapytałem gnoma, niespiesznie podchodząc do sterty.
– Z takimi rozmowa jest prosta: nie ma normy dziennej, czyli nie ma jedzenia. Wystarczy jeden dzień bez posiłku i organizm zaczyna zjadać sam siebie. Niewielu jest w stanie wytrzymać ten ból. Później takich śmiałków czeka śmierć i odrodzenie się tu, w kopalni. I tak w kółko, do czasu, aż nie zaczną pracować jak pozostali. Pamiętam, że najwytrwalszy wytrzymał cztery odrodzenia. Później się poddał. Mówią, że przeżycie własnej śmierci to nie przelewki. A ty, jak widzę, też chcesz pogłodować? Nie? To powtarzam, łap za kilof i zaczynaj wydobywać rudę – rzeczowo podsumował gnom.
Podszedłem do metrowej góry kamieni, którą gnom z jakiegoś powodu nazywał Żyłą Miedzi, zamachnąłem się i uderzyłem w nią z całą złością, jaką zgromadziłem w ostatnim czasie, starając się załatwić sprawę jednym uderzeniem. Wywołałem chmurę iskier, a kilof dość boleśnie odbił mi rykoszetem w nogę. Żyła Miedzi pozostała w niezmienionej formie, udowadniając swoim wyglądem, że żaden ze mnie górnik. Delikatnie mówiąc.
– Ożeż twoja miedź w nogę! – zawyłem. – Boli jak jasna cholera!
Gdzieś na granicy pola widzenia pojawił się komunikat:
Otrzymano cios.
Utracono 5 Punktów Życia: 11 (cios od broni + siła) – 6 (zbroja).
Pozostało: 35 z 40.
– Khm, khm… – kaszlnął gnom. – Nie dajesz sobie rady, co? Nieźle ci kilof oddał. Słuchaj, nie próbuj za szybko tłuc w tę Żyłę. To nie jest Ruda Mithrilu, tu wystarczy odrobina siły. Tak więc zacznij z wolna, ale precyzyjnie. Trzeba uderzać pomiędzy kamienie; po co walić w sam kamień?
Jak się okazuje, bycie górnikiem wcale nie jest takie łatwe. W moim wcześniejszym życiu – bo chyba teraz tak mogę mówić o czasach, kiedy grałem Łowcą – zajmowałem się przede wszystkim strzelaniem do mobów i nie traciłem czasu na wydobywanie czegokolwiek. Tak naprawdę mało który z graczy się tym para – przecież po to są więźniowie tacy jak ja. Ktoś rozbija rudę, ktoś zbiera trawę, ktoś robi jeszcze coś innego – więźniów jest wielu, dlatego i zajęć nie brakuje. Praktycznie 90% wszystkich zasobów w Barlionie wydobywają więźniowie.
Czyli: trzeba uderzyć niezbyt mocno, ale i nie za słabo, nie w kamienie, lecz pomiędzy. No dobra, spróbujmy. Uniósłszy kilof, odnalazłem wzrokiem miejsce, gdzie stykały się dwa kamienie, i uderzyłem. Tym razem mi wyszło – kilof nie odskoczył, a solidnie utkwił pomiędzy kamieniami.
– O właśnie – z zadowoleniem powiedział gnom. – Dobrze mnie zrozumiałeś, zuch z ciebie. Teraz obluzuj kamień i pracuj dalej w podobny sposób.
Z trudem wyciągnąwszy kilof, zacząłem uderzać w kamienny stos raz za razem. Pierwszych trzydzieści uderzeń poszło łatwo. Jestem górnikiem, prawdziwym wydobywcą! Teraz wyrobię dzienną normę wydobycia rudy, a cała reszta będzie już tylko moja. Będę oszczędzał pieniądze, zdobędę Szacunek i wyjdę na wolność z pełnymi rękami! Następne trzydzieści uderzeń było trudniejsze, ale wciąż czułem się górnikiem. Moje plany na wzbogacenie się machały już jednak na pożegnanie białą chusteczką i gdzieś w czeluściach głowy zaczynały rozbrzmiewać pierwsze takty Marsza żałobnego.
Po kilkuset uderzeniach udało mi się odkuć kilka kamieni i zrozumiałem, że pieniędzy na rudzie nie zarobię. Stos jak stał, tak stał. A jeśli to, co mówi gnom, jest prawdą, to do pełnego zwycięstwa muszę wykonać jeszcze jakieś czterysta uderzeń. Tylko! Ręce drżały, ledwo trzymając kilof, pot zalewał oczy, nogi uginały się ze słabości, a pracy wciąż zostawało dużo. Natarczywe miganie jakiegoś komunikatu na peryferiach pola widzenia drażniło, dlatego wyświetliłem go w całości, żeby go przeczytać.
Jesteś zmęczony.
Bieżący poziom Energii: 35 ze 100.
Utracono: 4 Punkty Życia. Pozostało: 31 z 40.
Zamyśliłem się.
– Widzę, że jesteś zmęczony? – nagle zagaił gnom. – Tak, to normalne, zobacz, ile zrobiłeś. Masz, napij się. – Podał mi kielich z wodą.
Wygląd kielicha pozostawiał wiele do życzenia, był brudny, poplamiony, ale nie chcąc denerwować Rajna, wziąłem naczynie i ostrożne się z niego napiłem. Pociągnąłem zaledwie pierwszy łyk, a jakby mnie prądem poraziło: woda orzeźwiała, chłodziła i pojawiała się po niej chęć życia. Wychyliłem cały kielich praktycznie od razu, ze zdziwieniem zauważając, że zwyczajna woda może dawać taką rozkosz. Wcześniej, żeby osiągnąć taki efekt, stosowałem specjalne eliksiry, które kosztowały bajońskie sumy. A tu zwykła woda… W bonusie pojawił się komunikat:
Odzyskałeś Punkty Życia.
Pozostało: 40 z 40.
Odbudowałeś poziom Energii. Pozostało: 100 ze 100.
Pracowałem dalej w taki właśnie sposób: naprzemiennie wymachując kilofem i pijąc wodę. Po trzech godzinach pracy stos rozsypał się, a na ziemi zostało kilka niewielkich kamieni mieniących się czerwienią. Oto ona – Ruda Miedzi.
– Nareszcie – wymamrotał gnom. – Myślałem już, że tu usnę. Oto i twoja ruda. Tutaj, jak widzisz, masz pięć kawałków, czyli połowę twojej dziennej normy. Im więcej będziesz wydobywał, tym szybciej wyrobisz w sobie odpowiednie umiejętności i mniej czasu będziesz tracić na jedną Żyłę. To co? Od teraz jesteś oficjalnym poszukiwaczem rudy i już wiesz, jakiego nakładu pracy wymaga Żyła. Ta wiedza ci się przyda. Masz tu worek, żebyś mógł gdzieś chować to, co wydobędziesz. Worek może nie jest zbyt duży, ale na początkowy etap wystarczy.
Przed oczami błyskawicznie pojawił się komunikat:
Zdobywasz specjalizację „Górnictwo”.
Obecny poziom: 1.
Otrzymujesz przedmiot: Mały Worek Górnika.
(8 przegródek. Pozostało wolnych: 8).
Uwaga! Zdobycie Osiągnięć w lokalizacji Kopalnia Miedzi „Pryka” jest niemożliwe.
Zarzuciliśmy worki na plecy i zjechaliśmy do odkrywki. Rajn pokazał mi kwadrat, na którym od jutra miałem pracować. Wreszcie mogłem zobaczyć samą kopalnię, której nie przykrywała zasłona dymu. W płocie pomiędzy barakami znajdowało się kilka przejść prowadzących ku odcinkom poszczególnych więźniów. Całe terytorium zostało podzielone na około dwudziestometrowe kwadraty, do których można było wejść tylko z jednej strony. Pozostałe ściany usypano z kamieni na wysokość około półtora metra, dlatego próba dostania się do kwadratów z pozostałych stron nie była taka prosta. Pomiędzy kwadratami wytyczono ścieżki, którymi nieśpiesznie przechadzali się nadzorcy. Jak dowiedziałem się później, dostęp do kwadratów mieli wyłącznie ich właściciele oraz ci, którym zezwolono tam przebywać – wszystkich pozostałych po prostu tam nie wpuszczano. Zmierzając w kierunku mojego rewiru, przechodziliśmy obok pracujących więźniów, którzy rzucali mi oceniające spojrzenia; z zaskoczeniem zauważyłem, że w tych spojrzeniach nie było ani wrogości, ani agresji. To dziwne, przecież zwykle więźniowie tak się nie zachowują. Coś tu jest nie tak. Zanotowałem na przyszłość: trzeba to rozszyfrować. Mój odcinek był praktycznie na samym końcu kopalni, za to znajdowało się na nim całe dwadzieścia Żył Miedzi. Ciekawe, to dużo czy mało?
– Tutaj będziesz pracował – powiedział gnom. – Dwadzieścia Żył wystarczy ci na długo. Żyły odnawiają się każdego dnia, więc masz zagwarantowaną pracę na najbliższy rok. Woda jest o, tam – Rajn wskazał jakiś punkt pośrodku kopalni – sąsiedzi nie będą przeszkadzać, wszyscy są tu spokojni. Chyba powiedziałem ci wszystko, co potrzebujesz wiedzieć, żeby pracować. Jeśli masz jakieś wątpliwości, to pytaj, mogłem o czymś zapomnieć.
Nie miałem ochoty na zadawanie pytań dotyczących wydobycia rudy – dowiem się wszystkiego podczas pracy – ale chyba należało o coś zapytać? O, zapytam go o swoją profesję. Umiejętności Jubilera jak na razie były dla mnie niedostępne – potrzebowałem nauczyciela, który je uaktywni i wyjaśni mi, co i jak powinienem robić; ale skąd go wziąć w kopalni? Może gnom podpowie?
– Szanowny Mistrzu Rajn – zacząłem, starając się, aby mój głos brzmiał z jak największym szacunkiem i poważaniem – z przydziału otrzymałem profesję Jubiler, dlatego chciałbym uściślić: czy mamy w kopalni kogoś, kto może mnie nauczyć mojej specjalności, żeby się nie zmarnowała?
– Jubiler, powiadasz? – uśmiechnął się gnom. – Tu, u nas, pracują sami rzemieślnicy: jest Malarz, Rzeźbiarz, Szklarz, nawet Snycerz. Ale Jubilera jeszcze nie było. Widziałeś już norę naszego naczelnika, prawda? To lokalni więźniowie tak ją ozdobili. Co zaś tyczy się ciebie, to nawet ja mogę cię nauczyć podstawowych umiejętności Jubilera, ale na razie o tym zapomnij. Bezpłatnie nie będę cię uczył, a pieniędzy jak na razie nie masz. Jak będziesz regularnie zarabiał na sprzedaży rudy, to porozmawiamy. À propos, rudę skupuję po cenie dziesięciu Miedzianych Monet za jednostkę; żeby nauczyć się najtańszego przepisu jubilera, potrzeba dziesięciu Srebrnych. Umiesz liczyć? I nie zapomnij: żeby nauczyć się profesji Jubilera, trzeba go jeszcze aktywować, a to dodatkowo dwadzieścia Srebrnych Monet. Narzędzia dla Jubilera są drogie: jedna Złota Moneta. Teraz możesz się zastanawiać, kiedy będziesz mógł rozwinąć w sobie Jubilera. A na razie będę się zbierał; i tak już straciłem na ciebie dużo czasu. Nie musisz dzisiaj jeść, więc radzę ci należycie odpocząć. Przez najbliższe osiem lat nie będziesz miał kiedy odpocząć. I nie zaśpij rano, ponieważ jedzenie jest u nas wydawane tylko przez dwie godziny od sygnału.
Sygnału?