Читать книгу Wspomnienia niebieskiego mundurka - Wiktor Gomulicki - Страница 7

Оглавление

Ze starego kufra dzieci wyciągnęły i ojcu przyniosły kołnierz z sukna niebieskiego, oszyty srebrzystą tasiemką.

– Co to, tatusiu? Od czego to? Skąd się to tam wzięło?

Ojciec wziął w ręce wąski, wypłowiały pasek, do oczu go przybliżył – długo wpatrywał się weń w milczeniu…

Ciekawość dzieci jeszcze bardziej wzrosła.

– Tatusiu kochany! – Niech nam tatuś powie! My koniecznie chcielibyśmy się dowiedzieć!

Ojciec przesunął ręką po oczach – może mu się czym zaprószyły? Potem westchnął głęboko i rzekł drżącym głosem:

– To jest kołnierz od mojego mundura…

– Od mundura? – zdziwił się najmłodszy synek – To tatuś był w wojsku?

– Od mego mundura szkolnego!

Dwaj starsi chłopcy wystąpili z opozycją.

– To być nie może! Żadna szkoła nie nosi mundurów niebieskich ze srebrnym oszyciem. Przecież znamy wszystkie: rządowe i prywatne.

– Nie noszą dziś – nosiły pomiędzy rokiem 1860 a 1870, to jest wówczas, gdy wasz ojciec był takim, jak wy, uczniakiem…

Chłopcy wyrywali sobie kołnierz, przyglądając mu się z nadzwyczajnym zajęciem…

– To musiały być ładne mundury? – zauważył najstarszy.

– Ładne. Skrajane „do figury”, zapinane na jeden rząd srebrnych, gładkich guzików, z małymi guziczkami przy rękawach. Czapki zaś były formy francuskiej, również niebieskie, z białą wypustką, z prostym daszkiem – takie, jakich dotąd wojsko francuskie używa.

– To musiały być kiepy! – wyrwał się najmłodszy chłopiec, pierwszoklasista. – Nosili je „górale”.

– Jacy „górale”?

– No, wie tatuś: te sztubaki od Górskiego!

– Takie czapki nie nazywają się kiepy, lecz kepi. Tamte różniły się od dzisiejszych tym, że były miękkie i dawały się najrozmaiciej na głowie układać. Przywdziewał je też każdy inaczej – nieraz bardzo fantastycznie.

Chłopcy starali się wyobrazić sobie, jak wyglądał ich ojciec w niebieskim kepi. Ale trudno im było przedstawić go sobie bez wąsów, z gładką, rumianą twarzą, bez siwiejących na skroniach włosów…

Ojciec tymczasem nie przestawał wpatrywać się w wypłowiały kołnierz, oczy zaś jego musiały być wciąż zaprószone, bo je przecierał nieustannie, najpierw dłonią, później chusteczką…

Nagle szepnął z nowym westchnieniem:

– Ach, gdyby ten kołnierz umiał mówić!

– To co? to co, tatusiu? – wykrzyknęli pytająco wszyscy trzej chłopcy.

– To opowiedziałby wam swoje wspomnienia, które by was niezawodnie zajęły…

– Ba! – westchnął smutno średni chłopiec – nie tylko kołnierz, ale nawet cały mundurek tej sztuki nie dokaże…

– Ale może dokazać jej tatuś, który w tym mundurku chodził! – osądził spokojnie najstarszy.

Ojciec przygarnął do siebie swą „trójkę hultajską”.

– Więc ciekawiście naprawdę „wspomnień niebieskiego mundurka”?

– Jeszcze jak, kochany tatusiu! Zaraz byśmy siedli i słuchali…

– No, to wam je opowiem. Albo lepiej – po namyśle dodał – napiszę.

Z tej rozmowy i z dotrzymanego przez ojca przyrzeczenia powstały poniższe obrazki.


Wspomnienia niebieskiego mundurka

Подняться наверх