Читать книгу Luksusowy układ - Yvonne Lindsay - Страница 3

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Oderwała wzrok od widocznego na podjeździe uosobienia męskiej siły i wigoru. Schowała się za firanką. W rekreacyjnym wydaniu pociągał ją jeszcze bardziej niż w wersji garniturowej. Jak to możliwe?

Wyglądał teraz tak jakoś… mniej królewsko. Urzędową moc zastąpiła aura surowej fizycznej energii.

Ha! Ich niedawna rozmowa to przecież też była wymiana ciosów, może tylko odrobinę ucywilizowana. Ottavia westchnęła, nieprzyzwyczajona do emocji, które teraz ją opanowały.

Nigdy żaden mężczyzna nie pociągał jej do tego stopnia. Prawdę mówiąc, całe życie usilnie pracowała nad tym, by do czegoś podobnego nie dopuścić.

Jej zawód wymaga obojętności. Kurtyzana to ciało do wynajęcia, płatny seks. Pożądanie może być udawane, nikt nie będzie miał pretensji. Profesjonalizm polega na tym, by nie mylić seksu z bliskością i intymnością.

Tej zasady Ottavia przestrzegała bezwzględnie. Jej zadaniem było uprzyjemniać i ułatwiać klientom życie wyłącznie na warunkach, na jakie opiewa kontrakt. I nic poza tym.

Klienta trzeba wysłuchać, czasem pocieszyć, być kimś w rodzaju dyskretnej hostessy. Ale nie wolno poczuć się jego kochanką.

Szczerze mówiąc, nigdy nie miała tego rodzaju pokusy. Instynktownie starała się unikać zawierania umów z mężczyznami, którzy wydawali się jej atrakcyjni. Tak było prościej i łatwiej. Nawet w czasie negocjowania kontraktu z Thierrym, królem Sylvanii, bez wątpienia przystojnym i pociągającym mężczyzną, Ottavii udało się zachować lodowaty chłód. On zresztą od początku nie ukrywał, że jego priorytetem jest nauczyć się od niej podstaw budowania trwałej relacji. Dla dobra przyszłej żony.

Jej obecność w życiu klientów z założenia była czymś nietrwałym. Wiedziała, jak być dla nich znakomitym, wyczulonym na rozmaite potrzeby i wymagania kompanem. Ale to była tylko rola do zagrania, z którą nie wolno jej się utożsamić.

Nigdy więc nie czuła tego co w tej chwili. To było tak, jakby jej skóra nagle zrobiła się za ciasna dla rozedrganej zawartości.

Skrzypnęły drzwi, a ona podskoczyła. Zebrała się w sobie, ale jakie było jej rozczarowanie, gdy do pokoju bez pytania wkroczyła Sonja Novak w towarzystwie lokaja w granatowej liberii, trzymającego w rękach jej laptop i telefon.

Odczuła ulgę. Nareszcie będzie miała dostęp do świata zewnętrznego.

– Oto pani sprzęt – powiedziała chłodno Sonja i ruchem ręki nakazała lokajowi położyć wszystko na mikroskopijnym biurku. – Król Rocco postanowił, że z wi-fi i drukarki będzie pani korzystać u niego na piętrze. Pani komputer został dołączony do zamkowej sieci i przydzielono mu hasło do logowania. Drukarka znajduje się w sekcji biurowej na końcu korytarza.

– Dziękuję – odparła Ottavia uprzejmie.

– Mam nadzieję, że zaufanie, jakie okazał pani król, nie zostanie nadużyte. – Ta uwaga padła z ust Sonji, gdy lokaj opuścił pokój.

– Nadużyte? A niby dlaczego?

– Bo pani nie jest dla mnie osobą w pełni wiarygodną. Panią można kupić, prawda? I liczy się tylko cena. Jak możemy mieć pewność, że nie wykorzysta pani swojej pozycji?

Ottavia postanowiła nie dać po sobie poznać, jak bardzo dotknęła ją ta zniewaga. A może Sonja Novak rozmyślnie chciała ją obrazić?

Postanowiła zareagować na twarde spojrzenie Sonji uprzejmym uśmiechem.

– A teraz, jeśli to wszystko, chciałabym zostać sama, dobrze? – odrzekła i po raz drugi tego dnia pokazała tej kobiecie plecy.

Wiedziała, czym to grozi. W bitwie nigdy nie należy ustawiać się tyłem do przeciwnika. Nie miała jednak ochoty na dalszą konwersację z kimś, kto od początku okazuje jej pogardę.

– Pani Romolo, pewnie myśli pani, że niebycie więźniem daje pani nade mną przewagę. Ale to nieprawda. Radzę ze mną nie igrać, bo może pani tego pożałować. I nie radzę zawieść zaufania króla Rocca.

– Może pani się oddalić – odparła Ottavia.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, postanowiła się zrelaksować. Odetchnęła głęboko i sięgnęła po telefon. Musi pewnie odpowiedzieć na mnóstwo wiadomości. Włączyła aparat, ekran jednak nie rozjaśnił się. Rozładowany, jasne.

Nie szkodzi. W walizce ma ładowarki.

Podłączyła do prądu telefon i laptop. Na widok ogromnej liczby komunikatów w poczcie głosowej ścisnęło się jej serce. Odsłuchiwała każdy po kolei z prawdziwym bólem. Policzki miała mokre od łez. Drżącą ręką odłożyła telefon. Czy ma teraz zadzwonić do Adriany?

Serce podpowiadało jej, że tak, choć rozum doradzał ostrożność. Wieczór to nie jest dobra pora na takie telefony. Po rozmowie opiekunka Adriany całą noc będzie zdenerwowana. Tak, lepiej zadzwonić jutro rano.

Po odłożeniu komórki na nocny stolik Ottavia zabrała się za laptop. Gdy go włączała, zastanawiała się, czy bez jej wiedzy przeglądano jego zawartość. Na bank. Podobnie z telefonem. No cóż, nie ma nic do ukrycia, pocieszała się, choć fakt, że użyto wobec niej przemocy, nadal budził jej frustrację.

No tak, ale teraz jest inaczej. Przebywa tu z własnej woli, to jej wybór. I wykonuje swoją pracę.

Gdy otwierała wzór umowy, na jej ustach błąkał się uśmieszek. Wpisała datę, pewne fragmenty wzmocniła, inne skasowała. Gdy stwierdziła, że dokument przybrał satysfakcjonującą postać, wysłała go do druku.

Z ponurym grymasem przyjęła potwierdzenie swoich podejrzeń: była podłączona do pałacowej drukarki, a więc oczywiście ktoś musiał grzebać w jej komputerze. Na szczęście nie trzymała w nim żadnych poufnych informacji o poprzednich klientach.

Wyszła z pokoju, by poszukać wspomnianej sekcji biurowej. Nawet teraz, stąpając po dywanach na korytarzu, odnosiła wrażenie, że dopuszcza się czegoś niedozwolonego. Jakby nie do końca wierzyła, że już nie jest więźniem. Bo i faktycznie, zgodnie z drukowanym właśnie kontraktem nie będzie mogła w najbliższym czasie opuścić tego miejsca.

Co za ironia.

Niby jej wybór, a i tak wszystko zależy od suwerena.

Drukarki znajdowały się dokładnie w miejscu określonym przez Sonję Novak, która zresztą z widoczną irytacją przystała na swobodne poruszanie się Ottavii po zamku. Cóż, swoboda rzecz względna. Ottavia nie miała wątpliwości, że jest dyskretnie śledzona.

Liczne porozmieszczane tu i ówdzie kamery mówiły same za siebie.

Postanowiła się nie śpieszyć. Skrupulatnie zwiedziła pomieszczenie, przyjrzała się wszystkim urządzeniom, powoli brała z podajnika drukarki kartki papieru i demonstracyjnie przebiegała je wzrokiem, choć ich treść była jej dobrze znana. Potem rozłożyła je na dwie kupki, wzięła do ręki spinacze i starannie skompletowała dwa egzemplarze umowy. Po czym zadowolona wróciła do swojego pokoju.

Ciągle był wczesny wieczór i do wyznaczonej na wpół do dziesiątej randki z królem miała jeszcze sporo czasu.

W co się ubrać? Jak on to powiedział? „Strój wieczorowy nie jest wymagany”. Uśmiechnęła się. Domyślała się, o co mu chodziło i postanowiła zadośćuczynić jego oczekiwaniom. Czyż nie na tym w końcu polega jej praca?

Klient płaci, klient wymaga, ale to ona ustala warunki. Oby się król nie zdziwił…


Rocco odwrócił się, słysząc pukanie do drzwi. Dziewiąta trzydzieści. Co za punktualność.

– Proszę wejść!

Podniecony oczekiwaniem poczuł orzeźwienie i przypływ nowej energii. Gdy jednak przyjrzał się stojącej w progu kobiecie, doznał szoku. Jej skóry nie otulał już zmysłowy jedwab. Włosy nie opadały na ramiona perfekcyjnie ułożonymi falami. Makijaż nie podkreślał już fascynujących szarozielonych oczu ani pięknie zarysowanych kości policzkowych, a wargi nie były nawet muśnięte kolorową szminką.

Aha, więc potraktowała jego polecenie dosłownie i nie ubrała się stosownie do okazji.

Miała na sobie spodnie do jogi, spłowiały rozciągnięty T-shirt, a na nogach znoszone tenisówki. Włosy związała w kucyk. Widok przyprawiał o ból zębów.

Przy tym zadbała jednak o wyeksponowanie naturalnego piękna swojego ciała. Zbyt obszerny podkoszulek odsłaniał cudowną krągłość ramienia, a także kształtny obojczyk. Co ona ma w sobie takiego, że taki prosty zabieg przyprawia o utratę zmysłów?

– Wasza Wysokość. – Powitała go głębokim ukłonem.

– Pani Romolo, niech pani nie udaje, że szanuje mnie i mój urząd i nie robi sobie farsy.

– Ależ ja szanuję pański urząd, Najjaśniejszy Panie.

– Tylko nie mnie.

– Moim skromnym zdaniem na szacunek trzeba sobie zasłużyć. A ja na razie znam pana wyłącznie jako króla. Niewiele wiem o tym, jakim jest pan człowiekiem. I szczerze mówiąc, moje dotychczasowe doświadczenia nie skłaniają mnie ku pozytywnej opinii.

A więc nie boi się zaatakować lwa w jego własnej jaskini. Musiał docenić jej odwagę.

– Staram się kierować dobrem mojego ludu, a niekoniecznie poszczególnych jednostek.

– A pańskie dobro, Najjaśniejszy Panie? Czy je również pan uwzględnia?

Nie odpowiedział, bo z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł dźwięk nastawionego czasomierza.

– Nasza kolacja.

Spojrzała na niego pytająco, nie widząc żadnych służących, którzy mogliby im podać posiłek.

– To moje prywatne pomieszczenia, mieszkam tu bez personelu – wyjaśnił. – Sam przygotowałem kolację.

– Pan gotuje?

– Niezbyt często. To mnie relaksuje – odrzekł zadowolony, że potrafił ją zaskoczyć.

– A pan potrzebuje relaksu?

– Ostatnie tygodnie były dość gorączkowe.

– Porwanie siostry w istocie mogło pana zdenerwować.

– Słyszałaś o tym?

– Byłam odcięta od telewizji i gazet, ale pańscy poddani bardzo kochają pana siostrę. Wywnioskowałam to z podsłuchanych rozmów.

Oto osławiona dyskrecja i bezpieczeństwo, priorytet jego panowania! Ale czy można winić wierne sługi, że martwią się o wychowywaną przez siebie od maleńkości księżniczkę?

– Widzę, że muszę przypomnieć moim ludziom, że podpisywali w umowie klauzulę poufności.

– A skoro już mówimy o umowach…

– Nie teraz. Najpierw coś zjedzmy.

Przeszedł przez salon do niewielkiej, ale dobrze wyposażonej kuchni, gdzie czekało przygotowane przez niego spaghetti marinara, jego ulubione danie. Przez przeszklone drzwi wyniósł półmisek na balkon, z którego w dzień rozciągał się widok na ogród z ozdobnie wystrzyżonymi krzewami i staw ze złotymi rybkami.

Postawił jedzenie na stole i sięgnął do kubełka z lodem po butelkę musującego wina. Korek pyknął jak trzeba, nie głośniej niż kobiece westchnienie. Ciekawe, jak ona wzdycha. I czy jęczy, gdy ogarnia ją miłosna pasja? Wkrótce będzie miał okazję się przekonać.

– Proszę usiąść – powiedział.

Podziękowała i w milczeniu przyglądała się, jak Rocco nakłada im jedzenie. Jemu zaś podobało się, że Ottavia nie trajkocze bez potrzeby, jak niektóre kobiety.

– Bon appétit – powiedział, unosząc w jej stronę wąski kieliszek. – Za naszą pierwszą wspólną kolację.

– I za to, że całkiem przyzwoicie pan gotuje – mruknęła, zanim upiła łyk.

Przełykając wino, przymknęła powieki, a potem rozchyliła usta i westchnęła lekko. Był to wyraz uznania dla jakości trunku. A więc jednak…

– Bardzo przyjemne – powiedziała po drugim łyku, ocierając usta serwetką.

– To z mojej winnicy – wyjaśnił, siląc się na nonszalancję. Przy niej czuł się młodo i beztrosko.

– Sam pan komponuje skład? – zapytała.

– Nie, zbiory kontroluje winiarz.

– Ale mieszanki są pana autorstwa, prawda?

Skąd ona to wie?

– Tak – przyznał. – Ale to tajemnica.

– I pasja, prawda?

– Z czego to wywnioskowałaś?

Uśmiechnęła się, co odczuł jako pieszczotę.

– Ton głosu, spojrzenie. Wasza Wysokość wysyła liczne sygnały.

– A więc muszę być ostrożniejszy. Nie każdy musi wiedzieć, co myślę albo czuję.

– Fakt, to mogłoby być nieco kłopotliwe.

Powiedziała to z kamienną twarzą, ale wyczuł, że żartuje. Najwyraźniej chciała go skłonić, by nie traktował siebie samego śmiertelnie poważnie. I chyba zaczynało się jej to udawać. Słuchała, obserwowała, a jak już się odezwała, warto było jej wysłuchać.

Nagle pożałował, że nie podpisał umowy, zanim zasiedli do stołu. Mógłby bez reszty poświęcić się temu, po co ją tu sprowadził. Zaspokojeniu apetytu, nie tylko w sensie jedzenia.

Patrzył, jak Ottavia delektuje się przygotowanym przez niego daniem. Przy tej kobiecie najchętniej zapomniałby o swoich obowiązkach i zaczął żyć chwilą. Jakby na świecie nie było nikogo poza nimi dwojgiem.

Sprawiedliwy i odpowiedzialny monarcha powinien prowadzić życie nacechowane spełnieniem i równowagą. A w jego życiu od rozstania z Elsą czegoś brakowało.

Miewał mniej lub bardziej przelotne kontakty, ale nie były to więzi. Nie miał się przed kim wygadać, wyżalić, podzielić radościami i planami na przyszłość. Ale przecież Ottavia, kurtyzana, też mu tego nie zapewni. Chyba że umowę dałoby się uzupełnić o kilka punktów…

– To jest pyszne! – Jej rozradowany głos przerwał te rozmyślania.

Patrzył, jak kobieta owija makaron wokół widelca, na koniec którego nabiła soczystą krewetkę. Tak bardzo chciał teraz pogładzić ją za uchem, dotknąć tej wspaniałej szyi. Niestety mógł najwyżej zacisnąć dłoń na widelcu. Kontrakt jeszcze nie został podpisany…

– Może i ty któregoś dnia coś ugotujesz? – zaproponował.

– Czemu nie?

Gdy w milczeniu kończyli posiłek, Ottavia doszła do wniosku, że choć jej król na zewnątrz robi wrażenie całkiem normalnego faceta, to coś się za tym z pewnością kryje. No jasne, pomyślała, w pierwszej kolejności obłędne męskie ciało. Wyrafinowany splot bawełnianej koszulowej tkaniny i świetnie skrojone spodnie kryją wspaniałą muskulaturę ramion, klatki piersiowej i ud. Co nieco udało się jej zauważyć, gdy w przepoconym, przylegającym do ciała podkoszulku wracał dziś z joggingu.

Na samo wspomnienie musiała sięgnąć po kieliszek. Chłodne bąbelki ukoiły momentalnie rozgrzane i zaschnięte gardło. Tak, musiała przyznać, on uosabia wszystko, co najpiękniejsze w męskim ciele.

Ale ta atrakcyjna siła może również być groźna. Zastanawiała się, jak Rocco zareaguje na treść umowy. Jakaś jej cząstka pragnęła, by odmówił podpisu i odprawił ją do domu. Ale cząstka druga – ta, która uważała Rocca za obiekt niezwykle kuszący – miała nadzieję, że zaakceptuje on wszystkie warunki, a w najgorszym wypadku zechce je renegocjować.

Ze wszystkich sił starała się zwalczyć uczucie, które ją niespodziewanie ogarnęło. Coś między tęsknotą, pragnieniem a oczekiwaniem. Przecież to śmieszne!

Ona, mistrzyni samoopanowania, nie może się poddać oddziaływaniu jakiegokolwiek faceta. A już na pewno nie tego tu.

A może dopadł ją syndrom sztokholmski? Stan psychiczny pojawiający się czasem u osób przetrzymywanych, polegający na odczuwaniu sympatii do prześladowców? To byłoby zabawne. Uśmiechnęła się. O, tak jest o wiele lepiej. Trzeba umieć śmiać się z siebie i ze swojego położenia. Bez tego nie ma czego szukać w jej zawodzie.

A propos, pora porozmawiać o kontrakcie.

Odłożyła widelec i wyprostowała się.

– Coś nie tak? – spytał zaniepokojony Rocco.

– Skądże. W każdym razie posiłek jest w porządku.

– Co zatem nie jest?

– Ja… – Zawahała się, ważąc słowa. W końcu zdecydowała, że nie ma nic do stracenia. – Szczerze mówiąc, nie jestem przyzwyczajona do takich sytuacji.

– Do jakich? Do kolacji ze mną?

– Można tak powiedzieć.

– Ja przecież jestem mężczyzną jak wszyscy inni.

– Naprawdę tak pan sądzi? – Roześmiała się.

– No dobra, jestem królem. Ale przede wszystkim jestem sobą.

To ją zastanowiło. Ciekawe, jak wielu ludzi zna go takim, jaki naprawdę jest? I czy w ogóle tacy ludzie istnieją?

– Nie obchodzi mnie, kim pan jest – powiedziała i niemal natychmiast zdała sobie sprawę z kłamliwości tych słów. Szybko musi odzyskać kontrolę nad sytuacją. – Dla mnie jest pan klientem. A to przypomina mi o umowie. Zjedliśmy już, może więc porozmawiamy o interesach?

– Skoro nalegasz – odparł, po czym otarł usta, rzucił serwetkę na stół i wstał, pomagając jej również się podnieść. – Wejdźmy do środka, przyniosę wino.

– Wino?

– Przy drinkach lepiej się negocjuje, czyż nie tak? – Uśmiechnął się z przymusem.

– A kto mówi, że będziemy negocjować?

– Ja zawsze negocjuję – powiedział, podając jej napełniony kieliszek.

– Czyżby?

– No fakt, przyłapałaś mnie na nieścisłości. Czasem po prostu oświadczam i rozkazuję.

Poczuła ucisk w żołądku. Drżącą ręką otworzyła skoroszyt i wyjęła egzemplarz umowy.

– Oto mój kontrakt. Zakres usług znajduje się z prawej strony.

– Twoich… usług. Ach tak.

Wziął od niej dokument. Muśnięcie jego palców spowodowało w niej kolejny dreszcz. On zaś spojrzał na nią uważnie, nonszalancko założył nogę na nogę i wypił łyk szampana.

– Zdenerwowana? Czemu?

– Nie co dzień prowadzi się biznes z potomkiem od wieków miłościwie nam panującego rodu.

– Ale przecież chyba miałaś już do czynienia z bardzo wpływowymi klientami?

– Nie rozmawiam o moich klientach. Nigdy.

– To chwalebne. Domyślam się, że dyskrecja jest w twoim zawodzie kluczem do sukcesu i ciągłości zatrudnienia.

– Można tak powiedzieć – mruknęła niezadowolona, że Rocco odchodzi od tematu. – Jak tylko pan przeczyta i podpisze umowę, możemy zaczynać.

– Oczywiście. Już nie mogę się doczekać.

Gdy przebiegał oczami wstępne paragrafy, próbowała się rozluźnić. Sączyła wino rozparta na miękkiej pluszowej kanapie. Boże, jak trudno wytrzymać to jego skupienie i uważność.

Wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju, z ciekawością oglądając zapełniające półki przedmioty. Zazwyczaj mówią one sporo o właścicielu mieszkania. Była tam spora kolekcja rodzinnych zdjęć z rozmaitych – mniej czy bardziej oficjalnych – okazji. Sporo książek, głównie thrillery, ale także pozycji z zakresu polityki i spraw społecznych.

Była zdziwiona, że na miejsce spotkania wyznaczył jej pomieszczenie na wskroś kameralne, wyraźnie świadczące o jego osobowości. Przecież teraz, w epoce wszechobecnych mediów, każdy chroni swoją prywatność, jak tylko może. A on jako król szczególnie po ostatnich wydarzeniach nie może sobie pozwolić na najmniejszy fałszywy krok. Wrogowie tylko na to czekają. Dlaczego więc pozwala jej zostać tu, w swojej prywatnej siedzibie?

Nagle usłyszała, jak rzucił papiery na stolik.

– To ma być ten kontrakt? – spytał lodowatym tonem, za którym wyczuła narastającą, choć na razie kontrolowaną furię.

A więc nie tego się spodziewał. Cóż, nie zamierza go za to przepraszać. Skinęła głową.

– Czegoś mi tu brakuje – ciągnął.

– Nie sądzę, to moja standardowa umowa.

Parsknął z niedowierzaniem. Dobrze, że chociaż otwarcie nie zarzucił jej kłamstwa.

– A sprawy intymne? – rzucił bezceremonialnie.

– Intymne, Wasza Wysokość? Oczekuję, że nasze rozmowy i czas razem spędzony będą przesycone intymnością, bliskością i prywatnością. Może pan być spokojny, wszystko pozostanie tylko i wyłącznie między nami.

– Co to znaczy? Grasz ze mną w jakąś grę? – warknął i podszedł do niej z błyskiem w oczach.

Poczuła mróz w kręgosłupie.

Najchętniej uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Musiała się jednak opanować i spokojnie odpowiedzieć.

– Zasadniczo nie gram z klientami w żadne gry, ale jeśli jest takie życzenie, mogę dodać odpowiednie zastrzeżenie w punkcie 6.2. Uchodzę za nie najgorszą tenisistkę. Kilka razy wygrałam też w pokera.

Położył jej ręce na ramionach. Uścisk nie był na tyle silny, by pozostawić sińce, ale wystarczający, żeby trudno było się z niego wyswobodzić. Skóra ją zapiekła. Jemu natomiast płonęły i oczy, i policzki.

– Dobrze wiesz, że nie mam na myśli tenisa.

– W takim razie nie wiem, o co chodzi – odparła, starając się zachować spokój mimo galopującego rytmu serca i trudności z oddychaniem.

– O seks, moja kurtyzano – odrzekł Rocco, pochylając nad nią twarz. – O gorący, czysto fizyczny, ociekający potem, satysfakcjonujący seks.

Ottavia zacisnęła kolana, by nie było widać, jak bardzo drżą jej nogi.

– Hm, tego rzeczywiście umowa nie przewiduje. Nie dotarł pan jeszcze do rozdziału, gdzie wprost jest napisane: żadnego seksu.

– To chyba poważny błąd, prawda? Zważywszy, że w sposób oczywisty twoje ciało zostało stworzone do dawania przyjemności. Moje… też. Do dawania i brania.

Nachylił się tak blisko, że czuła jego oddech u nasady szyi. Nie potrafiła już powstrzymać drżenia. Każdy nerw miała napięty jak postronek. Czuła pożądanie.

Zaczerpnęła powietrza, by zebrać myśli i udzielić stosownej odpowiedzi. Musi się trzymać swoich zasad, inaczej straci umiar i zginie. Ale trudno zachować zdrowy rozsądek, jeśli oddycha się zapachem jego wody kolońskiej – kuszącą mieszaniną drewna sandałowego, cytryny i jakichś nieokreślonych ziół.

Propozycja Rocca powinna zabrzmieć dla niej odrażająco, jednak jej ciało podpowiadało coś zgoła innego.

– Ottavia? – zaczął nalegać, przysuwając usta tak blisko, że czuła jego gorący oddech.

Wiedziała, że nie wolno jej utracić gruntu pod nogami. Musi być silna. Jeśli nie dla siebie samej, to chociaż dla Adriany.

– Seksu nie będzie – powiedziała mimo drżenia warg. – Nigdy go nie ma.

Wzdrygnęła się, gdy nagle zwolnił uścisk.

– Jak to? Przecież jesteś kurtyzaną, prawda? A kurtyzana to kochanka. To się chyba z tym wiąże, nie?

Jego przystojna twarz odzwierciedlała toczącą się w duszy walkę frustracji z zakłopotaniem. Frustracja w końcu zwyciężyła. Ottavia wypiła łyk wina i starała się zebrać myśli.

– W załączniku może pan przeczytać, że ukończyłam dwa fakultety: ekonomię i sztuki piękne. Jestem obeznana z protokołem dyplomatycznym i etykietą, jestem też wykwalifikowaną hostessą i gospodynią przyjęć. Mogę prowadzić dyskusje o finansach, obojętnie, czy dotyczą gospodarki światowej, czy gospodarstw domowych. Mogę doradzać w kwestiach sztuki i literatury, fachowo i w dowolnym zakresie wypowiadać się o wielkich poetach i filozofach. Przyjmować pańskich gości i zapewnić, że czasu spędzonego pod pańskim dachem nie uznają za stracony. Dotrzymam im towarzystwa, pocieszę, poprawię humor. Mogę nawet zrobić masaż stóp.

Zamilkła i zaczerpnęła powietrza.

– Ale nie uprawiam seksu.

– To niedorzeczne! Wszyscy uprawiają seks.

– Ogromna większość ludzi tak. Ale nie ja.

– Mam rozumieć, że nigdy nie poszłaś z żadnym klientem do łóżka? – Król Rocco przesunął ręką po włosach.

– Właśnie to chciałam powiedzieć.

– A ci inni… poprzedni klienci? Godzili się na to?

– Tak.

– I byli zadowoleni?

– Owszem.

– Trudno mi uwierzyć.

Luksusowy układ

Подняться наверх