Читать книгу Ślubuję ci zemstę - Yvonne Lindsay - Страница 4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ОглавлениеAlice Horvath, najstarsza z rodu Horvathów, była prezes Horvath Corporation i założycielka agencji matrymonialnej „Stworzeni dla siebie”, rozejrzała się po oświetlonej świecami i ozdobionej kwiatami sali, usiłując ignorować zakradające się do jej myśli obawy. Nie wiedziała, czemu tak się denerwuje związkiem swojego wnuka Galena z kobietą, która idealnie do niego pasowała.
Z jakiegoś powodu, niezależnie od tego, że zawsze przykładała wagę do szczegółu, czuła, jakby nie do końca panowała nad tym, co się wydarzy.
Przyszłe szczęście młodej pary było jej jedynym celem, jednak nie była w stanie przewidzieć ich przyszłości tak jasno jak w przypadku innych par. Powodzenie związku będzie od nich wymagało ciężkiej pracy i zaangażowania.
Czy podjęła zbędne ryzyko? Galen twierdził, że nie oczekuje wielkiej namiętności, a jednak wszyscy na to zasługują. Pomyślała o swoim zmarłym mężu Eduardzie. Od dawna tak za nim nie tęskniła jak dziś. Nie była jeszcze gotowa spocząć u jego boku. Wciąż miała wiele do zrobienia, a sukces tego małżeństwa był dla niej jedną z najważniejszych rzeczy, choć przy okazji mogły wyjść na jaw długo skrywane tajemnice.
Galen na moment zamknął oczy.
Potem, gdy poczuł drobną dłoń, która ścisnęła jego rękę, ruszył przed siebie.
- Będzie dobrze – szepnęła Ellie. – Ona cię pokocha.
Oddał jej uścisk.
- Ona nas pokocha – zapewnił.
Strzepnął z rękawa nieistniejący pyłek i spojrzał na swą druhnę. Ellie uśmiechnęła się, a Galen poczuł, że serce mu rośnie. Jego brat Valentin i kuzyn Ilja zaoferowali się, że staną obok niego przy ołtarzu, ale to nie był normalny ślub. Tu chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa dziewięcioletniej Ellie, więc wydawało się oczywiste, że ona stanie obok niego.
Kiedy został prawnym opiekunem Ellie po tragicznej śmierci jej rodziców ponad trzy miesiące temu, jego dotychczasowe życie ostro wyhamowało. Koniec z szalonymi imprezami. Zobowiązania, jakich unikał przez większą część dorosłego życia, spadły na niego w pakiecie. Nie był na to gotowy, ale rodzice Ellie, jego najlepsi przyjaciele, też nie byli gotowi na śmierć.
Po raz ostatni rozejrzał się, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Nie byłby szefem Horvath Hotels and Resorts, gdyby codziennie nie sprawdzał wszystkiego trzy razy. Wiedział, jak uszczęśliwiać ludzi, różnych ludzi. Liczył na to, że dzięki tej umiejętności uszczęśliwi też żonę.
- Jest bardzo ładna – szepnęła Ellie.
Galen zerknął na drzwi na końcu wyłożonej długim dywanem sali. Ładna? Jej twarz była uosobieniem łagodności, głowę trzymała prosto. Włosy miała spięte z tyłu głowy w luźny kok. Miał ochotę wyciągnąć z nich szpilki i pozwolić im opaść na ramiona odsłonięte przez sukienkę bez ramiączek. Jej skóra lśniła. Dekolt zdobił naszyjnik z brylantem, przyciągając wzrok do piersi. Spuścił wzrok niżej, na talię obwiązaną atłasową wstążką z dżetami i kwiatami z jedwabiu. Jeszcze niżej trzy warstwy połyskującej tkaniny otaczały ją niczym puchata chmurka.
- Wygląda jak księżniczka – powiedziała Ellie na tyle głośno, że wszyscy w sali odwrócili głowy.
- Zrobimy ją naszą królową, co ty na to? – rzekł Galen i trzymając Ellie za rękę, ruszył w stronę przyszłej żony.
Gdy się zbliżali, dojrzał jej przyspieszony puls na szyi. Być może nie była tak spokojna, jak się wydawało. Zresztą nie miałby ochoty poślubiać kobiety, która nie byłaby choć trochę przejęta perspektywą poznania przyszłego męża dopiero przy ołtarzu.
Choć widział, że bratu i kuzynowi taki ślub wyszedł na dobre, sam nie brał tego pod uwagę. Dopóki w jego życiu nie pojawiła się Ellie, w ogóle nie rozważał małżeństwa.
Oczy kobiety zabłysły w świetle świec.
- Mój mąż, jak się domyślam? – powiedziała nieco zdenerwowanym głosem.
- Galen Horvath, do usług. – Uniósł jej dłoń do warg.
Jej skóra była ciepła, pachnąca czymś słodkim, z odrobiną wanilii i nieco cięższą korzenną nutą. Puścił ją szybko, ponieważ lekko drżała.
Za to jego druhna odezwała się śmiało:
- A ja jestem Ellie. Wyjdzie pani za nas?
Uśmiech uniósł kąciki warg kobiety.
- Za oboje? No, to dopiero dobry interes – odparła, uśmiechając się szerzej. – Tak. Jestem Peyton Earnshaw i z radością was poślubię.
Galen poczuł jakieś wewnętrzne drżenie. Jej uśmiech, jej maniery, zapach. Wszystko to silnie na niego działało. Napięcie, które cały dzień go dręczyło, odeszło. Będzie dobrze, pomyślał. Będzie nam dobrze, poprawił się.
Peyton, która zajmowała się dziennikarstwem śledczym, robiła już mnóstwo rzeczy, ale po raz pierwszy wychodziła za mąż. Gdy zdecydowała się napisać demaskatorski artykuł na temat Alice Horvath, z radością odkryła, że wśród pracowników Alice jest jej dawna koleżanka z college’u. A gdy się dowiedziała, że wnuk Alice szuka żony, zadzwoniła do dawnej koleżanki i namówiła ją do drobnego nadużycia, tak by jej profil idealnie pasował do profilu tego mężczyzny.
Fakt, że takie manipulacje okazały się możliwe, uwiarygodnił tezę Peyton, iż agencja matrymonialna Alice Horvath to jedno wielkie oszustwo.
Mając z jednej strony Galena, a z drugiej Ellie, Peyton ruszyła w stronę celebranta, który czekał z życzliwym uśmiechem. Była gotowa zrobić wszystko dla osiągnięcia swojego celu – nawet poślubić obcego mężczyznę.
Nieznośnie świadoma ciepłego i silnego uścisku ręki Galena, usiłowała uspokoić serce. To mógłby być każdy. A jednak nie. Galen był jednym z wnuków Alice Horvath. Wysoki, przystojniejszy niż gwiazdorzy, których widziała ostatnio w kinie, posiadał charyzmę, która ją przyciągała. Jego dotyk wyzwolił w niej takie odczucia, do których nie chciała się przyznać, gdyż uważała, że jest od nich wolna. Nie była naiwna, nie miała nierealistycznych oczekiwań. Och, jasne. Wiedziała, że może się zakochać, ale znała też ból głupich decyzji podjętych w porywie chwili.
- Wszystko dobrze?
Cichy szept pieścił jej ucho. To głos Galena.
- Po prostu ekstra. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
Galen spojrzał jej w oczy, a jego twarz przeciął uśmiech, który odebrał jej dech. Stając twarzą do celebranta, Peyton była już przekonana, że musi zachować nadzwyczajną ostrożność.
Ceremonia była prosta. Chciałaby móc powiedzieć, że była też szczera, ale przecież znalazła się tu pod fałszywym pretekstem. Nagle pomyślała, że jej plany odbiją się nie tylko na człowieku, którego właśnie poślubia, ale także na dziewczynce, która patrzy na nią z podziwem. Cóż, musi pamiętać, że nie wolno jej się angażować. Zaś kiedy do kiosków trafi jej artykuł pokazujący prawdziwą Alice Horvath, cierpieć będzie wyłącznie Alice, która zrujnowała życie rodziny Peyton. To przez nią Peyton była zmuszona oddać dziecko. Zamrugała, czując łzy pod powiekami, i powiedziała sobie: Nie okazuj słabości.
- Moje gratulacje – rzekł celebrant z entuzjazmem, jakby to był prawdziwy ślub. – Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.
Peyton zamarła. Galen ujął jej dłonie i pochylił się ku niej. Ogarnęło ją poczucie nieuchronności, instynktownie pozwoliła, by musnął jej wargi pocałunkiem. W istocie to było więcej niż muśnięcie, to było wabienie. A gdy rozchyliła wargi – by zaprotestować, jak tłumaczyła sobie później – wykorzystał to. Powinna była się odsunąć, a jednak tego nie zrobiła. Jak zadurzona nastolatka oddała mu pocałunek, jakby od miesięcy oczekiwali na ten moment.
Gdy w końcu Galen się odsunął, poczuła się dziwnie osamotniona. Zrozumiała, że trzymanie Galena na dystans będzie trudniejsze, niż się spodziewała.
- Hurra, jesteśmy rodziną! – zawołała radośnie Ellie, obejmując ich ramionami. – Teraz nic złego się nie stanie.
- Nic złe… - zaczęła Peyton.
- Później ci wyjaśnię. Teraz świętujemy.
I świętowali. Robili sobie zdjęcia z gośćmi, w tym z jej koleżankami z college’u, z którymi utrzymywała kontakt. Rodzina Horvathów okazała jej współczucie, gdy Peyton wyjaśniła, że jej matka zmarła, kiedy była dzieckiem, zaś ojciec nie mógł pojawić się na ślubie.
Wznosili toasty, jedli i tańczyli, i znów wznosili toasty. Peyton cały czas się uśmiechała. Zachowywała się, jakby to było właśnie to, czego pragnęła całe życie.
Kiedy przygasło światło i zabrzmiała romantyczna melodia, Galen poprowadził ją na parkiet.
- Nigdy się nie męczysz? – zażartowała. – Jeszcze nawet nie usiadłeś.
Uśmiechnął się lekko, a potem spoważniał.
- Chcę ci wyjaśnić, co się kryje za słowami Ellie.
- Proszę, słucham – zachęciła go, gdy znów zamilkł.
Jeśli się nie myliła, jego oczy zwilgotniały. Kilka razy zamrugał, potem znów na nią spojrzał.
- Jestem prawnym opiekunem Ellie. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym na początku roku. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi.
Peyton zalała fala współczucia. Wiedziała, jak to jest, kiedy świat rozpada się nieoczekiwanie. Ale żeby stracić oboje rodziców jednocześnie? To zbyt okrutne. Milczała, nie chciała zagadywać ciszy frazesami.
Po paru minutach Galen podjął:
- Wydaje mi się, że ona całkiem nieźle sobie radzi. Chodziła na terapię, nie wprowadziliśmy żadnych zmian w jej codziennym życiu, na które nie była gotowa. Prawdę mówiąc, to był jej pomysł, żebym kupił dla nas dom w okolicy, gdzie mieszkała. Powiedziała, że w jej dawnym domu jest zbyt smutno.
- Zrobiłeś to?
- Cóż, to trwa. Na razie mieszkamy w moim apartamencie w hotelu. Mam nadzieję, że pomożesz nam wybrać nasz wspólny dom.
- Nasz wspólny dom. To poważna prośba, a my dopiero się poznaliśmy, prawda?
Galen skinął głową.
- Jeśli chcemy, żeby nasze małżeństwo się udało, musimy żyć pod jednym dachem, prawda? – Kiedy milczała, podjął: - Tak czy owak, myślałem, że dajemy sobie z Ellie radę, aż pewnego dnia znalazłem ją zapłakaną, a kiedy udało mi się dowiedzieć, w czym problem, zatkało mnie. To nie było coś, co mógłbym kupić ani coś, od czego mógłbym odwrócić jej uwagę choćby żartem.
- Co to było?
- Powiedziała, że przeraża ją, co się stanie, jeśli umrę tak jak jej rodzice i zostanie całkiem sama. – Rozejrzał się i zniżył głos. – Wtedy zrozumiałem, że muszę znaleźć żonę, która zechce dzielić ze mną opiekę nad Ellie. Pomoże jej poczuć się bezpiecznie. Chcę być z tobą szczery, Peyton. To małżeństwo nie zaczęło się normalnie, ale chciałbym myśleć, że zostaniemy normalnym małżeństwem. Oboje przyszliśmy do agencji, żeby znaleźć odpowiedniego partnera. Ellie jest teraz dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Muszę wiedzieć, czy mogę na ciebie liczyć.